Obelne prawo. Starożytna wieś Jedlnia pod Radomiem, o której Długosz w Liber benęficiorum pisze, że należy do króla i że mieszkańcy więcej łowiectwu niż rolnictwu są oddani, posiadała własny sąd łowiecki zwany „prawo obelne”. Trzeba bowiem wiedzieć, że sąd nazywano w Polsce „prawem” i mówiono np.: „pozwać do prawa, zapierać się w prawie”, co znaczyło: pozwać do sądu, nie przyznawać się w sądzie. Że to nie był żaden statut prawodawczy a tylko rodzaj urzędu sądowego, przekonać się można z akt tego sądu, w których czytamy: „Stanąwszy przed urzędem obelnym”, albo „przy prezencyi prawa (sądu) obelnego”, albo „świętego prawa obelnego”. Słuszną Dutkiewicz czyni uwagę, że prawo aktów nie sporządzało, tylko ludzie, składający sąd zwany prawem. Sąd ten łowiecki opisany w „Pamiętniku religijno-moralnym” (r. 1846, t. X, str. 385) przez księdza J. Gackiego, składał się ze starosty zwanego sędzią sprawiedliwości prawa obelnego i 6-ciu ławników z pomiędzy mieszczan poblizkiego miasteczka i wiosek przez gromadę obelną wybieranych. Pisarz tego sądu nazywał się „pisarz prawa obelnego”. Skąd atoli nazwa „obelne”? tego nam ks. Gacki nie wyjaśnia. Być może, że pochodzi od wyrazu obelus, znaczącego strzałę i rożen, oszczep. Mączyński w słowniku z r. 1564 rozumie pod wyrazem obelus, rożen. W aktach sądu obelnego z r. 1577 czytamy: „w sprawie między dwoma obelniki”. Widocznie więc włościan tej wsi łowieckiej nazywano obelnikami, co odpowiadało niewątpliwie pospolitej nazwie „osoczników” czyli łowców, osaczających grubego zwierza gromadą z oszczepem (rożnem) w ręku.
Obercuch (z niem. Ueberzug), wierzchnia suknia, wierzchnie okrycie, bywał ozdobny. Wspominany jest przez poetów naszych w XVI w.:

To nadobny obercuch, piękne sznurowanie,
Gdy na cnocie z rozumem będzie haftowanie.
Mik. Rej.
U niego obercuchy szersze niż u kogo,
Od kabata sto złotych, jeszcze to nie drogo.
Jan Kochanowski.

Obertas, oberek – taniec ludowy polski, którego nazwa pochodzi od szybkiego obracania się, najbardziej ze wszystkich tańców ludowych w kraju upowszechniony. Miewa zwykle swą przodkującą (rej wiodącą) parę, za którą suną gromadnie i gęsto pary następne. Przodkujący, obszedłszy izbę, puszcza się młynkiem na lewo, a za nim drużyna. Niekiedy przystawa on i śpiewa przed muzyką, częściej wszakże śpiewa wśród tańca. To znowu zwraca się nagle w prawą stronę, a cała gromada, tym zwrotem nieraz potężnie uderzona, czas jakiś miesza się, przystaje, tłoczy lub wywraca, lecz potem szybko podąża za wodzem na prawo. Obrót ten dzieje się przeciwnie. W wirze tańca, odbywającego najczęściej drogi koliste, raz kobieta obraca się koło mężczyzny, to znowu mężczyzna koło kobiety; raz on jest osią a drugi raz ona. Cechy te wskazują wszechstronną obertasa rozmaitość i wybitnie różnią go od niemieckiego walca. Ale i w rytmie ważna zachodzi różnica, bo chociaż oba tańce idą na 3 (zwykle na 3 raz wiązane nuty w takcie, mimo pisania ich niekiedy na 3 ćwierciowe), to jednakże walc daje nacisk na pierwszej tylko nucie zwanej mocną, robiąc dwie następne słabemi, obertas zaś akcentuje wszystkie trzy nuty taktu z równą siłą, lub akcent ten przenosi niekiedy na którąkolwiek (lub na dwie) taktu. Owszem, zostawia czasami pierwszą słabą, robiąc dwie drugie mocnemi. Własność pierwsza daje mu poniekąd rytm zdrobniałego poloneza (trzy krótkie równej siły nuty, gdy polonez ma trzy długie), odpowiadający w poezyi formie stopy trójsylabowej Tribrachys. To też w Krakowskiem zowie on się zwykle drobnym, gdy krakowiak wielkim a polonez polskim. Obertas mniej żwawo tańczonym bywa w Wielkopolsce i Kujawach (ob. Kujawiak), żywiej nieco na Mazowszu i Podlasiu, a najżywiej w Krakowskiem i na Rusi. W wielu okolicach jest on jedynym tańcem ludu i rozmaicie się cieniuje i odmienia. Tu go zowią wyrwasem (w Płockiem), ówdzie drygantem, zawijaczem, okrągłym i t. p. Śpiewka krótka na jego nutę również najpopularniejszą jest w kraju formą poezyi, prześcigającą krakowiaka nawet w wielu okolicach ziemi Krakowskiej. Obrazy i myśli są w niej zwykle prozaiczniejsze niż w krakowiaku, za to przeważa dowcip i humor. Nie brak wszakże ustępów z głębi serca wysnutych. Obertas wprowadził wiele żywiołu ludowego do naszej wykształconej muzyki narodowej. Wszyscy niemal kompozytorowie posługiwali się nim z korzyścią, a najznakomiciej Szopen.
Oskar Kolberg.
Obicia ob. Szpalery.
Objazdka, wyraz używany w wojsku polskiem zamiast cudzoziemskiego patrol (patrouille). B. Gemb.
Oblata, oblatowanie, znaczyło przeniesienie aktu z niewłaściwych akt do właściwych. Przy sądach były w Polsce księgi czyli akta wieczyste, do których regenci kancelaryi lub ich pomocnicy wciągali: ugody, manifesty, wszelkie podania i pisma. Jeżeli ktoś przyniósł pismo już gotowe i kazał je tylko zaregestrować do księgi i podpisać, nazywało się to roboracją; jeżeli zaś całą rzecz ustnie albo na piśmie podał, żądając dosłownego zapisania w księdze, zwano to oblatą. W jakim czasie zapis, w niewłaściwych aktach zeznany, miał być oblatowany przed właściwym urzędem, tego prawo polskie, i bardzo mądrze, nie oznaczało.
Obmowa. W prawie litewskiem znaczyła to samo, co w Koronie zwano ustęp, t. j. naradę tajemną sędziów względem mającego zapaść wyroku. Potem zwano także obmową dozwolenie sądowe dane pozwanemu, aby namyślił się względem odpowiedzi do drugiego terminu.
Oboźny, urzędnik wojenny, odpowiadający poniekąd kwatermistrzowi, do którego należało „kładzenie obozu”. U jednego z dawniejszych pisarzów polskich: „Nauka obozowania jest trojaka: wybrać obóz, strzedz i opatrzyć go. Wybór dobrego obozowiska częstokroć wiele pomagał do zwycięstw. Oboźny koronny i litewski są dygnitarze i urzędnicy wyżsi, ich obowiązek zakładać obóz na miejscu, które najwyższy wódz naznacza”. Władysław Jagiełło w r. 1410 na wyprawę przeciw Krzyżakom dwuch oboźnych wielkich wyznaczył. Oboźni mniejsi czyli „polni” zapewne byli zastępcami i pomocnikami wielkich. Sejm z r. 1717 przeznaczył oboźnemu litewskiemu stałej pensyi 1500 złp. rocznie. Ostatnim oboźnym litewskim był Karol Prozor, zasłużony krajowi obywatel, którego piękny życiorys skreślił Rolle (Dr. Antoni J.) i w oddzielnej książce Marjan Dubiecki.
Obraza majestatu. Statut litewski a w Koronie konstytucja sejmowa z r. 1588 za obrazę majestatu uważała spiski, sprzysiężenia i zamach na życie króla. Zgoła od czasów najdawniejszych aż do upadku Rzplitej obrazą majestatu było to wszystko, co dziś zowią zbrodnią stanu. Względem krewnych królewskich nie było w Polsce obrazy majestatu. Wogóle przeciw każdemu każdy mógł być oskarżycielem. Jeżeli jednak szlachcica posesjonata oskarżył nieposesjonat i człowiek nieosiadły, natenczas był przytrzymany i pod strażą musiał czynić akt oskarżenia. Jeżeli obwiniony o obrazę majestatu okazał się niewinnym, natenczas oskarżyciel szlachcic płacił 200 grzywien, koszta procesu i 12 tygodni wysiadywał w dolnej wieży; nieszlachcic karany był za to oszczerstwo na gardle. Jeżeli oskarżony nie mógł udowodnić swej niewinności, ale się tylko odprzysiągł, wówczas skarżący żadnej kary nie ponosił. Sprawy obrażonego majestatu mogły się toczyć tylko w sądzie sejmowym. Żony przestępców, gdy swoją niewinność odprzysięgły, nic tracić nie mogły i majątek po nich wolno było odziedziczyć synom i córkom.
Obrazy cudowne Najśw. Matki Bożej znane były w Polsce od pierwszych czasów ugruntowania chrześcijaństwa. W r. 1076 znaną już była cudowna statua w Korczewie w djecezyi kujawskiej; r. 1126 w Tczewie nad dolną Wisłą; r. 1140 w Skrzynnie w Opoczyńskiem; r. 1142 w Swarzewie w djecezyi chełmińskiej; r. 1198 w Nissie na Śląsku; r. 1234 w Ludzimierzu w djecezyi krakowskiej. Polacy wierzyli głęboko, że cudowne obrazy nie przez to są cudowne, żeby same przez się cuda czyniły i żeby w nich zawarta była moc cudowna i skuteczna, lecz że są one nadprzyrodzonem narzędziem wybranem udzielanych przy nich ludziom szczególnych, niezwykłych łask bożych. Świadectwem gorącej czci i pobożności narodu polskiego do Matki Bożej jest prawie niezliczona później ilość cudownych Jej obrazów. „Zaprawdę – powiada Pruszcz (str. 48) – w Polsce naszej niemasz miasta, rzadka wieś z kościołem, w którymby się obraz Panny Najświętszej nie znalazł cudowny”. Ks. Barącz w książce p. t. „Cudowne Obrazy Matki Najświętszej w Polsce” podaje wiadomość o 463 obrazach, a ks. Wacław kapucyn w świeżo wydanem obszernem dziele „O cudownych obrazach Matki Bożej w Polsce” mówi o 1050 takich obrazach. Jedne z nich znane są w obrębie parafii lub blizkiej okolicy; inne znowu obejmują wpływem swoim całe djecezje i prowincje, lub nawet całą dawną Polskę i jak: Częstochowski, Ostrobramski i Berdyczowski, słyną w całym świecie katolickim. Niektóre są ukoronowane uroczystym obrzędem. Nie przeto wszakże, żeby były najsłynniejsze, lecz że do obchodu koronacyi, która za sobą pociąga bardzo wielkie wydatki, znalazły się na miejscu potrzebne do tego zasoby. Tak w Wilnie ukoronowany został obraz w kościele św. Michała panien bernardynek, chociaż tamże w Wilnie o wiele są słynniejsze inne nieukoronowane obrazy, jak Ostrobramski i Matki Bożej Łaskawej na Antokolu. W Warszawie ukoronowany został obraz w kościele kapucyńskim, chociaż daleko większe miał znaczenie obraz Matki Boskiej Bolesnej u augustjanów – nieukoronowany. – Oto wykaz miejscowości z ukoronowanymi obrazami: 1) rok 1717, Częstochowa. 2) 1718, Nowe Troki. 3) 1723, Kodeń. 4) 1724, Sokal. 5) 1727, Podkamień. 6) 1730, Żyrowice. 7) 1739, Warszawa (u kapucynów). 8) 1749, Łuck (u dominikanów). 9) 1750, Wilno (u bernardynek). 10) 1751, Lwów (u dominikanów). 11) 1752, Łąki Bratjańskie. 12) 1752, Leżajsk. 13) 1754, Chełmno (kośc. farny). 14) 1755, Skępe. 15) 1755, Jarosław. 16) 1756, Berdyczów (u karmelitów bosych). 17) 1761, Białynicze. 18) 1763, Rzeszów. 19) 1765, Chełm (u bazyljan.). 20) 1766, Przemyśl (u dominik.). 21) 1767, Miedniewice. 22) 1773, Poczajów. 23) 1776, Lwów (w katedrze). 24) 1777, Bołszowce. 25) 1777, Przemyśl (u franciszkanów). 26) 1778, Latyczów. 27) 1779, Międzyrzec Ostrogski. 28) 1786, Szydłów (na Żmudzi). 29) 1794, Kalisz (w kośc. św. Józefa). 30) 1877, Stara Wieś (u jezuitów). 31) 1879, Jarosław nad Sanem (w cerkwi unickiej). 32) 1883, Kraków (u karmelitów). 33) 1892, Kalwarja Pacławska. 34) 1901, Olesko (obraz ten w cerkwi unickiej, jakkolwiek nie cudowny, ukoronowany także został). Oprócz powyższych ukoronowanych obrazów, wiele jeszcze jest innych chociaż nieukoronowanych, ale wsławionych cudami, jak np.: w Poznańskiem w Gostyniu, w Rokitnie (u cystersów), na Śląsku w Piekarach, w Królestwie Polskiem w Gidlach, w Studziannej, w Warszawie: u augustjanów, u karmelitów na Lesznie, u bernardynów, na Pradze (loretańska); w Galicyi: w Kochaninie, w Tuchowie, w Bochni, w Dzikowie, w Krakowie (u dominikanów, u augustjanów, w kośc. św. Jana, w kośc. Marjackim, u kapucynów (loretańska) i w. in.); na Litwie: w Wilnie (Ostrobramska, na Antokolu, w kość. św. Jana (dwanaście cud. obr. M. B.), w Różanym Stoku, w Grodnie (po jezuitach: studencka); na Ukrainie w Smile, na Wołyniu w Kazimirce, w Łucku (po dominikanach), w Klewaniu; na Podolu w Tynnie, w Kamieńcu (w kościele ormiańskim) i bardzo wiele innych wielkiego znaczenia w podniesieniu życia religijnego. – Dawniejsze obrazy były malowane na drzewie, np.: 1) cyprysowem: częstochowski, chełmski, trocki, gostyński; 2) na cedrowem: wąbrzycki, zarwanicki; 3) na dębowem: agłoński, kochaniński, krakowski (u św. Jana), myślenicki, ostrobramski w Wilnie, 4) na lipowem: w Borku pod Tyczynem, Hyżnieński, Staromiejski, w Nawrze (djec. chełmińskiej); 5) na modrzewiowem: w Głogówku, w Haczowie; 6) na sosnowem: w Borunach, w Odporyszowie. Inne na blasze miedzianej, np. w Brzeżanach, w Cholewszczyźnie, Jazłowcu, w Rajczy, w Rymanowie, w Mielnicy. Na alabastrze: w Płazie (djec. krak.). Na murze alfresco: w Krakowie u Karmelitów na Piasku i u augustjanów. Na papierze: w Hodowicy, w Krasnobrodzie, w Myślenicy, w Mstowie, w Tursku (na papierze wodnemi farbami). Na marmurze – płaskorzeźba w Łasku. W gemmie w Eismontach. Na jaspisie – w Żyrowicach. Posągi M. B.: w Gidlach, w Skępem, w Jaśle, Sejnach, w Krakowie (u kapucynów) i bardzo wiele innych loretańskich. Znany był także numizmat srebrny z wyobrażeniem Matki Bożej, w kościele jezuitów w Smoleńsku, o którym podaje Gumpenberg Nr. 638. Kopii z obrazu M. B. Częstochowskiej, uważanych za cudowne, znanych jest 77, a może i więcej. Wiele bardzo obrazów które w Polsce zasłynęły cudami, pochodziło z Rzymu i z Włoch. Z Niemiec znanych tylko cztery, z Hiszpanii w Krakowie u św. Jana. W Encyklopedyi kościelnej (ob. Obrazy cudowne) podana jest dość dokładnie bibljografja cud. obrazów M. B., a Rewoliński wylicza wszystkie medale i medaliki bite dla cud. obrazów – koronacyjne i inne.
Ks. Wacław Nowakowski.
Obserwanci. Tak zwano franciszkanów (ob. t. II, str. 164), którzy przestrzegali pierwotnej reguły św. Franciszka w całej jej surowości.
Obstagjum w prawie polskiem była to dodatkowa umowa dla wzmocnienia głównej. Umawiano się np., że jeżeli dłużnik na termin nie zapłaci, to ma się stawić do gospody jako zakładnik i nie prędzej się oddalić, aż dług zaspokojony zostanie. Tak np. Władysław Jagiełło żądał od Alberta Schwartzburga, aby mu z powodu należnej od wielk. mistrza sumy przysłał do Krakowa w zakład dwuch konsyljarzów swoich. I to jest jedna postać obstagii. Druga polegała na tem, że przybywający wierzyciele in hospitium żyli na koszt dłużnika i to szczodrze, tak, że go mogli zrujnować, destruere. Tego drugiego rodzaju obstagii zakazuje statut Kazimierza Wiel. Nazwę łacińską tłómaczono dawniej na polski wyraz załoga, co Al. Wac. Maciejowski przerobił najbłędniej na „potępa”.
Obuch, obuszek była to siekierka na długiem toporzysku, służącem za laskę, osadzona. Obuch, czekan i nadziak, były to zatem pokrewne sobie rodzaje broni, tem się jednak różniące, że gdy czekan i nadziak miały kształty z obczyzny naśladowane, to obuchy robili domorośli kowale do użytku najpraktyczniejszego, bo nietylko za podparcie jako laska, ale w drodze służyły za siekierę do przecinania gąszczów leśnych i narąbania drew na ogień, w bitwie służyły ostrzem, a w gniewie odwrotną stroną ostrza, dającą właściwą nazwę obuchowi a pochodzącą od wyrazów: ob-usze. Pasek pisze w swoich pamiętnikach: „Obuchem w piersi – padł”. Był to zatem cios ciężki, choć nie krwawy, tłómaczący wyrażenie językowe „pod obuchem” czyli pod grozą ciosu. Gdy obuch był zawsze siekierą żelazną, to obuszek był już tylko siekierką często ozdobniejszą i mosiężną. Przedstawiamy tu z licznych okazów, znajdujących się w zbiorach jeżewskich: cztery typy żelaznych obuchów żołnierskich z wieku XVI i XVII i jeden obuszek mosiężny oprawiony na kiju wiśniowym, noszący na sobie z jednej strony datę rok 1700 a z drugiej litery P. W.
Obwołanie. Taki tytuł nosiły drukowane obwieszczenia, wydawane przez marszałków wiel. kor. w sprawach porządku publicznego, które wywieszano na ratuszu warszawskim, i zwołując lud bębnieniem albo trąbieniem wśród miasta, odczytywano zgromadzonym. Trzy podobne „Obwołania”, udzielone nam przez p. Wiktora Gomulickiego z jego cennego zbioru rzeczy, odnoszących się do przeszłości Warszawy, przytaczamy tutaj w całości. Są to „obwołania” Stanisława Lubomirskiego, marszałka wiel. koronnego, z których pierwsze (z d. 30 czerwca 1767 r.) dotyczy wyłącznie czystości ulic, drugie (z dnia 7 września 1771 r.) nakazuje właścicielom domów dopełnienie ogólnego spisu ludności w ciągu dni trzech. Trzecie (z d. 17 grudnia 1771 r., zatem w kilka tygodni po usiłowaniu porwania króla przez konfederatów barskich) wywołane było potrzebą zwiększenia czujności nad bezpieczeństwem publicznem. W tym samym bowiem czasie zaprowadzono po raz pierwszy stałe oświetlenie miasta i ustalono dawne lub nadano nowe nazwy dla ulic warszawskich.

OBWOŁANIE
Względem ochędostwa ulic.
Z dyspozycyi Urzędu Marszałkowskiego wszystkim, komu o tym wiedzieć należy, donosi się.
1) Aby Possessorowie na tych tylko ulicach, które do chędożenia przypadną: za usłyszeniem Grzechotki, y obwołaniem krzykacza, błota, lub prochy, a zimą lody rąbać y zgarniać kazali, tak: aby nazaiutrz na godzinę szostą zrana gotowe do wywożenia znaydowały się kupy, a to pod karą y exekucyą. 2) Aby nikt śmieci, gnoiow, gruzu, wiorow, błot z kamienic na ulice nie wyrzucał pod karą y exekucyą z wywiezieniem tego swoim kosztem. 3) Aby nikt z Forami stoiąc na ulicy brukowaney, siana, trawy koniom nie dawał, słomą nie barłożył, obrok zaś tylko w worku na łeb koniowi zarzuciwszy dawał, a to pod zabraniem koni, y wyczyszczeniem swoją expensą nabarłożonego mieysca. 4) Aby drzewa do Fabryk nikt bez dozwolenia Zwierzchności na ulicy publiczney obrabiać nie kazał, a po zakończoney robocie toż mieysce ulicy swoim kosztem wychędożyć kazał. 5) Przy zamiataniu ulic brukowanych aby bez potrzeby z pomiędzy kamieni ziemi nie wyskrabywać, zkąd bruki się psuią. 6) Aby rynsztoki y kanały osobliwie pod czas uliwow, każdy Gospodarz przed swoią possessyą przechędożywać kazał, a gdyby się przed czyią possessyą woda w rynsztoku, lub kanale zatrzymywała, takowy Gospodarz karany będzie: nadto ieżeliby sługa od sąsiada iego przed nimi przegarnął, temu słudze za każde przegarnienie rynsztoka lub kanału w uliwę zloty ieden zapłacić będzie powinien. 7) Brukow swoim domysłem podnosić, kobylic, lub mostkow na ulicy stawiać bez dozwolenia Zwierzchności nikt nie ma pod karami. 8) Ludzi brukowych ulice chędożących nikt do siebie dla zrzucania błota choćby naybliżey, z drogi zwracać nie powinien, ale chcąc dostać takowego wywozu: do Zwierzchności udać się ma. 9) Tychże ludzi nikt łaiać, ani bić nie ma, ale wykraczających do Zwierzchności donieść, gdzie karę (jeżeli zasłużą) odbiorą. 10) Błoto wywożących a prożnuiących każdy doniesś ma Zwierzchności. 11) Tychże ludzi nicht u siebie przechowywać, od służby odmawiać, od nich rzeczy staienne, albo obroki kupować, lub iakim sposobem odbierać pod surowemi karami nie ma; owszem gdyby który takowe rzeczy ważył się sprzedawać, do Zwierzchności donieść ma. 12) Generalna Dyspozycya ochędostwa iest zlecona J. Panu Winnickiemu Regentowi Kommissyi Brukowey: więc w powyżey przepisanych punktach każdy do niego udawać się ma na ulicy Piwney mieszkaiącego.
Datt. d. 30 Junii 1767.
STANISŁAW LUBOMIRSKI
M. W. K.

