PIEŚŃ CZWARTA

 

Kto nie jest architektem, może być mularzem,

Może być cyrulikiem, kto nie jest lekarzem,

Kto nie potrafi niebios, może ziemię mierzyć,

Kto nie jest teologiem, może prosto wierzyć,

Kto nie ma ust wyprawnych, przynajmniej zza kraty

Może głośno zawołać na prejudykaty,

Kto nie jest jenerałem, może flintę dźwigać,

Może, nie rządząc wojskiem, nieprzyjaciół ścigać,

Kto nie może wymowie kaznodziejskiej sprostać,

Może przynajmniej dobrym katechistą zostać;

W każdym innym rodzaju, kto pierwszych nie dopnie,

Może, nie bez honoru, drugie trzymać stopnie.

Lecz w sztuce niebeśpiecznej odlewania wierszy

Musi ten być ostatni, kto nie będzie pierwszy;

Żaden szczebel pośrzedni dwóch końców nie grodzi.

Nigdy się rymotwórcą miernym być nie godzi,

Nie ścierpią tego ludzie, nie darują bogi.

Jeźli pisarz jest zimny, w wyrazy ubogi,

A jeszcze skąpszy w myśli - bardzo ciężko błądzi,

Gdy się za prawe dziecię Apollina sądzi.

Bękart jest, próżno wierszy pisaniem się trudzi,

Nigdy on nie pozyska szacunku u ludzi.

Jako jedna zła strona w muzyce nas razi,

Jeden zły pociąg pędzla cały obraz kazi,

Kwaśne wino przy stole wybornym - niesmaczne,

Najpiękniejszy strój szpecą przypinki dziwaczne,

I na wybór zrobione gdzie nie będzie wszytko,

Całe dzieło błąd jeden może zepsuć brzydko -

Tak też wiersz, utworzony na zagrzanie duszy,

Jeźli mocnym wyrazem serca nie poruszy,

Jeźli się w krasy jego szpetna plama wkradnie,

Gdy nieba nie dosięgnie - na ziemię upadnie.

Szczęśliwy dar natury jest głównym przymiotem.

Daremnie w pracy hojnym oblewasz się potem,

Jeżeli cię natura sama nie sposobi:

Idąc naprzeciwko niej, człowiek nic nie zrobi.

Ta jest Muza poety, od niej ma natchnienie,

Ona mu rodzi myśli, ona kształci pienie.

Nic sztuka bez natury, praca nadaremna.

Jednakowoż je łączy potrzeba wzajemna:

Bez natury, choć sztukę znasz, musisz się gwałtem,

Ale przy sposobności, kiedy jeszcze kształtem

Pięknym umiesz rozłożyć naturalne wdzięki,

Dzieło twe zda się dziełem niebieskiej być ręki.

Tak z daru przyrodzenia żyznorodne pole

Z dobrym ziarnem wydaje chwasty i kąkole,

Gdy biegłego rolnika nie sprawi go praca,

A uprawne - wybornym ziarnem się wypłaca.

Tak i dowcip bez sztuki, choć wiele dokaże,

Jednak często piękności swe plamami zmaże,

Lecz gdy się z sztuką ścisłym połączy ogniwem -

Więcej rodzi i płodem zakwita szczęśliwym.

Acz się nie trzymaj sztuki jak pijany płota.

Nie każda jedne cierpi prawidła robota.

Sztuka, wzięta z przykładów, ścieśnia ludzkie dzieła.

Czyliż wszystko w okresie swym sztuka zamknęła?

Górny genijusz, lotne rozpuściwszy skrzydła,

Za nieprzestępne sztuki wyleci prawidła,

Pójdzie, gdzie zapęd myśli niesie go wysokiej,

Nowe stworzy rodzaje, nowe da widoki.

Czyż jeden rodzaj broni przystępu drugiemu?

Czyż wszyscy podlegamy prawidłu jednemu?

Nowość, co jako światło niespodziane bije,

Co w sobie sztukę dotąd nie poznaną kryje,

Razi umysły w ciasnym zamknięte okresie,

Ale z czasem chwalebne zwycięstwo odniesie.

