NA WYJEZDNYM Z FONTAINEBLEAU

 

Bywaj mi zdrowa, mała moja celko,

Gdzie mi się wiodło na lirze pastuszej,

Kędy z niczego miałem radość wielką -

Z przędzy wysnutej na pociechę duszy...

Dziwna to sprawa, czemu wśród niedoli

Człowiek nie czuje, że go serce boli,

Jeżeli kocha i jeżeli wierzy;

Wiedząc, że wszystko od Boga zależy

I od natchnienia, jakie w serce poda,

Płynie przez życie spokojnie jak woda,

A jeśli czasem na piasków mieliźnie

Po wierzchu rzeki chmura się prześliźnie

I barwy niebios na chwilę poszarzy,

Z cichą pokorą przyjmie, co Bóg zdarzy.

 

Bo i cóż robić, gdy tak Bóg przeznaczy,

Że żadną miarą nie można inaczej?

Pracować szczerze i żywić nadzieje,

Że przecież ziarno niepróżno się sieje

I że - da Pan Bóg - po biedzie latosiej

Polska pszenica pięknie się wykłosi!

Że gdy przeminie dopuszczenia zima,

Żadna moc polnej runi nie powstrzyma!

Ale siać trzeba, kmieciu ty, Adamie,

Bo nie na próżno Pan Bóg dał ci ramię

I nie na darmo różne dzieli dary

W miarę zasługi i w miarę ofiary.

Przy tym okienku, za którym się słania

Płacząca wierzba, drzewo pożegnania,

Jakież to myśli snuły się o wierze -

Złote w poczęciu, szare na papierze!

Bo gdzież to można sposoby ludzkimi

Oddać po ziemsku to, co nie ze ziemi?

 

A tu w ogrodzie pod starą jabłonią,

Gdzie kwiaty pachnią i pszczoły się gonią,

Czegom nie marzył! Za szczęsnym powrotem

O dużym dzbanie i o miodzie złotym,

O dobrych kmieciach i szlachcie poczciwej,

Także o pewnej Hannie urodziwej,

Która szczęśliwa, jak to każda młoda,

Lirence mojej chętne ucho poda

I do napoju, co serce pociesza,

Jeszcze i uśmiech życzliwy domiesza...

 

Bywaj mi zdrowe, spokojne ustronie!

Szerokim światem znowu wiatr pogonię,

To, com ukochał, za chwilę porzucę,

Zaczętej nawet pieśni nie donucę.

Nutę serdeczną przerwałem wpół brzęku,

Lira kochanka wypadła nu z ręku,

A szemrząc w duszy nie dograne słówko

Patrzy się na mnie z żałosną wymówką.

 

Zostań, lirenko moja ty pieściwa!

Poranny wietrzyk niech na tobie grywa,

Poranny wietrzyk ojczystej dąbrowy

I ten szumiący długi liść wierzbowy,

Którym znajome wszystkie moje troski -

Miłość ojczyzny, tęsknota do wioski

I spokój, spokój, który miłość wlewa.

Zostań, lirenko, pod opieką drzewa,

A ja po czasie powrócę do ciebie,

By znowu śpiewać o Polsce i niebie.


WIERSZE TEOFILA LENARTOWICZA