POKUTA W KWARTANIE

 

O Boże, jakoż podnieść grzeszne oczy

Tam, gdzie Twoja moc wieczną światłość toczy!

Jam robak ziemny, proch nożny, pies zgniły.

We mnie się wszytkie rynsztoki zrodziły.

Jam jest nieczystej białogłowy szmaty

Kawalec, wywóz miejskich ścierwów, a Ty

Jesteś, któryś jest, wieczny, niepojęty,

Pan Bóg Zastępów, Święty, Święty, Święty!

Tyś szczera czystość, niewinność bez skazy,

Jakoż Ci swoje odkrywać mam zmazy?

Jam zwiedział gmachy śmiertelnego grzechu

Siedmiorakiego i straszny w pośmiechu

Zakon Twój miałem, i Twe przykazanie

Każdem znieważył albo zgwałcił. Panie.

Jam nie jednego, chociaż Twa przestroga

Przeciwna była, miał pana i boga;

Jam swych wymysłów bałwanom ofiary

Oddawał, niosąc namiętności w dary.

Brzuch był mój bogiem i tak bogów wiele

Miałem, jako mam zmysłów w własnym ciele,

Bo jak mię który zwyciężył nałogiem,

Zbyteczność panią, a zwyczaj był bogiem.

Częstom człowieka tak spodobał sobie.

Żem w nim kładł większą nadzieję niż w Tobie,

Często godności i dobrego mienia

Chciwość tak wodze ujęła sumnienia,

Żem ich posadził, jakoby tam Ciebie

Nie było nigdy, za bogi na niebie.

Jam brał na darmo i z lekką uwagą

Imię Twe, ciężką karmiąc Cię zniewagą;

Mieć na bluźnierstwa obrzydłe otwarty

Język za dworstwo miałem i za żarty.

Zakazanymi częstom się krępował

Klątwami, których skutek nie zdejmował;

Krzywoprzysięstwem żem zgrzeszył, mój Boże,

Któż nad Cię lepiej przeświadczyć mię może,

Kiedym Ci w całej został obietnicy,

Którąm uczynił przy świętej chrzcielnicy.

Jam tak siódmy dzień święcił i niedziele,

Żem rzadko bywał i w te dni w kościele;

Poprzestałem-ci powszedniej roboty,

Alem się puścił na większe niecnoty:

Wtenczas i tańce, i tłustsze obiady

Odprawowałem, zbytki i biesiady,

Jakby ten dzień był od roboty pusty

Dlatego, abym miał czas do rozpusty.

Jam i rodzicom nie tak był powolny,

Żeby im miał być żywot mój swawolny

Zawsze do smaku, jednak wiesz, o Panie,

Że szanować ich pilne-m miał staranie;

Ale starszego, któregoś czcić kazał,

Nie zawszem sobie jak trzeba poważał,

I gdy napomniał, mimo uszy bardzie

Puszczałem, wieku siwemu ku wzgardzie.

Ja, lubom we krwi z łaski Twej nie zmoczył

Ręki, lecz gniewem często-m tak wykroczył,

Żebym był oraz wszytko na to łożył,

Abym był swego winowajcę pożył;

Więc i to było, żem z lekkiej przyczynki

Na zakazane wstawał pojedynki,

Tak chęci dosyć do zabójstwa było,

Twe miłosierdzie skutku zabroniło.

Jam wszeteczeństwa wszelkiego świadomy

I obywatel bezbożnej Sodomy;

Rzadki dzień minął, rzekę, i godzina,

Żeby nie przybył świeży grzech i wina:

To myśl pragnęła, pożądało oko,

To serce ognia zawzięło głęboko:

Tyś badacz nerek i najskrytszych złości,

Cóż Ci mam swoje wyliczać sprosności?

Jam nie kradł ani idąc za pożytkiem

Zmazałem duszę występkiem tak brzydkiem;

Czylim też i kradł, gdym ludziom poczciwym

Sławy uwłaczał językiem pierzchliwym;

Mogłem też podczas odkryć złe zawody

I tym bliźniego zachować od szkody,

Więc te. którymi łowią więc nieuki,

Dworskie wykręty i zdradliwe sztuki,

Że się ustawnie wkoło mnie bawiły.