Godni naśladowania dawni autorowie,

Oni są nasze wzory, oni sztuk twórcowie,

Z ich dzieł się urodziła dla nas trudna sztuka.

Lecz ma-li to być grzechem, że nowych dróg szuka

Genijusz twórczy, nie chcąc iść gościńcem bitym?

Tak wyniosły pisarzem został znakomitym

Milton i smutny Jung, nowe sobie robiąc

Drogi i w nowe kwiaty dzieła swoje zdobiąc.

I na cóż więc prawidła swe sztuka nam kreśli?

Na to, żeby natury trzymać się najściślej.

Tyle mamy dzieł różnych, a wszystkie są godne

Pochwały, skoro tylko z naturą są zgodne.

Kiedyż sztuce natura dobre wzory daje?

Wtenczas, kiedy panują proste obyczaje,

Gdy śmierć ojca przebija krwawym sztychem syna,

Gdy matka dzieci swoje na piersi zaklina,

Kiedy osierociałe po mężach swych wdowy

Nielitościwym włosy rwą pazurem z głowy,

Gdy w powszechnym nieszczęściu król i lud pospołem

Biorą żałobne szaty, w piasku grzebią czołem,

Gdy nowo wyszłe na świat dziecię ojciec bierze

Na ręce i Niebu je oddaje w ofierze,

Po długim oddaleniu gdy syn swe rodzice

Widzi, ściska ich nogi, łzami skrapia lice -

Wszystko, co nosi jakąś na sobie prostotę,

Co nie znaną w tych czasach okazuje cnotę,

Męskich farb, żywych myśli dostarcza poecie.

Cóż w dzisiejszym równego może znaleźć świecie,

Gdzie okrutny a mocny tyran głupiej mody

Wszystkie prawie na jeden tok przelał narody,

Gdzie się do jednostajnej grzeczności przywykło,

A nawet imię męża, ojca, syna znikło?

Tak więcej nas posępne przypadki natury

Tykają, mocniej widok uderza ponury,

Kiedy noc ziemię kirem żałobnym przykryje,

A z daleka z okropnym gromem piorun bije,

Niźli spokojna cisza. Tam bojaźń nas wzrusza,

Tam strachem zdjęta z ciała chce uciekać dusza,

Bije serce, blednieje twarz, drętwieją żyły,

A przeciwnie - stan ciszy zimny, chociaż miły.

Jak do obrazu różne potrzeba mieć farby,

Tak, żeby dobrze pisać, zebrać nauk skarby.

Trudno tam idzie wyraz, sucha tam wymowa,

Gdzie nie jest w różne myśli zbogacona głowa.

A więc trzeba się uczyć. I we dnie, i w nocy

Wartować mądre pisma, w nich pewnej pomocy

Szukać do dzieła swego. Poznać ludzkie związki,

Jakie poddanych, jakie królów obowiązki,

Jaka się cześć rodzicom od dzieci należy,

Poważnej sędziwości jaka od młodzieży,

Co sobie winni bracia, co obywatele,

Co prawymi spojeni węzły przyjaciele,

Jak sprawować urzędy, jak poczciwie sądzić,

Jak rozumnie podlegać, jak chwalebnie rządzić,

W całym życiu za czystą ubiegać się cnotą,

Sprawiedliwość nad wszystko świata przenieść złoto,

Szczerze o dobru kraju przemyślać na radzie,

Ani drogiego czasu nie tracić na zwadzie,

Niczego nie żałować dla miłej ojczyzny,

I kalectwo ponosić, i chwalebne blizny,

A nawet na ofiarę jej położyć życie.

Z tych się to źrzódel myśli czerpają obficie.

Tak, powinności wszystkich ogarnąwszy stanów,

Wydasz dokładnie królów, poddanych i panów,

Tak zostaniesz pisarzem w późne wieki sławnym,

Tak będziesz pożytecznym, tak będziesz zabawnym.

To jest prawo poetów sztuki nieodmienne:

W przyprawnym kąsku dawać nauki zbawienne.

Niech cię pochlebne nigdy pochwały nie zwodzą.