OBWOŁANIE
Względem mieszkaiących w Warszawie.
Z Władzy Urzędu mego Marszałkowskiego Koronnego końcem bezpieczeństwa publicznego zalecam każdemu Gospodarzowi, Possessorowi, lub iakimkolwiek prawem Pałac, kamienicę, Dworek, Dom iakikolwiek trzymaiącemu; aby w dniach trzech naydaley mieszkańców u siebie będących z Imion Przezwisk y z sposobu życia, czym się bawią, regestrem spisał; y onych Iegomości Panu Jabłońskiemu Rewizorowi Raportowemu z wyrażeniem mieysca, ulicy, y podpisem ręki swey oddał; a to pod karą grzywien 500. Dawnieysze zaś dyspozycye y obwołania Urzędu mego ponawiaiąc, aby ciż Gospodarze: Possessorowie, Murgrabiowie, ludzi y osoby do domów, kamienic, Dworków, Pałaców przybywaiące; iakieykolwiek kondycyi y płci bez żadney excepcyi nieodwłocznie temuż I. P. Jabłońskiemu donosili. Podeyrzanych zaś osób nie ważyli się przechowywać pod grzywnami 500 y siedzeniem sześcio tygodni wieży, co do nie raportowania; ale też pod naysurowszemi karami co do przechowywania przekazuie się, do zachowania którey powinności wszyscy Ichmć Duchowni, y za klasztorami rezydencye maiący y mieszkańców przyimuiący obligantur.
Dan w Warszawie Dnia Siodmego 9bra 1771.
STANISŁAW LUBOMIRSKI.
M. W. K.

OBWOŁANIE
Ponawiaiąc dla bezpieczeństwa publicznego dawnieysze Ustawy y Dyspozycye Urzędu Marszałkowskiego Koronnego przykazuie się
1) Aby nikt w dzień, ani w nocy, w Domach y Ulicach strzelać, gwałty, krzesanie szablami czynić, mieszkania cudze nachodzić, y wszelkim sposobem bezpieczeństwo publiczne Artykułami Marszałkowskiemi warowane, gwałcić nie ważył się. 2) Aby nikt nadzwyczaynie uzbroionym w dzień, ani w nocy po Ulicach chodzić, ani ieździć nie ważył się. 3) Aby nikt w nocy po godzinie osmey, gdy miesiąc nie świeci, bez światła po Ulicach pieszo lub konno nie znaydował się, gdyż każdy nie zachowuyący wyżey rzeczonych punktow, przez Ronty aresztowanym, y w Sądzie Marszałkowskim Kor: surowo karanym będzie. 4) Gospodarze y Szynkarze, aby w domach szynkownych Ludzi w noc po godzinie osmey bawiących się przestrzegali y nie mieścili. 5) Ludzie bez służby, sposobu do życia niemayący, Hultaie, Tułacze, grą, kradzierztwem, piiaństwem, y innemi nieprzystoynemi postępkami bawiący się, iako z mocy Artykułów Marszałkowskich Koronnych, pod Bokiem J. K. Mći znaydować się nie powinni, tak gdy takowy z nich znaleziony okaże się, podług ostrości tychże Artykułow, z nim postąpiono będzie, à ktoby takowych Łotrow przechowywał, na takim kary wskazane w tychże Sądach będą. 6) Rontom y Patrolom kommenderowanym każdy człowiek zdybany wyeksplikować się ma. 7) A iako każdy pod Bokiem J. K. Mći, à tym bardziey Warta powinna mieć nienaruszone bezpieczeństwo, tak ostrzega się wszystkich; Iż ktoby napastował Wartę, zaraz pod tęż Wartę brany będzie, a ktoby napastował żołnierza na szyldwachu będącego, lub attakował tegoż, czyli Obwach, albo Ront nocny, tedy do takowego, iako do Gwałtownika straży publicznego bezpieczeństwa, bez wszelkiego rozmysłu ognia wydadzą, ponieważ taki człowiek iuż sam siebie podług prawa wszystkich Narodow zabija. Co dla wiadomości każdego, przez trąbie ogłosić y do druku podać nakazuię. Dan w Warszawie Dnia 17. Grudnia 1771. Roku.
STANISŁAW LUBOMIRSKI
M. W. K.

Ochmistrzyni, inaczej Hofmistrzyni. Każda królowa w Polsce miała swój dwór oddzielny czyli osobnych jego urzędników. Pomiędzy nimi najcelniejsi byli: marszałek jako przełożony całego dworu królowej i ochmistrzyni, magistra curiae, przełożona nad damami dworskiemi (ob. J. W. Bandtkiego „Historja prawa polsk., str. 358).
Ochopnia, suknia narodowa polska, której używanie zarzucono w pierwszej połowie XVI wieku, goniąc za strojami cudzoziemskimi, do czego przykład dawał świetny dwór Bony. Górnicki wspomina jeszcze o ochopni w „Dworzaninie”: „My Polacy nie mamy swego własnego ubioru, acz podobno musiał być pierwej, ale nam obmierzł, jakośmy się nowinek chwycili. Otóż chocia się ochopnie nam teraz sprosne (prostackie) widzą; jednak pachną oną przystojną a świętą swobodą polską, która była ze zdrowiem Rzeczypospolitej”. W Lindem, wielkiej Encyklopedyi Orgelbrandów i Gołębiowskim opuszczono ten wyraz.
Ochynąć się znaczy w mowie staropolskiej zanurzać się w wodzie, wynurzyć z wody. Rej w „Postylli” powiada: Ta łódka nigdy się zatrzasnąć, nigdy się ochynąć nie może. Birkowski wyraża się: „W naukach się chciwie ochynął”. Twardowski pisze:

Rzeczby zdesperowana przeciw wodzie płynąć
I króla i ojczyznę pospołu ochynąć.
Albo w innem miejscu:
Gdy dzień się drugi z za morza ochynie.
W prześlicznej starożytnej pieśni, śpiewanej niegdyś przez lud polski przy puszczaniu wianków dziewiczych gwoli wróżbom zamążpójścia, za wieńcem dziewczyny gonią dwa łabędzie:
Już drugi płynie, aż się ochynie,
Wianka nie dostający...

Oczepiny – starożytny weselny zwyczaj polski zdjęcia na zawsze wieńca panieńskiego pannie młodej i przybrania jej głowy po raz pierwszy w czepiec białogłowski. Był to obrzęd uroczysty niegdyś u panów i szlachty polskiej, dziś zachowywany głównie na weselach ludu polskiego, który jest najwierniejszem echem obyczaju narodowego z przeszłości i śpiewa dotąd jeszcze przy oczepinach wiele pieśni, które jeszcze w XVII i XVIII wieku śpiewała na swych weselach szlachta. Po uczcie weselnej około północy przystępują do oczepin. Panna młoda ucieka do alkierza, skąd druchny wydać jej nie chcą mężatkom (zwanym na weselu swachami czyli swatkami).

Uciekłabyś, moja Maryś, nie masz którędy:
Obstąpiła drużyneczka dokoła wszędy,
Stoi w izbie, stoi w sieni, stoi w komorze.
Trzeba czepek wziąć na główkę – nic nie pomoże!
Otwórzcie nam komóreczkę, druchny, otwórzcie,
Wypuśćcie nam panią młodą, druchny, wypuśćcie,
Wypuśćcie nam panieneczkę taką jak była,
Żeby nam się (tu imię) zarumieniła i t. d.

Wyje gołąbek na onej górze,
Płacze dziewczyna w nowej komorze.
– Nie płacz, dziewczyno! – mateńka woła.
– Nie słyszę, nie widzę, nie moja wola.

W następnych zwrotkach tak samo woła dziewczynę ojciec, brat i siostra, ale nie chce wyjść ona na ich wołanie i dopiero wychodzi, gdy zaśpiewają o Jasieńku:

Nie płacz, dziewczyno, Jasieńko woła.
– To słyszę, to widzę, to moja wola.

Teraz swachy, wyprowadziwszy pannę młodą z alkierza, sadowią ją wśród świetlicy na dzieży przewróconej dnem do góry i przykrytej kilimkiem (niegdyś u możnych kobiercem). Pomiędzy innemi przy zdjęciu wianka przechował lud pieśń śpiewaną dawniej zawsze po dworach szlacheckich:

Mój wianeczku lawendowy,
Nie spadaj mi z mojej głowy,
Bom cię moją rączką wiła,
Pókim jeszcze panną była i t. d.

Marysiu, weź wianek w dłonie,
Oddaj mateńce w pokłonie;
Mateńka wianka nie bierze,
Bo od żałości nie może.
Potoczy Maryś po stole:
Trzymaj, ojczeńku sokole!
Ojczeńko wianka nie bierze,
Bo od żałości nie może.

Tak samo w dalszym ciągu pieśni nie bierze brat i siostra, aż dopiero zawołał Jasieńko:

Oj wezmę go, oj wezmę go,
Oj wianek i ciebie!

Dawniej obcinano warkocze jako ozdobę dziewiczą, już nieprzystojną dla mężatki, przykrywającej głowę rąbkiem. Przy obcięciu śpiewano między innemi:

Oj warkoczku, warkoczku!
Oj drobnom cię splatała.
O jak mi cię ustrzygą,
Oj będę cię płakała!

Moja Marysiu, kwiateczku złoty,
Gdzieżeś podziała swe złote sploty?
– Dałem mateńce schować do skrzyni,
Bo będzie ze mnie już gospodyni.

Jeżeli żyje matka chrzestna panny młodej, to czepiec do oczepin bywa jej podarkiem a podaje go starszej swasze, czyli starościnie weselnej, brat panny młodej przy śpiewie mężatek:

Zawołajcież braciszka,
Niech jej poda czepczyska,
Zawołajcież rodzonego,
Niech jej poda bielonego.
A jak niema rodzonego,
Zawołajcież stryjecznego,
A jak niema stryjecznego,
Zawołajcież wujecznego.
Braciszku który, choć nie rodzony,
Zawiń siostrzyczkę, będziesz zbawiony.
Braciszek skoczył, zawój roztoczył,
Z zawojem idzie, zawojem wieje,
Jego siostrzyczka od żalu mdleje.
Siostrzyczkę zawił, pobłogosławił.

Czepiec wkładany przez starościnę weselną panna młoda usiłuje trzykrotnie zrzucić. Gdy wreszcie podda się jej woli i otrzyma znak krzyża nad głową, wówczas wszyscy swatowie i swatki, wziąwszy do rąk świece zapalone, obchodzili polonezem „świeczkowym” siedzącą wśród świetlicy panią młodą, śpiewając chórem starożytną pieśń obrzędową:

Oj chmielu, chmielu, ty bujne ziele,
Nie będzie bez cię żadne wesele.
Oj chmielu, oj nieboże,
Niech ci Pan Bóg dopomoże,
Chmielu nieboże!
Żebyś ty, chmielu, na tyczki nie lazł,
Nie robiłbyś ty z panienek niewiast.
Oj chmielu, oj nieboże,
Niech ci Pan Bóg dopomoże,
Chmielu nieboże!
Oj chmielu, chmielu, szerokie liście,
Już Marysieńkę (lub jak imię) oczepiliście.
Oj chmielu, oj nieboże,
Niech ci Pan Bóg dopomoże,
Chmielu nieboże!

