III. ELI, ELI, LAMA SABACHTANI?

 

O Panie, Panie! czemuś nas opuścił?

Gwiazdy nad nami zmgliły się żałobą,

Czemuż Ty, Panie, naszych łez nie uczcił.

Gdyśmy płakali przed Tobą.

 

Onego czasu było orle gniazdo.

Gniazdo zapaśne, szerokie a całe,

Orłowie z niego swą podniebną jazdą

Rozgłaszali Pańską chwalę.

 

Orłowie, skrzydła łamiąc w zawierusze,

Padli nieżywi na skały dalekie,

Czemużeś, Panie, ich dzieci bezpusze

Trzem wężom oddał w opiekę?

 

Orlęta skrzydeł nie mogą rozwinąć,

Karmione śliną i niemocy jadem,

Lepiej im było wraz z ojcami zginąć,

Niż w jednym gnieździe żyć z gadem!

 

Żałobni, Panie, żałobni my bardzo,

Bo duchy ojców gdy lecą obłokiem,

To na swe syny, co ich lotem gardzą,

Ponurym patrzają okiem.

 

Korni jesteśmy, choć żywot nasz lichy

W jarzmie i w hańbie wleczemy powoli,

Wszak łatwiej zniesiesz w człowieku grzech pychy

Niźli pokorę - niewoli!

 

U obcych ludów stoim w poniewierce,

Ci, mimo idąc, głowami kiwają

I zimne dłonie kładą nam na serce,

Oni, co serca nie mają!

 

Inni nas cieszą lub płaczą nad nami

Jak owe słabe niewiasty Syjonu,

Oni w poddaństwie hodowani sami...

Odstępcy Twego zakonu!

 

O! jakże cierpkie są, Panie, te słowa,

Lecz ból niezmierny pierś naszą rozrywa,

O, Panie! dziecko gdy w grób matkę chowa.

To ryczy płaczem - nie śpiéwa

 

I mniej cierpimy przykuci do krzyża

Naszych odwiecznych nieprzyjaciół złością.

Niż kiedy naszym boleściom ubliża

Niewierny kłamną litością.

 

Więc Ty, o Panie! opuść ku nam ręce,

Podnieś nas, zanim rozpacz nas ogarnie,

Bo szkoda, Panie, aby w strasznej męce

Twój naród zaginął marnie.

 

I daj nam siłę, by za dawne grzechy

My aż do końca wytrwali w pokucie,

Bo gdy dla siebie nie widzi pociechy,

Trętwieje miłość i czucie.


SPIS WIERSZY