Więcej zawsze pochlebcy w nauce zaszkodzą

Niżeli przyganiacze. Skoro się upoisz

Dobrą myślą o sobie, natenczas mniej stoisz

O względy powszechności, która dusze harde

Umie ukorzyć, płacąc im wzgardą za wzgardę.

Każdego słuchaj zdania i nie wstydź się radzić;

Nigdy taka nie może ostrożność zawadzić.

I niezbyt oświecony da ci radę zdrową.

Lecz się ostrego z krzywą chroń krytyka głową,

Co się ludzkich dzieł sędzią powszechnym stanowi,

A na tym mądrość kładzie, że wszystko obmowi.

Na niczyim zbytecznie nie sadź się rozumie:

Ten sam dobrze napisze, a sądzić nie umie,

Ten zna, co jest dobrego, a gdy własnym piorem

Chce zrobić co, pomiernym jest bardzo autorem.

Wielu się radzić trzeba, uważać najściślej,

Kto z innych zdania sądzi, a kto z siebie myśli.

Ledwie nie każdy wyrok daje tonem śmiałym,

Choć to tylko właściwym jest mądrych udziałem.

Do nich się uciekajmy, a unikniem zdrady,

U nich samych się zdrowej spodziewamy rady.

Co za dobre osądzi mądrych ludzi zdanie,

To być dobrym po wszystkie wieki nie przestanie.

Nie szukaj sławy twojej z drugich poniżeniem.

Zły człowiek się wynosi ludzkim pognębieniem

I w takiej mierze rośnie, w jakiej drugim szkodzi -

Ale nie taką drogą prawa dusza chodzi.

Jeżeli złośliwego postrzegasz człowieka,

Który mało sam robi, a na drugich szczeka,

Masz względem niego kamień probierczy gotowy,

Że lichych jest przymiotów i poziomej głowy.

Mierność, nieufna sobie, zniżać drugich rada.

Inna jest szlachetnego umysłu przesada:

Nikomu nie ujmuje, swa siła go niesie,

Bez krzywdy drugich stanie na wytkniętym kresie.

Kto prawą idzie ścieżką, a dowcip i cnota

Kieruje krokiem jego - otwarte ma wrota

Do szacunku ludzkiego. Próżne złości strzały,

Prawdziwa wartość musi używać swej chwały.

Nie na tym sadź twą chwałę, że napiszesz wiele.

Większą ten sławę zyska w pamięci kościele,

Co choć mało, lecz piórem napisał wybornym,

A wzgląd ludzki mimo się kładł umysłem gornym.

Ty, co wielbisz dowcipy twego pióra godne,

Co zdrowe dajesz rady sejmującym w Grodnie,

Niosąc wracającemu rym z podróży panu

Przedziwny kreślisz obraz pierwotnego stanu,

Zacny gościu w Heilsbergu! Kto się wpatrzy pilnie -

Że to twój wizerunek, wyzna nieomylnie.

Hołd ten szczerej prostoty racz przyjąć chętliwie,

Twoje wielbię przymioty, twym rytmom się dziwię [1].

Pracuj długo dla chwały! Jakaż dla człowieka

Może być trudna praca, jeżeli ją czeka

W potomne wieki chwała! Gdy zyskasz tę płatę,

I tysiąc lat nie możesz poczytać za stratę.

To tylko jest nieszczęście, że złość z smoczym pyskiem

Gryzie, złość, jadowitym godząca pociskiem,

Nie da użyć słodkiego za życia pokoju.

A ci, którzy w uczonym dni pędzili znoju,

Nędzę wzięli podziałem. Dusz szlachetnych celu,

Chwało! Jak cię za życia zyskało niewielu!

Ów włócząc się po miastach, nędzny, chleba żebrał,

A dopiero po śmierci ten zaszczyt odebrał,

Że rodem jego siedm miast uszlachcić się chciało.

Ten, co wojnę szatana opiewał zuchwałą,

W zarzuceniu i wzgardzie przeżył aż do zgonu,

A po śmierci Homerem został Albijonu [2].

