O żołnierzach ordynackich i częstochowskich

Ordynacyj mających wojsko na usługi Rzeczypospolitej, w czasie potrzeby stawać          obowiązanych, było w Koronie dwie: zamojska i ostrogska albo dubieńska; w Litwie trzy: słucka, kiecka i ołycka. Piszę tu tylko o znaczniejszych, które konserwowały raz w raz żołnierza, opuszczam te, które obowiązały się przy ustanowieniu swoim dawać w potrzebie Rzeczypospolitej pewną kwotę żołnierza, ale go nie trzymały raz w raz tak jak pierwsze. Gatunek żołnierzy ordynackich był taki jak i żołnierzy Rzeczypospolitej, to jest: chorągwie usarskie, które ordynaci nazwali złotymi chorągwiami; pancerne, które nazwali białymi; lekkie, które zwali wołoskimi albo lipkami, te się w regulamencie stosowały do autoramentu polskiego; pieszych żołnierzy i konnych, którzy się stosowali do autoramentu cudzoziemskiego, używając niemieckiego kroju i języka w musztrze.

Żołnierze ordynaccy brali płacą od swoich ordynatów, od których zupełnie dependowali, nie wchodząc w komput wojska koronnego i litewskiego i nie należąc do zwierszchności hetmańskiej, wyjąwszy podległość honorową, iż od niego brali parol, czyli hasło żołnierskie wtenczas, kiedy hetman znajdował się gościem w fortecy którego ordynata. Oficjerowie także wojsk ordynackich mieli ten przywilej, iż od kompotowego żołnierza odbierali takowe uszanowanie, jakie się oficjerom kompotowym należało; szarfy, ryngrafy i feldcechy z kompotowymi jednakowe nosili, i kiedy który oficjer z wojska ordynackiego przenosił się do regimentu kompotowego, nie spadał na niższy gradus, ale stawał na tym samym, na którym byt w służbie ordynackiej.

Zamojskiej ordynacji żołnierze utrzymowani byli porządnie, zażywali trzewików i kamaszów na wielką paradę białych, na pospolite używanie czarnych, tak jak piechota kompotowa.

Ostrogskiej albo dubieńskiej ordynacji piechota chodziła w prostych botach chłopskich z podkówkami i odarto; dragonia dubieńska noszona była porządnie, jako zawsze na oczach książęcia ordynata zostająca, który że miał upodobanie w dawaniu ognia, przeto była w nim doskonale wyćwiczona. Albowiem książę ordynat dzień w dzień lusztykujący z gościami i domowymi, raz po raz wychodził do niej na galerią, sam ją do ognia musztrując; trzymał duży kielich w ręku z winem, komenderując dragonią językiem niemieckim według zwyczaju powszechnego: "Macht ajch fertych, szlacht an, fajer", a gdy dragonia dała za tym słowem ognia, on wtenczas duszkiem wlał w siebie kielich wina.

Przez wzgląd tedy na pracą dragonii takową, noc po noc odbywaną, i z pobudki ukontentowania, które miał książę w tej rozrywce, nosił dragonią porządnie, mniej dbając o piechotę, nie tak blisko i często jak dragonia pod oczy jego podpadającą, chociaż czasem do ognia zażywaną, ale na dziedzińcu opodal oka książęcego stawającą, i to w nocy zazwyczaj, kiedy dziur w łokciach i kolanach albo wytartych boków nie tak łatwie dojrzeć możno. Na wartę zaś po wałach i przy bramach dobierano co lepszych mundurów, pożyczając jeden drugiemu na tę okazją, a biorąc na zamianę kożuch albo sukmanę. Albowiem piechota była to: chłopi wyprawni ze wsiów, z których wielu było żeniatych, służbę żołnierską czyniących, a po wysłużeniu lat swoich do rolnictwa powracających; zimą tęgą stawali na warcie i w kożuchach, osobliwie na pocztach od oka publicznego odległych.