Snadź i mnie na swe kopyto zrobiły.

Jam fałszywego nie jest wolen słowa.

Często się z myślą nie zgadzała mowa,

Serce daleko było od tej rzeczy.

Którą się język widział mieć na pieczy,

I żeby dyskurs nieco tym osłodzić,

Śmiałem zmyślone powieści przywodzić.

Jam w swym umyśle zapisał gospodę

Pożądliwości i za własną szkodę

Sadziłem, że się nie mnie to dostało,

Co już, za wolą Twoją, pana miało:

Żyźniejsze było u sąsiada żniwo

W oczach mych, tłustsze obory i żywo

Zazdrość mię piekła, kiedyś, Panie, komu

Większą pokazał łaskę niż mnie w domu.

Tom ja tak Twego Zakonu szanował.

Takem dróg, któreś ustawił, pilnował!

Cóż chcesz? Jam w białym pokarmie przeklęty

Grzech ssał od matki, jam w grzechu poczęty:

Jakom począł być, jakom się w żywocie

Ruszył, tak w grzesznym jestem zaraz błocie.

I jakoż tedy mam zacząć swą mowę

I, tak niegodny, wniść z Tobą w rozmowę?

Nie śmiem, choć mię gwałt prawdziwej potrzeby

Przyciska, przerzec i otworzyć gęby:

Ale śmiem, Panie, bo wiem, że część ciała

Mojego w niebie chwały Twej dostała.

Wiem i tak wierzę, że nie po próżnicy

Pan mój pokrewny po Twej siadł prawicy:

Ma tedy pewnie, choć niedobra, sprawa

Moja jurystę u Twojego prawa.

A czy podobna, aby moja głowa

Za członkiem swoim nie miała rzec słowa?

W tę tedy dufność. w dufność obietnice.

Którąś Ty dusze zwykł cieszyć grzesznice.

Przemowie, Panie, ale Ty od ducha

Ukorzonego nie odwracaj ucha!

Zmiłuj się. Boże. a podług litości

Boskiej, nie ludzkiej, odpuść moje złości.

Odkryłem Ci grzech, odkrył swoje rany.

Wieczny Medyku, a Ty, ubłagany.

Przemyj je winem, miej o nich staranie,

O, lutościwy mój Samarytanie!

Jam wyznał, a Ty odpuść - inszej sprawy

Nie masz: jam grzeszny, a Ty bądź łaskawy.

Nie wchodź z sługą Twym w sąd, bo żaden żywy

Nie ostoi-ć się na sąd sprawiedliwy:

Jeśli, jak słuszna, zechcesz karać złości.

A któż wytrzyma Twojej surowości?

I ze mną jeśli chcesz wstąpić w rachubę.

Już widzę swój dług, i gotową zgubę.

Jeśli do prawa pociągniesz człowieka,

Po próżnicyś go utworzył od wieka;

Na tysiąc słów Twych jednego nie powie.

Jak się o wiecznej śmierci milczkiem dowie.

Cóż Ci ma człowiek odpowiedzieć śmiele.

Kiedyś nieprawość znalazł i w aniele?

Raczej na łaski Twoje, Panie, wspomni,

Które tak dawno świat, jak stoi, pomni.

Wszak nie na wieki gniew Twój będzie trwożył

Ani się będziesz wieczną groźbą srożył;

Wszak nie chcesz śmierci grzesznych, owszem, wrota

Otwierasz chcącym szczerze do żywota.

Jako daleko na dół ziemia spadła

Od górnej sfery i jak się odsiadła

Strona zachodnia od tej, kędy wschodzi

Słońce - tak litość Twoja nas rozwodzi

Z popełnionymi upornie złościami

I tak granice sypie między nami.

