Nabiodrki, części zbroi lub boczne szorów końskich, także czworokątna materja, noszona na boku przez biskupów i opatów podczas nabożeństwa.
Nabożeństwo. Po dworach bywały modlitwy ranne, wieczorne, w kaplicy z litanjami i śpiewem, pokropieniem wodą święconą przez kapelana. Wieczorne, wspólne z czeladzią i służbą. Gdzie nie było kapelana, szlachcic sam go zastępował. Gołębiowski opowiada, że jego matka, gdy ojciec był zatrudniony, zasiadłszy z dziećmi i czeladzią wkoło drugiego stołu, śpiewali część różańca, koronkę, godzinki i litanje. W podróży śpiewał co pobożnego pan w powozie z żoną i dziećmi, słudzy na koźle i za karetą lub koczem. Raz Iwanicki, sędzia ziemski włodzimierski, pobożny, lecz surowy dla domowników, jadąc śpiewał:
Kto się w opiekę poda Panu swemu!
Inni wtórowali mu chórem, tylko kucharz na koźle, chcąc rozśmieszyć furmana a nie sądząc, że będzie dosłyszany, śpiewał:
Prosię upiekę, podam panu swemu!
Ale pańskie ucho było dobre. – Co to? Bluźnierstwo! Stój! weźcie go! – Skoczyli hajducy, położyli kucharza, wyliczono mu setkę, może niezbyt zawziętych, bo i pan tymczasem przyśpiewywał; „Panie, daj mu cierpliwość”. Po tej ekspedycyi dorywczej kończono podróż i pieśń pobożną zaczęto znowu, a kucharz już teraz z prawdziwą śpiewał skruchą.
Nacios, nacięcie na drzewie, jako znak graniczny. Ostrowski w „Prawie cywilnem” pisze: „Do liczby znaków granicznych należą też naciosy na drzewach, które lubo czasem na kilka calów zarastają i tylko plama czyli niewielki otwór domyślać się o nich każe, atoli za odszczepieniem drzewa, znak takowy w całości znajdzie się”. Zaborowski w swojej „Geometryi” objaśnia: „Jeżeli w ciągu ściany granicznej znajdują się znakomitszej wielkości drzewa, na tych przez sąd graniczny wyrzynane bywają znaki nakształt krzyża, które zowią naciosy”.
Naciot ob. Pokrewieństwa.
Nadstawa w staropolszczyźnie i dotąd w gwarze ludu znaczy: dozorca. Nadstawą lub nastawą miodu zwano daninę składaną w oznaczonej ilości miodu przaśnego przez bartników do starostwa bartnego. „Powinność starosty bartnego jest .... miody nastawne na czasy naznaczone od bartników odbierać, a w cale (całości) imci panu staroście łomzińskiemu oddawać”. Nastawstwem w puszczach mazowieckich zwano zarząd i okrąg, obejmujący bartników jednemu staroście bartnemu podległych. W dokumencie z r. 1234 czytamy: „servitute que Nastava vulgariter appellantur”.
Nadwiślańska legja. Ze szczątków legii polsko-włoskiej utworzono w r. 1807 (dekretem Napoleona z d. 7 kwietnia) legję Nadwiślańską (właściwie nazwę tę legja otrzymała w roku następnym d. 7 czerwca). Na skutek dekretu z d. 8 lipca 1809 utworzona została legja 2-a Nadwiślańska. Legja pierwsza formowała się we Wrocławiu i składała się pierwotnie z trzech pułków piechoty i jednego jazdy, następnie zaś w r. 1809 do legii tej dodano pułk 4-y piechoty. Każdy pułk piechoty składał się z dwuch bataljonów po 6 kompanii, z których jedna grenadjerów i jedna woltyżerów; kompanja liczyła głów 60. Ubiór: kurtka mundurowa granatowa z kołnierzem, wyłogami i wypustkami żółtemi, czako z półsłońcem miedzianem i białymi kordonami. Spodnie białe obcisłe, półkamasze czarne, guziki i ozdoby srebrne. Legja 2-a Nadwiślańska składała się z trzech pułków piechoty i była wcielona do pierwszej na skutek dekretu z d. 12 lutego 1810 r. D. 18 czerwca 1813 cztery pułki piechoty, składające legję, zostały stopione w pułk jeden pod nazwą Pułku Nadwiślańskiego piechoty. – Legja Nadwiślańska, gdziekolwiek walczyła, czy w Hiszpanii, Rosyi czy w Niemczech, odznaczała się niezmiernem męstwem i uważana była jako wyborowe wojsko w wielkiej armii napoleońskiej. W r. 1812 zostawała podczas całej kampanii przy gwardyi cesarskiej pod nazwą dywizyi Chaparède, lecz dowodzona, jak poprzednio, bezpośrednio przez gen. Chłopickiego. Bajeczne męstwo ułanów Nadwiślańskich stało się legendowem w Europie. Pułk l-y piechoty legii pierwszej dowodzony był kolejno przez Chłopickiego i Fondzelskiego, pułk 2-gi przez Kąsinowskiego, Chłusowicza i Malczewskiego, pułk 3-ci przez Szotta, Świderskiego i Estkę, pułk 4-y przez Łańskiego i Kąsinowskiego. Ułanami dowodził Konopka i Stokowski. B. Gemb.