Komendanci fortec ordynackich: zamojskiej i dubieńskiej, mieli rangę pułkowników; komendant słucki miał rangę generała, albowiem książę Radziwiłł, chorąży litewski, który był ordynatem słuckim, trzymał wojska swego regularnego sześć tysięcy różnego gatunku, jazdę i piechotę, którego wyższych oficjerów tytułował generałami, pułkownikami, majorami.

Częstochowski żołnierz nie był liczny, cały garnizon składał się najwięcej z ośmiudziesiąt żołnierzy pieszych i kilku oberoficjerów. Komendantem zaś najstarszym był ksiądz paulin, do którego co wieczór po zamknięciu fortecy klucze od bram odnoszono. On do tej garsztki wojska wydawał ordynanse i parole, zawiadywał harmatami, amunicją i tym wszystkim, cokolwiek do komendanta fortecy należeć powinno. Kiedy wjeżdżał do fortecy albo z niej wyjeżdżał, bito przed nim werbel i stawano do parady tak, jak zwykli czynić żołnierze komendantom wojskowym świeckim. Też same honory czyniono generałowi zakonu i prowincjałowi, kiedy wizytował klasztor, i przeorowi miejscowemu, wiele razy pokazał się u bramy. Wreszcie dla nikogo z dystyngwowanych gości nie szczędzono tych wojskowych salutacji, które były polityczną żebraniną, albowiem ostatni żołnierz stojący w szeregu nigdy nie opuścił zdjąć kapelusza z głowy i wyciągnąć go ku przejeżdżającemu, aby weń wrzucił jaki pieniądz dla garnizonu. Żołnierz stojący na szyldwachu podobnież przed każdym dobrze ubranym jedną ręką prezentował broń, a drugą ręką wystawiał kapelusz, w który co dostał, już to było jego szczęściem, do podziału nie należącym. Żołnierzyska te częstochowskie były po większej części stare dziady, w innych regimentach wysłużone, do Częstochowy jakoby na łaskawy chleb przyjęte. Takiegoż gatunku byli oficerowie.

Harmaty częstochowskie były arcyprzednie i było ich do kilkuset spiżowych i żelaznych, ale osady tych harmat były stare, popróchniałe, wyjąwszy kilkanaście pomiernych, z których dawano ognia podczas jakich uroczystości albo salutacyj wielkich panów, obraz Matki Boskiej Częstochowskiej odwiedzających; reszta harmat i moździerzy leżała na ziemi bez osad, bo pokój ciągły, pod panowaniem Augusta III kwitnący, nie pobudzał nikogo do przygotowaniów wojennych, dopieroż zakonników w rzemieśle wojennym nie ćwiczonych; lubo mieli dwa starostwa: kłobuckie i brzeźnickie, na konserwacją fortecy i garnizonu w dobrym stanie od Rzeczypospolitej nadane.

Mundur częstochowskiego garnizonu był: czerwona suknia zwierszchnia, kamizolka i spodnie granatowe, guziki cynowe białe, kapelusz bez galona albo czapka granatierska z blachą białą, na nogach trzewiki i kamasze, do codziennego używania czarne, do parady białe; ładownice skórzane czarne, na pasie rzemiennym żółtą glinką, a potem, gdy na miejsce glinki weszła kreta w używanie, onąż farbowanym. Broń: karabin z flintpasem rzemiennym, tak jak pas u ładownicy farbowanym; przy boku pałasz krótki z mosiężnym gifesem i bagnet, który stawając na szyldwachu, zakładano na karabin, po odbyciu stacji zdejmowano.

Nie schodziło także fortecy częstochowskiej na amunicji wszelkiego rodzaju: bomby, kule wielkie, kartacze, kupami leżące po wałach, widzieć się dały; a oprócz tych kazamaty, to jest lochy podziemne, onymiż napełnione były. Prochu nie było nadto; który iż tylko do pewnego czasu konserwować się może, przeto wielkich zapasów jego nie czyniono.

 


OPIS OBYCZAJÓW