Niechaj to jednak w tobie ognia nie przydusza,

Niechaj cię miły widok potomności wzrusza.

Zwyczajnie to wiek ludziom oddaje późniejszy,

Czego im wiek niesłusznie odmówił dzisiejszy.

Potomność sprawiedliwa; coś zasłużył sobie,

Odda ci i kwiatami uwieńczy cię w grobie.

W wieku atoli naszym trudno mówić o tem,

Aby próżno poeta miał śpiewać za płotem [3].

Król mądry pod opiekę swoje wziął nauki,

A kto tylko dowcipu lub przemyślnej sztuki

Okazał powszechności jawne wynalazki,

Wziął zadatki, w szacownych darach, pańskiej łaski.

Wieś matką dobrych myśli, tu powietrze czyste,

Jak w ciele, tak i w duszy skutki oczywiste

Dzielną mocą sprawuje; a pod chmurą brudną

Miasta ciężko oddychać, jakże myśleć trudno!

Tu człowiek widzi wszystkie przyrodzenia płody,

Tu miesza łzy do źrzódeł kryształowej wody,

Tu oczy jego ciągną rozłożyste gaje,

Tu góry, którym słońce złotą barwę daje,

Tu, w przyjemne poranki, tu w chłodne wieczory

Wiosna z kwiatów, z ros lato śliczne stawia wzory.

Lekką nogą po łąkach jędrną trawkę depce,

Idzie w las, cichość jego do ucha mu szepce;

Błąka się, wszedł w jaskinią; tam go coś porusza.

Tam go tajemną mocą odludność napusza.

Przyszedł pod górę, siada; słyszy, jak z wysokiej

Skały z okropnym szumem spadają potoki.

Widzi blisko jezioro, wód obszerne niwy.

Raz w miłej ciszy stoi, znowu, gdy burzliwy

Wiatr powstanie, do brzegów szumne wały toczy.

Tak różnymi widoki chciwe pasąc oczy

Różne odbiera czucia, różne poruszenia,

Zapalony wśrzód burzy, cichy wśrzód milczenia.

Naturo! Wszystka w tobie piękność się zamyka,

Ty jesteś źrzódłem prawdy! Twoja nas przenika

Czcią powaga! W twej księdze dla wszystkich otwartej

Widać Najwyższej Ręki charakter niestarty!

Tu się duch rodzi, tu się malownia zagrzewa,

Porusza się namiętność. Raz się człowiek gniewa,

Znowu nagle w głębokie wpada zadumienie,

Już brwi marszczy, już czuje na sercu ściśnienie,

Wypuszcza z zapalonych piersi oddech gęściej,

Silne przeszło wzruszenie wszystkie ciała części,

Ogień się w nim zajmuje, ogień go pożera,

Już ledwie że oddycha, ledwie nie umiera,

Ale czego się dotknie, temu daje życie.

Tak, gdy silny go wewnątrz ogień pali skrycie,

Wszystek nadzwyczajnymi przejęty zapały

Leje myśl nową, tworzy z niej oryginały,

Które nieśmiertelności uwieńczy nagroda,

Które z poszanowaniem wiek wiekowi poda.

W dawnych znajdziesz wszelkiego gatunku przykłady.

Umiej w nich rozeznawać piękności i wady;

Kto w ciasnym wad autora nie czuje rozumie,

Ten pewnie i piękności jego czuć nie umie.

Lecz w nich nie pokładajmy zabobonnej wiary.

Czyż to już doskonałe ma z każdej być miary

I w niczym go bez grzechu nie godzi się winić,

Co pisze starożytność? Możnaż większą czynić

Krzywdę naturze ludzkiej, sądząc ją tak płochą,

Że dawnym była matką, a dla nas macochą?

Zawsze ona rozlewa swe dary obficie.

Grzebią je przez złe ludzie częstokroć użycie,

Ale drudzy owoce doskonałe rodzą,

Którzy powolnie za jej przewodnictwem chodzą.

Nie dajmy się przesądu zaciemniać powłoką,

Rzućmy nieuprzedzone na dzisiejsze oko

Dzieła sławnych pisarzów, a pewnie uznamy,

Że wiele równych bogactw starożytnym mamy.