Nadworny żołnierz, inaczej gwardja królewska, do dworu króla należąca, jako straż przy osobie monarchy, zostająca pod bezpośredniem dowództwem swego pułkownika, a pośredniem marszałka wiel. koronnego lub litewskiego, stosownie do tego czy król bawił w Koronie czy Litwie. Żołnierz nadworny pobierał żołd z dochodu dóbr stołowych. Kromer wspomina gwardję konną, nazywając Aulici equis stipendia merentes i powiada, że liczny ten oddział złożony jest z samej młodej szlachty, z której wielu nietylko urzędnikami dworu królewskiego, lecz także i ziemskimi było; że podczas uroczystości jadącemu królowi zwykle pieszo towarzyszyli. Gwardję pieszą, jak twierdzi Kromer, urządzono dopiero za jego czasów, t. j. za Zygmunta Augusta, i nazwano stipatores od długich siekier, któremi na wzór piechoty niemieckiej uzbrojoną była. Batory pomnożył liczbę gwardyi, stanowiąc nowy oddział nadwornego wojska, złożony z 1000 ludzi wyborowej jazdy werbowanych z Korony i Litwy, bez żadnej różnicy stanów. Oddział ten podzielony był na chorągwie po 100 i po 50 koni, te zaś na towarzystwa po 6 koni. Ubiór ich był węgierski, zbroje, przyłbice, rękawice żelazne, kopja, miecz długi zwany koncyrzem i karabinek. Dla okazałości zaś i trwożenia nieprzyjaciela rotmistrze mogli przydawać sobie pióra podług upodobania. Król Stefan ograniczył władzę marszałka wiel. nad tym oddziałem w ten sposób, iż ją podzielił pomiędzy marszałka a dowódcę oddziału, zostawiając sobie rozstrzygnięcie sporu w razie sprzeczności zdań. Wojsko to bywało gotowe na każdą potrzebę Rzplitej a w boju z nieprzyjacielem zostawił mu król zaszczyt stawania w pierwszym szyku. Dowództwo nad tą gwardją powierzył Batory Janowi z Borowa, kasztelanowi gnieźnieńskiemu. Oprócz tego była jeszcze gwardja piesza koronna i litewska, ta ostatnia dowodzona przez Krzysztofa Radziwiłła. Ugodą sejmów z wszystkimi królami, od Stefana aż do Augusta II Sasa, zastrzeżono, aby żołnierze i dowódcy wojska nadwornego zawsze byli krajowcy. Ustawą z r. 1646 unormowano, iż Gwardja J. Król. Mci ludzi 1200 jurysdykcyi marszałkowskiej podlega (Vol. leg., IV, f. 85). Augustowi II w r. 1717 (Vol. leg., VI, f. 288) pozwolono utrzymywać w Polsce gwardyi konnej i pieszej z żołnierzy narodu saskiego nie więcej nad ludzi 1200. Na sejmie roku 1736 postanowiono, aby dowódca tej gwardyi nadwornej przysięgał na wierność królowi, Rzplitej i że liczby żołnierzy nigdy nie powiększy i podług praw o jurysdykcyi marszałkowskiej się zachowa. R. 1764 przy wstąpieniu na tron Stan. Augusta oddano królowi 4 regimenty, wyjęte z pod dowództwa hetmanów, t. j. po jednym regimencie jazdy i piechoty koronnej oraz jazdy i piechoty litewskiej, i nazwano ją „gwardją królewską”, dawną zaś gwardję nadworną nazwano „milicją nadworną”. Gwardja królewska powróciła w r. 1775 pod dowództwo hetmanów z zachowaniem swego nazwiska, a w r. 1776 za wojsko Rzplitej uznana, na koszt jej wzięta i ze stałem czyli komputowem wojskiem zrównana (ob. artykuły: Jazda polska i Piechota polska).
Nadziak, nazwa broni wzięta żywcem z tureckiego, w którym to języku nadżak oznacza czekan, tem się różniący od obucha, że w obuchu koniec ostry przeciwległy młotkowi jest nieco zakrzywiony do dołu, w nadziaku zaś czyli czekanie idzie naprost od młotka.
Nagolenica – część zbroi żelaznej, pokrywająca goleń. W słowniku Knapskiego: „Nagolenie żołnierskie, ocreae ferreae”.
Nakolanki – część zbroi metalowej, pokrywającej kolana. Jan Kochanowski pisze:
Parys ku przyszłemu boju się gotował,
Naprzód nakolankami nogi obwarował.
Nalewka, rodzaj koneweczki do polewania rąk przy myciu tychże przed jedzeniem i po jedzeniu. Jakie bywały nalewki na dworach monarchów, mamy to w opisie uczty z r. 1596 danej przez Zygmunta III dla legata papieskiego, kardynała Caetaniego. „Rozciągniono przed temi trzema osobami bogato haftowane ręczniki, przyniesiono tace z nalewkami z kryształu górnego, po nieskończonych ukłonach podano wodę do umycia królowi, kardynałowi i nuncjuszowi”. Podobne nalewki z kryształu górnego bywały niekiedy i przedmiotem upominków monarszych, przynajmniej zagranicą. Oto np. Fryderyk III, król duński, podarował taką nalewkę w upominku naszemu Stefanowi Czarnieckiemu, gdy ten po danej Duńczykom pomocy przeciw Szwedom, powracał do Polski. Jak wiadomo, cudami waleczności rozsławił Czarniecki imię polskie po Europie, a opanowaniem wyspy Axen, ku czemu konno w listopadzie wpław przepłynął z rycerstwem swojem cieśninę morską, zdumiał ludy Zachodu. Za to wszystko nie wziął pieniędzy, tylko królewski upominek, tutaj w rysunku przedstawiony. Po zgonie bohatera dobra jego tykocińskie i pamiątki dostały się córce i zięciowi Czarnieckiego Janowi Branickiemu, marszałkowi nadwor. kor. za kr. Jana Kazimierza. Gdy wnuk tego Branickiego Jan Klemens, hetman wiel. kor. i kasztelan krak., który wzniósł swemu pradziadowi pomnik w Tykocinie, umarł bezdzietnie, jako ostatni z rodu Gryfitów czyli Jaksów Branickich, wówczas Tykocin i pamiątki po Czarnieckim przeszły w dom Piotra Potockiego, starosty szczyrzyckiego, którego żona była sukcesorką Branickich. W r. 1863 wnuczka starosty dla zabezpieczenia pamiątki wywiozła ją do Francyi wraz z szarfą po księciu Józefie Poniatowskim. Tam przedmioty te dostały się do osób obcych, u których odszukał je po wielu trudach Z. Gloger i żeby zabezpieczyć od wybuchłej wówczas wojny francusko-pruskiej, sprowadził do Jeżewa. Szarfę księcia Józefa nabył sam, ale nalewka, gdy nabywca się nie znalazł, powróciła zagranicę. Kazał tylko zdjąć dokładną fotografję, podaną tu w podobiźnie. Czara, należąca do tej nalewki, również kryształowa, w srebro złocone i drogie kamienie oprawna, dostała się od Jana Potockiego z Tykocina przez Sanguszków do ks. Czartoryskich, w których muzeum krakowskiem znajduje się obecnie.