Jeszcze w pierwszej ćwierci XIX w. oczepiny w możnych domach szlacheckich na prowincyi odbywały się o północy przy cukrowej kolacyi zastawionej w sypialni państwa młodych, wśród toastów, śpiewanych z przygrywką kapeli i zawsze ze śpiewem pieśni o chmielu („Jednodniówka łomżyńska”, Warszawa 1902 r.). Z. Gloger w dziele „Pieśni ludu”, Kraków 1892 r. i w książce wydanej dla ludu p. t. „Obrzęd weselny polski”, Warszawa 1892, podał przeszło setkę samych pieśni oczepinowych.
Odbijany ob. Polonez.
Odpowiedzialność ministrów. Gdy Jagiełło chciał wynieść swego pasierba na godność hrabiowską, w Polsce nieznaną, kanclerz koronny odmówił pieczęci na ten dyplomat. Widocznem jest z tego, że kanclerz nie miał już charakteru sługi monarszego, ale czuł się ministrem odpowiedzialnym moralnie wobec narodu. Jednakże prawo polskie od najdawniejszych czasów do pierwszego rozbioru Rzplitej nie przewidywało, aby król lub ministrowie mogli być przestępcami. Dopiero ustawa z roku 1775, wymieniając, jakie sprawy mogą należeć do sądów sejmowych, zalicza do nich przestępstwa urzędowe ministrów i członków Rady Nieustającej, zwłaszcza gdyby na napomnienia walnego zebrania Rady nie uważali, za co mają być sądzeni sądem sejmowym. Ustawa sejmowa z d. 3 maja 1791 r. stanowiła: „Chcąc, aby straż praw narodowych obowiązaną była do ścisłej odpowiedzialności narodowi za wszelkie onych przestępstwa, stanowimy: iż gdy ministrowie będą oskarżeni przez deputację do egzaminowania ich czynności wyznaczoną o przestępstwo prawa: odpowiadać mają z osoby i z majątków swoich. We wszelkich takowych oskarżeniach Stany zgromadzone prostą większością wotów izb złączonych odesłać obwinionych ministrów mają do sądów sejmowych po sprawiedliwe i wyrównywające przestępstwu ich ukaranie, lub przy dowiedzionej niewinności, od sprawy i kary uwolnienie”.
Odpowiedź rycerska. Był to zwyczaj, polegający na tem, że gdy dwie strony pozostawały w zatargu, to strona pokrzywdzona dawała jawną na piśmie zapowiedź zemsty ogniem i mieczem w imieniu własnem i przyjaciół swoich. Rycerstwo średniowieczne całej zachodniej Europy odznaczało się samowolą i walkami, toczonemi przez rody pomiędzy sobą, co nie pozostawało bez wpływu na Polskę. Uczciwość tylko rycerska nakazywała, mszcząc się czyjej krzywdy, zapowiedzieć ją krzywdzicielowi publicznie. Przez danie mu jawnej „odpowiedzi” wytaczano niejako sprawę przed sąd ogółu i dawano czas krzywdzicielowi do pojednania i wynagrodzenia krzywd. Odpowiedź, inaczej przechwałka (zwana po łacinie diffidatio, a w Litwie pochwałką), nie była prawnie dozwoloną i zarówno prawa polskie jak Statut litewski ustanowiły kary za ten zwyczaj (Vol. leg. II, f. 1213; III, f. 812 i Statut lit. roz. I, ar. 25 i 26). Z użyciem zemsty łączą się na Mazowszu instytucje prawne, znane pod nazwą wróżda i pokora. „Odpowiedź”, jako dana na piśmie pogróżka zemsty, napotyka się często w aktach grodzkich XVI w. po całej Polsce. Tak np. z powodu zatargu Ambrożego Wąsoskiego z Marcinem Goryńskim roku 1556 prawie połowa szlachty powiatu Konińskiego, a mianowicie rody: Cieleckich, Golińskich, Ruszkowskich, Lubienieckich, Milewskich i t. d., przesyłają list otwarty do dworu Wąsoskiego w Wąsoszu, oświadczając, że stają wszyscy po stronie Goryńskiego, że bronić będą całości jego życia i że wypowiadają nieprzyjaźń Wąsoskiemu. Że „odpowiedź” utrwaliła się jako zwyczaj prawny, ujęty w pewne formy, są na to liczne dowody, takie np. jak w sporze między Gromadzkim z Gromadzic i Mościckim z Wiszar „list odpowiedni” do akt sandomierskich r. 1576 wniesiony, w którym liczni krewni Gromadzkiego zapowiadają Mościckiemu, stwierdzając to podpisami i pieczęciami, że stają w obronie pokrzywdzonego i za krzywdy jego mścić się będą „na każdem zwykłem miejscu, okrom domu twego własnego”. Uchwały sejmowe z lat 1588 i 1633 ujmowały w karby lub znosiły „odpowiedź”, nie wyrugowały jednak szybko tego zwyczaju, który utrzymał się i w Niemczech (ob. art. A. Pawińskiego w Ateneum z r. 1896). Zwyczaj podobny, tylko na słowach a nie na piśmie polegający, był i u ludu polskiego (Baruch, w Ateneum r. 1897, t. 1) jako echo obyczajów dawnej szlachty.
Odprawa znaczyła w Litwie przywiedzenie dekretu do skutku.
Odszczekiwanie pod ławą było karą za oszczerstwo czyli rzucenie potwarzy. Podług starego zwyczaju prawnego i statutu małopolskiego, oszczerca, przekonany o kłamstwo, musiał pod ławą uczynić odwołanie. Miało to związek z wyrażeniem staropolskiem „łże, jak pies”, czyli porównaniem obmowy ludzkiej z wartością psiego szczekania. Długosz opowiada o Gniewoszu z Dalewic, podkomorzym krakowskim, który podszepnął królowi Jagielle o mniemanych miłostkach królowej Jadwigi z Wilhelmem austrjackim. Po uznaniu królowej za niewinną, sąd rycerski w Wiślicy kazał Gniewoszowi albo stawać do boju z rycerzami, którzy w obronie czci królowej wyzwali go na rękę, albo odszczekać potwarz pod ławą. Statut litewski stanowi karę odszczekiwania na tego, ktoby zarzucił drugiemu bękarctwo a udowodnić tego nie mógł. Skazany musiał w izbie sądowej, wobec sądu i osoby spotwarzonej, skurczywszy się we dwoje, wleźć pod ławę, niby pies, i zawołać: „zełgałem, jako pies”, a potem trzy razy zaszczekać. Statut Wiślicki z r. 1347 mówi, że „Matkę czyją ktoby naganił być nierządną i nie odwołałby zaraz, aniby tego dowiódł, 60 grzywien winy podpada, a odwoływając, ma mówić: „Com mówił, kłamałem, jako pies”. Prawo z r. 1420 dodało do statutu Kazimierzowego: „A gdyby się przał (zapierał), przysięgą odwieść się ma, że tego nie mówił”. Ta cześć matki jest charakterystyczną u nas (ob. Matka). Jeszcze w r. 1670 trybunał koronny wydał wyrok odszczekania za niedowiedziony zarzut nieszlachectwa.
Odumarszczyzna, nazwa polska daniny spadkowej w królewszczyznach, składanej na rzecz króla w postaci jednej sztuki bydła po śmierci każdego kmiecia-gospodarza. Zygmunt I zniósł tę daninę, jak to widzimy z jego przywilejów dla starostw: Drohobyckiego (r. 1533) i Stryjskiego (r. 1539).
Oduzdne. Tak zwał się podarunek dawany zawsze przy sprzedaży koni stajennemu przez kupującego. Był to niby dodatek za uzdę, uździenicę, którą oddawano wraz z koniem, stosownie do odwiecznego zwyczaju polskiego, wymagającego, aby kupujący konia lub inne bydlę brał go z uzdą, kantarem, lub „powodem” czyli postronkiem, do sprzedającego pierwej należącym. Jeśli uzda miała trochę większą wartość, to zdarzało się, że sprzedający zastrzegał oduzdne dla siebie.
Odwach (z niem. Hauptwache), budynek lub pomieszczenie w rodzaju dachu na słupach dla oddziału żołnierzy, trzymających wartę. W Warszawie były w roku 1825 odwachy i warty następujące: 1) Główny odwach na zamku, 2) przy pałacu Brühlowskim, 3) na „Saskim dziedzińcu” (placu) zwany „pod Białym Orłem”, 4) przy Komisorjacie polskim na ulicy Elektoralnej, 5) przy mennicy na ul. Bielańskiej, 6) przy Komisorjacie polowym prowjantowym, 7) przy komorze wodnej, 8) na Krakowskiem-Przedmieściu obok kościoła bernardynów, 9) na placu praskim, 10) przy rogatkach Modlińskich, 11) Ząbkowskich, 12) Grochowskich, 13) przy moście na Wiśle od strony Pragi, 14) przy moście od str. ul. Furmańskiej, 15) na placu Krasińskich, 16) przy koszarach gwardyi, 17) Sapieżyńskich, 18) domu poprawy, 19) artyleryi, 20) przy arsenale na ulicy Długiej, 21) przy rogatkach Jerozolimskich, 22) Wolskich, 23) Powązkowskich, 24) Marymonckich, 25) przy ratuszu na Grzybowie, 26) przy barakach gwardyi, 27) dywizyi I-szej, 28) dywizyi II-ej, 29) przy laboratorjum, 30) przy piekarni wojskowej, 31) przy kościele franciszkańskim na Nowem-Mieście, 32) przy więzieniu zwanem „prochownią” wprost ulicy Mostowej, 33) przy koszarach Mirowskich (gdzie dziś halle targowe), 34) w Łazienkach królewskich, 35) przy koszarach kirasjerskich, 36) ułańskich, 37) huzarskich, 38) przy szpitalu Ujazdowskim, 39) przy koszarach Radziwiłłowskich, 40) przy magazynie prowjantowym, 41) przy rogatkach Czerniakowskich, 42) królewskich, 43) Mokotowskich, i 44) przy ulicy Solec vel Szulec warta przy robotnikach-aresztantach. B. Gemb.
Odzew w prawie polskiem znaczy apelację czyli odwołanie się do wyższego sądu. Statut litewski mówi: „Ktoby był na jawnym występku pojman, temu odzew iść nie ma”.
Ofiara. Potrzeba zwiększenia liczby stałego wojska wywołała uchwałę sejmową z d. 6 kwietnia 1789 r., ustanawiającą nowy stały podatek pod nazwą: Ofiara wieczysta prowincjów Obojga Narodów na powiększenie sił krajowych. Podatek ten zwany był pospolicie Ofiarą dziesiątego grosza; „ofiarą” dlatego, iż „w datku tym właściciele ziemscy i duchowni nieśli dobrowolną ofiarę na potrzeby kraju” i że z dóbr ziemiańskich, szlacheckich i miejskich, pobierana była w wysokości 10-go grosza od dochodów stałych, a z dóbr duchowieństwa w wysokości od 10-go do 20-go grosza. Za dochody stałe do obliczenia 10-go lub 20 go grosza uważano: plony ziarna z gruntów ornych, lub wartość pańszczyzny w miejsce intraty ze zboża, dochód z siana, rybołówstwa, propinacyi miejskiej i wiejskiej, z młynów, przewozów, z targowego, z czynszów, osepów, dziesięcin dawanych duchowieństwu i kapitałów kościelnych. Ofiara rozciągała się tak do Korony, jako i prowincyi litewskich, nie obejmując tylko późniejszych powiatów: Zamojskiego i Hrubieszowskiego, które skutkiem traktatu podziałowego z d. 18 września 1772 r. przydzielone były z Galicją do Austryi. Wyłączone zostały od płacenia ofiary: 1) Klasztory, utrzymujące swym kosztem szkoły publiczne, którym w miarę podjętych na to wydatków stosowna ulga w podatku czynioną być mogła. 2) Fundusze, na seminarja do edukacyi świeckich kapłanów przeznaczone. 3) Wikarjusze mansjonarze, nie mający więcej dochodu na osobę nad 500 złp. 4) Szpitale dla podrzutków, chorych i ubogich, które cały swój dochód na utrzymanie ubogich i chorych obracają. 5) Fundusze i konwikty ubogich studentów. 6) Plebanje bez dziesięciny, bez sum i bez włościan. 7) Szlachta cząstkowa czyli zagonowa, żadnych włościan nie mająca i nie więcej nad korcy 10 wszystkiego zboża na częściach dziedzicznych wysiewająca. 8) Dochody z fabryk leśnych, kopalń i wszelkich innych, z handlu i rękodzieł, wyjąwszy pańszczyznę na nie obracaną. 9) Dobra królewskie uprzywilejowane, w dożywotniem dzierżeniu zostające i kwartę opłacające. Widzimy z zasad powyższych, że cały lud miejski, nie posiadający własności ziemskiej, i cała klasa rzemieślnicza nie podlegały opodatkowaniu, którego cały ciężar nałożyła szlachta na siebie i na dobra duchowieństwa. Do wyśledzenia ogólnych intrat z dóbr ziemskich i przypadającego z nich podatku, wyznaczone były przez króla i stany sejmujące oddzielne komisje na każde województwo i ziemię po 15-tu członków, złożone z obywateli ziemskich i osób duchownych, a pierwszy zjazd tych komisarzy do miast stołecznych każdego województwa, ziemi i powiatu naznaczony był na dzień 1 lipca 1789 r. Do intrat majątkowych wliczone zostały i dochody propinacyjne a stąd gdy ofiara zamienioną została później na podatek gruntowy, podatek ten płaci się i od dochodu z propinacyi. Najobszerniej i najgruntowniej pisał o Ofierze Cezary Biernacki w wielkiej Encyklopedyi Orgelbrandów (t. XIX, str. 759) i Trzetrzewiński w oddzielnej broszurze o podatkach w Królestwie Polskiem.
Oficjaliści czyli prywatni urzędnicy dworscy. Wyraz urzędnik, mający dzisiaj znaczenie członka służby państwowej, oznaczał w dawnej Polsce oficjalistę prywatnego. W archiwum byłej Komisyi Skarbu znaleźliśmy instrukcję polską z pierwszych lat XVI wieku „yako urzędnyk robothi ma wicziegacz”. W wieku XVII i XVIII widzimy w dobrach szlacheckich 4 główne szczeble w hierarchii urzędników prywatnych, a mianowicie: komisarz był kontrolerem i kasjerem całego klucza dóbr, złożonego z kilku lub kilkunastu wiosek i folwarków. Ekonom oznaczał rządcę na jednym folwarku, a jeżeli folwark był duży, to miał do pomocy podstarościego, który miał znaczenie dzisiejszego ekonoma. Najniższym oficjalistą był włodarz, zwany dzisiaj gumiennym, karbowym a na Litwie namiestnikiem. Krasicki w „Podstolim” tak charakteryzuje tę hierarchję: „Pan Komisarz gdy przyjedzie do pana, czeka w przedpokoju kwadrans. Ekonom przed jego drzwiami czekać będzie godzinę. Ekonom Podstarościemu odda połajaniem. Podstarości Gumiennemu groźbą, Gumienny chłopu kijem”. Kitowicz w pamiętnikach swoich pisze obszernie i drobiazgowo o organizacyi dworów pańskich za czasów Augusta III Sasa.
Ogon u działa. Część końcową lawety armatnej nazywano w wojsku polskiem ogonem działa. B. Gemb.
Ogonowe. Podarek przy kupnie jakiegokolwiek zwierzęcia dawany przez kupującego służbie, która go dozorowała.
Ogrody i sady. „Ogrodem” albo „zagrodą” nazywano miejsce ogrodzone, w którem zasiewano warzywa a ze zbóż zwykle jęczmień, rzadko dawniej w polu uprawiany. Część ogrodu zasadzona drzewami owocowemi nazywała się „sadem”. W najstarszych pieśniach polskich przez lud dochowanych znajdujemy wzmianki o jabłoniach i o sadach wiśniowych, rzadko o gruszach a nigdy o śliwach. Jedną pieśń o dwuch braciach wędrujących z siostrą, którzy napotkali jabłoń okrytą jabłkami, zapisał Smojlar u Łużycan w Saksonii a Gloger na Podlasiu pod Tykocinem (ob. „Pieśni ludu” zebrał Z. Gloger, Kraków, 1892 r., str. 211, nr. 99). Już sam ten fakt, że Łużyce odgrodzone są od kilku wieków ludnością niemiecką od ludu polskiego i że lud ten nigdzie więcej nie dochował tej pieśni, przemawia za jej głęboką starożytnością, aczkolwiek starożytność ta mogła nie znać jeszcze jabłoni sadzonych i szczepionych. Mamy wzmianki historyczne, że w graniczącej z Polską Morawii za Rościsława w IX w. Niemcy, wojując z nim, wycinali drzewa owocowe, a więc musiały tam istnieć i sady. Toż samo należy przypuszczać i o Pomorzu nadbaltyckiem, skoro opowiadający tam wiarę chrześcijańską św. Otto w XII w. zastał u Pomorzan wielkie drzewa orzechowe. Jeżeli zatem były w owych wiekach sady owocowe w Morawii i na Pomorzu, to były niewątpliwie i w rozciągającej się pomiędzy temi dwoma krainami Polsce, która w licznych i obszernych cmentarzyskach pogańskich posiada ślady najgęstszego w starej Słowiańszczyźnie zaludnienia. Zakonnicy sprowadzeni do Polski od końca X w. przynosili z sobą z zachodu i południa Europy rozmaite gatunki drzew owocowych, że wspomnimy tu tylko o jabłkach zwanych Daportami czy Oportami, które od r. 1175 upowszechniły się w całej Polsce (ob. w Encyklopedyi niniejszej Oporty). W sadzie św. Jadwigi wspominane są wiśnie, w ogrodach książęcych wyborne jabłka, które bogobojne panie same roznosiły dla chorych po szpitalach. Ilekroć kronikarze mówią o zakładaniu klasztorów, wzmiankują zwykle i to, że były przy nich ogrody. Długosz chwali Jarosława Skotnickiego, obranego arcybiskupem gnieźnieńskim w r. 1342, jako sławnego z zakładania miast i ogrodów. O Wawrzyńcu, biskupie wrocławskim, powiada, że z ustawicznego róż wąchania popadł w chorobę, z której wyleczyć się nie mógł i umarł w r. 1232. O roku 1364 historyk ten mówi, że pamiętny był w Polsce niesłychaną srogością zimy, skutkiem której wiele drzew owocowych wymarzło i poschło. Z powodu śmierci Kazimierza W. (w r. 1370) nadmienia, że król będąc już chory, „nadużywał owoców”. O epoce powyższej pisze Szajnocha, że pracując nad przerzedzeniem drzew leśnych, zaszczepiano troskliwie owocowe. Cała Małopolska napełniała się wonnymi sady. W strzeżonych tam statutami ogrodach (Vol. leg. I, f. 35 i Bandtkie Jus. P. str. 86) kwitnęły wiśnie, śliwy, jabłonie (Liber benefic. Długosza). Stare grusze służyły zwyczajnie za znaki graniczne (Rzyszczewskiego Cod. dypl. t. II, 445). W tychże czasach weszło w zwyczaj szczepienie winnic, którym przepowiadano świetną przyszłość, nie oceniając należycie warunków klimatycznych. Gdy te, które zaprowadził w Czechach mąż wnuczki Kazimierza Wiel., cesarz Karol IV, przyjęły się szczęśliwie, przypuszczano, że Polska od czasów Kazimierza Wiel. stanie się nietylko „murowanym”, lecz i winogradowym krajem. We wszystkich zakątkach ówczesnej Polski: na Śląsku, około Pyzdr, Kalisza, Torunia, Uniejowa, Melsztyna, Wyszogrodu, Sandomierza, sadzono szczepy winne. Ślady piastowskich i jagiellońskich winnic przechowały się do naszych czasów w nazwach miejscowości. W samem Królestwie Pols. mamy 7 wsi z nazwą Winiary, 5 wsi z nazwą Winnica, oraz Winna, Winna góra, Winne, Winiarki, Winniczka i Winniki. Kto uprawą wina parać się nie chciał, pracował w gęstych onego czasu chmielnikach, około rośliny piwnej. W rozkosznych sadach między Wisłą i Odrą kwitnęły róże po dwa razy do roku (Sommersberg t. II, str. 93). Tłustą ziemię proszowską ceniono później nad bryłki ziemi świętej (Sarnicki Descriptio Pol.). Winnice są w Poznaniu 1493 r. i w Sandomierzu. Zważano na gatunki drzew przy szkodzie zrobionej. Np. w r. 1460 wymienione są: brzosty, dęby, wierzby, lipy, olsze, jabłonie i „osicza”. W XV w. wymieniane są także: morele, brzoskwinie, czereśnie i orzechy. Przechadzki po ogrodzie były po wszystkie czasy ulubione. Nastanie wiosna z powabem wonnych róż i fijołków – pisze Pawiński o młodym Zygmuncie I – królewicz idzie napawać się zapachem kwiatów do „zagrody” czyli do ogrodu królewskiego. Łukasz Górnicki opowiada w połowie XVI w., że „jedni do J. M. księdza biskupa, drudzy do ogroda na przechadzkę poszli”. Przez wirydarze (z łac. viridis, zielony) rozumiano ogródki kwiatowe, w których zwykle rosły: majeran, bazylika, szałwja, ruta, fijołki, gwoździki, lilje, róże, kosaciec, boże drzewko, rozmaryn, lawenda, krokosz, szpikanarda i inne. O ogródku takim mówi Zimorowicz: „Wirydarz pięknemi usadzony zioły”. Później ustąpiły wirydarze okazałym ogrodom kwiatowym z włoska „dziardynami” nazywanym, w których u możnych pielęgnowano zagraniczne kosztowne kwiaty: imperjały, tulipany (tulibami hiszpańskimi także zwane), narcyzy czyli hjacynty włoskie, grandile albo imperjały indyjskie, nieśmiertelniki, konsolidy i aloesy z Frankfurtu lub Gdańska sprowadzane. Przy brzegu na sadzawkach ogrodowych stały łódki do pływania a na drzewach porobione były klatki z pręcia, jak domki, w których mieściło się ptactwo rozliczne ku śpiewaniu. Pod drzewami chowano inne ptactwo ku wygodzie, np.: kuropatwy, przepiórki, bażanty. Między drzewa napuszczano zajączków, królików, sarn, jelonków, „na któreby patrząc, ludzie mieli swe lubowanie”. Tu bywał dom sadownika, czyli, jak dziś mówimy, ogrodnika, składający się jak wszystkie dawne chaty polskie z sieni, izby i komory. W Łobzowie za Stefana Batorego w ogrodzie nowo uporządkowanym r. 1585 przy pałacu królewskim znajdowały się szczepy i śliwy, przy wirydarzu była przygródka podniesiona z darniów, uczyniona ku siedzeniu ludziom, a w tyle tej przygródki, prawie przeciw słońca, nasadzone drzewa, albo macie winne, któreby rozpięte chłód czyniły. Sadzono drzewa rozkoszne: bobkowe, winne, cyprys, jabłoń, gruszki i inne. Od południa i zachodu ogród był „zatworzony” i drzewem zasadzony, gdyż od tych stron „wiatry pochmurne i niezdrowe wiały”. Z drugiej strony pałacu była sadzawka a w koło niej stały lipy. Do pracy w ogrodzie łobzowskim za Batorego było dodanych sadownikowi ośmiu „zagrodników”. Zwykle naprzeciw wirydarza zasadzano gaj, w którego ogrodzeniu bywały sadzawki i rybnice ku chowaniu ryb rozmaitych, przywiezionych tu z rzek, jezior i większych stawów. Prawdziwą rozkoszą dla rządnej i pracowitej szlachcianki był ogród wiejski, gdzie hodowała: róże, maliny, agrest, porzeczki, ogórki, szafran morawski zwany krokoszem, obficie używany w kuchni polskiej do ciast i sosów, majeran do kiełbas, koper zielony do kwaszenia ogórków, szałwję, rzeżuchę, rzepę, rzodkwie i sałaty. Panienki doglądały ruty i rozmarynu (na wianki), lilii i lawendy. W czasach zygmuntowskich pojawił się mirt i cyprys (brosz. „Światowa roskosz”), jak również liczne warzywa, do kategoryi włoszczyzn należące, np.: fasola (z włosk. fagiolo), kapusta (capucci), kalarepa (cavolo rapa), kalafjory (cavolo fiore), sałata (insalata), cebula (cipella), selery (sceleri), pory (pori), pasternak (pastinaca), pietruszka (petrosello), anyż (aniso), kminek (comino), kolender (coriandro), karolek (caro), majeran (majorana), konopie (cannapa), szparagi (sparaga), karczochy (carciofo), melon (mellone), pomidory (pomi d’oro), nasturcja (nasturcio). Szpinak (po arabsku ispanadsch, a po włosku spinacci), zapewne pierwiastkowo od Arabów przez Włochy przywędrował do Polski. Z Niemiec przyszły do nas bezpośrednio ogórki (Gurken), rzodkiew (Rettig), redyska (Rediechen), chrzan (Krän), korbał (Kürbis) i t. d. Które z powyższych ogrodowin przynieśli z sobą do Polski w średnich wiekach tak niepospolici krzewiciele kultury ogrodniczej, jakimi byli zakonnicy włoscy, a które upowszechniły się przez bliższe stosunki z narodem włoskim za czasów Bony i Zygmunta I, albo i później, wyświetlenie tego przechodzi zakres naszej pracy i niniejszego dzieła. Oprócz „kwater” warzywnych i sadów owocowych, które łączono z sobą często w ten sposób, że kwatery osadzano przy ulicach gruszami i jabłoniami, bywały jeszcze w ogrodach staropolskich gąszcze ze śliwek i wiśni czyli t. zw. „śliwniki” i „sadki wiśniowe”. (Nazwisko ludzkie: „Śliwka” spotykamy już w dokumentach średniowiecznych). „Sadki wiśniowe” i dzikie grusze znajdowały się często przy chatach kmieci, gdy drzewa szczepione bywały tylko pospolite w ogrodach dworów i dworków. „Chłodnikiem” nazywano nietylko altanę ocienioną, ale i gaik w ogrodzie, zwykle z posadzonych lip, brzostów i klonów lub dziko rosnących olch, dębów, brzóz lub sosen składający się. Zwłaszcza w tyle ogrodu jeżeli były stawy lub przepływał strumyk, cienisty gaj, mający znaczenie późniejszych parków i ogrodów angielskich, zarosły często dzikim chmielem i malinami, bywał najmilszem miejscem odpoczynku i przechadzki. Znamiennem było wielce w etycznych poczuciach kobiety polskiej gorące przywiązanie do podobnych ustroni, czego charakterystyczny przykład znajdujemy w Pasku, opisującym scenę, jaką szlachcianka wyprawiła królowi. Pani Sułkowska w Głuchowsku pod Rawą „najbardziej żaliła się o brzezinę, którą sobie miała za wirydarz zaraz pode dworem, a wycięto ją do obozu (królewskiego) na szałasy. Więc gdy król (Jan Kazimierz r. 1665) wjeżdżał na dziedziniec do Sułkowskich, jejmość, przybliżywszy się przeciwko niemu, klęknie, ręce załamawszy ku niebu podniesie i mówi: „Panie Boże sprawiedliwy, jeżeliś kiedy różnemi plagami karał złych, niesprawiedliwych królów, wydzierców, szarpaczów, dziś pokaż sprawiedliwość swoją nad Królem Janem Kazimierzem, aby pioruny na niego z jasnego nieba trzaskały, żeby wszystkie owe, które dopuściłeś na Faraona, jego dotknęły plagi, za te wszystkie krzywdy, które my ubodzy cierpimy”. Mąż jej gębę zatyka, a ona tembardziej mastykuje. Król nazad do wrót; gospodarz skoczy, prosi, strzemienia się chwyta. „Żadnym sposobem. Złą macie żonę, panie, nie chcę, nie chcę!” Pojechał. Przyjechawszy do Rawy, król w śmiech, królowa w gniew. Tedy była tak rezolutka owa baba, nałajawszy, przyjechała do króla nazajutrz i prosiła o audjencję, kazawszy o sobie powiedzieć, że ta szlachcianka, do której domu król JMść nie chciał z konia zsieść, prosi, żeby się mogła pokłonić. Był tak poczciwy król, że ją zaraz kazał puścić. Omówiła się, że to musiała uczynić z żalu, mając szkody poczynione, a najbardziej żaliła się o brzezinę, którą sobie miała za wirydarz”. Dla cieniu i chłodu letniego a przytem i pożytku pszczół sadzono przy domach lipy. Lipę taką domową upamiętnił równie jak most Zygmunta Augusta na Wiśle Jan Kochanowski aż trzema fraszkami. We fraszce pierwszej lipa przemówienie swoje do gościa kończy słowami:

A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,
Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.
Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie,
Jako szczep najpłodniejszy w Hesperyskim sadzie.

We fraszce drugiej lipa prosi poetę, siedzącego pod jej cieniem z lutnią na łonie i przy dzbanie zimnej wody, o wiersz pochwalny dla siebie. We fraszce trzeciej (naśladowanej z Martiala) lipa skarży się, że uwiędła, gdy ją „złego poety wiersze zaleciały”. Podział ogrodów i sadów polskich na kwatery musiał już istnieć z dawnych czasów, choć o kwaterach dopiero w XVII w. napotykamy częstsze wzmianki i w piosnce z powyższego wieku słyszymy:

Więc kto z młodu w swym ogrodu
Kwatery pleć nie nie będzie i t. d.