Jeźli pióra twojego nie ufasz zbyt sile,

Ani w dowcipie twoim nie masz mocy tyle,

Ażebyś własnym płodem mógł język zbogacić,

Masz-li dosyć wprawności - nie chciej czasu tracić,

Przebieraj obce dzieła na krój polski gładko.

Ale dobrego widzieć tłumacza tak rzadko

Jak dobrego autora. Jeźli słowo w słowo

Pragniesz myśli przelewać, a swojską wymową

Nie znasz mocy obcego naśladować piora -

I sam siebie nie wsławisz, i skrzywdzisz autora.

Nie chodź ślepo cudzymi ścieżkami jak bydło.

Jeźli w dobrym chwalebną, tedy w złym obrzydłą

Rzeczą naśladowanie. Znajdzie kto wiersz nowy,

Już ma tłum naśladowców za sobą gotowy;

A gdy w nim każdy wyraz wiele zawsze znaczy,

Biedne naśladowniki zostają w rozpaczy.

Rzadko uda się komu. Wiek świadczy wiekowi -

Nie zrównał naśladowca nigdy autorowi.

Ufajmy więcej sobie, znajmy swe przymioty.

Czyż tak rzekła natura, że tylko dopoty

Posuniesz dzielność twego, człowiecze, rozumu -

Jak Bóg powiedział morzu: "Ta granica szumu

Twego zuchwalstwo wstrzyma?" Nie masz tego prawa.

Wszelką nam wolność daje natura łaskawa,

Niech tylko w nas niedbalstwo dowcipu nie morzy,

Wnet ze swych skarbnic talent nowe cuda stworzy.

Nie ludzkie dzieło ze wszech miar być doskonałym,

Lecz nie przeto w pisaniu możesz być niedbałym.

Staraj się w pracy twojej uiścić najlepiej,

Niech cię zawsze w robocie ta nadzieja krzepi,

Że chwałę zyskasz w wieki. A jak w lutni strony

Nie zawsze, które ręka chce, wydają tony,

Ani strzelec, choć wprawny, choć usilnie mierzy,

Nie zawsze w sam cel grotem niechybnym uderzy -

Tak przy największym myśli natężeniu snadnie

Błąd, mimo ostrożności autora, wypadnie.

Lecz jeżeli w rozliczne ozdoby bogaty,

Jeźli kształtnie w dobrane przybrał dzieło kwiaty,

I takim, jak należy, tokiem myśl tłumaczy -

Małym plamom rozsądny czytelnik wybaczy,

Mimo siebie przepuści lekkie błędy piora,

W wadach uzna człowieka - w pięknościach autora.

Trudno się czasem w długim nie usterknąć rymie,

Nawet i dobry Homer częstokroć zadrzemie.

Dzieło, co wszelkie w sobie ozdoby zamyka,

Zawsze będzie chciwego miało czytelnika.

Mierne dzieło trudno raz przeczytać do końca.

Lecz dzieło doskonałe, co - jak obraz - słońca

Jasnego się nie lęka, nigdy nie próżnuje

I im częściej czytane, tym więcej smakuje.

Najłatwiej, wziąwszy na nos krzywe okulary,

Ostrym wzrokiem po książkach wyśledzać przywary,

Ślepym być na ozdoby, a wady postrzegać.

Nie mógł przed Zoilami Homer się wybiegać [4],

O których by bez tego dotąd świat nie wiedział,

Ani się przed Bawiemi Wirgili osiedział.

Ale oszczercy w wiecznej niepamięci zgnili,

A sławę dotąd mają Homer i Wirgili.

Lubisz wytrząsać wady, miła ci ta praca -

Dobrze! Lecz słuchaj, jako u Feba popłaca:

Pewien zebrał poety wszystkie błędy w dziele.

Których, jak bystry krytyk, dostrzegł bardzo wiele,

I razem wypisawszy pokazał bożkowi.