Namiestnik – stopień wojskowy w jeździe polskiego autoramentu, wybierany jako starszy wpośród towarzyszów. Czynności jego odpowiadały mniej więcej czynnościom wachmistrza w innych wojskach, co do stopnia stał on jednak znacznie wyżej, gdyż towarzysze autoramentu polskiego już byli zrównani ze stopniem oficerskim wojsk Rzplitej cudzoziemskiego autoramentu. Namiestnik zawiadywał gospodarstwem chorągwianem oraz zajmował się ćwiczeniem w służbie frontowej pocztowych czyli szeregowych, o ile miał do tego osobiste upodobanie. Towarzystwo tylko wtedy podlegało jego władzy, gdy chorągiew za ordynansem regimentarskim stawała na stopniu wojny. Wtedy tylko znajdujący się przy chorągwi towarzysze obowiązani byli słuchać komendy namiestnika, wobec zaś nieobecnych i tytularnych – tylko rotmistrza i porucznika. B. Gemb. Wogóle namiestnik poza wojskiem oznaczał wszelkiego rodzaju zastępcę pozostawionego na miejscu wyższej władzy. Namiestnikami książąt, jako z urzędu naczelnych wodzów siły zbrojnej, byli ich wojewodowie. Skarga w Żywotach św. pisze: „Uczynił biskup djakona swoim w kazaniu namiestnikiem, aby kazanie zań odprawował, gdy sam przez wadę języka nie mógł. Namiestnikami, zwłaszcza na Litwie i Rusi, nazywano niższych oficjalistów folwarcznych. Krasicki w „Podstolim” mówi o nich: „Na to namiestników chowam, aby mię zastępowali w tym, czego sam przez się czynić nie mogę”. Do ich kategoryi należeli „włodarze” i „karbowi”.
Namiot. Wojsko polskie w dawnych wiekach prawie nie używało namiotów płóciennych, budując sobie zwykle szałasy z gałęzi. Tylko Turcy nie ruszali się krokiem w pole bez namiotów, a obozy ich, złożone z tysięcy namiotów, przedstawiały malownicze widoki ogromnych miast płóciennych. Od czasu też wojen Polski z Turcją, zdobywane nieraz przez Polaków namioty zaczęły służyć królom i panom polskim w obozach, w podróżach, na łowach i zgromadnych uroczystościach, przyczem okazywano w drogich makatach i kobiercach wschodni przepych. Namioty, zdobyte przez Sobieskiego w obozie tureckim pod Wiedniem, stanowiły
w wielu domach pamiątkę historyczną, jako widomy dowód ocalenia Wiednia przez Polaków. „Namiotkiem, namiecikiem” zwano kotarę nad łożem i baldachim nad tronem czyli „stolicą” lub ołtarzem. Taki rodzaj namiotku, zawieszonego nad tronem Aleksandra Jagiellończyka, u sklepienia prezbiterjum w katedrze krakowskiej, widzimy w „Pontyfikale Erazma Ciołka” (Enc. Starop., t. III, str. 102). O namiotkach jedwabnych w łożnicach wspominają nieraz pisarze polscy dawnych wieków. Należą one do zbytków powszechnych i często strofowanych. Seb. Petrycy powiada: „Żona wyciąga namiotek jedwabny, aby był, kobierce w izbie, aby były”. W rejestrze wyprawy z r. 1650 znajdujemy: „Namiot na karmazynowym aksamicie haftowany złotem, z płotem i spodnim i wierzchnim, i z kołdrą: takoż narożniki do niego 4 na telecie białym, haftowane wszystko jako potrzeba, z potrzebami do niego należącemi gotowy”. Drugi „namiot zielony tabinowy i z płotkiem wierzchnim i spodnim ze złotymi forbotami i z fręzlą złotą; kołdra do niego biała hatłasowa, haftowana tureckim złotem”. (Ł. Gołębiowskiego „Ubiory w Polszcze”, str. 286).
Namowa. Tak nazywano naradę nad wydaniem wyroku, kiedy sąd po wprowadzonej sprawie w izbie sądowej i przesłuchaniu stron, świadków i patronów, sam bez arbitrów pozostawał.
Napisne – zaświadczenie na piśmie. W statucie Herburta znajdujemy: „Wycięgacz (poborca) podatków względem znaku, który napisnem zowią, niech nic nie wyciąga, a wszakże listy swymi niech kmiecie kwituje z zapłacenia”.
Napisy. Miano zwyczaj w Polsce umieszczać niekiedy na bramach, dworach, drzwiach, belkach i tym podobnych miejscach napisy jako maksymy moralne, wyznanie swoich przekonań, dewizy i t. p. Zdaje się, że najstarszy z takich napisów polskich, bo z datą r. 1544 „Gdi Pan Bog s namy wszitko miecz będziemy” (gdy Pan Bóg z nami, wszystko mieć będziemy) znalazł prof. Wł. Łuszczkiewicz na tablicy erekcyjnej dworu jeżowskiego na podgórzu karpackiem. Ksiądz Karol Żera, franciszkanin drohicki, zapisał w silwie rerum z XVIII w., że szlachcic jeden podlaski wymalował na swojej bramie człowieka, młócącego snop zboża, i taki dał napis:

Gdy własny snop cepem walę,
Nie dbam o bogacza wcale.

W innym dworze był parawan o trzech skrzydłach czyli składach. Na pierwszym odmalowane były dwie ręce złożone dłońmi do modlitwy z napisem Deo sic (do Boga tak). Na drugim dwie ręce podane sobie wzajem i pod niemi napis: Amico sic (przyjacielowi tak). Na trzecim zaś wymalowana ręka jedna z dłonią, pokazującą figę i napisem Inimico sic (nieprzyjacielowi tak). W dworku drewnianym z XVIII w. we Wroceniu pod Goniądzem wycięty był napis na belce:

Ci co w tym domu bywają,
To, co nam życzą, niechaj sami mają.

Ksiądz Kanonik Łącki, proboszcz w Skrzeszewie w ziemi Drohickiej, kazał odmalować na ścianach sieni w plebanii różne zwierzęta, jako symbole grzechów i wad ludzkich, wypędzane bizunem przez aniołów. Zatem był tam wieprz spasły (obżarstwo), lis przykryty ogonem (chytrość), zając (tchórzostwo), indyk nadęty (pycha), wąż jadowity (złość) i małpa ze zwierciadełkiem w ręku, strojąca łeb w fiok paryski. W pewnym dworze na jednej okiennicy namalowana była ręka, wyciskająca wodę z gąbki w miednicę, i napis Redde, quod debes (oddaj, coś winien), na drugiej zaś żóraw, stojący na jednej nodze a w drugiej podkurczonej trzymający kamyk, symbol czujności w porze nocnej, podług dawnego mniemania, że gdy stado żórawi zasypia, jeden w ten sposób straż trzyma. Pewna bogata pani w ziemi Łomżyńskiej, aby wskazać gościom przeznaczenie pewnego ustronnego budynku w ogrodzie, kazała na nim napisać: „Tu jest skład wszelkich starań i zabiegów ludzkich”. W Lubelskiem krążyła dykteryjka, że na bramie wjazdowej do dworu Ostroroga był niegdyś napis: „Bój się Boga i hrabiego Ostroroga”. Jeżeli tak było istotnie, to przypominałoby napisy na koszarach wojskowych w Chinach: „Bójcie się, bo tu mieszkają żołnierze!” Ksiądz kanonik Krajewski, kanclerz (biskupi), proboszcz w Zambrowie na Mazowszu za czasów Stanisława Augusta, takim był amatorem napisów polskich i łacińskich przez siebie układanych, że na facjatach, dzwonnicy, w kruchcie, przy ołtarzach, na drzwiach, uszakach i belkach w plebanii zambrowskiej miejsca na takowe zabrakło. Napisy te potem zebrał i ogłosił w książce p. t. „Zbiór napisów zambrowskiego kościoła”. Warszawa, 1799 r. Piszący to, jeszcze oglądał te napisy olejną farbą starannie wykonane.