W papierach starannie przechowywanych przez p. Aleks. Makowskiego, właściciela Woli Osowińskiej i Oszczepalina w pow. Radzyńskim, znaleźliśmy „Regestr drzew ogrodu oszczepalińskiego z r. 1723”, który tu przytaczamy w całości, aby dać obraz źródłowy ogrodu polskiego w dobie saskiej:
„Wchodząc do ogrodu pierwsza kwatera rodzynkami obsadzona na trzy strony, z czwartej bzem włoskim. Koło pokojów, począwszy od furty, aż do roga stołowej izby lubrystem obsadzona. Druga kwatera bzem włoskim obsadzona, szczepów 9, brzoskwinia 1. Trzecia kwatera porzeczkami obsadzona, szczepów 2, brzoskwiń 8, śliw węgierskich 3. Czwarta kwatera porzeczkami obsadzona, szczepów 9, śliw węgierskich 6, brzoskwiń 2. Piąta kwatera porzeczkami obsadzona, szczepów 7, śliw węgierskich 4. Szósta kwat. agrestem obsadzona z jednej strony a z dwuch porzeczkami, a z czwartej śliwami białemi, szczepów 9, śliw węgierskich 2. Siódma kwat. na trzy strony agrestem obsadzona, na czwartą porzeczkami, bukszpanem wysadzona, we środku sawiny kierz, szczepów 7, brzoskwiń 4, śliw węgierskich 2 i wiśnia hiszpańska 1. Ósma kwat. naokoło agrestem obsadzona, bukszpanem wysadzana; kompas bukszpanem wysadzony, we środku sawiny kierz, szczepów 7, brzoskwiń 5. Dziewiąta kwat. agrestem obsadzona, bukszpanem wysadzana, szczepów 9, wisienka hiszpańska 1 i brzoskwiń 4. Dziesiąta kwat. porzeczkami obsadzona, szczepów 6, winna gniazd (krzewów wina) 3, pigwów 2. Jedenasta kwat. porzeczkami obsadzona i agrestem, szczepów 6. Dwunasta kwat. na trzy strony agrestem, czwarta porzeczkami, szczepów 5. Trzynasta kwat., jedna strona agrestem obsadzona, ze dwu stron porzeczkami, z czwartej różą, szczepów 8, śliw węgierskich 5 i brzoskwiń 2. Czternasta kwat. drzewami obsadzona, szczepów 6, śliw węgierskich 3. Piętnasta kwat. agrestem obsadzona, szczepów 7. Szesnasta kwat. agrestem obsadzona, szczepów 5, brzoskwiń 4, śliw węgierskich 2. Siedmnasta kwatera agrestem obsadzona, szczepów 2, we środku orzech włoski. Czyni (cały sad) jabłoni 121, gruszek 46, brzoskwiń 30, śliw węgierskich 26”.
Z opisu powyższego przypuszczać należy, że ogród oszczepaliński był duży, skoro obejmował kwater 17, że usiłowano w nim połączyć pożyteczne z nadobnem. „Rodzynki” był to zapewne berberys lub mahonja, z podobnym do rodzenków owocem. „Lubryst” to niewątpliwie liguster. „Sawiny kierz” to Juniperus Sabina, krzew, posiadający w dawnej medycynie domowej dość szerokie zastosowanie. „Winna gniazd 3” zdaje się wskazywać sposób rozpinania krzewu winnego w kształt kosza. Wiśnia hiszpańska jest zapewne znaną i dzisiaj „hiszpanką”. Orzech włoski, znany już w XII w. na Pomorzu, był dość pospolitem drzewem w sadach staropolskich. Sam opis powyższy, czyli „regestr” tak szczegółowy ogrodu w Oszczepalinie, dowodzi pewnej kultury i gospodarności w owych czasach, o których ogół dzisiejszy powtarza tylko przysłowiowy komunał: „Za króla Sasa, jedz pij i popuszczaj pasa”, a zapomina, że prawnukowie owych żarłoków doby saskiej nie zdobyli się nawet na taką odrobinę pracy obywatelsko-naukowej, żeby w papierach ziemiańskich po przodkach powyszukiwać gdzie coś podobnego się znajduje, i stworzyć z tego choćby surowy, ale ocalony drukiem materjał do dziejów kultury ogrodniczej kraju rodzinnego. Potrzeba było aż Niemca Szymona Zuga (budowniczego kościoła ewangielickiego w Warszawie), który w r. 1784 opisał ogrody w Warszawie i jego okolicach położone. Opis ten, przetłómaczony na język polski, był przedrukowany raz w „Ateneum” na rok 1845 (t. III, str. 74 – 104), a powtórnie w „Kalendarzu warszawskim” na r. 1848 i obejmuje wiadomości o ogrodach: Saskim, Krasińskich, Ujazdowskim czyli Łazienkowskim, o ogrodzie Kazimierza Poniatowskiego, o Mokotowskim Lubomirskich i kilku innych pod miastem. W owych to czasach zastępowała moda angielska styl włoski w ogrodach polskich, o czem wspomina Krasicki w „Podstolim”: „Angielczycy wycięli szpalery, powyrywali bukszpany i ligustry, znieśli kwatery”. Zarzucano „bindarzyki” czyli kryte ulice ogrodowe w szpalerach obcinanych od spodu, do korytarzy sklepionych podobne. Przemysł sadowniczy rozwijał się już w XVIII w. na podgórzu karpackiem, jak to z ust Podstolego słyszymy w słowach: „Śmieją się z owocowego handlu niektórzy; niech pójdą na Podgórze, zobaczą, jaki tam z sadów pożytek”. Zasłynęły w Polsce ogrody pańskie: Branickich w Białymstoku, Potockich w Zofjówce, Czartoryskich w Puławach i wiele, wiele innych. Jeszcze w naszych czasach oglądaliśmy niknące zabytki wspaniałych ogrodów strzyżonych z doby saskiej w Annopolu na Litwie po Radziwiłłach, w Kowalewszczyźnie na Podlasiu po Orsettich, w Romanowie siedleckim po Sapiehach (dziś własność Kraszewskich). Stanisław Wodzicki, prezes Senatu wol. miasta Krakowa i wice-prezes Towarzystwa naukowego krakowskiego, na posiedzeniu tegoż Towarzystwa w dniu 15 czerwca 1817 czytał rozprawę: „O wpływie oświaty ludów na ogrody i nawzajem o wpływie ogrodów na obyczaje i szczęście domowe”, którą to rozprawę wydrukowały potem Roczniki pomienionego Towarzystwa (t. 3, Kraków, 1818 r.). Przypisuje tam Wodzicki benedyktynom tynieckim i świętokrzyskim zaprowadzenie sadownictwa w Małopolsce, w którem też województwa: Krakowskie i Sandomierskie długo wyprzedzały całą Polskę. Dobie zygmuntowskiej przypisuje początek ogrodów włoskich. Jan III pod wpływem Marysieński po wszystkich dobrach swoich zakładał ogrody foremne i ulice szpalerowe, które lubił ręką własną sadzić, np. w Wilanowie, Żółkwi i Wysocku, gdzie zasadził pyszny szpaler dębowy, „któremu się dziś jeszcze dziwujemy”. On to z Turecczyzny sprowadził do Polski topole włoskie (piramidalne) pod tureckiem mianem kawaków, on rozpowszechnił tuje, które Polacy nazwali niewłaściwie cyprysami. Doba Sasów obeznała nas z kasztanami i symetrycznością w ogrodach wyśmianą w dziele ks. Izabelli Czartoryskiej: „Myśli różne o sposobie zakładania ogrodów” (wyd. pierwsze we Wrocławiu roku 1805). Za wpływem tej pani upowszechniły się w Polsce ogrody angielskie, a zwłaszcza w okolicach Puław i Sieniawy. I w Krakowskiem – powiada Wodzicki – od lat kilku do sadzenia drzew rzucono się, a wioski dawniej nagie zazieleniły się. O „labiryntach” ogrodowych ob. Labirynty (Enc. Star., t. III, str. 129).
Ojciec, właściwie po staropolsku „ociec”, tak jak lud wymawia dotąd, wyraz bowiem powstał ze słowa ociekać. Prawo polskie pozwalało ojcu syna karać, albo ukarania sądowego żądać, tylko nie pozwalało go testamentem wydziedziczać. Występne córki oddawano do klasztorów. Pozwolenie ojca i matki na małżeństwo zarówno syna jak córki, bez względu na ich wiek, było zawsze potrzebne. Statut wiślicki pozwalał na wydziedziczenie syna tylko w razie, jeżeli ten targnął się na życie brata lub krewnego dla sukcesyi. Statut litewski uznawał więcej przyczyn, powodujących wydziedziczenie, np. 1) jeżeli syn porwał się na ojca, za co była kara śmierci, 2) jeżeli znacznie skrzywdził ojca na majątku, 3) jeżeli ojcu wytoczył sprawę gardłową, nie w interesie Rzplitej, 4) jeżeli mu odmówił poręki w sądzie, 5) jeżeli złe życie prowadził, 6) jeżeli ojca w starości zaniedbał, 7) jeżeli go z niewoli nie wykupił. Czacki twierdzi, że w ciągu dwuch wieków było tylko 8 wydziedziczeń w aktach litewskich: jedno za zdradę kraju, ale gdy się syn wywiódł (usprawiedliwił) sądownie, ojciec mu przebaczył. Cztery córki wydziedziczono za złe życie, dwuch synów za targnięcie się ręką na rodziców i jednego za niewykupienie ojca z niewoli tatarskiej. Te same winy synowskie uważane były jednakowo i względem matki. Ojciec żony zwał się świekier, pana domu zwano „ojcem czeladnym”. Ks. Pilchowski powiada, że „przodkowie nasi z panów wszelką nienawiść, a z sług wszelką zelżywość otarli, zowiąc pana ojcem czeladki”. Spowiednik zowie się „ojcem duchownym” a papież „ojcem świętym”.
Ojcowic, ojczyc, prawy syn swego ojca, dziedzic gniazda ojczystego, syn ojczyzny, rodak, familjant, ziomek; wyraz używany w przeciwstawieniu do przybysza i cudzoziemca. Stryjkowski pisze:
Scytowie tylko a Indowie sami
W swych ziemiach z przodków trwają ojczycami.
Poddanych, których ojcowie byli jeńcami osiedlonymi na ziemi, prawa polskie i litewskie uważały już za ojczyców. W Vol. leg. (III, f. 962) czytamy: „Wolno obywatelom województwa Smoleńskiego ojczyców smoleńskich i dawnością ziemską zasiedziałych poddanych u sądów dochodzić”.
Okazowanie, czyli popis wojenny szlachty, jako stanu rycerskiego, dla okazania gotowości i rynsztunku do obrony krajowej. Pierwsze prawo o „okazowaniu” (lustratio) uchwalono za Zygmunta I r. 1545. W r. 1562 uchwalono, że wojewodowie miejsca do okazowania oznaczyć i one w głównych miastach publikować mają, że wojewodowie, kasztelani i inni dygnitarze wszyscy także okazować się powinni, „jeźli szlachcic każdy, wedle powinności swojej szlacheckiej, jest gotów na służbę Rzplitej do obrony ojczyzny swojej”. W roku powyższym oznaczono termin okazowania na św. Wojciech, t. j. na wiosnę, ale zaraz w roku następnym (1563) zmieniono na św. Mateusza w jesieni, „aby każdy stanął, jako kto na wojnę pospolitą powinien”. Przytem do okazowania województwom miejsca naznaczono: Wtwu Krakowskiemu u Krakowa przed Kazimierzem, Wtwu Poznańskiemu u Poznania, Sandomierskiemu u Pokrzywnicy, Kaliskiemu u Pyzdr, Sieradzkiemu i ziemi Wieluńskiej u Sieradza, Łęczyckiemu u Łęczycy, Brzeskiemu u Brześcia kujawskiego, Inowrocławskiemu u Inowrocławia, ziemi Dobrzyńskiej u Lipna, ziemi Lwowskiej u Glinian z wojewodą, ziemiom zaś innym województwa Ruskiego: Przemyskiej u Medyki, Sanockiej u Sanoka, Chełmskiej u Chełma, Halickiej, Trębowelskiej i Kołomyjskiej razem u Halicza, wszystkim z kasztelanem. Wtwu Podolskiemu u Balina, Lubelskiemu u Lublina nad rzeką Bystrzycą, Bełskiemu u Bełza, Płockiemu u Raciąża, Mazowieckiemu na trzech miejscach, gdzie sądy swe mieli nowe, t. j. u Warszawy, Zakroczymia i Łomży, Rawskiemu u Sochaczewa. Później dla udogodnienia zmieniano niektórym województwom i ziemiom miejsca okazowania (ob. Kampament).
Oko w mowie staropolskiej znaczyło pojęcie jednostki liczebnej, może z powodu zaokrąglonego kształtu litery O i kolistości oka zwierzęcego. W grze karcianej mówiono: tyle a tyle ok. Jabłonowski wydał w r. 1731 książkę p. t. „Sto i oko bajek”, czyli 101. Oko tureckie znaczyło wagę trzyfuntową. Oko w sieci znaczy jedną kratkę, z jakich sieć cała się składa. Oko w rurze strzelby oznacza wylot czyli otwór. Oko w języku bartników znaczy otwór w barci lub ulu, służący pszczołom do wychodzenia i wchodzenia. Oko jest nazwą dwuch jezior kilkomorgowej przestrzeni: jedno z nich znane wszystkim „Morskie Oko” w Tatrach, drugie mało komu znane Oko w dobrach Kalwarja nad rz. Kirsną, dziś w gub. Suwalskiej.
Okrężne, biesiada rolnicza w jesieni po sprzątnięciu wszystkich zbiorów, czyli po „okrążeniu” pól, skąd i nazwa okrężnego powstała. Okrężne tem się różni od dożynków, że dożynki oznaczają dożęcie oziminy i przyniesienie wieńca gospodarzowi z pola do domu. Okrężne zaś jest zabytkiem uczt jesiennych, znanych w przeszłości wielu narodom, wyprawianych po sprzątnięciu z pola wszystkich plonów. Długosz w XV wieku powiada, iż Litwa miała dawny obyczaj, że do gajów, uważanych za święte, nawiozłszy zboża w jesieni, zgromadzano się z żonami, dziećmi i domownikami, aby bogom czynić ofiary z wołów, cielców, baranów i potem przez trzy dni biesiadować, tańcząc, wyprawiając rozmaite igrzyska i pożywając ofiarne jadło. Ludy, graniczące z sobą, zbliżały się zawsze obyczajem, tembardziej Litwini, którzy przez kilka wieków uprowadzali z Mazowsza całe tłumy ludności dla zasiedlania pustyń leśnych. Domy staropolskie przygotowywały się wcześnie na okrężne. Warzono piwo, sycono miód i krupnik (z gorzałki i miodu), zabijano kilka sztuk bydła, na oznaczony dzień spraszano sąsiadów i sprowadzano muzykę. Gości przyjmowano chlebem powszednim, barszczem, bigosem i zrazami z kaszą. Była to wspólna biesiada szlachty i kmieci, bo obyczaj narodowy był w Polsce jeden, a tylko późniejsza cywilizacja i ogłada potworzyła w nim różnice i szczerby. Podstoli Krasickiego, zasiadając do ogólnego stołu z gromadą kmiecą podczas tej uroczystości, powiada o dożynkach, że „zwyczaj ten, od czasów dawnych wniesiony, na wzór przodków zachowuję”. W starej pieśni dożynkowej słyszymy:

U naszego jegomości dębowa podłoga,
Zjeżdżają się zewsząd goście jak do Pana Boga,
Zjeżdżają się na okrężne panie i panowie,
A ja chodzę dziś nieboga bez wianka na głowie.

Dziedzic rozpoczynał ucztę, pijąc kieliszkiem do najpoważniejszego z kmieci, po uczcie szedł poloneza z sołtysową, a jejmość z sołtysem. Kapela wygrywała od ucha razem szlachcie i kmiotkom. Już za Kochanowskiego obyczaj począł się zmieniać, jak to widzimy z „rozmowy pana z włodarzem”:

Takci bywało, panie, pijaliśmy z sobą,
Ani gardził pan kmiotka swojego osobą;
Dziś wszystko już inaczej, wszystko spoważniało,
Jak to mówią, postawy dosyć, wątku mało.

