WAHADŁO

 

Jam jest wieczne wahadło, co wolą sprężyny

Tajemnej w dwóch odwrotnych dróg ciskane sprzeczność,

Kołysze się nad bezdnią otchłannej głębiny,

A w jednostajnym chodzie mym przeciąga wieczność.

 

Z niebytu chwilę rodzę, a już w nicość pada...

W moim miarowym szepcie drżą dziwne agonie:

To czas usypiającą melodią spowiada

Na śmierć swoje przeciągłe, długie monotonie...

 

Wysiłkiem coraz nowym wciąż jedną zdobywam

Przestrzeń, co w mym wahaniu wieczyście umiera...

Bo każdym nowym ruchem dawny odwoływani,

Zaprzeczam... Bieg mój każdy stare szlaki ściera...

 

Zamknięty w kolej swego wiecznego spętania,

Co tym ruchem zdobędę, następnym utrącam...

A jednak me codzienne, przeciwne wahania

To ciągła droga naprzód. - Ją nigdy nie wracam!

 

To wschód, to zachód ścigam... Gdy poranne słońce

Widzi, że wstecz mknę odeń, z odwrotów mych szydzi...

A gdy je na zachodzie krwawią zorze mrące,

Pochód naprzód w mych dawnych cofaniach się widzi...

 

Tylko otchłań nade mną i bezdeń pode mną

Ciszą świętej mądrości moje kroki mierzy...

Tam nad wahadłem, w górze - zegaru tajemną

Tarczą - godzina moja ciągle naprzód bieży...

 

Próżnym zda się chód w jednym miejscu opętany...

Wciąż wracam, za wytknięte nie mogąc wyjść progi,

A godzinę osiągam jednak! - by bez zmiany

Znów wahać od początku w pętach dawnej drogi...

 

Tym samym szlakiem idę, a wciąż inne dzwonią,

Coraz wyższe godziny, jak kroplami studnia...

Każdy ruch zda się próżną sam sobie pogonią,

A dobiegam najwyższej godziny południa...

 

Zdobywam szczyt! Lecz mija! Najdumniejsza pora

Najbliższą jest najniższych godzin! - A bieg skracać

Daremnie! - O, znów musieć zdążać w szczyt już wczora

Zdobyty! - Lecz raz drugi zdobywać to wracać!

 

O, jak zegar godziny niskie gorzko znaczy...

Wahadło cień swój ściga w bezwolnej niemocy...

Aż oto błędnym kołem wędrówki tułaczej

Dochodzi do najcichszej godziny północy...

 

I złudna tarcz zegaru rdzą zżarta się kruszy,

I spada w niemą nicość otchłannej ciemnicy...

A ja waham niezmiennie, wahadło wśród głuszy,

Bom zawieszony w dłoni wielkiej tajemnicy...

 

Cisza... Czas siwy senną melodią spowiada

Na śmierć swoje przewlekłe, nudne monotonie

Z wieści, że jedna zawsze jest święta i blada

Godzina... Ja, wahadło wieczne - wieczność dzwonię...



POWRÓT