Naramiennik ob. Szlify.
Naraz, narzaz. Tak nazywano za doby Piastów daninę z mięsiwa i bydła dawaną przez kmieci dla stołu panującego, zwłaszcza gdy ten przez ich okolice przejeżdżał. Były to wieprze lub inny dobytek, cząstka corocznego przyrostu trzód wieśniaczych. Narzaz wybierano opolami z krów i wołów. Ludność opola składała corocznie czyli „na raz” po jednym wole i po jednej krowie do grodu, co zwano także „daniną opolną”. W przywileju danym przez Kazimierza, księcia łęczyckiego i kujawskiego r. 1251, Prandocie, biskupowi krakowskiemu, „naraz” oznacza daninę z szynek i łopatek czyli golonek, które wieś składała. Czy narzaz, naraz, narasz, naraza miało znaczenie: na raz lub na rzeź, tego objaśnić nie umiemy. Pierwszy raz spotykane w dokumencie z roku 1145 brzmi naraz.
Narębne. W dokumencie z r. 1241 znajdujemy narąb, a w dokumencie z r. 1304 narubne. (ob. Podatki i powinności).
Narok. W 3-im tomie Liber beneficiorum mówi Długosz, opisując założenie klasztoru Staniątkowskiego, że Klemens z Ruszczy, kasztelan krakowski, zakładając ten klasztor w XIII w. uposażył go między innemi obszarem ziemi na 20 wielkich pługów, który podówczas w mowie pospolitej (t. j. polskiej) zwał się „narok”. Jakoż i dyplomat z r. 1242 wydany w Krakowie przez Konrada, ks. krakowskiego, łęczyckiego, kujawskiego i mazowieckiego, brzmi słowami: de terra ad viginti aratra magna quae narok a vulgo vocatur. Ze sposobu, w jaki Długosz o naroku wspomina, widać, że wyraz ten za jego czasów wyszedł już był z użycia. W kodeksie dyplomatycznym Muczkowskiego o naroku mówią 2 dokumenta. Jeden z r. 1232, w którym ks. polski Władysław Odonicz nadaje klasztorowi Sulejowskiemu wieś Strasowice, należącą do naroku Wilemskiego. Drugi jest potwierdzeniem tej darowizny z r. 1260. W tomie II-im dyplomatarjusza znajdujemy narok inny w Sieradzkiem zwany Lichawą, gdzie dotąd istnieje wieś tej nazwy. Bliższą jeszcze o naroku wiadomość mamy w dyplomacie Kazimierza, ks. opolskiego, z d. 1 sierpnia 1228 r. W dwuch wzmiankach o naroku w t. 3-im dyplomatarjusza (str. 39 i 85) narok znaczy pewne terytorjum, z rozlicznych wsi składające się. Wogóle za doby Piastów narok oznaczał: wydział, nadział, wyznaczenie, naznaczenie pewnych gruntów przez darczyńcę dla pewnej instytucyi lub osoby. Oczywiście taki narok mógł być mniej lub więcej obszerny, z kilku terytorjów i nomenklatur złożony, odpowiednio do tego, co darczyńca miał, mógł i chciał podarować. W tej samej sferze obracają się: obrok, wyrok i rok – wyrazy, mające związek z wyrokowaniem czyli postanowieniem, oznaczeniem jakiegoś postanowienia. Narocznikami zwali się ludzie, których powinności i obowiązki należały do danego naroku. W dokumencie z r. 1208 czytamy: „Narochnici Lubusenses fuerunt”. Uroczysko było to także pewne terytorjum, miejscowość, ale z jedną nomenklaturą dawną i nie wiedzieć już komu, kiedy i z jakiego nadania służyło.
Narty – łyżwy drewniane. Gwagnin, a raczej Paszkowski w tłómaczeniu kroniki Gwagnina pisze: „Rusini na nartach bardzo prędko po wierzchu śniegu biegają; a te narty są drzewiane, przydłuższe, żelazem podłożone ze spodu, na 2 albo 3 łokcie wzdłuż; które na nogi miasto trepek włożywszy, koszturami się przydłuższymi, na końcach zaostrzonymi podpierając, bardzo prędko wciąż bieżą”.
Narzędzia muzyczne ob. Muzyka i narzędzia muzyczne.
Nasiek, nasiekaniec, kij ćwiekami obity, zwany także na Mazowszu palicą, w Krakowskiem kitajką. Nazwa „nasiek, nasiekaniec” jest pierwotną i odwieczną, bo pochodzi od starożytnego zwyczaju nasiekiwania rosnących młodych brzózek i wbijania w zrobione szpary ostrych krzemyków, które gdy w ciągu paru lat wrosły w drzewo, brzózka ścięta służyła w ręku kmiecia za broń niebezpieczną. Kazim. Haur w XVII w. pisze: „Zakazano, aby chłopi na targi z nasiekami, z pałkami, z maczugami nie chodzili”.
Nasięźrzał ob. Rośliny miłośnicze.
Nastroga – wszelka przynęta w samołówkach na dzikie zwierzęta, więc na wilka nad wilczym dołem, na ptaki w sidłach, klatkach i sieci. Na raki jest nastrogą rozdarta żaba w wierszy. W języku łowieckim zastawiać nastrogę zowie się „nastrożyć”.