Twoja, o Panie, miłość nieba wyższa

I macierzyńskie afekty przewyższa,

Bo choćby matka swoje własne dzieci

Opuścić chciała i mieć w niepamięci,

Ty nie zapomnisz o nas w każdej toni,

Boś nas na własnej wyrysował dłoni.

Raczże i teraz prośby me przypuścić,

Łaskę pokazać, przestępstwo odpuścić,

Zmazać me długi i rządem łaskawem,

Miłosierdziem mię sądzić, a nie prawem.

A jeśli Bóg swej zapomni dobroty

I tak się uprze karać me niecnoty,

Wstań Ty, o Jezu, dosyć urzędowi

Swojemu czyniąc, co Pośrednikowi

Należy, i wstąp między Ojca Twego,

Między mnie, między grzech mój i gniew Jego.

Ukaż Mu w rękach dwie i w nogach rany

Od gwoździ i bok nieuszanowany,

Głowę pokłutą cierniem i z obliczem,

Zsiniałe ciało poszarpane biczsm,

I pot Twój krwawy, i przewrotną radę,

Policzki częste i uczniową zdradę,

Ukaż (że w jednym słowie wszytko rzekę)

Nędzę, głód, hańbę, krew i krzyż, i mękę,

I rzecz, że jeden Twego poniżenia

Powód, żebym ja dostąpił zbawienia,

Żeś dlatego krwie lał nieprzepłacony

Strumień, abym żył i mógł być zbawiony,

Żeś tym okupem najdroższej zasługi

Za swoje sługi powypłacał długi:

Niechże ta męka i ta dobroć wieczna

Będzie grzesznemu teraz pożyteczna,

Niech moc Twej śmierci, wymowa przyczyny

Przed Ojcem Twoim skryje moje winy.

A sam, o Jezu. wspomnij, jako-ć było

Około zdrowia dusz pracować miło,

Jakoś z grzeszniki, którymi się brzydzi

Zakon, obcował, choć wołali Żydzi.

I jaką łaskę odnosił, kto tyle

Miał się do Ciebie i ufał Twej sile.

Tyś Magdalenie, chociaż miasta całe

Na jej swawolą zdały się być małe,

Tyś celnikowi, który grzeszył jawnie

I odprawował urząd swój nieprawnie.

Tyś i uczniowi, co z poprzysiężeniem

Zaprzał się Ciebie przed wtórym zapieniem,

I tym, którzy Cię na krzyżu rozbili,

Wszytko odpuścił, choć Cię nie prosili.

Ażeby Twojej łaskawej prawicy

Ufali ludzie już na szubienicy.

Gotującemu już ostatnie tchnienie

Dałeś łotrowi i raj, i zbawienie.

Ta tedy litość, którąś w ludziach wielu

Pokazał, w własnym i nieprzyjacielu.

Czemuż mię nie ma ratować i czemu

Ma być skurczona przeciw mnie samemu?

Lepiej ja sobie, i tym cieszę duszę,

Znając Twe skłonne przyrodzenie, tuszę.

Wielką-ć, zaprawdę, krzywdę. Boże, czyni,

Kto Cię o srogość i surowość wini:

Chromy jest Twój gniew, karanie leniwe

I kiedy się w wór oblecze Niniwe.

Skłama i Jonasz, a piorun rzucony

W biegu odwraca skrucha w insze strony.

Twoja to rozkosz i pocieszne dzieła

Odpuszczać siła. gdzie zgrzeszono siła:

Odpuśćże i mnie i racz, przejednany,

Wygasić ogień upartej kwartany,

Ale najprzedniej przez moc Twojej ręki

Zachowaj wiecznie pałającej męki

I daj się przez dar prawdziwej pokuty

Schronić gorączki piekielnej i huty.

Ty rad odpuszczasz, a mnie tego trzeba,

Ty nas chcesz zbawić, i ja chcę do nieba:

Bądź tedy łaskaw, a tak w jednej dobie

Wygodzisz i mnie naprzód, lecz i sobie.


SPIS WIERSZY