Okup. Wskutek napadów tatarskich i wojen tureckich mnóstwo ludu i szlachty dostawało się z Polski w jassyr. Znakomitszych jeńców powracano do kraju za okup, czasami bardzo wysoki, lub w zamianie za jeńców tatarskich i tureckich, pojmanych przez Polaków w bojach. Na uwolnienie ludzi biednych, których rodzina nie była w możności wykupić, składały nieraz serca szlachetne ofiary pobożne. Oto np. w r. 1637 szlachcic bezimienny przysyła na ten cel znaczną sumę 2,000 złp. magistratowi lwowskiemu. Burmistrz ówczesny Jakób Szolc zeznaje przed urzędem radzieckim, „iż przyszedł do mnie człowiek po imieniu Walenty, nie opowiadając się skąd i od kogo, z listem następującym: „Mój sławetny Senacie Lwowski! Że w tak znacznem mieście jest skarb pospolity, do którego ludzie Pana Boga miłujący udzielają na okup ludzi w ręku pogańskiem zatrzymanych, ja też odsyłam Waszmościom dwa tysiące złotych polskich spełna przez Walentego, poddanego mego, które, proszę, obróćcie Waszmoście na wykupno biednych ludzi w ręku pogańskiem zatrzymanych”. Jeszcze w czasie wojen krzyżowych utworzony został najprzód we Francyi zakon Trynitarzy czyli św. Trójcy, którego celem było wykupowanie jeńców z rąk Saracenów. Zakon ten przybył dopiero za czasów Sobieskiego do Polski, gdzie ufundowano mu klasztory: w Warszawie (na Solcu r. 1693), we Lwowie, Wilnie, Kamieńcu podolskim i Łucku. Ksiądz Adam trynitarz wydał r. 1783 w Warszawie ciekawą książkę: „Zebranie wszystkich redempcyi, które prowincja polska zakonu Najśw. Trójcy od wykupienia niewolników w krajach tureckich i tatarskich od roku 1688 do 1783 czyniła” (ob. Jassyr).
Olbora. Dochód skarbowy królewski, pobierany z kopalni kruszców, bądź w formie „dziesiątej niecki” czyli dziesięciny czystego kruszcu, bądź opłaty gotowym groszem, od towarzystw czyli „gwarectw” górniczych, którym król wydzierżawiał kopalnie, zwał się „olborą”. Według przywileju z r. 1374 Elżbiety, siostry Kazimierza Wiel., gwarectwo olkuskie opłacało olborę w srebrze i ołowiu, (ob. Gwarek, Enc. Star. t. II, str. 224).
Olbracht, Olbrycht, Albrycht, imię spolszczone z niemieckiego Albrecht, Albert. Olbrychcic – syn Olbrachta.
Olejkarze byli to Słowacy zakarpaccy, którzy w skrzynkach przez ramię zawieszonych roznosili po Polsce: olejki, mydełka, kadzidła, zioła, drjakiew, maści od ran i chorób skórnych, lubczyki i lekarstwa, pomagające jakoby na ukąszenie żmii, na niepłodność i spędzanie płodu na suchoty, prędkie wyjście zamąż itd. Postać olejkarza weszła do naszych szopek zapustnych, a Wójcicki nawet podaje, że znalazł o nim wzmiankę w starej pieśni kantyczkowej. W pierwszej ćwierci wieku XIX, zapewne skutkiem wdania się władz krajowych w ten handel szarlatański, olejkarze zamienili się na kramarzy drobnego towaru, wśród którego ukrywali jednak dość długo tajemnicze medykamenta.
Olstro, z niem. Holster, futerał skórzany na pistolety. W „Regulamenie exercerunku kawaleryi narodowej” z roku 1786 czytamy: „Olstra być powinny tak przypięte (do siodła), żeby płazem a nie grzbietem do konia przychodziły”.
Onuca, onuczka, szmat, chusta płócienna (zimą bywa kuczbajowa), do obwijania nóg w butach lub chodakach. Buty wyściełano słomą czyli wiechciami. Senatorowie i magnaci mieli do tego chłopców, hajduków, pajuków, do których należało codzień słomę przycinać albo w ręku ją wymiąć. Pod koniec czasów saskich w miejsce onuczek zaczęto używać skarpetek i mesztów tureckich, a miejsce słomy zajęła kuczbaja albo podeszwa pilśniowa. Ludzie jednak starej daty utrzymywali, że słoma lepiej pot z nóg wyciąga i codzień świeża lepiej ochędóstwo utrzymuje. Jan Klemens Branicki, hetman wiel. kor., (ożeniony z siostrą króla Stanisława, zmarły r. 1771) był człowiekiem tak dalece staropolskich nawyknień, że do śmierci nie zamienił onuczek na skarpetki. W wojsku polskiem zarówno oficerowie jak i żołnierze, zwłaszcza podczas kampanii, używali onuczek w miejsce pończoch i skarpet, jako lepiej utrzymujących ciepło, nie ulegających tak podarciu i łatwiejszych do prania. Lud polski w noszeniu onuczek i wiechci dotąd zachowuje dawny zwyczaj.
Opaci i opactwa. Opatami nazywano w Polsce najwyższych przełożonych w klasztorach benedyktyńskich, cysterskich, norbertanów i kanoników regularnych. Niekiedy u tych ostatnich opat przybierał nazwę prepozyta czyli proboszcza. W klasztorach żeńskich tychże reguł opatki (abbatissae) Polacy tytułem „ksieni” uczcili. Już za Bolesława Chrobrego spotykamy wzmianki o opatach. Opat de Tine (tyniecki) w łaskach jest u tego króla i używany przezeń do różnych spraw publicznych. Opat Aaron zostaje biskupem krakowskim. Posiadając ogromne dobra klasztorne i naukę, dochodzili do znaczenia i powagi. Byli zaś cudzoziemcami, bo w Polsce ówczesnej nie można było jeszcze nabyć takiego wykształcenia, jak we Włoszech, Francyi lub Niemczech. W katedralnych stallach gnieźnieńskich, krakowskich, płockich i poznańskich opaci zasiadali zarówno z prałatami i kanonikami. W Mazowszu książęta obdarzyli opatów tym samym przywilejem, co i arcybiskupów, iż przez pełnomocników mogli przysięgać w sprawach granicznych (Czacki II, str. 174). Synod prowincjonalny z r. 1248 gani opatom częste podróże poza klasztor, nakazuje przebywanie w murach klasztornych, jadanie z bracią w refektarzu, sypianie we wspólnym dormitarzu i t. d. Z powodu niestosownego używania przez opatów dochodów z dóbr zakonnych zaostrzały się nieraz stosunki opatów z biskupami. Aby nie szły jedynie do kieszeni opatów, biskupi, idąc za głosem szlachty, na synodach zobowiązali ich do utrzymywania szkół, do składek na akademję krakowską lub seminarja. Synod piotrkowski r. 1530 domaga się, aby swym kosztem utrzymywali młodzież w akademii. Biskupi zebrani na synodzie r. 1532 zachęcają opatów do niesienia pomocy dla młodzieży ubogiej, oraz aby swą zakonną do gimnazjów posyłali. Na sejmie r. 1538 uchwalono, że: „Opatem i proboszczem klasztornym być nie może żaden, tylko rodowity Polak, szlachcic, mnich godny tegoż klasztoru, albo in defectu z inszego. A gdzieby szlachcica nie było, tedy i ex plebejis być może, byle godny a Polak takoż” ( Vol. leg. I, f. 521). Synod Gamrata z r. 1542 domaga się od opatów kształcenia młodzieży zakonnej w akademii krakowskiej. Na sejmie r. 1550 stanęła uchwała, nakazująca w klasztorach opackich zakładanie szkół dla młodzieży szlacheckiej i utrzymywanie w nich kosztem zakonnym tak dzieci, jako i nauczycieli (Vol. leg., II, f. 599). Królowie przypisali sobie wyłączne prawo mianowania opatów, których wybierali nietylko z zakonnego, ale i świeckiego duchowieństwa. Zygmunt III wprowadził t. zw. komendy i opatów komendataryjnych, oddawna znanych już w innych krajach Europy. Taki opat nie był obowiązany ani do profesyi zakonnej, ani do habitu, nie mógł wprawdzie używać prerogatyw, służących opatom zakonnym, jak mitry i pastorału, nie odbierał od biskupa benedykcyi, nie udzielał święceń mniejszych, ani karał zakonników, ale tylko zagarniał dochody z dóbr klasztornych dane mu przez króla jako wynagrodzenie za usługi oddane Rzplitej lub tylko królowi. Byli to więc raczej dożywotni administratorowie, nie zaś zakonnicy. Tak np. Zygmunt III na sejmie r. 1593 ofiarował opactwo czerwińskie kardynałowi Jędrzejowi Batoremu, biskupowi warmińskiemu, a jadąc Wisłą z Warszawy na Gdańsk po koronę szwedzką, zatrzymał się umyślnie w Czerwińsku, dla oddania Batoremu tego opactwa. Stanisław Falcki, zgrzybiały wiekiem opat tamtejszy, łzami się tylko od aktu przemocy bronił. Za przykładem króla, sejmy mieszać się zaczęły do dóbr opackich, które już jakby nie za zakonne, lecz za krajowe uznawać poczęto, a tem samem za źródło wynagrodzenia zasług świeckich dygnitarzom kościelnym. Gdy gromadzenie beneficjów w jednych rękach obudzało zazdrość ludzi świeckich, na sejmie r. 1607 zapadła konstytucja, zabraniająca przyłączać opactwa do biskupstw i dawać 2 opactwa jednej osobie. Wkrótce jednak zrobiono wyjątek dla biskupstw, mających szczupłe uposażenie, do których należało arcybiskupstwo lwowskie i biskupstwa: przemyskie, żmudzkie, chełmskie, kijowskie, kamienieckie i wendeńskie. Stolica apost. pozwalała i bogatym biskupom, nawet prymasom, dawać opactwa „w komendę”. Gniewała się o to szlachta, lecz i wśród niej byli dość liczni zwolennicy bezwarunkowego rozdawania beneficjów opackich duchowieństwu świeckiemu w nagrodę zasług krajowych. Nuncjusz papieski de Torres, w relacyi do Rzymu r. 1621 opisując wynikły skutkiem tych okoliczności smutny stan opactw, radzi skłonić króla do wyznaczania zasłużonym osobom tylko pensyi z dochodów opackich, lecz mianowania na opactwa wyłącznie zakonników. To jednak nie nastąpiło a tymczasem przyszło do tego, że np. Hieronim Lubomirski, człowiek wojskowy, później podskarbi i hetman, trzymał czas jakiś opactwo tynieckie, pod pozorem, że jako kawaler maltański, duchowną był osobą. Za Władysława IV i Jana Kazimierza niektóre klasztory uzyskiwały sobie przywileje wolnego wyboru opatów, co dało potem powód do walki pomiędzy zakonnikami a królem, gdy król mianował osobę inną a mnisi wybrali kogo innego. Raz nawet instygator koronny zapozwał zakonników przed sąd o podstępnie pozyskany przywilej króla, a dekret królewski skazał dwuch na dożywotnie wygnanie z kraju, skutkiem jednak znanej łagodności systemu rządowego w Polsce, dekret nie został wykonany. Król Jan III r. 1685 przez posła swego Donhoffa prosił papieża o uregulowanie sporu w ten sposób, aby w liczbie 20-tu opactw różnych zakonów, istniejących w Rzplitej, w 15-tu na zawsze król mianował komendantów a tylko w 5-ciu pozostał wolny wybór opatów przez zakonników. Lecz mnisi wszelkich starań dołożyli, że projekt ten królewski nie przyszedł do skutku i spór toczył się dalej. R. 1692 z kancelaryi królewskiej wyszły energiczne listy do Rzymu, żądające ukrócenia swawoli zakonnej. W odpowiedzi Rzym pozwolił, aby w każdym klasztorze było dwuch opatów: tytularny z obioru zakonników i komendarz z nominacyi króla, a dobra miały być wszędzie podzielone na 4 części: dla opata zakonnego, dla komendarza, dla zakonników i na utrzymanie gmachów klasztornych. Król popierany przez biskupów nie zgodził się na to. Po wstąpieniu na tron Augusta II Sasa, powstały wielkie krzyki przeciwko zakonnikom, że opatów z nominacyi królewskiej pozbyli się a innym użytek z dóbr klasztornych oddali. Dla skarcenia tej samowoli, wysłano komisarzy królewskich, aby opatów zakonnych siłą zbrojną usunęli i objęli dobra w zarząd, dopóki mianowani przez króla opaci nie zostaną przez papieża zatwierdzeni. Po śmierci Jana Karola Lipskiego, opata mogilskiego, r. 1725 mnisi nie wpuścili do siebie Michała Kunickiego, nominata królewskiego. Wówczas sejm raz jeszcze ponowił zakaz posiadania opactw bez nominacyi królewskiej i nakazał takich siłą usuwać. Nadzieja ukończenia tej przykrej sprawy zabłysła dopiero pod Augustem III, któremu obowiązek jej załatwienia włożono w Pacta conventa. Jakoż za zezwoleniem Klemensa XII stanął traktat dnia 6 sierpnia 1736 r. we Wschowie między Pauluccim, nuncjuszem papieskim, z jednej a Janem Tarłą, plenipotentem Rzplitej, z drugiej strony, mocą którego pozwolono zakonnikom przez wolną elekcyę wybierać sobie przełożonych zakonnych. W każdem zaś opactwie drugi opat komendataryjny czyli mianowany przez króla nie miał prawa mieszania się w sprawy klasztorne. Artykuł 3-ci polecał dokładne spisanie wszystkich funduszów opactw i podział ich na 3 części: dla konwentu, wybranego superjora czyli opata zakonnego i opata królewskiego czyli komendarza. W komendę mógł oddawać król 12 opactw. W miejsce opactwa witowskiego, którego fundusze podzielone okazały się za szczupłe, naznaczono komendataryjnem paradyskie. Przez wzgląd na zasługi Augusta III, oddane kościołowi, stolica apost. dodała królowi 13-te opactwo do jego nominacyi – płockie benedyktynów, polecając również podział jego funduszów na 3 części. Opactwa te w liczbie 13-tu były następujące: Tyniec, Lubin i Płock (benedyktyńskie), Wąchock, Mogiła, Sulejów, Wągrów, Jędrzejów i Paradyż (cysterskie), Czerwińsk i Trzemeszno (kanoników regularnych), prepozytura miechowska (bożogrobców) i Hebdów (norbertanów). Inni opaci, w traktacie nie wymienieni, byli odtąd wybierani przez zakonników i przy dawnych prawach i zwyczajach zostawieni. Wrócił więc stan normalny w wielu opactwach, a kr. August III pragnął szczerze umowy tej dotrzymać i zaraz wziął się do jej wykonania, t. j. podziału dóbr zakonnych na 3 części. Niestety, jednak traktat wschowski nie mógł być żadnemu sejmowi przedstawiony, bo sejmy za Augusta III ciągle zrywano i dlatego kr. Stanisław August o umowie tej nie czynił żadnej wzmianki w Pacta conventa, owszem, przyznał sobie jus patronatus do wszystkich opactw, nie wyjmując pomorskich Pelplina i Oliwy, chociaż zawsze stany pruskie broniły wolności tych klasztorów a konstytucje z r. 1699 i August III przyznali im wszelką swobodę. Król też nie przestał nalegać na Rzym o przyznanie sobie prawa do wszystkich opactw. Na sejm czteroletni r. 1790 podano wniosek, aby opatom odjąć fundusze po śmierci każdego z nich i obrócić je na uposażenie seminarjów i na wojsko. Po nastąpionym podziale Rzplitej, rząd pruski, sekularyzując własność ziemską duchowieństwa, naznaczył mu pensje pieniężne. I tak, zabierając z opactwa lubińskiego 27 wsi i 2 miasta, wyznaczył dla klasztoru rocznie talarów 2,600, opatowi zakonnemu tal. 574, srebr. gr. 19 i fenig 1 a komendataryjnemu 2,000 talarów. Po r. 1830 zniesiono w Prusiech wszystkie opactwa. W Austryi cesarz Józef II, niektóre klasztory polskie zniósłszy, dobra ich pokonfiskował, inne przy pewnej części dóbr ziemskich zostawił. W Królestwie Kongresowem, gdy przedstawiono stolicy apost., że na uposażenie nowych biskupstw, kapituł i seminarjów, kraj użyć może jedynie tylko dóbr klasztornych, Pius VII bullą r. 1818 na to zezwolił, do wykonania tego upoważniając ówczesnego arcybiskupa warszawskiego Franciszka Malczewskiego. Ten, kierując się rozmaitymi względami natury doczesnej, poszedł znacznie dalej, niż to papież przewidywał, i pismem z d. 17 kwietnia 1819 zniósł w granicach Królestwa wszystkie opactwa i prepozytury, bogatsze klasztory i znaczną część kollegjat. Wówczas to zniesione zostały opactwa benedyktyńskie św. Krzyża i w Sieciechowie; cysterskie w Jędrzejowie, Lędzie, Koprzywnicy, Wąchocku i Sulejowie; norbertanów w Hebdowie i Witowie; prepozytura bożogrobców w Miechowie; kanoników lateran. w Lubrańcu i opactwa ich w Mstowie i Czerwińsku; klasztor kartuzów w Gidlach; kamedułów w Szańcu, Rytwianach i Bieniszewie i t. d. Wydawszy wyrok kasaty tych klasztorów, nazajutrz Malczewski umarł. Ruiny i gmachy starożytne opactw polskich, np. sulejowskiego, czerwińskiego i wielu innych, zbadał i opisał prof. Wład. Łuszczkiewicz w wydawanych przez Akademję Um. w Krakowie „Sprawozdaniach Komisyi do badania historyi sztuki w Polsce”. Z pamiątek po opatach polskich dołączamy tu rysunek napotkanych przez nas w Czerwińsku dwuch krzyżów z wyobrażeniem słońca i księżyca, noszonych za procesją, w której opat brał udział.
Opera. W „Dykcjonarzyku teatralnym, wydanym w Poznaniu r. 1808, znajdujemy pod tym wyrazem: „Rodzaj ten widowiska u nas powszechnie jest lubionym. Dawniej tylko opery włoskie znane były w naszym narodzie; odważono się później śpiewać po polsku, Zośka była graną kilkaset razy. Po tej próbie przełożono na język ojczysty kilka lekkich operetek francuskich, jako to: Dwaj strzelcy, Kowal, Bednarz. JPan Bogusławski pierwszy pokonał przesąd ogólny, przetłómaczył wiele oper włoskich i wystawił je na scenie narodowej. Przed reprezentacją Axura nie chciano wierzyć, że Polacy tyle mają śmiałości targnąć się na to doskonałe dzieło Salierego, grane przez artystów włoskich, przed wystawieniem go przez Polaków. Przecież Axur polski od r. 1793 do dzisiaj (r. 1808) był grany przeszło 200 razy. Przerwana ofiara, Flet, Telemak, grane obok nowo sprowadzonej i dzielnie protegowanej opery włoskiej, utrzymały same przez się zostający bez protekcyi i chwiejący się teatr Narodowy. Nielitościwa Parka uwzięła się niszczyć usiłowania i dyrektora i artystów w polepszeniu i utrzymaniu opery ojczystej, wydzierając pierwsze jej podpory i ozdoby. Oper oryginalnych mamy bardzo mało, a dawniej, oprócz Kamińskiego, żadnego nie mieliśmy kompozytora. Dziś JP. Elsner uczynił przysługę narodowi, tworząc dobrą muzykę do poezyi polskiej. Towarzystwo Królewsko-Warszawskie Przyjaciół Nauk okazało, ile ceni prace tego artysty, podjęte dla Polaków, przybierając go za swojego członka. Pan Stefani zrobił muzykę do ulubionej opery Krakowiaków i innych dzieł mniejszych. Do oryginalnych oper Kniaźnina: Spartanka, Cyganie i Troiste wesele, granych na prywatnym teatrze w Puławach, kompozytorem był Lessel”.
Opieka i opiekunowie. W prawie polskiem małoletni, nie mający rodziców, poddani byli pod opiekę. Opieka (oprócz opieki ojca, gdy matka umrze a dobra dzieciom zostawi) była trojaka: testamentowa czyli testamentem naznaczona, prawna czyli przyrodzona i przydana. Pierwszą naznaczał ojciec testamentem lub aktem sądowym, mogąc powierzyć, komu chciał. Jeżeli zlecał matce dzieci, to wyznaczał i kuratora. Opieka z testamentu ojca wyłączała każdą inną. Prawna należała bratu rodzonemu, a w braku tego – stryjom, wujom. Gdyby nie było prawnej, wyznaczał opiekę Sąd ziemski, a gdyby tego nie uczynił, udawano się do króla, jako najwyższego opiekuna. Znana była rada familijna lub rada starszych w ważnych wypadkach, gdy chodziło np. o sprzedaż dóbr, sposób wychowania małoletnich, wydanie córki zamąż, usunięcie opiekuna z opieki. Opiekun winien był przy objęciu opieki spisać inwentarz w obecności dwuch krewnych z linii ojca i podług tego liczbę składać z wszelkich dochodów (Vol. leg. II, f. 692). Opiekun nie mógł majątku małoletnich ani sprzedawać, ani zastawiać, ani granic nowych stanowić. Małoletnich nie można było do sądu pozywać, wyjąwszy gdy szło o wykupno dóbr, o daną przez ojca porękę, gdy z ojcem był proces przewiedziony a szło tylko o egzekucję. Przez czas małoletności przedawnienie było zawieszone. Małoletni sam mógł położenie swoje polepszyć, ale pogorszyć nie miał prawa. Statut Litewski i prawo z r. 1775 przyznało opiekunowi wyznaczonemu przez sąd jako wynagrodzenie dziesiątą część dochodów. Opieka kończyła się z rokiem 18-ym wieku synów, córki aż do wyjścia zamąż pod opieką zostawały. Opiekun za swoją administrację był odpowiedzialny, jeżeli nie zachowywał takich starań, jakie we własnych interesach zachowywał. Skarga na opiekuna służyła pupilowi do lat 3 i miesięcy 3 od dojścia do pełnoletności.
Opola. Kraina, nazwana później od licznych pól – Polską, była pierwej tak, jak cała środkowa Europa, jednym wielkim lasem, w którym znajdowały się tylko rozsiane pojedyńczo sadyby ludzi, żyjących z polowania, rybołówstwa, chowu bydła, oraz miodem dzikich pszczół i owocem leśnym. O ile taki tryb życia wymagał obierania sobie siedlisk w zapadłych kniejach, najdalej od innych ludzi, o tyle sadyby, które skutkiem rozmnożenia zmuszone zostały do rolnictwa, wprost przeciwnie, z wynikłej potrzeby zabezpieczenia swych zbóż przed dzikiemi zwierzętami, gromadziły się w jak najbliższe sąsiedztwo, tworząc sioła czyli wioski. Takie sioła i wioski w przeciwstawieniu do pojedyńczych sadyb leśnych, że otoczone były polami, więc nazywano opolami, bo z brzmieniem o łączy się w języku polskim pojęcie zewnętrznego otoczenia. W dokumentach zaś łacińskich „opola” takie, jako grupy sąsiadów, nazywały się sąsiedztwami – vicinia. Kilka wiosek razem używało wspólnie lasów sąsiednich, pastwisk, wód i dróg. Z tej wspólności używania ekonomicznego wynikała potrzeba wspólnego sądownictwa i solidarności w pilnowaniu porządku i bezpieczeństwa życia i mienia. To też wszyscy członkowie opola mieli obowiązek ścigania złoczyńcy a w razie przeciwnym odpowiadali solidarnie. Rząd opola stanowili zapewne naczelnicy rodów, w skład jego wchodzących, którzy schodzili się na obrady w miejscowości zwanej czołem opola. Tak więc opole było w Polsce pierwotnej rodzajem gminy, najniższą jednostką administracyjną. Ponieważ kraina między Odrą, Notecią i Gopłem posiadała wcześniej duże wsie rolnicze i szerokie pola, niż Mazowsze i Małopolska, więc też pierwotnie nazwa Polski do niej się stosowała i tylko w dokumentach wielkopolskich z doby piastowskiej spotykamy często wzmianki o viciniach i „opolach”. W opolach tych zarówno mieszkała szlachta (nobiles, milites), t. j. wolni dziedzice, jak i chłopi (simplices). Były to związki rozmaitego rodzaju osad chłopskich, książęcych, kościelnych i prywatnych, do składu których należały i grunta małej niezależnej własności szlacheckiej. Jak wogóle jednak posiadłości księcia panującego przeważną jeszcze część kraju za Piastów zajmowały, tak też i w każdem opolu najwięcej osad było własnością księcia. Były jednak opola, w których książę nic już prawie nie posiadał, albo nadaniami dla zasłużonych wojowników większą część obszaru na ich własność odstąpił, wreszcie przywilejem dozwolił komuś z prywatnych dóbr utworzyć odrębne opole, uwalniając tem samem od rozlicznych ciężarów gromadzkich, do których każde opole było solidarnie obowiązane. Ciężary zaś te były rozmaite, z natury położenia sąsiedzkiego wynikające. W razie np. sporu granicznego sam książę albo jego urzędnik zwoływał sąsiednie opola i obchodził z niemi granice, żądając zaświadczeń i wskazówek. Jeżeli świadectwo okazało się błędne, kara za nie spadała na całe opole. Opole odpowiadało solidarnie za przestępstwa, popełnione w jego obrębie i przez jego mieszkańców, co przy braku policyi było jedyną rękojmią utrzymania porządku i spokojności. Opola odgrywały ważną rolę w zarządzie pierwotnej skarbowości i w ustroju administracyjno-politycznym miały znaczenie gmin, z których składały się powiaty i kasztelanje. Od gminy jednak niemieckiej różniło się słowiańskie „opole” swoją różnolitością części składowych i brakiem istotnej organizacyi. Znajdowanie tysiącznych popielnic w rozległych cmentarzyskach przy wielu wsiach wielkopolskich dowodzi, że już w czasach pogańskich musiała posiadać ta kraina liczne i ludne opola. Np. z 24 wiosek kasztelanii żnińskiej, opisanych w dyplomacie gnieźnieńskim z XI wieku, jedna miała 30-tu chłopów, dwie po 27-miu, reszta od 3-ech do 17-tu. Wyraz opole spotykamy już w dokumentach naszych z lat: 1136 i 1145. W dokumencie z r. 1288 mamy wzmiankę o „lasce opolnej”. Rycerzy wzywał książę na wiece lub wojnę przez swoich komorników czyli dworzan okazaniem pierścienia lub odcisku pieczęci książęcej. Lud zaś opolny czyli chłopów, kmieci i drobnych posiadaczy, pozywano do sądu biciem we drzwi „laską opolną”, lub zwoływano do gromady i do grodów obsyłaniem takowej od domu do domu. Starożytny zwyczaj, dochowany do niedawnych czasów, nakazywał, aby „laskę” taką czyli „wić” lub „znamię”, podaną przez władzę do pierwszej w siole chaty, kmieć natychmiast odnosił z ustnem wezwaniem do następnej. Laskę, która w ten sposób wszystkich kolejno okrążyła, ostatni odnosił na miejsce zebrania. Samorządowi opola zadały ciężki cios liczne immunitates, nadawane od początku XIII w. przez książąt polskich biskupom, kapitułom, kościołom, klasztorom i stanowi rycerskiemu czyli szlachcie, które poddawały ludność wiejską pod jurysdykcję właścicieli wzmagających się liczebnie i przestrzeniowo terytorjów wielkiej prywatnej własności. Właściciele owi wraz z ziemią wchodzili w prawa książęce nad ludnością na ziemiach tych osiadłą, a władza ich patrymonjalna sama przez się znosiła organizację opolną, nie dającą się przystosować do nowych warunków społeczno-ekonomicznych, tembardziej że nadawanie pojedyńczych wsi książęcych różnym właścicielom rozrywało opola. Do ostatecznego zaniku tej prastarej słowiańsko-polskiej organizacyi gminnej przyczyniło się wreszcie osadzanie kmieci i wszelkiego rodzaju przybyszów na zasadach zapożyczonego prawa niemieckiego, polegającego na dobrowolnej umowie obustronnej, obowiązującej osadników do płacenia dziedzicom czynszów w pieniądzach i płodach. O opolach pisali R. Roeppel (Geschichte Polens, 2 Beilage. Ueber vicinia oder opole, str. 615 617), Wac. A. Maciejowski, Józef Przyborowski, Stan. Smolka („Mieszko Stary i jego wiek, str. 516 –520), Al. Winiarz i inni.
Opończa. Płaszcz od deszczu, kopieniak. Orjentalista Muchliński twierdzi, że Turcy (którzy na oznaczenie płaszcza mają swój wyraz jakrmurłuk) pożyczyli od Polaków i Ukraińców drugą nazwę przerobioną podług siebie na japondża, przyczem twierdzi o słowiańskości źródłosłowu wyrazów: opona, oponka, oponeczka. Łuk. Gołębiowski uważa opończę za starożytny ubiór polski a obok tego pisze: Opończy, chroniących od zimna lub słoty, rodzaje te upatrujemy: brandebury, burki (były w XVII w. chwalone szczekockie t. j. w Szczekocinach robione), czuje albo czujki, jamurlachy, kopieniaki, mantele, ormentle, płaszcze i właściwe opończe. Szlachta nosiła opończe karmazynowe adamaszkiem lub atłasem błękitnym podszyte, kroju takiego, jak kiereje, z przydanym kapturem do nakrywania głowy w czasie deszczu. W opończy kroju pierwotnego, bez stanu, chociażby karmazynowej, wejść do pokoju było nieobyczajnie, ale gdy nastały opończe wcinane i atłasem błękitnym podbijane, można było. Takich opończy, jako z przedniego sukna francuskiego robionych, nie nosił lud prosty, tylko możni a najwięcej dworzanie. Starowolski mniema, że opończę przyjęli Polacy od Tatarów po bitwie wygranej r. 1512. Mamy stare przysłowia: 1) Choć słońce gorące, bierz w drogę opończę; 2) Patrz na słońce, kładź opończę; Rysiński przytacza dwa przysłowia: 3) Opończa ode dżdża i 4) Gdy jedziesz w drogę ano piecze słońce, nie chroń się dla dżdża wziąć sobie opończę.
Oporty jabłka. Długosz w swoich „Dziejach polskich” pisze o tych jabłkach, co następuje: „Pierwszym opatem klasztoru (lubińskiego w r. 1175) był Florenty. Od tego to opata i jego braci, z Porty do Polski przybyłych i w rzeczonym klasztorze osadzonych, pochodzi i nazwisko swoje bierze gatunek jabłek, które oni z sobą do Polski przywieźli, a które od klasztoru Porty, skąd pochodziły, nazwane Daport, rozmnożyły się u nas i dotąd (w XV wieku) jeszcze je hodują”.
Oporządzenie wojskowe. Rzeczy, należące do żołnieża w wojsku polskiem, dzieliły się na: ubiór, oporządzenie wielkie i małe oraz broń. Do pierwszego należały: surduty, kurtki, kaftany, rajtuzy ze skórą, spodnie sukienne, furażerka, płaszcze, kamasze, nauszniki, galony, taśma dobosza. Do oporządzenia małego: koszule, czechczery, onuczki, trzewiki, buty, halsztuchy, rzemień do płaszcza, daszek do furażerki, mantelzaczek, kalitka, torba płócienna. Do oporządzenia wielkiego należały: kaszkiet, blacha do kaszkietu, kordony do kaszkietu, kutasy podoficerskie do kordonu, pompony, podpinki do kaszkietu, kokardy, feldcechy, kitki, tornister z pasem, mantelzak, patrontasz z pasem, granatka, bandolier, pendent kawaleryjski, fandekel, flintpas, feldflasza z rzemieniem, bęben z pasem i futerałem, instrument muzyczny, kociołek z pokrywą, rzemień do tegoż. B. Gemb.
Oprawa, inaczej zwana reformacją, dosłownie znaczy: ubezpieczenie czegoś, opatrzenie. Mąż, biorący posag za żoną, zapisywał małżonce swojej takiej wysokości sumę, jak posag, i te dwie sumy złączone ubezpieczał na swym majątku, co się nazywało „oprawą” lub „reformą posagu”. Posag nazywał się „wianem”, a suma, od męża przypisana, po łacinie nazywała się dotalitium, po polsku „przywiankiem”. Wszystko więc, co żona w dom męża wnosiła, było posagiem czyli wianem, a co mąż od siebie żonie zapisywał, było „przywiankiem”, w połączeniu zaś była to „oprawa”. Jeżeli żona od ojca nie miała posagu i oprawy, prawo polskie wyznaczało jej pewną sumę z majątku męża, lub dożywocie na pewnej części majątku, co nazywano „zawieńcem”. Oprawa różniła się tem od dożywocia, że po śmierci „pani oprawnej” dziedzic dóbr musiał wracać jej sukcesorom sumę oprawną. Mężowie robili oprawy nietylko na posag odebrany, lub odebrać się mający, ale i z przywiązania do żony, choć nie miała żadnego posagu. Za życia męża oprawa żadnego nie miała skutku: mąż dobrami, na których była oprawa, zarządzał i dochody pobierał. Dopiero po śmierci męża, żona zostawała w posiadaniu i użytkowaniu majątku, na którym miała oprawę. Suma posagowa była jej zupełną własnością, suma zaś przywiankowa służyła za dożywocie. Żona, posiadająca majątek oprawny, zwana była „panią wienną”, domina dotalitialis. Gdy wdowa wychodziła powtórnie zamąż, sukcesorowie męża mogli ją skupić z majątku oprawnego, płacąc jej obie sumy, t. j. posagową i przywiankową, ale na tę drugą musiała dać rękojmię czyli poręczycieli, że po skończonem użytkowaniu suma ta do sukcesorów męża powróci.
Oprawianie książek. Introligatorstwo dosyć kwitnęło w dawnej Polsce, tylko stare bibljoteki czas poniszczył, ludzie pomarnowali a nikt nie zajął się zebraniem wiadomości o tej sztuce z przeszłych wieków. Piszący to znalazł np. przed 30-tu laty na sklepieniach starożytnego kościoła w Wiźnie na Mazowszu wspaniale oprawną w skórę i okucia bronzowe księgę kazań łacińskich z kaplicy ostatnich książąt mazowieckich, ale woda, przeciekająca w dachu kościelnym przez lat kilkadziesiąt, kapiąc w jedno miejsce na tę księgę, wydrążyła w niej na wylot dziurę wielkości głowy dziecka. Nie wszystkie bibljoteki były tak szczęśliwe jak Zygmunta Augusta, której znaczna część (w pięknej jednostajnej oprawie) dostała się do książnicy ordynacyi Zamojskich w Warszawie. Innego typu oprawę tegoż króla podał i opisał w 1-szej seryi „Wzorów sztuki średniowiecznej” Aleks. Przezdziecki. Jest to tylko oprawa w kształcie książki z aksamitu karmazynowego z klamrami i narożnikami złotymi. Nazewnątrz pośrodku każdej okładki znajduje się złoty medaljon: w jednym cyfra Zygmunta Augusta, w drugim popiersie tego króla w czapce (jak na medalu Nr. 21 „Gabinetu medalów Edwarda Raczyńskiego”, t. I, str. 90). Narożniki opatrzone są frędzlami ze złota i jedwabiu czerwonego. Wewnątrz tych okładek znajduje się na każdej połowie portret kobiecy, olejno malowany na blasze i w ramki czarne oprawny. Na pierwszej stronie w sukni aksamitnej czarnej w pasy przerabianej złotem, w perłach, kanakach i łańcuchach, z rękawiczkami w ręku, jest pierwsza żona Zygmunta Augusta, młodziutka Elżbieta, córka cesarza Ferdynanda I i Anny Jagiellonki, królowej czeskiej i węgierskiej. Na drugiej stronie w czapeczce aksamitnej czarnej, z podwiązaniem pod brodę ze złotogłowu, widzimy drugą i najukochańszą żonę Zygmunta Augusta – Barbarę Radziwiłłównę, jedną z najpoetyczniejszych postaci w dziejach naszych. Druga przepiękna oprawa przedstawiona we „Wzorach szt. śred.” zamyka w sobie książkę do nabożeństwa Anny Jagiellonki, córki Zygmunta I, a żony Stefana Batorego († f 1596 r.), ze srebra filigranową robotą artystycznie i wytwornie wykonaną. Jest to prawdziwie droga pamiątka po ostatniej córce Jagiellonów na tronie polskim, która według pięknego wyrażenia księdza Skargi w kazaniu pogrzebowem „osobliwą była miłością narodu swojego”. Edward Rastawiecki we „Wzorach sztuki śr.” podał jeszcze książkę do nabożeństwa po królowej Maryi Ludwice (małżonce dwuch z kolei królów polskich: Władysława IV i Jana Kazimierza), odznaczającą się niepospolicie wytwornym wyrobem złotniczym. Oprawa książki odziana jest bogatym filigranem srebrnym, w pośrodku którego i na rogach znajduje się cyfra ukoronowana właścicielki. W zbiorach jeżewskich posiadamy kilka książek z bibljotek królów polskich. Z tych podajemy tu podobiznę oprawy najbardziej pamiątkowej, a mianowicie kazań ks. Sokołowskiego z kaplicy Jagiellońskiej, jak to poświadcza wytłoczony na okładce napis Sacello Jagelonio i wybity srebrem stempel, przedstawiający w połączeniu herb Bony z orłem Jagiellońskim. Widocznie, pomimo wyjazdu z kraju i śmierci królowej Bony, do oprawy książek w kaplicy Anny Jagiellonki nie przestano używać starego stempla. Podajemy tu jeszcze znajdujące się w zbiorach piszącego 4 stemple do złoceń na okładkach z introligatorni królewskiej w wieku XVIII: pierwszy królów saskich, a 3 z doby Stanisława Augusta. Z tych ostatnich 2 większe mają pozostawione otwory na wkładanie tarczy z herbem samego króla, która skutkiem elekcyjności tronu Rzeczypospolitej mogła się zmieniać.
Opryszkowie. Tak nazywano rozbójników karpackich, napadających na dwory podgórskie i podróżnych, zwłaszcza kupców. Czacki powiada, że pierwszą wzmiankę o opryszkach znalazł w rękopisie Ocieskiego z czasów Zygmunta I. W roku 1588 wydano ustawę, iż każdy pan chłopa z dóbr swoich, który do opryszków należał, miał obowiązek stawić przed sędzią grodzkim i skoro go obadwa uznali za winnego, mógł go wziąć z sobą do domu, ale musiał dać za niego rękojmię, a skarżącemu wolno było oponować równie jak i w tym razie, gdyby i urząd grodzki uznał za niewinnego. W Bieczu sądzono i ścinano opryszków prawie ciągle, a stąd było to miejsce terminowania dla uczniów profesyi katowskiej. Opryszkostwo czyli zbójnictwo pozostawiło ślad swój zaledwie w kilku pieśniach ludu podgórskiego, a nawet właściwie w dłuższej pieśni tylko jednej, tak się zaczynającej (ob. str. 217 dzieła „Pieśni ludu”, zebrał Zygm. Gloger, Kraków, 1902 r.):