Naszyjnik zwany był dawniej zwykle „noszeniem na szyję”. Długosz, czerpiący swoje wiadomości o dobie Piastów z wielu źródeł, które do naszych czasów już nie doszły, powiada o przybyciu Dąbrówki, księżniczki czeskiej, w r. 965 do Gniezna, że „znakomite niewiasty i panny polskie dla jej uczczenia, z rozkazu księcia (Mieczysława I) zgromadziły się w Gnieźnie, przystrojone w klejnoty, złoto, srebro i inne ozdoby. Niemniej, mówiąc później o bytności Ottona III w stolicy Polski, wzmiankuje, że cesarz ten podziwiał bogate stroje i ozdoby, „w których panie i znakomite niewiasty świetnie i okazale wystąpiły”. Ponieważ bliższego opisu klejnotów z tak odległej epoki posiadać nie możemy, korzystamy więc skwapliwie z wykopaliska we wsi Kretkach w ziemi Dobrzyńskiej, które składało się z ozdób srebrnych, do stroju niewieściego służących, pomieszanych z monetami, wyłącznie z drugiej połowy X-go wieku pochodzącemi. Z ozdób tych podaliśmy jedną pod wyrazem Enkolpion (Enc. Star. t. II, str. 135), drugą dajemy tutaj, ponieważ była niewątpliwie częścią naszyjnika, trzecią podamy w tomie ostatnim pod wyrazem Zausznica.
Naukler, sternik, żeglownik. Wesp. Kochowski pisze:

Wyprawia naukler swoje floty
Do Ameryki po ten kruszec złoty.

Nawiązka. Tak nazywano płaty do obwijania ran, czyli po dzisiejszemu bandaże opatrunkowe, a stąd poszła nazwa kary pieniężnej za pobicie lub zadane komu rany, co Ostrowski w „Prawie cywilnem” tak określa: „W sprawach kryminalnych, prócz kar cielesnych, zyskuje strona na stronie nawiązkę, czyli pewną, niby na felczerów i aptekę, pieniężną sumę, jeśli rany albo siniaki zadane były”. Zwano także nawiązkę basarunkiem, ale w Voluminach wyraz ten nie jest używany. W statucie Litewskim nazwano także nawiązką karę pieniężną, którą ponosił złodziej za kradzież mniej ważną i pierwszy raz popełnioną. W Voluminach leg. jest mowa o nawiązce w t. II, f. 1528.
Nazwiska ludzi. Nie możemy dziś wyobrazić sobie człowieka bez nazwiska dziedzicznego, t. j. przechodzącego z ojca na syna, w formie niezmienionej. A jednak w Europie nazwiska te upowszechniły się dopiero w XV w., a utrwaliły w następnym. Przedtem każdy wymieniał tylko imię chrzestne i miejsce urodzenia. Giedymin miał syna Olgierda, Olgierd Jagiełłę bez łączności nazwiska rodowego. Szlachcic obok imienia wymieniał herb, włość swoją lub zamek. Naruszewicz w „Historyi narodu polskiego” powiada: „Starożytni Polacy nazywali się najprzód od herbów, np. Ciołek, Jastrzębiec etc, powtóre od wiosek, np. Piotr z Chodźca, z Zakliczyna, po trzecie od imion ojcowskich (jak dotąd Rusini), np. Jan Janowic, Witek Bieniewic, t. j. syn Bieniasza (Benedykta)”. U narodów germańskich nazwisko syna tworzono przez dodanie do imienia ojca końcówki sohn, son, sen, u Hiszpanów ez, u Normandów Fitz (na początku), u Irlandczyków O (Or), u Szkotów Mac, u Arabów i Hebrajczyków ben, u nas wicz. Herb i „zawołanie”, t. j. hasło, zwołujące ród herbowy na wojnę, były więcej dziedzicznemi i u szlachty średniowiecznej zastępowały rodowe nazwisko. Stąd nazwy niektórych herbów stały się nazwami rodów i wielu wsi, które były tych rodów gniazdem i dziedzictwem. Do takich należą: Bogorja, Jastrzębiec, Działosza, Przyrowa, Łada, Dąbrowa, Godzięba, Sulima, Szeliga, Rawicz, Rogala, Dołęga, Doliwa, Cholewa, Skuba, Gerałt, Kossak, Bujno, Kownat, Nieczuja, Radwan, Pomian, Zaręba, Trzaska, Konopka, Grzymała, Tuczyński, Puchała, Bolesta, Odrowąż, Zagłoba i kilkadziesiąt innych. Niektóre nazwiska rodowe potworzyły się z dawnych imion polsko-słowiańskieh, np. Chwalibóg, Wszebor, Sędzimir, Bożym, Dzierżek, Włodek, Bohufał, Gniewosz, Strzębosz, Niemiera, Wojsław, Wojno. Obok nazwisk dziedzicznych, wielu miało „przydomek” lub „przezwisko”, może starsze od „nazwiska” i powszechnie przez lud używane. Przezwiskiem jest przezwanie jednego człowieka przez ogół od jakiegoś jego wybitnego przymiotu, wady, cechy, kalectwa, pochodzenia, rzemiosła, dziwactwa, przyzwyczajenia lub ubioru. Bolesława I z powodu bohaterskiej jego waleczności przezwano „Chrobrym” (już tak nazywano go w r. 1120). Bolesława III (jego pra-prawnuka), który od wrzodu miał skrzywione usta, przezwano „Krzywoustym”. Henryka, księcia śląskiego, z powodu że nosił brodę, gdy inni piastowicze brody golili, przezwano „Brodatym”. Bolesław, drugi z kolei syn Krzywoustego, był „Kędzierzawy”. Z dwuch Władysławów jeden był dla wielkiego wzrostu i długich nóg „Laskonogi”, a drugi, małej postaci, przezwany został „Łokietkiem”. Przezwiska dawano w Polsce zarówno książętom, jak dygnitarzom, szlachcie, kmieciom i najuboższym pachołkom. Dla tych, którzy nie mieli herbów ani dziedzicznej ziemi, przezwiska były potrzebą praktyczną życia codziennego, a w czasach, w których zwyczaj ogólny zastępował prawo, nic dziwnego, że przezwiska ludzi zapisywano w urzędowych dokumentach, jako ich nazwiska: Najstarsze podobne nazwy z dokumentów polskich XI, XII i XIII wieku są: Babka, Baran, Brzestek (r. 1125), Bacz, Biesiekierz, Biały, Broda, Brzuchaty, Byczek, Białowąs (1136), Czarny, Cierpisz, Czarnota, Dąbek, Górka, Gąska, Graza, Gęś, Jajko, Jęzor, Kaczka, Kołomas, Kwasek, Kwiatek, Kwiecik, Kłobuczek, Kłos, Kobyłka, Komor, Kołacz (chłop