BEZ CO SIĘ ŚWIĘCI DOSTALI NA KĘPĘ

Beło dwok hłopów i mieskali przy wodzie, jeden z jednej strony, a drugi z drugiej; ten, co beł na prawo, to sie nazywał Kuba Jamrozik, a ten na lawo Wawrzek Bieńkowski.

A to beło przy wsi, kajsi koło Białego Dónajca.

Ci hłopi mieli grónta koło wody, proci sobie. Kie wody sły, na wiesne, to abo jednemu urwało, a drugiemu przicyniło, abo temu zaś urwało, a hańtemu darowało.

Miał kazdy z tyk dwok gazdów po świentym z drzewa wyrzezanym: Kuba miał świentego Jantoniego, a Wawrzek świentego Jacka.

Kie woda sła, powódź od Tater, to sie oba modlowali: Jamrozik pytał: He, świenty Jantoni, urwijze tys Wawrzkowi, a mnie przicyń!... a Bieńkowski zaś wołał: świenty Jacku, ślicny, piekny, kieby tys Kubowi ubyło. a mnie przyrosło!...

He, cos, prziseł taki rok, co i Kubowi, i Wawrzkowi urwało.

Idzie Kuba ku świentemu Jantoniemu, co na półce stał:

Je cos to robis?!

A Wawrzek samo to we swoim domie.

Pośli po rade, oba wraz, do starego pustelnika, co w lesie nieobdalno mieskał.

Pustelnik pokiwał głowom i pada im:

- Moi ślicni piekni, świenci tys musom uwazować. coby do kłopotu pomiendzy sobom nie prziśli. Jeden drugiemu na despet nie fce zrobić.

Hebaby musieli w pośrodku rzeki stać, coby sprawiedliwie wode dzielili.

- Hy - pada Jamrozik - to nie trudno. Jest hań kępa na samym środku.

- No to ig hań wynieśmy - pada Bieńkowski.

- Nawet im bedzie weselej, bo bedom wroz. Wynieśli tyk świentyk i postawili pod daskem, coby na nig nie lało.

- No i jako beło?

- Jako beło? Sprawiedliwie świenci dzielili: zakiel Kuba i Wawrzek pomarli, kozdemu do równości po półtora morga gróntu wody urwały.

- No wicie! Co świenty rozum, to świenty!

- Zyjdyć to! Nie biadkał juz zoden, ba se przikwalali. jako im ten pustelnik dobrze poradzieł. Dziś ta jakiesi tamy bijom, cosi kajsi, wode ucom, coby wiedziała, jako ma iść, a drzewiej to se hłop wiedział i ze świentemi sam poradzić, i Pon Bóg go nie opuścieł.

- Nie opuścieł...

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

NA SKALNYM PODHALU

NASTĘPNY ROZDZIAŁ