Ten, ażeby zapłacił dobrze krytykowi,

Wór żyta zmieszanego z plewą przed nim stawił

I kazał je oddzielać. A gdy on to sprawił

Z ochotą i pewnej się nagrody spodziewa -

Bóg wziął ziarno, a jemu dostała się plewa [5].

Śmiejesz się? Sam nagrody godzien jesteś takiej,

Gdy pracownych piór dzieła bierzesz na przetaki.

Ostry krytyka urząd nie każdego zdobi:

Niech ten sądzi o drugich, który sam co zrobi.

Nim mądrość cudotwornej narzędziem wymowy

Ułagodziła rodu ludzkiego narowy,

Nim ogłosiła prawa i pod przepis ścisły

Sprawiedliwości - dzikie poddała umysły,

Pierwsi ludzie zwierzęcym trybem życie wiedli:

Błąkając się po lasach grubą żołądź jedli,

Nie znali chytrych wpuszczać matni w szklanne wody,

Samorodnymi tylko żywili się płody.

Nie było tego słowa: to moje, to twoje.

Moc była wszystkich prawem. Stąd straszne zaboje.

Stąd i bitwy, i gwałty działy się bezkarnie,

A ludzie bez obrony praw ginęli marnie.

Lecz skoro głośna lutnia, miodomowne strony

Nawiązawszy, słodkimi dźwięk wydała tony,

Nikła dzikość, poczęły serca się łagodzić,

Nie chcieli więcej ludzie ze zwierzęty chodzić,

Gromadzili się wzajem, a ręce pracowne

Dźwignęły pyszne miasta i zamki warowne.

Swawola - kar postrachem była uskromioną,

A niewinność beśpieczna pod prawa zasłoną.

Taki skutek przedziwny był rytmów pierwotnych,

Że zaniechawszy ludzie obłąkań samotnych

Dzikie puszcze zmienili na życie społeczne.

I stąd przeszły aż do nas pogłoski odwieczne,

Że na głos Orfeusza, skrzypka trackiej góry,

Wyzuwały się z dzikiej tygrysy natury,

A na dźwięk Amfijona kamienie i skały

Wzniesły się i ogromne Teby zbudowały.

Takieś czyniła, lutni, na początku dziwy.

Potem, gdy cię z mądrością genijusz szczęśliwy

Ścisłym związał ogniwem jak rodzone siostry,

Byś wdziękiem twym słodziła tamtej ton zbyt ostry-

Wykładałaś natury niepojęte dzieje:

Z którego słońce źrzódła wieczny ogień leje,

Kto niebios fundamenta założył gruntowne,

Kto pchnął koło swych osi gwiazdy niestanowne,

Skąd bierze pożyczane światło księżyc blady,

Skąd trzaskają pioruny, skąd spadają grady,

Skąd powstają na łodzie straszne nawałnice,

Z którego zdroju płyną wód czystych krynice.

Wywiodłaś od początku skutki wszystkich rzeczy,

Skąd poszedł rodzaj zwierząt i rodzaj człowieczy.

Przy twych pieniach przeźrzawszy serca swego tajnie,

Wie człowiek, jako z ludźmi ma żyć obyczajnie;

Przy twoich głosach poznał siebie doskonale,

Jak twarz swoję w odwrotnym poznaje krysztale.

Przez ciebie wykładały wyroki swe Nieba,

Gdy boskim poruszony duchem kapłan Feba,

Zasiadłszy w srogiej minie na stołku trójnożnym,

Wierszem przyszłość gromadom opiewał pobożnym.

Twym duchem napuszeni Homer i Wirgili

Bohatyrów rytmami pamięć uwiecznili;

Tyrteusz twoim tonem dodał wojsku męstwa

I ku niemu wątpliwy los skłonił zwycięstwa;

Hezyjod twoim pieniem uczył ludzkie plemię,

Jak przemysłem żyźniejszą można zrobić ziemię;

Pindar z Horacym twymi zaszczyceni dary

Grali wspaniałe pieśni, a słodkimi czary

Zadziwiali umysły, porywali serca;

Insi z sobą dobrane pary do kobierca

Ślubnego prowadzili, by przez wspólne związki

Mnożyły się pierwszego pnia liczne gałązki.