książęcy), Krak, Kochan, Kramoła, Krasek, Krzykała, Kędziera, Masło, Miedźwiedź, Myszka, Milej, Męka, Nowosiodł, Odolan (Otto), Opoka, Osina, Patoka, Piwona, Piskorz, Podwała, Polanin, Poniat, Piast, Pirwosz, Pomian, Pękawka, Rak, Rozdział, Ratej, Rożek, Swojsa, Sinoch, Śmił, Smogor, Sokół, Stróż, Silca, Targosza, Wilczek, Wgląda, Wilczęta, Wojno, Warga, Wierzbięta, Wyszetrop, Żałoba, Żelazo, Żerucha, Żwan, Żuk, Zabor, Zabrat, Zając, Zajączek, Zajączko, Zator, Zyz. Przy niektórych nazwach położone są imiona, co wskazuje, że nazwy te mogły już być dziedzicznemi lub służyć wspólnie braciom, np.: Paweł Górka (1243), Stanisław Kopyto (1243), Jakób Korytko (1246), Sulisław Mądry (1249), Świętosław Opor (1295), Jan Osina (1250), Otton Prawota (1219), Jakób Rudek (1271), Władysław Sędziwój (1209), Jan Woda (1250), Piotr zwany Wścieklica (1291), Radwan Ząb (1249). Innych zapisano z nazwy lub imienia ojca, np. Paweł Stupowicz (1247), Andrzej Sułkowicz (1238), Dobiesław Sędowicz (1278), Piotr Włostowicz (1200), Mieszko Władysławowicz (1200). Długosz podaje, że w Polsce za czasów Władysława Jagiełły nastał zwyczaj tworzenia nazwisk od posiadłości, t. j. przez dodanie końcówki przymiotnikowej ski lub cki. Zwyczaj ten upowszechnił się w drugiej połowie XV wieku, najprzód u średniej szlachty, bo panowie pisali się jeszcze po staremu: Łukasz z Górki, Jan na Tęczynie i t. p. Nazwiska atoli na ski i cki, tworzone już i w XIV wieku z nazwy wsi rodzinnej lub dziedzicznej, były z początku o tyle tylko sukcesyjne, o ile syn dziedziczył po ojcu tę samą wioskę, z której powstało nazwisko. Jeżeli zaś osiadł w innej, to i nazwisko nowe mu dawano, a tak zdarzało się, że każdy w innej wsi zamieszkały, synowie i ojciec, innych używali nazwisk. Przykład podobny mamy na kronikarzu Marcinie Bielskim (ur. 1495, zm. 1575, pierwszym, który pisał dzieje powszechne po polsku). Po ojcu Marcin nazywał się Wolski, od wsi Woli, ale gdy osiadł we wsi Biała (koło Pajęczna), został Bielskim, a syn jego Joachim już zatrzymał to nazwisko ojcowskie. Paprocki w swoim herbarzu powiada, że gdy Bartosz Remar kupił wieś Wilkowice, synowie jego zostali Wilkowskimi. Nazwiska litewskie tworzyły się, jak pierwotne polskie, okolicznościowo, np.: Trump (krótki), Jawnut (młodzik), Jotkis lub Judejk (czarny), Romejko (od romuss – łagodny), Rustejko (od rustas – groźny). Z nazwisk Jadźwingów dochowały się: Skomont, Kontygerd, Komat, Jundziłł, Borut. Na zakończenie wypisujemy tu z ksiąg miasta Sandomierza z r. 1572 nazwiska ówczesnych mieszczan sandomierskich: Kubalec, Grucki, Ważka, Studniarz, Wierzchołek, Oszustek, Świetlik, Świgoń, Wałaszek i Wałaszkowicz (zapewne syn), Barszcz, Burkat (żona Burkatka), Podwalny (żona Podwalna), Długi (żona Długa), Biskupek, Rybak, Krawiec, Gomołka, Fornal, Wilga, Szczygiełek, Kolipiątek, Królik, Popiołek, Bartnik, Postrzygacz (żona Postrzygaczka), Jakuszek, Januszek, Nabożny, Niewietrzny (żona Niewietrzna), Serny (żona Serna), Zabczyc, Kobiałka, Kocza, Pitul zwany także Pitulskim, Secemin, Osuch, Kuchno, Zabor, Pietrzyk, Piątek, Pełka, Szczuka, Bogacz, Stągniew (zwany innym razem Stogniewek), Kupiec, Zuchnicz, Człąb, Mazurek, Kucharczyk, Latko, Przekupka, Latocha, Wieczorek, Kurek, Kapusta, Leszko, Sadowy, Stary, Zasadka, Bujak, Węchadłowski, Bałta, Długosz, Broniec, Klusek i Kluskowa, Cybula, Dąbrowa, Smoczek, Hilka, Pilch, Swaka i Krzemień.
Nazwy wsi i miast. Sposób, jakim się utworzyły polskie nazwy wsi, miast i miasteczek, ciekawym jest i ważnym z kilku względów. Są to bowiem nazwy naszych prastarych siedlisk i domów rodzinnych, a zarazem stare zabytki mowy ojczystej, które posłużyły badaczom przeszłości do wyjaśnienia niektórych dawnych stosunków społecznych i sposobu osiedlania się ludności przed wiekami. Cała kraina lechicka była pierwotnie pokryta lasami a pola nie były nigdzie darem przyrody, ale wynikiem ciężkiej pracy ludzkiej. Wśród tej olbrzymiej puszczy, która szumiała od Karpat i gór śląskich po Baltyk, w owem sercu prastarej Słowiańszczyzny, mieszkały od dziejów przeddziejowych ludy lechickie. Jeden z nich, nad Wartą, Notecią i Gopłem osiadły, który zaczął najpierwej zajmować się rolnictwem i karczować lasy na pola, został nazwany z tego powodu polakami lub polanami, t. j. mieszkańcami pól. W zawiązkach narodów zwykle siedliska ludzkie, podobnie jak i sami ludzie, nie miały żadnej nazwy. Jak dziś nie możemy pojąć wioski bezimiennej, tak w początkach osiedlenia, wieś z nazwiskiem była wyjątkiem, a jeszcze w XII w., jak to widzimy z dokumentów, zdarzały się wioski bez żadnej nazwy. Naród lechicki składał się z dwuch głównych warstw społecznych: rolników czyli kmieci, t. j. chłopów książęcych, i z wojowników czyli szlachty. Najpotężniejszy z wojowników, zwany księciem, panował. Wszyscy inni składali jego zbrojną drużynę, strzegli grodów i granic, chodzili z nim na wojnę. Kraj cały, wszystkie lasy i wody były własnością panującego a wszyscy rolnicy byli jego kmieciami. Książę musiał myśleć o utrzymaniu rycerstwa czyli szlachty, która nad bezpieczeństwem kraju i jego osoby czuwała. Darowanie rycerzowi kawała dzikiego boru nie byłoby żadną nagrodą, książęta więc rozdawali bory najprzód kmieciom, aby wyrabiali pola, zakładali wsie i składali daniny na