O tabace i tabakierkach

Jeden tylko chleb nie wychodzi z mody i podobno, jak nastał na świecie, zawsze jest jednakowy, a jeżeli dawniejszymi laty bywał inakszy od teraźniejszego, to odwołuję moje mniemanie; ja piszę to, com zastał na świecie.

Tabaka za mojej pamięci była najprzód prosta, z tytuniu w donicy wierconego robiona, do której dla tęgości owi wezwyczajeni chlipacze, którzy woleli obejść się bez chleba niż bez tabaki, przydawali popiołu z skórek łoziny albo z grochowin palonego, aby im w nosie lepiej wierciała; potem nastała rapa, ta zaś była z tytuniu de St. Omer, na tarce blaszanej tarta; jako droższa od prostej tabaki, była tylko w używaniu możniejszych ludzi.

W początkach panowania Augusta III zjawiła się w Warszawie jedna Włoszka z miasta Sirakuzys, od którego mianowała się i pisała Syrakuzana; ale pospólstwo warszawskie, a od niego wszystko inne całego kraju, zepsutym słowem zwało ją Srajkozina. Ta tedy pani wymyśliła tabakę proszkową w takich ziarnach jak proch ruszniczny i takiego koloru; wchodziły do tej tabaki prócz tytuniu, który był pierwszą i główniejszą materią tabaki, lewanda albo też olejek pomarańczowy. Kiedy tabaka była zaprawna lewandą, zwała się lewandową; kiedy olejkiem pomarańczowym, zwała się pargamutą; do obudwóch zaś gatunków przydawano koperwas dla czarności i szczypania, urynę ludzką dla lipkości i lepszego granizowania się tejże tabaki. Jak proch ruszniczny jeden jest grubszy, drugi drobniejszy, tak też była i ta tabaka rozmaitej grubości pod numerami znaczona: Tabaka levando: No 2, No 4, No 8. Tabaka pargamuto: No 2, No 4, No 8.

Ta tabaka w krótkim czasie taki znalazła do siebie nacisk, że nie tylko w Warszawie nicht już więcej innej tabaki zażywać nie chciał, tylko proszkową, ale też kto tylko nawiedzał Warszawę, starał się, aby z niej bez tabaki proszkowej nie wyjechał. A lubo niektórzy kramarze przejęli sposób robienia proszkowej tabaki, nie mieli jednak na nią takiego pokupu jak pani Srajkozina; czy to pochodziło z uprzedzenia, czyli z doświadczenia lepszości jednej od drugiej, nie wiem, bom wtenczas tabaki nie zażywał; dosyć że tak było. Póki żyła Srajkozina, nicht jej szczęścia do tabaki wydrzeć nie mógł. Zrobiła sobie fortunę z tego mizernego proszku, kupiła sobie kamienicę i powydawała córki za szlachtę z dobrymi posagami.

Po śmierci Syrakuzany chwycił się tabaki proszkowej Fontana, znalazł odbyt; drugi za nim posunął się brat jego, a potem Bizesti; wszyscy mieli szczęście, poprzychodzili do wielkich substancyj, bo tabaka proszkowa, coraz bardziej wchodząc w używanie całego narodu, coraz też więcej potrzebowała fabrykantów. Już nie w kufrach i funtach, jak z początku prywatni, ale brykami wielkimi rozwozili ją po kraju handlarze i przekupniowie, biorąc atestata z fabryk o jej prawdziwości, które im służyły do przymięszowania tabaki, w domu na modę warszawską zrobionej.

Asystowało to szczęście tabace proszkowej ze dwanaście lat po śmierci Syrakuzany, po których razem tabaczników odstąpiło. Bądź ze złości, bądź z szczerości parobek jeden fabryczny od tej tabaki doniósł sędziemu marszałkowskiemu pod sekretem, że Włosi, fabrykanci tabaki proszkowej, mięszają do niej popiół palony z trupich kości, włosy końskie drobno strzyżone, urynę ludzką i bobki końskie tudzież koperwas. Sędzia marszałkowski kazał instygatorowi zapozwać do swoich sądów wszystkich fabrykantów tej tabaki. Wywiedli się oni z trupich kości, z włosów i limonij końskich, iż takowych ingrediencyj nigdy do tabaki nie potrzebowali. Na inne zaś zyskali zdanie doktorów, jako nosom ludzkim i zdrowiu nie szkodzą. Ale lud mając takowe świadectwa za przekupione i nie wchodząc w tę sprawę, a na samym ogłosie trupich kości i innych plugastw przestając, jak raz za odgłosem tego procesu tabakę proszkową porzucił, tak i po wygranej sprawie więcej się do niej wrócić nie chciał; rzucili się wszyscy i możni, i pospolici do tabak kafelkowych swojej roboty, z tytuniu prostego krajowego w kaflu-od którego nazwisko brała, albo w doniczkach wierconego. Szczęście dla fabrykantów tabaki proszkowej, iż ich ta fatalność wtenczas potkała, kiedy już znacznych podorabiali się fortun.