Za takie dobrodziejstwa wszędyś wzięta była,

Tobie Grecyja wdzięczna ołtarze stawiła.

Wszędyś czczona; nie było tak twardego ducha,

Co by na wdzięki twoje nie chciał skłonić ucha.

Lgnęli wszyscy na silne twych pieśni pochopy,

I zwierzchni świata ludzie, i przeciwkostopy,

A ten swoje w potomne wieki podał imie,

Któregoś cnoty w pięknym wysławiła rymie.

Polska cię na chętliwym pielęgnuje łonie,

Polska twych w wawrzyn wieńczy miłośników skronie.

Więc gdy takie zadatki bierzesz z wdzięcznej ręki,

Niechże nas póty twoje, lutni, bawią dźwięki,

Póki się złotych poczet gwiazd świeci na niebie,

A ziemia się w zamęcie czarnym nie zagrzebie.

Kto od wszystkich swe pisma czytane mieć życzy.

Niech się stara użytek łączyć do słodyczy.

Nie zwykł mądry czytelnik darmo czasu trawić

I wtenczas rad korzystać, kiedy się chce bawić.

Pod krytyki płaszczykiem, pod prawdy pozorem

Nie szczyp ludzi zmaczanym w brzydkiej żółci piorem

I nie chciej się poprawcą wszystkich czynić stanów.

Gładki w wierszu, obfity w wyrazie Organów

Autor na większą sobie chwałę by zasłużył,

Gdyby pięknego lepiej dowcipu był użył.

Niechaj cnota i serce twe w pismach jaśnieje.

Ileż częstokroć złego przez to się nie dzieje,

Gdy rozpuściwszy pióro, że aż ucho boli,

Uczy bezwstydnym autor wyrazem swywoli;

Najgrawa się z świętości, a tym więcej szkodzi,

Że brzydki jad wyrazem cukrowanym słodzi.

Cnotliwy autor, sędzia pisma swego ścisły,

Baczy, by serc nie psował, słodko łechcąc zmysły.

Cnota i prawda sztukom wyzwolonym sprzyja,

Zatem, kto się o zaszczyt autora dobija,

Niechajże serce zdobi swe cnotą prawdziwą.

Wtenczas go będzie wszystko dotykało żywo,

Wtenczas czucia swej duszy na papier wyleje

I silnym ku dobremu wyrazem zagrzeje.

Sama cnota jest piękna, sama prawda miła.

I ta będzie najlepiej nas książka bawiła,

Którą tysiącem bajek cny pisarz bogaci,

A cnotę z prawdą w żywej maluje postaci.

Nie tknięta prawdą dusza liche myśli rodzi,

A podłość serca do pism autora przechodzi.

Niechaj wiersze nie będą twym rzemiosłem wiecznym.

Kiedy z ludźmi zostajesz w pożyciu społecznym,

Masz swoje obowiązki; ojczyzna cię żąda,

Wzywa przyjaźń, ubóstwo twej ręki wygląda.

Pięknie to, że w pisaniu mocny jesteś wierszy,

Lecz dobrym być człowiekiem - to zaszczyt najpierwszy.

O wy, Muz wychowańcy, szczęśliwi pisarze,

Którym wdzięczna potomność wystawi ołtarze,

Których dowcip, we wszelkie piękności obfity,

Umieszcza razem cnoty i prawdy zaszczyty!

Waszymi oświecony pismy i nauki,

Odlałem te prawidła rymotwórczej sztuki,

Pod wasze je wysokie z chęcią niosę zdanie.

Jeżeli mię samego na dzieło nie stanie,

Jeźli znając, co dobre, sam zrobić nie mogę -

Przynajmniejże młodzieży chciałem skazać drogę.

Oby choć taką korzyść to pismo przyniosło;

Ażeby się przydatną stało drugim osłą,

Która chociaż nic sama rozkroić nie może,

Ostrzejsze jednak robi do krajania noże.

 


SZTUKA 
RYMOTWÓRCZA

PRZYPISY DO PIEŚNI CZWARTEJ