Nr 40, z 1 października 1881

Usprawiedliwienie. - Przepisy ministerium co do chorób zaraźliwych. - Słomka ratunkowa. - Nadzieja w Pasteurze. - Lecznica bezpłatna. - Wskazówka dla księży. - Ofiara dla szwaczek. - Uspokojone sumienie. - Mierzwiński i Kościuszko. - Przyjazd p. Modrzejewskiej. - Bitwa około Teatru Nowego. - Bomby na scenach ogródkowych. - Proces o tytuł ks. Druckiego-Lubeckiego. - Ostrożnie ze starą porcelaną. - Dowody rozmaitości tworów natury... - S c y na wystawie ogrodniczej - Jej rezultat. - Ananasy z ogrodu "Nowosti".

Pięć tygodni upłynęło od chwili, w której po raz ostatni rozmawiałem z wami, czytelnicy, na tym miejscu - pięć tygodni dla mnie strasznych, dla was może wesołych. Z innym też zapewnię usposobieniem spotykamy się znowu: ja pragnąłbym zapomnieć o wszystkim, prócz mojej boleści, wy - wiedzieć o wszystkim, prócz o niej. Zatrzyjmy tę różnicę - wy współczuciem dla strapionego ojca, ja chęcią spełnienia obowiązku względem czytelnika. Postaram się, ażeby ze słów moich ani krople krwi, ani łez nie ciekły.

Złożywszy do grobu ofiarę tej strasznej dżumy, która pod imieniem szkarlatyny i dyfterytu morduje od pewnego czasu dzieci nasze, przyznać muszę zasługę chociaż tak słabemu ratunkowi, jakim usiłuje zażegnać niebezpieczeństwo ministerium spraw wewnętrznych. Poleciło ono: l) zabronić przechowywania przez czas dłuższy zwłok w domach prywatnych, 2) przenoszenia ich do kościołów w przeddzień nabożeństwa żałobnego, 3) gromadzenia się dzieci około trumny, 4) zaświadczyć z większą szybkością śmierć w wypadkach zarazy i 5) rozciągnąć większy nadzór nad chowaniem ciał zmarłych z zarazy i grzebać je głęboko. Kto widział zupełną bezsilność lekarzy wobec cięższych wypadków szkarlatyny i dyfterytu, haniebną niemoc użytych przeciw nim środków higienicznych i aptecznych, kto patrzył na jakąś niewidzialną, niszczącą potęgę moru, który udaremnia wszystkie nasze zabiegi, kto chronił troskliwie swe dzieci od możliwości niebezpieczeństwa i odeprzeć go nie zdołał - ten w rozporządzeniu ministerialnym zbawienia nie odnajdzie. Ale chociażby ono tylko zapobiegło jednemu możliwemu wypadkowi, zasługuje na uwagę. Tonąc czepiajmy się słomek, jeśli nam nie wystarcza bezwładne wobec strasznego moru liberum veto i dopóki wielki badacz francuski, Pasteur, pracujący nad poznaniem istoty zarazków, nie uwolni od nich świata. Jeśli tego wielkiego dzieła dokona, jeśli dzięki jemu będziemy kiedyś szczepili szkarlatynę lub dyfteryt, jak dziś ospę, ludzkość powinna ucałować zbawczą rękę. Tymczasem przeklinajmy lub skarżmy się na los, który nam wydziera dzieci w chwili, gdy Pasteurowie jeszcze nie zbadali mikrobów.

Wobec tylu chorób, grasujących w naszym mieście, rzeczywistym dobrodziejstwem dla biedaków jest nowo założona, staraniem ks. Z. Chełmickiego, bezpłatna lecznica przy ulicy Długiej. Należało się to dawno tym, którzy ledwie mogą ratować swe życie w zdrowiu i dla których pomoc w chorobie jest zbytkiem. Dobrze więc, że powstała instytucja, która może nieraz zagoi zakrwawione serce ojcu, matce, mężowi lub żonie. Jest to res sacra, a starania około niej są daleko właściwszym zajęciem dla księży niż ustawiczne ćwiczenia karciane w domu i wyklinanie postępowców w kościele. Ksiądz Chełmicki, dzięki gorliwej usłudze lekarzy, spełnił szczęśliwie sakrament wspólnej wszystkim ludziom religii, która się nazywa miłosierdziem. Przeciwko takiemu nabożeństwu nie protestują ci, którzy nieradzi by widzieć księży opróżniających kieszenie ludu chciwością i zapychających jego głowy fanatyzmem.

W ostatnich latach miłosierdzie zrodziło u nas kilka bardzo pięknych objawów. Jednym z nich jest bezimienna ofiara 50 000 rubli dla szwaczek, szczodra nawet wtedy, gdyby z niej jedno zero trzeba było strącić na rachunek bujnej wyobraźni reporterskiej. Istoty te, które dziś są jedynie przedmiotem opieki ulicznych uwodzicieli, zasługują na względy usiłowań szlachetnych. Trzeba pomóc ich biedzie i ich mimowolnym upadkom, ażeby przestały być rybami, które publicznie łowić może każdy głodny czci niewieściej rozpustnik. Wieczna to kolej życia ludzkiego: jeśli jedna ręka nie odprowadzi nieszczęśliwych od przepaści, to druga ich w nią strąci. A strąca się u nas szwaczek w przepaść bardzo dużo, więcej niż sumienie społeczeństwa znieść może. [...]

 


LIBERUM VETO