utrzymanie zbrojnych drużyn. Między Wartą, Notecią i Gopłem, gdzie już w czasach pogańskich ludność była bardzo gęsta (jak tego dowodzą liczne i rozległe pogańskie cmentarzyska), a samo łowiectwo, rybołówstwo i chów bydła nie wystarczały na potrzeby życia, uprawa zbóż musiała się zacząć bardzo dawno. W innych stronach Lechii, ponieważ ludzi było mało, najczęściej jeden kmieć zakładał pierwsze siedlisko nowej wioski w dzikim boru, czyli, jak nazywano, „na surowym korzeniu”. Osadę taką mianowano w dokumentach łacińskich villa. Dwie wsie oznaczało nieraz dwuch osadników. Z początku nowa osada nie miała zwykle żadnego nazwiska, ale z czasem następował powód do nazwania każdego zakątka tak a nie inaczej. Nazwy te nie powstawały nigdy przez ich rozmyślne wynajdywanie lub z woli jednego człowieka. Tylko zwykle, gdy już osada szła w podział między synów pierwszego założyciela, nazwa jej wytwarzała się z prostej odpowiedzi na zapytanie: kto tam mieszka? Jeżeli założył ją np. Krzesław czyli w skróceniu Krzesz, to mieszkali w niej Krzeszowice, jeżeli Racław, to Racławice, jeżeli Zdan, to Zdanowice i t. p. W języku polskim imię ojca zapomocą końcówki ic, ice przetwarza się na przydomek synowski. Tym sposobem za doby Piastów powstały wszystkie dzisiejsze nazwy wiosek z końcówką na ice. Były to zaś prawie bez wyjątku osady poddanych książęcych, nazywanych w dokumentach łacińskich XII i XIII wieku incolae, homines, adscripti, mansuarii, rustici, a najczęściej servi. Drugą grupę nazw stanowiły wsie szlacheckie, z końcówkami przymiotnikowemi i dzierżawczemi na: owo, ów, owa, awa, in, yń, usza, izna, ina, ja, yca i sko, oznaczającemi, że wieś była czyjąś prywatną własnością. O takiej wsi nie pytano się już kto w niej mieszka, jak o kmiecej, ale czyją jest? bo jej dziedzic, jako wojownik, nie trudnił się rolą, ale przebywał przy księciu, w obozie, w grodzie. Jeżeli więc posiadaczem był Pomian, odpowiadano, że wieś Pomianowa, jeżeli Mzur – Mzurowa. Gdy szlachta poczęła budować dwory i zamieszkiwać je, odpowiadano o dworze Słabosza, że Słaboszów, o dworze Zawiszy, że Zawiszyn, o dworze Prandoty, że Prandocin, o dworze Bądza, że Bądzyn. Tym sposobem wieś jakiegoś Warcisława, czyli w skróceniu Warsza, nazywała się Warszowa (potem Warszawa). Mazurzy dotąd mówią nie Warszawa, lecz „Warsowa”. Od Drogosława czyli Drogusza pochodzą nazwy: Drogusza, Droguszewo; od Sławka: Sławków, Sławsko czyli Sławsk; od Stanisława czyli Stanisza, Stanka: Staniszewo, Stanków, Stankowizna; od Bytomia: Bytomsko, Bytom. Wieś, założona przez szlachcica Wojaka w XIII wieku, została nazwana Wojakowa; przez Włosta – Włostowo; przez Obiecana – Obiecanowo i t. p. I później, gdy np. roku 1409 mieszczanin z Leżajska Giedlarz założył osadę na karczowisku królewskiem, istnieje tam dziś wioska Giedlarowa. Wsie rycerzy, t. j. szlacheckie, czyli pierwsza w kraju własność prywatna ziemi, brały początek z nadań i sprzedaży książęcych już od wieku X, a może i dawniej, tylko dla braku dokumentów wiedzieć o datach nie możemy. Uczony badacz Tadeusz Wojciechowski wykazał w dziele swojem „Chrobacja”, że wiek XI zastał już w Polsce osobistą własność ziemi, t. j. szlachecką. Człowiek roboczy był wówczas tak poszukiwanem narzędziem do pracy, że książęta, nadając lub sprzedając rycerstwu osady rolne, nie zostawiali w nich swoich chłopów, ale przenosili ich zawsze w inne puste miejsca. Szlachcic zwykle otrzymywał ziemię bezludną i musiał wystarać się sobie o czynszowników lub o własną czeladź. To też wsie szlacheckie nie miały do wieku XIII żadnej innej ludności, prócz rodziny szlachcica i jego czeladzi, z jeńców wojennych najczęściej tworzonej. Wszystko, co później było ludnością poddaną i pańszczyźnianą szlachty, a co już w XV w. wynosiło po kilkanaście rodzin kmiecych w wiosce, powstało zwykle z rozrodzenia się czeladzi dworskiej. Gdy z osady książęcej, przechodzącej na własność szlachcica, książę kmieci swoich przeniósł do siebie gdzieindziej, nazwa tej osady, pochodząca od kmieci, którzy ją założyli, zwykle znikała a tworzyła się nowa z imienia nowego dziedzica. Tak np. gdy r. 1228 książę Opolski darował Lutowice rycerzowi Klemensowi czyli Klimuntowi, zaczęto wieś powyższą nazywać Klimuntowem. Pierwotnie pola, jako małe polany wśród morza lasów, były w Małopolsce tak nieobszerne, że książę, chcąc obdarzyć zasłużonego sobie wojownika większą przestrzenią roli, musiał np. 20 łanów, czyli około 20 włók w wieku XIII wydzielać aż w 13-tu wioskach. Do małej roli szlachcic zwykle dostawał w dodatku kawał boru, w którym zakładał nowe osady. Tym sposobem obok „starych” wiosek powstawały „nowe”, obok „wielkich” budowano „małe”. Książęca osada po wyniesieniu z niej kmieci stawała się zwykle macierzą kilku późniejszych wsi i folwarków szlacheckich. Do połowy XIII wieku nie widać w posiadaniu szlachty wiosek z końcówką kmiecą na ice, ale odtąd są już w posiadaniu rycerzy wioski podobne. Wobec bowiem coraz szerszego użytku pisma, nazwy utrwalały się jako znaki martwe, do danej osady stale przywiązane, i ludzie szlachcica w założonej przez niego nowej osadzie brali od swego pana nazwę z końcówką na ice. Tak więc gdy biskup osadził wioskę swymi ludźmi, nazwano i ludzi i wioskę Biskupice, gdy