DO KRZYSZTOFA SZEMBEKA KOADIUTORA PŁOCKIEGO

 

Dzikość, zacny Krzysztofie, kto dobrze tłumaczy,

Nie samo okrucieństwo lub niezgrabność znaczy.

Jest jej wiele rodzajów. Odmienna i zdradna,

Najgorsza, gdy umysłów pani wielowładna.

W narodach nieraz władzę swoją rozpostarła,

Nie masz twierdzy takowej, gdzie by się nie wdarła.

Odpór jej niebezpieczny, bo ma wojska liczne:

Osiada wstępnym bojem miejsca okoliczne,

A jak pożar, gdziekolwiek swą moc rozpościera,

Wszędzie niszczy, pustoszy, trawi i pożera.

Fanatyzm jej towarzysz, czujny na wzburzenie,

Punkt honoru nieprawy, płoche uprzedzenie,

Zazdrość, zemsta, ślepota nadchodzą w przydatek,

A za nimi w odwodzie głupstwo na ostatek.

Harda takim orszakiem, we wszystko się miesza,

A gdy jej ulubiona dopomaga rzesza,

Choć z siebie mało dzielna, choć słaba z oręża,

Zuchwałością zastrasza, natręctwem zwycięża.

Gmin n niej tylko w łasce albo gminne dusze.

Wtenczas kiedy wspaniałe zoczy animusze,

Z pocztem się swoich na nie zapalczywie miota.

Nie ustrzegła się przed nią i mądrość, i cnota;

Ściga je, a gdy w biegu nie potrafi dostać,

Żeby lepiej złudziła, bierze onych postać.

W tej dopiero zakryta zdradliwej maszkarze,

Nieprawie chwali, gani, nadgradza i karze,

A ślepym się instynktem rządząc, nie rozumem,

Pyszni się tym, co zwiodła, uprzedzonym tłumem.

Stąd liczne błędów mnóstwo, co państwa zgubiło,

Stąd one sławne hasło: niech będzie, jak było,

Stąd przywary w zaszczycie, a rady, choć zdrowe,

Nie, że złe, odrzucone, ale że są nowe.

Walczyć z gminem należy, kto go chce oświecać,

Umie błąd coraz nowe uprzedzenia wzniecać,

Umie winę poświęcić, dać pozór niecnocie,

A zbawiennej kiedy się sprzeciwia robocie,

Sili się dzieło skazić, upośledzić sprawcę.

Rządcy, wodze, sędziowie, starsi, prawodawce

Smutnym swoim wspierają tę prawdę przykładem.

Ktokolwiek więc tak przykrym następuje śladem,

Nim się o dobro, szczęście dla drugich pokusi,

Niech zawczasu przewidzi, co ucierpieć musi.

Likurg, za to, że prawa swej ojczyźnie nadał,

Szczęśliwy, zamiast życia że oko postradał.

Sokrates, co występki Ateńczyków hydził,

Cóż miał w zysku? Lud z niego na teatrach szydził.

Stratą życia na koniec wziął zasług nadgrodę.

Do rozpaczy w tej mierze cnotliwych nie wiodę;

Miło służyć ojczyźnie, miło dla niej ginąć,

Ale cierpieć bez zysku i nieszczęściem słynąć,

Ale czuć się niewinnym, a być w złej maszkarze,

Ale służyć niewdzięcznym i znosić potwarze -

To heroizm prawdziwy. Co kreślę w tej strofie,

Czujesz, możeś i doznał, szacowny Krzysztofie.

 


SATYRY. LISTY