Haniu moja, pójdź do domu,
Wydam ja cię, nie wiem komu,
Wydam ja cię za jednego,
Za hetmana zbójnickiego.
Janku, Janku, tęgiś zbójnik,
Wiesz po wirchach każdy chodnik,
We dnie idziesz, w nocy wrócisz,
A mnie biedną tylko smucisz i t. d.

Opucha, opuszka, bramowanie, obłożenie brzegów sukni a zwłaszcza wyłogów kosztownem futrem. Stąd stare przysłowie: „Opucha droższa kożucha”.
Oracje. W szkołach, akademjach, seminarjach duchownych i domach pańskich już od wieków średnich w Polsce uczono młodzież wymowy, rzecz więc prosta, że nie odbyła się żadna uroczystość w domu polskim bez oratora i oracyi. Z dworów książęcych, i magnackich zwyczaj przechodził zwykłą koleją popularyzacyi i naśladownictwa do szlachty średniej, mieszczan, zagrodowców i wreszcie do chat całego ludu polskiego. Szlachta na sejmikach miała świetną sposobność do doskonalenia się i popisywania w wymowie. Gdyby zebrać wszystkie książki polskie, dotyczące nauki krasomówstwa, i wszystkie mowy drukowane z trzech wieków, oraz cały ogrom niedrukowanych a tylko przepisywanych w silwach rerum, pokazałoby się, że o ile literatura polska w tym kierunku jest jedną z bogatszych w świecie, o tyle naród polski należy do najuboższych w zastępy pracowników, ratujących od zagłady różnostronne płody ducha swych pradziadów. Skutkiem tego wiele dawnych druków zaginęło niepowrotnie lub należy do największych rzadkości. Do tych ostatnich zaliczone są wydane w Krakowie r. 1591 przez Stanisława Skoreckiego: „Deklamacje na dzień wielkanocny dla ćwiczenia pacholąt szkolnych”. Z takiemi deklamacjami chodziły po domach żaki szkolne, winszując wesołego Alleluja, za co obdarzano ich kołaczami, kiełbasą, jajami i t. d. Przy każdej sposobności dorocznej oracje prawiły dzieci polskie rodzicom i krewnym, słudzy panom, ubożsi możniejszym, księża kolatorom, fundatorom lub protektorom, w święta, na Nowy rok, imieniny i t. d. Piszący to pamięta, jak w domu jego rodziców w Tykocińskiem, gdy był dzieckiem, gromada gospodarzy miejskich w pierwszy dzień Wielkiejnocy przychodziła do dworu z powinszowaniem wesołych świąt i po przemowie odśpiewywała Alleluja. W innych stronach przybywano z oracją do dworu w Kwietnią niedzielę. Obrzęd weselny zarówno w pałacach i dworach pańskich, jak domach mieszczan i pod najuboższą strzechą zagrodowca lub kmiecia, nie mógł się obejść bez kilku, nieraz dość długich i popstrzonych łaciną oracyi. Do głównych momentów, w których takowe wypowiadano, należała chwila ofiarowania wieńca pannie młodej przywiezionego przed ślubem przez pana młodego, którego swat lub starszy drużba na czele orszaku drużbów orację wypowiadał. Niegdyś u szlachty ktoś najwymowniejszy z rodu panny odpowiadał z podziękowaniem za wieniec i dary pana młodego. Lud przechował ten zwyczaj dotąd, mianowicie na Podlasiu, gdzie podziękowanie wypowiada od panny młodej jej starsza druchna. Byliśmy raz obecni dość pociesznej z tego powodu scenie, a mianowicie gdy na dość wymowną orację swata pana młodego nikt z orszaku domowego panny młodej nie umiał odpowiedzieć, swat, aby uczynić zadość zwyczajowi, bez namysłu przeszedł do strony przeciwnej i z równą biegłością wypowiedział, zwróciwszy się do swego orszaku, podziękowanie za wieniec i podarki, które był przed chwilą sam doręczył, co obecni przyjęli z zadowoleniem.
Ordery polskie. Niektórzy pisarze, jak: Kromer, Spener, Schönebeck, Moreri, a za nimi Fr. Sapieha, utrzymują, iż założycielem pierwszej oznaki orderowej w Polsce, pod nazwą Orła Białego, miał być Władysław Łokietek, który podczas uroczystości weselnej syna swego Kazimierza (Wielkiego) z Aldoną, córką Gedymina, podobno oznakę tę rozdawał zebranym na godach weselnych panom. Oznakę orderową stanowić miał troisty łańcuch złoty, małymi orzełkami jakby ogniwami spojony, u którego na dwuch krótkich łańcuszkach zawieszony był orzeł biały ukoronowany, utrzymujący złotą obrączkę na łańcuszku, założonym na szponach. Schönebeck w swojej „Historyi orderów” mówi, że kawalerowie oprócz łańcucha na szyi w dni uroczyste nosili płaszcz błękitny, na którym był orzeł biały srebrem wyhaftowany. Nazwa Orła Białego nie była używana. Ozdobę tę nazywano przepasem rycerskim, łańcuchem złotym lub też naszyjnikiem, a jak świadczą portrety z XVI-go wieku, składała się ona zwykle z łańcucha i orła na nim zawieszonego. Za czasów Zygmunta I-go powstał w Polsce zwyczaj noszenia na łańcuchach często kunsztownej roboty, lub też na wstęgach medali, którymi królowie, w dowód łaski lub też w uznaniu położonych dla tronu i kraju zasług, obdarzali panów, dygnitarzy państwa i dostojników kościoła. Władysław IV-ty, idąc za namową kanclerza Jerzego Ossolińskiego, w r. 1634 zamierzał ustanowić pierwszy we właściwem tego słowa znaczeniu order polski pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (Equitum conceptionis beatae immaculatae Virginis), ale oznaka ta wobec głoszonej przez szlachtę równości, pomimo że kanclerz uzyskał już był zatwierdzenie przez papieża Urbana VIII-go jej ustawy (z 22 §§ złożonej), wraz z wielu innymi projektami tego monarchy nie utrzymała się i stanowienie orderów zostało prawem sejmowem zakazane. Wizerunek orderu Niepokalanego Poczęcia podaje Fryderyk Sapieha, autor obszernej monografii orderu Orła Białego, która najprzód w języku łacińskim w r. 1730-ym ukazała się w Kolonii, p. t. Adnotationis historicae de origine, antiquitate, excellentia heroici ac celeberrimi in Regno Poloniae ordinis Aquilae Albae, a następnie w tymże samym roku wyszła w przekładzie polskim Adama Chodkiewicza w tłoczni jezuitów warszawskich. Oznakę orderową stanowić miał łańcuch złoty z ogniwami naprzemian w ten sposób ułożonemi, iż jedne przedstawiały lilję białą promieniami otoczoną z napisem In Te (w Tobie), drugie zaś snop strzał wstęgą białą przewiązany, z napisem na niej: Unita virtus (zjednoczona siła). Na tym łańcuchu był zawieszony krzyż czerwono emaljowany, mający z jednej strony wizerunek N. Panny z założonemi rękoma, smoka depczącej nogami, i wokoło napis: Vicisti vince (zwyciężyłaś, zwyciężaj), a z drugiej strony mający orła białego z rozpostartemi skrzydłami. Najwyższym zwierzchnikiem orderu Niepokalanego Poczęcia miał być zawsze król. Poczet kawalerów nie mógł przechodzić liczby 72-ch, przyczem do orderu mogli być przyjmowani monarchowie innych państw oraz osoby cudzoziemskie, byleby kategorja tych kawalerów nie przekraczała liczby 24-ch. Dawszy powyższą wiadomość o dwuch pierwszych znakach orderowych, t. j. podaniowym Łokietka i projektowanym Władysława IV, przechodzimy do trzech faktycznych orderów polskich ustanowionych w ostatniem stuleciu bytu Rzplitej. 1) Order Orła Białego ustanowił król August II, zwany „Mocnym”, w d. 1 listopada 1705 r. podczas zjazdu z Piotrem Wielkim w Tykocinie, gdy wyparty prawie z całej Polski przez Szwedów i stronników Leszczyńskiego, który
świeżo w d. 4 października został koronowany w Warszawie przez arcybiskupa Konst. Zielińskiego, szukał pomocy rosyjskiej przeciw Stanisławowi i korzystając z rozdwojenia narodu, chciał szczególną oznaką nagrodzić kilku przychylnych sobie magnatów i zjednać innych. Jakoż panom zebranym wówczas w Tykocinie rozdał medale na czerwono emaljowane, mające po jednej stronie wizerunek orła białego i napis: Pro Fide, Rege et Lege (za wiarę, króla i prawo), po drugiej zaś stronie litery A. R. (Augustus Rex) do noszenia na lewym boku na wązkiej błękitnej wstążce. Wkrótce król, chcąc ustanowioną oznakę więcej uświetnić, zamienił medal na krzyż ośmiorożny, podobny do francuskiego orderu św. Ducha, na czerwono emaljowany z białymi brzegami, na którym był rozpostarty orzeł biały z koroną; z kątów ramion krzyża wychodziły 4 promienie brylantami wysadzane, u góry królewska korona złota. Kawalerowie nosili order na szyi na wstędze białej z czerwonymi szlakami. W r. 1713-ym August II wprowadził nową zmianę, według której oznakę orderową stanowiła wstęga błękitna morowa, z lewego ramienia do prawego boku przepasana, u dołu na wiązaniu z tejże wstęgi krzyż złoty bez korony królewskiej na czerwono emaljowany i brylantami wysadzany, na nim zaś orzeł biały emaljowany z rozpostartemi skrzydłami; na stronie odwrotnej krzyżyk wsparty saskimi mieczami i cyfrą królewską A. R. (Augustus Rex), oraz napis: Pro Fide, Rege et Lege. Oprócz orderu kawalerowie na lewej stronie piersi nosili dużą gęsto promienistą gwiazdę złotą, ozdobioną brylantami, na której był krzyż srebrny z napisem, rozłożonym na cztery ramiona: Pro Fide, Rege et Lege. Na gwiaździe noszonej przez monarchę, zamiast wyrazu Lege, było Grege, co oznaczało „za naród”. Osoby duchowne nosiły order na wstędze nie przez ramię, lecz na krzyż zawieszonej; na lewej piersi, jak inni kawalerowie, gwiazdę. Król Stanisław August zaprowadził nową zmianę, która polegała na tem, iż na odwrotnej stronie krzyża zamiast cyfry królewskiej A. R. umieszczono imię Maryi, ułożone w odpowiedni monogram, brylanty zaś z krzyża i gwiazdy usunięto. Jeżeli na dworze zdarzały się nadzwyczajne uroczystości, jak np. koronacje, wówczas król zamiast wstęgi błękitnej brał na siebie łańcuch złoty w formie naszyjnika, złożonego na przemiany z trzech ogniw, z których jedno wystawiało orła białego, drugie śród promieni Matkę Boską stojącą i trzymającą Dzieciątku Jezus na ręku, trzecie zaś monogram A. R. (Augustus Rex), zastąpiony następnie przez Stanisława Augusta imieniem Maryi. Na takim łańcuchu zawieszony był właściwy krzyż orderu Orła Białego. Ostatnia zmiana w kształcie znaku orderowego zaszła dopiero po wcieleniu go do orderów cesarstwa Rosyjskiego. 2) Order św. Stanisława (męczennika i patrona Polski) ustanowił Stanisław August d. 7-go maja 1765 r., jak to wskazuje data, położona na ustawie tego orderu, podpisanej przez króla. Oznakę orderu św. Stanisława stanowił na ponsowej wstędze morowej z białym brzegiem, przepasanej przez prawe ramię na lewy bok, u dołu zawieszony krzyż ośmiorożny, czerwoną emalją powleczony, między jego ramionami 4 orły białe, w środku zaś w polu białem, otoczonem wieńcem laurowym między literami S. S. (Sanctus Stanislaus), wizerunek św. Stanisława męczennika w stroju biskupim z pastorałem w ręce; na. stronie odwrotnej krzyża również na tarczy białej emaljowanej, obwiedzionej wieńcem laurowym, cyfra założyciela orderu S. A. (Stanislaus Augustus). Obok krzyża kawalerowie na lewym boku nosili przyszytą do szaty gwiazdę srebrną, złożoną z ośmiu pęków promieni, w środku okrąg srebrny, na nim złotemi literami napis: Praemiando incitat (nagradzając zachęca), a wewnątrz napisu laur zielony, otaczający na tarczy srebrnej inicjały królewskie S. A. R. (Stanislaus Augustus Rex). Wedle ustawy liczba kawalerów nie mogła przekraczać stu, nie licząc w to króla, kawalerów orderu Orła Białego i cudzoziemców. Kandydat, mający być zaszczycony tym orderem, winien był udowodnić pochodzenie szlacheckie 4-ma herbami zarówno ze strony ojca, jak i matki. Dostawszy order, obowiązany był płacić corocznie 4 dukaty na szpital Dzieciątka Jezus w Warszawie i jednego dukata składać do rąk jałmużnika orderu Św. Stanisława na msze żałobne za dusze zmarłych kawalerów orderu. 3) Order zasługi wojskowej Virtuti militari ustanowiony został w ostatniej dobie istnienia Rzplitej przez kr. Stanisława Augusta podczas wojny w r. 1792. Nie zdążył jednak jeszcze król wydać odpowiedniej ustawy, gdy wskutek nakazu konfederacyi targowickiej polecił order wycofać i wstrzymać dalsze jego rozdawnictwo. Król chciał ustanowić order Virtuti militari z podziałem na trzy stopnie i ograniczeniem liczby kawalerów w każdym z tych stopni, gdyż do każdego z nich była przywiązana odpowiednia pensja roczna; do formalnego atoli postanowienia w tej mierze nie przyszło i raz tylko Stanisław August posłał synowcowi swojemu ks. Józefowi Poniatowskiemu pewną ilość medali srebrnych i złotych z napisem Virtuti militari, oraz krzyżów czarno emaljowanych dla rozdania pomiędzy zasłużonych wojowników. Według szczegółowego opisu, zamieszczonego w patentach, krzyż zasługi wojskowej był powleczony czarną emalją; miał napis Virtuti Mititari rozdzielony na 4 ramiona i orła białego na tarczy złotej we środku; na stronie zaś odwrotnej, już nie emaljowanej, na takiejże tarczy – Pogoń litewską i rok 1792, a na czterech ramionach krzyża litery S(tanislaus) A(ugustus) R(ex) P(oloniae). Krzyż noszono na wstążce niebieskiej z czarnym brzegiem. Po upadku Rzplitej 3 ordery powyższe, przez czas panowania Prusaków w Warszawie, pozostawały tylko wspomnieniem historycznem i dopiero wskrzesił je Napoleon I przy ustanowieniu w r. 1807 Księstwa Warszawskiego. Artykuł 85-y konstytucyi nadanej temu Księstwu d. 22-go lipca tegoż roku (podpisanej w pałacu królewskim w Dreznie) opiewa: „Ordery cywilne i wojskowe, będące dawniej w Polsce, utrzymują się, a król (saski) jest naczelnikiem tych orderów”. Fryderyk August, król saski i książę warszawski, dekretem z d. 26 grudnia 1807 roku, zawierającym pierwsze po wskrzeszeniu rozdanie krzyża Virtuti militari, sposób przyznawania tej oznaki i uposażenie podzielił na pięć klas, nadając jej nazwę: Krzyża orderu wojskowego Księstwa Warszawskiego. Następnie wskutek interpelacji rządu rosyjskiego usunięto z odwrotnej strony krzyża Pogoń, a na jej miejsce zamieszczono dewizę Rex et Patria. Klasa I-sza: wielka wstęga niebieska z dwoma czarnemi prążkami, na niej krzyż komandorski, nadto gwiazda przy lewym boku z krzyżem. Klasa 2-ga: Krzyż komandorski z koroną cokolwiek mniejszy od poprzedniego, na wstędze do noszenia na szyi. Klasa 3-cia: Krzyż kawalerski czarno emaljowany; nosi się po lewej stronie piersi. Klasa 4-ta: Krzyż złoty. Klasa 5-ta: Krzyż srebrny. W orderze św. Stanisława Fryderyk August, książę warszawski, dekretem z d. 16 lutego 1809 r. tę tylko uczynił małą zmianę, że polecił, aby wstęga orderu zamiast jednego miała dwa prążki białe w małej od siebie odległości. Cesarz Aleksander I, nadając konstytucję Królestwu Polskiemu, utrzymał w całej rozciągłości dawne ordery polskie. Artykuł 160-ty Ustawy Konstytucyjnej Królestwa, podpisanej przez monarchę na zamku warszawskim d. 15 (27) listopada 1815 r., brzmi: „Ordery polskie cywilne i wojskowe, t. j. Orła Białego, św. Stanisława i Krzyża Wojskowego, są zachowane”. Artykuł 44-ty tejże Ustawy zaznacza: „Do panującego należy ustanowienie, urządzenie i rozdawnictwo orderów cywilnych i wojskowych”. Postanowieniem wydanem w Warszawie d. 1-go grudnia 1815 r. order św. Stanisława podzielony został na 4 klasy: ozdoba 1-ej klasy, jak poprzednio na wstędze szerokiej na 4 1/2 cali; ozdoba 2-ej klasy nosi się na szyi na wstędze 3 cale szerokiej i gwiazda u boku; ozdoba 3-ej klasy jak przy klasie 2-ej, lecz bez gwiazdy; ozdoba 4-ej klasy – krzyżyk na wstążce przy dziurce od guzika. Następnie wskutek postanowienia wydanego w grudniu 1816-go r. kawalerowie na rzecz szpitala Dzieciątka Jezus wnosili opłaty w stosunku następującym: 1-ej klasy złp. 72; 2-ej złp. 54; 3-ej złp. 36; 4-ej złp. 18. Cesarz Mikołaj I dekretem z d. 2 (24) września 1829 r. wydanym z Petersburga przepisał dla orderu św. Stanisława nowe statuta, które po usunięciu opłat na dochód szpitala, ustanowiły komandorje z funduszem rocznym złp. 150,000, a mianowicie: 9 komandoryi dla klasy 1-ej po złp. 4000 rocznie; 12 dla klasy 2-ej po złp. 2500; 24 dla trzeciej po złp. 1500 i 48 dla klasy 4-ej po złp. 1000. Posiadający komandorję dla odróżnienia nosili order z koroną. Po wcieleniu znaku do orderów cesarstwa, wizerunek jego uległ znacznej zmianie. Cesarz Mikołaj I ukazem z d. 17 (29) listopada 1831-go roku ordery: Orła Białego i św. Stanisława w zmienionej formie wcielił do orderów cesarstwa, nadając im nazwę orderów „cesarsko-królewskich” i wstęgę błękitną Orła Białego zastępując ciemno-szafirową. Order zaś Krzyża Wojskowego, z powodu zwinięcia wojska polskiego, rozkazem dziennym z d. 31 grudnia 1831 r. (12 stycznia 1832 r.) zniósł zupełnie, przeznaczając tylko raz ostatni rozdać go tym wojskom rosyjskim, które brały udział w kampanii 1831 r., z położeniem na orderze roku 1831 zamiast 1792. Order miechowski czyli Bożogrobców polskich powstał z oznaki religijnej noszonej od drugiej połowy XII w. przez braci zgromadzenia Stróżów grobu Pańskiego zwanych w Polsce Bożogrobcami, którzy klasztor swój posiadali w Miechowie. Początkowo obdarzano tym krzyżem tylko ludzi wielce bogobojnych i kościołowi zasłużonych. Z czasem jednak oznaka ta straciła pierwotne swoje znaczenie i zamieniła się na zwykłą dekorację orderową. Członkowie Zgromadzenia od samego początku nosili przyszyty na lewym boku podwójny krzyż czerwony, obwiedziony złotym sznurkiem. W drugiej połowie XVIII-go stulecia, kiedy miejsce pobożności zajęła próżność światowa, zamiast podwójnego krzyża, przyszywanego do szaty, świeccy członkowie Zgromadzenia zaczęli nosić krzyże metalowe emaljowane, a następnie krzyże sześcioramienne w kształcie gwiazdy, pomarańczowo emaljowane, w środku po stronie głównej na białem tle umieszczano litery C. J., oznaczające Crux Jerosolimitana (Krzyż Jerozolimski), po stronie zaś odwrotnej, na czarnem tle, zwykłe godło Bożogrobców: krzyż podwójny czerwony. Później jeszcze raz zmieniono kształt tej oznaki, mianowicie górne płaszczyzny ramion krzyża były wciskane, u szczytu zaś mieściła się korona, przez co skromna niegdyś oznaka religijna przybrała formę zwykłego orderu, który noszono na czarnej wstążce z ponsowym brzegiem. W niedługim też czasie liczba kawalerów wzmogła się do tego stopnia, iż noszenie orderu miechowskiego uważano za błyskotkę bez żadnego znaczenia i wprost wyśmiewano się z udekorowanych, a za czasów Księstwa Warszawskiego, minister wojny Józef ks. Poniatowski surowo zabronił oficerom ówczesnego wojska polskiego noszenia tego orderu na mundurze wraz z innemi dekoracjami wojskowemi. W r. 1825 noszenie orderu miechowskiego zostało przez władzę wszystkim wzbronione. Order konferderacyi barskiej założony był przez Kazimierza Pułaskiego prawdopodobnie podczas dłuższego pobytu konfederatów w Częstochowie. Był to zawieszony na czerwonej wstążce krzyż mosiężny, z kątów ramion którego wychodziły zwężające się promienie. Z jednej strony na ramionach krzyża mieścił się niezręcznie wyryty napis: Pro Fide et Maria, pro lege et patria, we środku, o ile się zdaje, był malowany obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, wkoło zaś napis: Maria victrix hostium. Na stronie odwrotnej na ramionach krzyża napis: Casimirus Pułaski, Mareschalcus Łomzinensis, tribuit praemium bene merentib. in Clara Mon. d. 2 Febr. 1771. Czy było co w środkowem miejscu – niewiadomo, w koło tylko na przechowanym okazie znajduje się napis na czerwonym laku: In hoc signo vinces. Order ten mógł istnieć bardzo krótko i w niewielkiej liczbie być rozdanym, dlatego dziś należy do największych rzadkości. Ówczesne pamiętniki i źródła nic o nim nie wspominają. Order kanoniczek warszawskich