Georg Trakl Zmierzch zimowy

 

W górze czarna niebios stal.

Oszalałe z głodu wrony

lecą w łunie burz czerwonej,

wykrakując gniewny żal.

 

Lód obłoków promień skuł;

i przeklęta przez szatana

krąży zgraja obłąkana

i siedmiokroć spada w dół.

 

W słodkim ścierwie raz po raz

dziób zanurza się bezgłośnie,

nieme domy patrzą groźnie,

z sal teatru bije blask.

 

Most, kościoły i szpitale

jak upiory stoją w mgle.

Pokrwawione wzdyma się

płótno żagla na kanale.

 


Janusz SZPOTAŃSKI