Po zniesieniu tabaki proszkowej i po .kafelkowych tabakach nastały tabaki zagraniczne, a te były de St. Omer, holenderka i hiszpańska. W największym używaniu była holenderka, przedawana w rufach małych i wielkich. Rufa mała ważyła funt jeden, za który płaciło się gr piętnaście. Duża rufa ważyła sześć, osiem i więcej funtów i podług tych liczby ceną wyżej wyrażoną płacona była; z tych ruf dopiero każdy podług swego gustu robił sobie tabakę. Hiszpankę przedawano już gotową, de St. Omer dwojako: i w funtach pulweryzowaną, i w sztangach, czyli rufach długich. Dalej zaś kupcy po sklepach korzennych dla pospólstwa z ruf robili tabakę tłuczoną w moździerzu na proch i przez sita przesiewaną. Tą tabaka była w używaniu do śmierci Augusta III.

Najdawniejsze tabakierki, które od dziadów dostały się wnukom i były używane w początkach panowania Augusta III, noszono srebrne, wewnątrz wyzłacane albo też nie wyzłacane, roboty rozmaitej, sztucznej i gładkiej, toż z perłowej macicy, z srebrnymi, złotymi i tombakowymi zawiaskami i opaskami; potem rogi, czyli rożki małe z wolowych rogów i łosich kopytków misternie wyrabiane, srebrem lub złotem oprawne i takimże kruszczem w rozmaite figury nabijane. Pospólstwo zaś używało rogów prostych, nieco spłaszczonych, i tabakierek blaszanych, które były dwojakie: jedne okrągłe jak jaszczyki do masła, drugie podługowate, których jedna część wsuwała się w drugą na kształt szuflady; i gdy była wyciągnięta do połowy, otwierała okno do wzięcia tabaki; zsunięta do kupy-zamykała. Te tabakierki podługowate, z prostej białej blachy zrobione, ogromność pół gomółki wielkopolskiej mające, żółtymi lisztwami mosiężnymi po końcach i w oknie przyozdobione, były w używaniu nawet od dobrze majętnych osób. Wielcy panowie trzymali się tabakier srebrnych i z perłowej macicy.

Potem nastały tabakierki blaszane, czerwone lakierowane, okrągłe, z przydatkiem na niektórych jakiej sztuki malarskiej. Te tabakierki, choć z podłej materii, ale że sztuką przyozdobione, skoro się rozświeciły po sklepach norymberskich, tak przypadły do gustu, że zarzucono dla nich srebrne i perłowe. Służyły samym panom, którzy z początku płacili za jednę taką po dukatów dwanaście. Ale niedługo lakierowane tabakierki piastowane były w rękach pańskich; czym więcej się ich mnożyło, tym bardziej spadały z ceny, a gdy już bardzo zagęściły się w narodzie, panowie nimi wzgardzili, możniejsi toż samo; i tak od dukatów dwunastu spadłszy do jednego złotego, stały się galanterią samych tylko woźniców i innej podłej czeladzi, ale że i tym nietrwale służyły, jako towar słaby, nie będąc dłużej w używaniu nad sześć lat, w cale zaginęły.

Miejsce po lakierowanych czerwonych wzięły tabakierki czarne papierowe, po tych szylkretowe same przez się i masą papierową w różnych kolorach z wierszchu oblepiane, skąd stłuczeniu nie tak łatwo jak gołe podległe; z tymi razem były w modzie porcelanowe i miedziane, porcelaną z wierszchu i wewnątrz emilianowane, czyli szmelcowane; potem w najwyższym szacunku od samych tylko panów i ludzi majętnych noszone szczerozłote, robotą misterną ceny wysokiej kruszczowi przez się drogiemu przydającą, w rozmaity fason wyrabiane. Na ostatku między kosztowne sprzęty monarchów i wielkich panów weszły tabakierki brylantami kamelizowane. Lecz te nie były używane do tabaki, bo prędko ginęły od złodziejów kieszonkowych, ale tylko zdobiły szkatuły i skarbce pańskie, z których dostawały się w podarunki przyjaciołom lub sprawcom wielkich jakich interesów tudzież donosicielom pierwszym pomyślnych upragnionych zdarzeniów i tym podobnych okoliczności, tak jak i zegarki, i pierścienie. Pierścienie z portrecikami małymi pod szkłem lub kamieniem drogim nastały razem z tabakierami brylantowymi. Portreciki takie wielkości szeląga nazywały się miniaturą; zazwyczaj bywały królów, książąt, wielkich generałów i dam pierwszej urody. Obkładano je dokoła brylantami.

 


OPIS OBYCZAJÓW