jest ostatnim, który podajemy tu w rysunku. Jest to złoty krzyż zawieszony u boku na kokardzie wstęgi ponsowej przeciągniętej przez ramię. Na jednej stronie krzyża umieszczona jest w środku na niebieskiej emalii N. Panna, stojąca na półksiężycu, a na drugiej herb Zahorowskich Korczak czyli trzy rzeki, Antonina bowiem z Zahorowskich, wdowa po ordynacie Tomaszu Zamojskim, była za czasów Augusta III Sasa założycielką zgromadzenia kanoniczek świeckich i ich oznaki honorowej. H. Sadowski. W pamiętnikach Kitowicza, obejmujących czasy Augusta III, znajduje się rozdział o orderach, z którego przytaczamy co następuje: Order polski był (wówczas) tylko jeden „Orła białego”, rzadko któremu z panów polskich dawany, i tylko takim, którzy intratę roczną krociami lub miljonami rachowali. Ku końcowi Augusta III zagęściły się ordery, które Brühl, pod pokrywką wyniszczonych wojną pruską skarbów królewskich, przedawał, od możnych i pragnących tej błyskotki biorąc po 10 i więcej tysięcy czerwonych złotych; wszakże gdy ten towar wielkiego pokupu nie miał, a żądza pieniędzy rosła, spadała dużo cena; można było na ostatku dostać orderu za 1000 i mniej czerwonych zł. Przecież utrzymując szacunek dla tego znaku łaski królewskiej, dawano go tylko senatorom, ministrom i urzędnikom koronnym i Wiel. Ks. Lit. Dawano go także i darmo osobom wziętym u dworu i aplikującym się ministrowi. Darmo otrzymujący płacili tylko za walor orderu, którego taksa była 120 czerw, zł., lubo będąc tylko kawałkiem złota z jednej strony biało poszmelcowanym i 8-mią djamencikami obłożonym, z robotą nie był wart więcej nad 60 czerw. zł. Oprócz taksy orderu, jeszcze biorący go musiał wysypać kilkadziesiąt czerwonych na kamerdynera królewskiego, odźwiernych i lokajów, którzy każdemu biorącemu order winszować tego honoru, jedni po drugich przychodząc, nie omieszkali, co wszystko z taksą orderu uczyniło wydatku do 200 czerw. zł. Po śmierci udekorowanego wracał się order do królewskiej garderoby, oddany uroczyście królowi przez jednego z krewnych zmarłego przy mowie dziękczynnej za zaszczyt całemu domowi użyczony. Pan orderowy do każdej sukni miał przyszytą gwiazdę i do płaszcza i kierei, ledwo nie do szlafroka, aby go wszędzie i zawsze znać było, że jest orderowym. Kiedy wychodził na publiczny widok, zawsze musiał mieć za sobą asystencję, przynajmniej 2 lokai; a taka mała asystencja uchodziła tylko przy samej gwiaździe; bo kiedy pan zawdział order na wstędze błękitnej, z prawego ramienia na lewy bok zawieszony, to wtenczas i z przodu i z tyłu otaczała go kawalkata, i on sam i wszyscy dworzanie jego musieli być przy orężu, t. j. szabli lub szpadzie. Nawet kto z gości nawiedzał go w takiej dobie, musiał takąż zachować etykietę. Pod koniec panowania Augusta III, wszyscy wojewodowie, ministrowie i po większej części kasztelanowie krzesłowi, byli orderowi i prawie weszło w zwyczaj, kiedy któremu panu dawano senatorskie krzesło lub ministrowską godność, to razem dawano mu i Orła Białego. Który z panów nie był kontent z orderu garderobianego, sprawiał sobie inny, bogatszy, oraz gwiazdę do niego, obojga tego używając w dni uroczyste dworskie, jakoto w rocznice elekcyi i koronacyi królewskiej, w Nowy rok, w Wielkanoc i dzień 3-ci sierpnia; który obchodzono jak imieniny króla, że się pisał Augustem III, lubo się król urodził 7 października 1696 r. i lubo dzień 3 augusta jest poświęcony znalezieniu św. Szczepana a nie św. Augustowi. Przesadzali się panowie w ordery jeden nad drugiego, kamelizując lub zdobiąc order jak gwiazdę suto djamentami. Gwiazda, służąca do sukni, była dwa razy większa od orderu tegoż samego kształtu, ale bez orła, złotemi nićmi na płótnie grubem haftowana z napisem jak na orderze: pro Fide, Rege et Lege, podzielonym na 4 części, a tylko na gwiaździe, którą król nosił, było: pro Fide, Grege et Lege. Powiadają, że gdy August III, wysyłając w poselstwie do Petersburga Stanisława Poniatowskiego, stolnika litewskiego, o sukurs przeciw królowi pruskiemu, przyozdobił go orderem, kamerdyner królewski, przydając podług zwyczaju gwiazdę do orderu, z prędkości dał mu tę, która była z napisem: Pro Fide, Grege et Lege, co było znakiem, że po Auguście Poniatowski będzie królem, ale tego przypadku nikt nie uważał za czasów Augusta, dopiero gdy Poniatowski został królem. Jakoż – dodaje ks. Kitowicz, kończąc o orderach – łatwo prawdziwie prorokować, gdy się już rzecz stanie. Bywały w Polsce używane przez niektórych panów ordery zagraniczne cesarskie i hiszpańskie: złotego runa, francuskie, angielskie i inne. Najdłuższy okres, bo od wieku XI do XVIII, przetrwała ozdoba „Złotej Ostrogi”, pierwotnie udzielana przy obrzędzie pasowania na rycerza, tyle upowszechnionym w wiekach średnich w całej Europie, a więc i w Polsce, której to oznaki kawalerowie zwali się po łacinie equites aurati lub milites aurati. Pasowanie na rycerzy i ozdabianie ich oznakami stanu rycerskiego wprowadził do Polski już Bolesław Chrobry, właściwie jednak sama ozdoba „Złotej Ostrogi” nazwaną tak została na Zachodzie dopiero w r. 1266. Broszurę p. n. „Kawalerowie Złotej Ostrogi w Polsce do XIX wieku” skreślił Aleksander Weinert (Warszawa, 1879 r., str. 40). Zakończając niniejsze dopisy, nadmienić jeszcze musimy, iż podskarbi Antoni Tyzenhauz, zakładając w czasach Stanisławowskich wszelkiego rodzaju fabryki i rękodzielnie na Horodnicy w Grodnie, nie zapomniał i o wyrobie orderów polskich. Podajemy tu jeszcze rysunek pięknego puharu poświęconego przez Augusta II orderowi Orła Białego. Dwa podobne do siebie puhary obrzędowe (jeden z portretem królewskim), po wymarciu panujących w Polsce Sasów, dostały się do Branickich w Białymstoku, a obecnie znajdują się w Stelmachowie pod Tykocinem u p Al. Rostworowskiego, którego prababka Piotrowa Potocka, starościna szczyrzecka, wzięła w spadku po Branickich Tykocin, Białystok i wiele pamiątek historycznych. Ta nadmienić winniśmy, iż urzędnicy kapituły orderu czyli kancelaryi, zarządzającej tym orderem, nosili znaczki w rodzaju miniatury orderu, które należą dzisiaj do wielkich rzadkości a dla nieświadomych stanowią zagadkę, co znaczyć mogły? Tu wreszcie dodać musimy co do mniemanego orderu Kazimierza Pułaskiego, że oprócz wiadomości w J. Moraczewskim nie natrafiliśmy na niego w żadnem muzeum polskiem i nie możemy uważać za order a tylko za prywatny znak pamiątkowy.
Ordynacje. Prawo polskie nie dozwalało rozporządzać testamentem dobrami ziemskiemi, które po rodzicach szły w równy podział pomiędzy synów. Wobec tego niektórzy magnaci, chcąc zabezpieczyć świetność swoich rodów na zawsze, wystarali się o prawomocne takie urządzenie sukcesyi na przyszłość, aby takowa nie mogła być dzielona ani zbyta, ani obciążona długami. Urządzenie takie od wyrazu łac. ordinatio nazwano u nas ordynacją, a wskazanego przez to prawo sukcesora – ordynatem. Ponieważ prawo to czyniło syna najstarszego majornatu sukcesorem, nazywano więc także ordynację majoratem. Pierwszą ordynację usiłowali ufundować Tarnowscy na Jarosławiu, lecz kr. Zygmunt I, jako superarbiter od stron zapisany r. 1519, ordynację zamierzoną uchylił. Podobny los spotkał w XVI w. zamiary Kietlińskich, Odrowążów, Karśnickich (r. 1540), Karskich (r. 1579), Brochockich, Nowodworskich (r. 1572). Dopiero Stefan Batory zatwierdził tranzakcję Krzysztofa, Olbrychta i Stanisława Radziwiłłów, którzy dobra: Ołykę, Nieśwież, Mir, Kleck, Oródek Dawidowski i inne pomiędzy linje swego rodu samym tylko męskim potomkom ubezpieczyli, co konstytucja sejmowa w r. 1589 na wieczne czasy umocniła. (Vol. leg. II, f. 1284). Jednocześnie uzyskał pozwolenie fundowania ordynacyi i Jan Zamojski, het. wiel. kor. (Vol. leg. II, f. 1282). Piotr i Zygmunt bracia Myszkowscy otrzymali podobne pozwolenie od sejmu r. 1601 na ordynację Pińczowską. Zygmunt Myszkowski tytuł margrabiego dla siebie i potomków otrzymał r. 1596 od papieża Klemensa VIII a od Wincentego Gonzagi, księcia mantuańskiego, do herbu przypuszczony, przydał do nazwiska rodzinnego przydomek Gonzaga (Vol. leg. II, f. 1515). W r. 1768 ordynacja Myszkowskich utwierdzoną została w osobie Karola z Wielopolskich Myszkowskiego (Vol. leg. VII, f. 809), taka bowiem była wola Myszkowskich, że w razie wygaśnięcia ich rodu, spadkobierca, dziedziczący ordynację, przybierze ich nazwisko. W r. 1609 Janusz ks. Ostrogski, kasztelan krakowski, otrzymał zezwolenie Stanów Rzplitej na utworzenie ordynacyi Ostrogskiej, z 24 miast i 593 wsi złożonej (Vol. leg. II, f. 1668), z obowiązkiem należytego utrzymania zamków i twierdz ordynackich i wystawiania kosztem ordynacyi 300 jazdy i tyleż piechoty na każdą potrzebę ojczyzny. Jakoż milicja ostrogska w latach 1648, 49, 51, 73 i 1683 (pod Wiedniem) odznaczała się w bojach i świetną pamięć założyciela ordynacyi zachowywała. Książę Janusz, urządziwszy ostatecznie ordynację po śmierci syna i synowców wniósł r. 1618 jej ustawę do akt lubelskich, którą sejm zatwierdził w r. 1624 jako actus bono publico uczyniony, co powtórzyły konstytucje sejmowe w latach: 1627 i 1675. Późniejszy ordynat Janusz Aleksander Sanguszko, marszałek nadworny litewski, nie trzymając się ustawy ordynackiej, w r. 1753 rozdawał i rozprzedawał szlachcie i panom np. Czartoryskim, Lubomirskim, Małachowskim, Poniatowskim i wielu innym dobra tej ordynacyi i aljenację tę w grodzie sandomierskim urzędowanie zeznał. Spowodowało to głośną wrzawę w całej Polsce, spory, zrywanie sejmów staraniem możnych nabywców i nachyliło ordynację ostrogską do upadku. Ostatnia za bytu Rzplitej dozwolona ordynacja była dla książąt Sułkowskich (Vol. leg. VIII, f. 318). Skutkiem wprowadzenia do Księstwa Warszawskiego kodeksu napoleońskiego, który rozporządzać majątkiem podług praw ordynackich zakazał, powstała kwestja: czy dawniejsze ordynacje ze śmiercią ordynatów skończyć się winny? Rozstrzygnięto jednak, że skoro ordynacje dawne powstały na drodze prawa publicznego, to tylko oddzielne prawo znieśćby je mogło a nie ogólny zakaz czynienia nowych tego rodzaju rozporządzeń. Ordynacyi, utrzymujących wojsko na usługi Rzplitej, było 5: Ostrogska czyli Dubieńska, Zamojska, Słucka, Klecka i Ołycka. Kitowicz, pisząc o czasach Augusta III Sasa, powiada, że „gatunek żołnierzy ordynackich był taki, jak i Rzeczypospolitej, t. j. chorągwie husarskie, które ordynaci nazwali złotemi chorągwiami, pancerne, które nazwali białemi, i lekkie, które nazwali wołoskiemi albo lipkami. Żołnierze ordynaccy brali płacę od swoich ordynatów, od których zupełnie dependowali, nie wchodząc w komput czyli regestr wojska koronnego i litewskiego i nie należąc w czasie pokoju do zwierzchności hetmańskiej. Oficerowie wojsk ordynackich odbierali od komputowego żołnierza takie samo uszanowanie, jakie się oficerom komputowym należało; szarfy, ryngrafy i felcajchy jednakowe z komputowymi nosili i kiedy oficer ordynacki przenosił się do regimentu komputowego, nie spadał na niższy gradus. Komendanci fortec ordynackich: Zamojskiej i Dubieńskiej, mieli rangę pułkowników. Komendant słucki miał rangę generała, albowiem ks. Radziwiłł, chorąży litewski, ordynat słucki, trzymał wojska swego regularnego 6 tysięcy różnego gatunku, jazdę i piechotę, którego wyższych oficerów tytułował generałami, pułkownikami, majorami”. Piechota ordynacyi Ostrogskiej chodziła w butach chłopskich z podkówkami, tylko dragonja nosiła się porządnie. „Zamojskiej ordynacyi żołnierze utrzymywani byli porządnie, zażywali trzewików i kamaszów na wielką paradę białych, na pospolite używanie czarnych, tak jak piechota komputowa”, t. j. stałe wojsko Rzplitej. Do naszych czasów rozmaite wioski w ordynacyi Zamojskiej zachowały pewne stałe różnice w kroju i barwie swego ubioru, a gdy dla przypatrzenia się tej tradycyjnej różnolitości strojów (którą tak umiejętnie przedstawił p. Brandt na wystawie lubelskiej r. 1901), pojechaliśmy na tłumny odpust do Goraja, starsi chłopi tłómaczyli nam, że ta różność pochodzi od różności ubioru dawnych wojsk ordynackich.
Orędzie (od wyrazu arunti – zlecenie), uroczyste oznajmienie, rzecz wypowiedziana przez poselstwo. W pisarzach dawnych czytamy: „Od anioła słyszał to orędzie”. „Przystąpiwszy k niej, anioł przepowiedział jej orędzie niebieskie”.
Orkiestra. W „Dykcjonarzyku teatralnym”, wydanym w Poznaniu roku 1808, znajdujemy: „Tragedja i komedja mogą się obejść bez orkiestry, jednak między aktami we wszystkich teatrach, aby mile przepędzić przedział sztuki, orkiestra zwykła przygrywać. U nas najczęściej słyszeć można między aktami tańce polskie. W operze wspólnie pracuje orkiestra z śpiewakami, zdarza się jednak często, że ta nie raczy zgadzać się z niemi”.
Ornat, po łac. casula, planeta, nazwany tak po polsku od łacińskiego słowa ornatus – ubiór, jako obrzędowy ubiór kapłana. O dawnych ornatach katedry krakowskiej pisał ks. Polkowski, o ornatach płockich ks. Brykczyński w Kurjerze Płockim i Tygodniku Illustrowanym. Jul. Kołaczkowski w dziele „Wiadomości, tyczące się przemysłu i sztuki w dawnej Polsce” podaje szczegóły o ornatach gobelinowych w artykule Gobeliny, str. 187. Najciekawszy z ornatów przechowywanych w skarbcu katedry krakowskiej zwany jest ornatem Kmity i pochodzi z pierwszych lat XVI w. Na plecach posiada on krzyż złożony z 8-miu kwadratowych obrazów po mistrzowsku haftowanych w stylu płaskorzeźb Wita Stwosza. Siedem obrazów przedstawiają cuda, śmierć i kanonizację św. Stanisława. Wykonane są bardzo wypukło, mając spodem snycerską robotą rzeźbione z drzewa figurki, odziane sztucznym haftem z jedwabiu, złotych nici i drobnych pereł. Ósmy obraz dolny wyobraża dawcę ornatu, Piotra Kmitę, herb swój Śreniawę trzymającego. Oprócz ornatu powyższego znajdujemy we „Wzorach sztuki średniowiecznej w dawnej Polsce” podobizny dwuch starożytnych ornatów, przechowywanych w skarbcu częstochowskim. Z tych jeden zwany „perłowym” uchodzi na zasadzie klasztornego podania za dar Władysława księcia Opolskiego, jakoby przezeń wraz z cudownym obrazem Matki Boskiej z Bełza do Częstochowy przywieziony. Drugi ornat tradycja miejscowa nazywa darem i robotą własnych rąk królowej Jadwigi. Naszywanie ornatów perłami w XIV w. było powszechnym zwyczajem. Celowała w tych robotach królowa Jadwiga, która racjonał perłami szyty ofiarowała do katedry krakowskiej a ornat do Częstochowy. Wogóle dawna Polska była bogata w podobne sprzęty kościelne, a tylko pożary drewnianych świątyń, wojny i niedbalstwo w przechowywaniu zabytków, uczyniły je z czasem rzadkościami. W zbiorach piszącego to znajdują się liczne fotograje wspaniałych ornatów, np. ornatu z Wierzchosławic pod Tarnowem, haftowanego wytwornie w stylu barokko złotem na czerwonej kitajce zapewne w XVII wieku.
Ort, pieniądz srebrny, będący czwartą częścią talara. Najwięcej ortów było w obiegu gdańskich i koronnych za Zygmunta III. Starowolski skarży się, że „Zaczęto bić orty takie, co w talar pięć ich wchodziło; nie wyszło półrocza, aliśmy już ośm ortów na ważki przeciw talarowi kładli”. „Ortami śląskimi, które teraz po trzy grosze idą, Polskę żydzi zarazili”. Za Zygmunta III ort miał w sobie groszy (srebr.) 18; za Władysława IV bito w Gdańsku (r. 1638) orty 16-to groszowe.
Ortel, z niem. Urtheil, wyrok sądowy skazujący, dekret rozstrzygający w apelacyi, w prawach zapożyczonych z Niemiec dla miast. „Nie trzeba słać do siedmiu miast po żadne ortele”, pisze M. Bielski. Było przysłowie: „Obwiesiwszy, dopiero po ortel”.
Orzeł. W wojsku Księstwa Warszawskiego, tak w piechocie, jak w jeździe, używano znaków pułkowych lub bataljonowych z wyobrażeniem dętego srebrnego orła, stojącego na tablicy metalowej czarno szmelcowanej, z obwódkami złotemi, z napisem po jednej stronie: „Woysko Polskie” po drugiej „Pułk N. Piechoty” (lub jazdy). Podoficer, który nosił orła takiego przed pułkiem, nazywał się „orłowym”. Sam orzeł bez tabliczki miał w naturze 10 cali polskich wysokości. B. Gemb.
Osep, danina w ziarnie, którą za doby Piastów składali poddani prywatni swoim panom a książęcy i królewscy panującym. Przy nadawaniu dóbr duchownym panujący zatrzymywali niekiedy osepy dla siebie, każąc składać je do zamków królewskich. Przy nadawaniu dóbr szlachcie uwalniali jednak od osepów dla siebie. Ostrowski za Stanisława Augusta pisze: „Dają po wielu miejscach chłopi pewną miarę ziarna, najczęściej owsa, co osepem zowią”. Czacki powiada, że „osep była dań powszechna, w Krakowskiem nazywała się srezna”. Vol. leg. (t. II, f. 989) wspominają o „osepnych owczarzach”, t. j. opłacanych osepem zbożowym. Dotąd gromady wiejskie opłacają zwykle osepem czyli umówioną miarą zboża od każdej sztuki pasterzy swoich trzód.
Osęka lub osęk. Modrzewski Baz. pisze: „Każdy u domu swego niech ma drabinę i osękę, abo hak na długim drągu, do rozrywania domów w przypadku ogniowym”. Widzimy z tego, że osęką nazywano to samo narzędzie, co dziś powszechnie nazywamy bosakiem, t. j. długi drążek z żelaznym szpicem i hakiem. Że zaś osęka z dawnych czasów nie różniła się kształtem od dzisiejszego bosaka, mamy tego dowód w herbie Bronikowskich zwanym „osęki”, a przedstawiającym 3 zwyczajne bosaki. Pierwotna osęka nie była oczywiście żelazną, tylko była drzewem z sękiem czyli gałęzią w kształcie haka wyrosłą i od sęka tego wzięła swą nazwę.
Osieć. Na Białorusi i w Inflantach z powodu surowszego klimatu zboże i chmiel dosuszano z dawnych czasów w „osieciach”. Osieci te bywały dwojakie: jedne w kształcie budynków z piecem wewnątrz i o takich to powiada ks. Kluk: „W osieci dym być nie powinien; ciepło w piecu powinno być ile możności jednostajne”. Drugim rodzajem osieci, polegających na suszeniu nie za pomocą ognia, ale przewiewu i słońca, są wysokie słupy z powtykanymi dość gęsto w ich dziury poziomymi drągami, pomiędzy które zakłada się wszystko, co jest do suszenia.
Osiek. O miasteczku tego nazwiska (ale niewiadomo o którem, bo było w Polsce kilka Osieków) z powodu skandalicznej niesprawiedliwości jakiegoś gardłowego wyroku krążą przysłowia: Sprawiedliwość, jak w Osieku; Kowal zawinił a ślusarza powieszono, gorsza sprawa niż w Osieku (Rysiński); Gospodarstwo, jak w Osieku, jeden w polu a ośmiu w zasieku; Prawda osiecka; Ład, jak w Osieku i t. d. Pierwszy Knapski w XVII w. (str. 362) przytacza podanie o mieście, w którem jakoby krawca za kowala powieszono, z powodu iż krawców było dwuch a kowal jeden. U różnych autorów winowajcy są innego rzemiosła. Np. w dziełku „Czarownica powołana” (r. 1639, str. 55) czytamy: „Woleli kowala, choć wierutnego złodzieja, uwolnić od szubienice, a miasto jego kołodzieja bezwinnego obwiesić, czyniąc dosyć prawu za złodziejstwo kowalowe. Bo jednego tylko w mieście kowala mieli a dwuch kołodziejów. Dopieroż obwiesiwszy go, posłali po radę do innego miasta, jeśli się dosyć stało świętej sprawiedliwości”. Duńczewski w Kalendarzu na r. 1731 twierdzi, że kowal został powieszony za stalmacha. Tak samo i Potocki Wacł. w Jovialitates (str. 124), pisząc:

