Artur Grottger
ARTUR GROTTGER: Z CYKLU WOJNA: XI "LUDZKOŚCI, TY RODZIE KAINA"


XI

 

Nikt mi już nigdy z duszy nie wyrzuci

Tego, co krwawi i co mi ją smuci...,

Nikt mi już nigdy sprzed oczu nie zetrze,

Ani na żadnym rozwieje się wietrze,

Ani Bóg nawet odmienić jest w mocy

Tego, com widział i czuł owej nocy.

 

A kiedy teraz samotny usiadam,

To wiem, że przyjdą do mnie wielką rzeszą

I jęczeć będą, gdy do nich zagadam...

A jako chmury, za wiatrem gdy śpieszą,

Tak wskroś mnie idąc, w cień mnie swój ogarną

Te trupy, nocą gorącą i parną.

 

Są słowikowie, co po lasach jęczą

Nieutulonym każdą wiosną łkaniem;

Są tajne smutki, co przędzę pajęczą

Wskroś duszy snują z żałosnym wzdychaniem.

Lecz cięższą nad to jest boleść i trwoga,

Co w izbie mojej dziś stoi u proga.

 

I patrzę w ciemność, i słyszę wśród ciszy

Ust konających westchnienie i jęki,

A ciemność bierze kształt i ku mnie dyszy.

A gdzie wyciągnę ramię, tam się ręki

Zimnej dotykam i ze zgrozą czuję,

Jak mnie dech trupi wkoło oblatuje.

 

Wróciłem z drogi śmiertelnych przestrachów

I z drogi gwałtów, i z przerażeń drogi,

I wywiedziony jestem z śmierci gmachów,

A pełnym w sobie żałości i trwogi,

I jasność oczu moich mnie rzuciła

Z tą, co mi gwiazdą na drodze tej była.

 

W bezbrzeżny smutek i w niepocieszony

Myślą posępną zapadam i duchem,

A przy mnie stoi cień wojny czerwony

I gada do mnie milczeniem pól głuchem

I jękiem matek, co synów swych płaczą,

Iż ich już stare oczy nie obaczą.

 

I tak dziś siedzę, jak kruk osamiały,

Z dala od ludzkich zaprzątnień i wrzawy,

I słyszę onych czarnych rot hejnały,

I ów pobitych dworzec widzę krwawy,

I dzwony słyszę, bijące na trwogę...

I uciec od nich chcę precz - i nie mogę.

 

A kiedy o tym zadumam się smutnie,

Dusza się we mnie staje bardzo sroga...

I na ogromnym, rozciągniętym płótnie

Kreślę w obłokach siedzącego Boga,

A niżej głazy ofiarne i siny

Dym, co wstępuje w niebo z łez doliny.

 

A wtedy w izbie mojej słyszę łkanie,

Idące ku mnie z wieków głębokości.

Bo nie jest dotąd insze panowanie

Nad ziemią, jeno starej onej złości

I starych onych pierworodnych waśni,

A bracia dotąd walczą, jak zapaśni.

 

I słyszę huk i trzask zwalonych grodów,

Chrzęst pól deptanych i krzyk gwałtów słyszę,

I świst pożarów, i zgrzytanie głodów,

I wielką mogił po rozstajach ciszę,

I dziatek drobnych skwierk, i wrzask niewieści,

I skamieniałej milczenie boleści.

 

A nie nalezion jest czas w dziejach świata,

Co by nad piekłem tym zabłysnął tęczą.

I dotąd gołąb ów biały oblata

Ziemie, co płaczą, i ziemie, co jęczą,

A odpocznienia nie najduje sobie,

Bo potop krwi jest na całym tym globie.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

O rodzie ludzki! O plemię Kaina!

Ten sam ty zawsze bratobójca stary,

Co na ołtarzach najświętszych zarzyna

Krwią wołające, niewinne ofiary...

Ten sam ty zawsze! A cień twej maczugi

Na całą ziemię padł czarny i długi.

Zabity brat twój siermiężny i cichy

Pasterz trzód białych i jagniąt swych trzody;

Skowronek oto zabity jest lichy,

Pszczoła nosząca do ułów swych miody,

A kłos, co ledwo zawiązał się w ziarno,

Wdeptany w ziemię i w rolę cmentarną.

 

O rodzie ludzki! O plemię Kaina!

W gniewie ty jesteś i w pomście poczęty...

Z dziada na ojca, a z ojca na syna

Siew starych zbrodni upada przeklęty,

I własna matka-ziemia cię przeklina...

O rodzie ludzki! O plemię Kaina!

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

A ty, któremum prawił te powieści,

Wstań a pójdź, niech cię uścisnę jak brata.

Boś uczestnikiem był mojej boleści

Nad wielką nędzą i nad zbrodnią świata.

A zaś jak pielgrzym idź, a wytrwaj w znoju,

A przepowiadaj wieść dobrą pokoju.

 


MARIA KONOPNICKA