„Jeden kowal w Osieku, dwu byli stalmaszy.
Kowal konia ukradł; złapany miał wisieć.
Długo na to osieckie prawo nie pozwala,
Tu każe sprawiedliwość, tu zaś bez kowala
Niewygoda; nakoniec, gdy się długo waha,
Obwieszą za kowala drugiego stalmacha”.

O sprawiedliwości osieckiej wspomina jeszcze Opaliński i Minasowicz. Ten ostatni, pisząc w „Rytmach:

Ten ukradł, ów obwieszon, sprawa jak w Osieku.
Taka to sprawiedliwość jest naszego wieku.

Adalberg w „Księdze przysłów” zestawił te wszystkie wyjątki, nadmieniając, że Lipiński niewiadomo na jakiej podstawie twierdzi (w Bibl. Warsz. r. 1852, IV, str. 246), że powyższe podanie odnosi się do Osieka sandomierskiego.
Osocznik, obławnik, szczwacz, myśliwiec pański, jakich całe gromady na większych łowach, uzbrojone zwykle w oszczepy, służyły do osoczenia czyli osaczenia grubego zwierza w kniei. Zdarzało się, że gdy w noc księżycową stado dzików wyszło z boru żerować w zboże, kilkudziesięciu osoczników starało się dziki otoczyć, a nieraz potężne odyńce padały pod ciosami ich oszczepów. Podobne wypadki zdarzają się jeszcze dotąd w Białowieży.
Ostroga. Od najdawniejszych czasów naród polski celował w jeździe konnej, co było powodem, że i ostrogi musiały być mu znane odwiecznie. Jakoż istotnie znajdowane są już w wykopaliskach z doby
pogaństwa, np. w Komarowie i innych miejscach. W zbiorach jeżewskich znajduje się ostroga bronzowa, znaleziona w popielnicy z grobowiska lechickiego w Wielkopolsce. O ile byłoby niedorzecznością twierdzić, że ostroga ta jest wyrobem krajowym, o tyle godzi się przypuszczać, że służyła do użytku rycerskiego jakiemuś bardzo starożytnemu Lechicie. Drugi tu podany rysunek przedstawia ostrogę Kazimierza Wiel., jedną z dwuch bronzowych pozłacanych, jakie w r. 1869 przy restauracyi grobowca tego króla w katedrze na Wawelu znaleziono, z dość mocnymi jeszcze rzemykami, które do przytwierdzenia na obuwiu służyły. Zygmunt I pochowany był z wielkiemi ostrogami. Podług świadectwa Bielskiego, jazda moskiewska nie używała ostróg.
Świadectwo to poparte jest rysunkiem, przedstawiającym w dziele Herbersteina bogato przybranych bojarów na koniach, ale bez ostróg. Trzeci nasz rysunek przedstawia żelazne kółko od ostrogi zapewne polskiej (w 1/3 naturalnej wielkości) wykopane w ogrodzie jeżewskim na Podlasiu.
Ostrzew. Tak zowie się ścięty młody świerk lub jodła wielkości potężnego drąga z gęstymi i długimi sękami. Drzewo takie miało dwa ważne użytki: postawione przy murze lub ostrokole zamkowym, służyło za drabinę dla zdobywających. Położone zaś na ziemi z gałęźmi dłużej obciętemi, stanowiło rodzaj kobylicy czyli barjery, rogatki, przeszkadzającej do przejechania. Kochowski w „Wiedniu wybawionym” pisze: „Piechota sobie swe ostrwie gotuje”. Potocki zaś w „Argenidzie” mówi: „Idą aż do tej ulicy, gdzie im ostrzwie i spuszczone bronią kobylice przejścia”. Herb Cielepała, mający przedstawiać pniak suchy z dwoma sękami, nazwany jest w zapisce z r. 1544 „Ostrzew”. Piekosiński podaje pieczęć z tym herbem kasztelana krakowskiego Sułka z r. 1286, na której ostrzew wygląda podobnie do pieńka z dwoma sękami. („Heraldyka polska”, str. 184).
Oszajca czyli osadzca, dawna nazwa tego, co ściągając różnych ludzi, wieś na pustkowiu osadzał, będąc jej sołtysem, dziedzicem, posesorem lub wójtem. Oszajca był zazwyczaj mieszczaninem, lennikiem dworu, rzemieślnikiem wiejskim, kmieciem a nieraz i szlachcicem. Na mocy umowy zawartej z panem wsi otrzymywał on łan zwykle kilkowłókowy, wolny od czynszu, a nadto dochody, np. z szynku, młyna, jatek, kuźni, i zwykle trzecią część dochodu z kar sądowych, sprawował bowiem we wsi sądownictwo wraz z ławnikami obieranymi przez gromadę zpośród kmieci. Wyruszał z panem na wojnę we własnej zbroi i na własnym koniu, co w ciągu kilku pokoleń ród jego zwykle uszlachcało. Gospodarstwa oszajców odpowiednio do tego, czy byli sołtysami lub wójtami, otrzymały nazwę sołectw i wójtostw.
Oszczep. Jest to rodzaj włóczni, mającej drążek niezbyt długi i osadzony na nim grot żelazny zwykle z osękiem czyli hakiem. Oszczep na wojnie był bronią piechoty, na łowach zaś używany przez osoczników i dzielnych łowców do zabijania niedźwiedzi i dzików. Łukasz Górnicki pisze w „Dworzaninie”, że „u ludzi mężnych oszczep jest miasto żupice a pawęża (tarcza) miasto sukniej”, to się znaczy, że nie dbają o wygląd swej odzieży, nie rozłączając się za to z oszczepem i tarczą. W tłómaczeniu Krescencjusza z XVI wieku, czytamy: „Na niedźwiedzie i dziki trzeba mieć włócznie mocnego a szerokiego żelaza, które rogacinami albo rahatynami zowią”. Nazwa rogatyny pochodzić musi od rogu czyli osęka, znajdującego się przy jednym boku grota. Podajemy tu rysunki dwuch takich grotów oszczepowych. Pierwszy z osękiem zachylonym ku osadzie (znajdujący się w zbiorach jeżewskich) nabyliśmy w Białowieży od starego kmiecia, który w ciągu długiego swego życia kilkadziesiąt dzików nim pokonał. Żelazo oszczepu nr. 2 (ze zbiorów p. Bisier), długie wraz z tulejką 58 centm., szerokie w głowni na 6 centm., ma osęk boczny, odskakujący na 15 centm., zwrócony ku przodowi w kształcie rogu. Jest to więc niewątpliwie rogatyna myśliwska, mająca na głowni znak krzyża i nad krzyżem literę A.
Ośmina. ósma część beczki litewskiej, obejmująca w sobie garncy litewskich 18.
Oświk, nazwa jakiegoś stroju niewieściego. W polskich artykułach prawa saskiego z XVI w. czytamy: „Oświki, tkanki, bramki i insze stroje białogłowskie”.
Owies, jedno z ziarn najdawniej uprawianych w rolnictwie polskiem. W starożytnej pieśni wiosennej ludu nadnarwiańskiego słyszymy:

Zieleń, zieleń bujny owies
Im bujniejszy, tem zieleńszy,
A w tym owsie biały kamień,
Na kamieniu luta żmija i t. d.

Osepy podatkowe w dawnych czasach brane były przeważnie owsem. Kazimierz Wiel. w statucie swoim z r. 1347 postanawia, iż „owies we wsiach na drodze gwałtem brany być nie ma”. Jagiełło, w roku 1433 od daniny owsa całą Koronę uwolniwszy, samej tylko Rusi dawać ją sobie do czasu swego życia nakazał. W Kujawach i ziemi Dobrzyńskiej osep owiesny król ten do lat 10-ciu pozostawił. Owies, wcześnie dojrzewający, zowie się po staropolsku „skołojrzak”. Był zwyczaj obsypywania owsem państwa młodych na weselu na znak życzeń obfitości chleba w ich życiu i obsypywania księdza, wychodzącego ku drzwiom kościelnym, w dniu św. Szczepana, jakoby na pamiątkę ukamienowania tego świętego. „Owiesny” na dworach magnackich i królewskich zwał się urzędnik, zawiadujący obrokami. Jest stare przysłowie: Siej owies w błoto, będziesz zbierał złoto.
Ozdownia, hozdownia, ozdnica, oźnica, suszarnia słodu, słodownia, mielcuch. Haur w swojej Ekonomice zaleca, żeby: słód z ozdu mierzył urzędnik i baczył jak go wiele przyrosło; żeby len świeży suszyć w piekarni, albo dla ostrożności ognia w ozdowni. Ks. Kluk radzi, iż piec w ozdowni taki być powinien, aby słodowi ciepłem dogrzewał a dym nigdy nie dochodził. „Ku suszeniu konopi powinien być piec na kształt ozdowni, abo i sama ozdownia do tego zażyta być może”. Rej w Wizerunku pisze o piekle:
Przed Lucyperem siła pisarzów, co piszą z maźnice.
Wiele ich przez dzień przyjdzie do owej oźnice.


ENCYKLOPEDIA STAROPOLSKA

ILUSTRACJE