opat – Opatowice. A są i Dziekanowice, Popowice, Proboszczowice, Mnichowice, wreszcie od dostojników świeckich: Książenice, Podstolice, Komorowice, Chorążyce. W dziedzictwie Dalecha wieś jego synów nazwano Dalechowice, a drugą, w której siedzieli jego chłopi, nazwano Dalechowy, czyli ludzie Dalechowi. W ten sam sposób powstały obok Wojcieszyc – Wojciechowy, obok Sędowic – Sędowy. Gdzie mieszkali ludzie Łukasza czyli Łuki, nazywano tę wieś Łukowy. Gęstość wiosek i ustalenie ich nazw sięga w Wielkopolsce i w niektórych okolicach Małopolski odległych czasów. W przywileju klasztoru tynieckiego z lat 1105–1120, na 15 miejscowości, wymienionych z dawnej fundacyi Bolesława Chrobrego, przetrwało do dziś dnia bez zmiany 11: Tyniec, Kaszów, Czułów, Prądnik, Sydzina, Radziszów, Chorowice, Bytom, Siewierz, Gruszów i Łapczyce. Skoro zaś Bolesław darował te wsie Benedyktynom, musiały już być dawniejszemi osadami. Przywilej gnieźnieński z r. 1136 wymienia około 30 wsi nad rzeką Gąsawą, które składały prowincję żnińską. Z powyższej liczby Lelewel na dzisiejszych mapach tylko 5-ciu nie znalazł, a z 11-stu wsi, wymienionych w prowincyi spicymirskiej, nie odszukał tylko jednej. Wieś ze szlachecką nazwą Zębocin sięga wieku X, bo wymieniona jest jako własność Ungera, który był biskupem polskim od r. 982. Najpóźniej ustalenie nazw nastąpiło na Podlasiu, bo jakkolwiek mamy tam niektóre nazwy, istniejące bez zmiany od wieku XIII, to jednak wiele wsi jeszcze w wieku XV kilkakrotnie zmieniało swe miana. Np. wieś Żędziany pod Tykocinem, zmieniając właścicieli, nazywała się: Zdrody, Drogwino i Żędziany. Dopiero ta ostatnia nazwa od szlachty Żędzianów, którzy tu osiedli w połowie XV w., utrwaliła się. Zarówno królowie, jak szlachta, aby zachęcić ludzi roboczych do zakładania nowych osad na pustkowiach, uwalniali ich na pewien szereg lat od wszelkich czynszów i danin. Od tej wolności osadę taką nazywano wolą lub wólką, że zaś powstawała w obrębie większych dóbr, więc od takowych dostawała drugą nazwę przymiotnikową. Nazwę Wola mamy już w dokumencie z roku 1254. Liczne Wole i Wólki w Polsce przenoszą nas w epokę gospodarstwa Kazimierza. Wielkiego, który przez gęste ich zakładanie ratował ludzi od nędzy, zaludniał kraj i przyczyniał pożytków ojczyźnie. Do trzeciej grupy nazw należą oznaczające stan lub zatrudnienie, rzemiosło lub pochodzenie osadników, którymi byli słudzy panującego, klasztorów lub panów, nazywani w dokumentach łacińskich: ministeriales, famuli, homines ducis, servi, illliberi. Pierwotnie wszelki przemysł wiejski, nawet tak prosty jak rybołówstwo, bartnictwo i polowanie na cenniejszego zwierza, był w całym kraju książęcy. Wszelkie bowiem wody i lasy należały do panującego, który innych dochodów miał miało. Przez długi czas nawet klasztory i panowie nie mieli innych bartników i rybaków, jak tylko za przywilejami książąt. Od ludzi tedy, zajętych służbą, powstały nazwy wiosek: Bartniki, Bartodzieje, Skotniki (pasterze), Zduny (garncarze), Kowale, Sokolniki (dozorcy sokołów myśliwskich), Bobrowniki (dozorcy bobrów), Rybaki i Rybitwy (rybacy), Piekary (piekarze), Kobylniki, Stadniki, Konary (koniarze), Świniary, Owczary, Psary (psiarze), Żerniki (żarnowniki czyli wyrabiacze żaren do mielenia), Rudniki, Korabniki (budujący łodzie), Żelaźniki, Solniki, Rzeszotary (sitarze), Łagiewniki (wyrabiacze naczyń, zwanych łągwiami), Szczytniki (którzy robili tarcze, zwane szczytami), Smolniki, Smolarze, Szklary, Bednary, Kołodzieje, Kobierniki (tkacze), Sanniki, Winiary. Słudzy klasztorni, jak ich zwano: kuchary, piekary, strzelce, woźniki, rataje, oleśniki i trawniki, tudzież kościelni, jak: kościelniki i świątniki, spełniając swe obowiązki zwykle z ojca na syna i odbywając służbę na zmianę, tworzyli oddzielne osady, które od nich dały początek dzisiejszym wioskom z podobnemi nazwami. Gdzie w lasach wypalano popioły i potaż na handel do Gdańska, a ludzie tem zajęci stawiali sobie do mieszkania budy, tam zwykle powstawały wsie, zwane Budami. Dalej szły nazwy, powstałe z rodowitości osadników: Prusy, Włochy, Płowce, Sasy, Czechy, Jaćwież, Ruś, Litewka, Lachy, Mazury, Tatary, Pomorzany, wreszcie najpóźniejsze, bo przez kolonistów niemieckich w czasach saskich licznie na Mazowszu założone, Holendry. Nazwa Zagorzany pochodzi od ludzi, którzy uprawiali czyjąś ziemię, położoną za górą, Wysoczany – na wyżynie, Dolany – w dolinie, Brzeżany – na brzegu, Jezierzany – nad jeziorem. Czwartą grupę stanowią nazwy, pochodzące wprost od imion lub nazwisk ludzi w 1-ym przypadku liczby pojedyńczej lub mnogiej, albo jako przymiotniki, urobione z imion osobowych ludzi, którzy założyli osadę lub nadali jej pewne znaczenie. Tak mamy Sandomierz od Sędomira, Szkalbmierz od Skarbimira, Przemyśl od Przemysła (Przemysława), Radom od Radomysła, Wrocław od Warcisława czyli w skróceniu Wrocława i tysiące innych, jak: Kaźmierz, Radgoszcz (Radgost), Bydgoszcz (Bytgost), Jarosław, Sambor i t. d. Gdzie osiedli w liczbie mnogiej Boguszowie, Bogutowie, Bolestowie, Bożymowie, Wszeborowie, Tyborowie, Ciborowie, Samborowie, tam wsie nazywają się: Bogusze, Boguty, Bolesty, Bożymy, Wszebory, Tybory, Cibory, Sambory. W nazwach takich przechowały się wszystkie imiona praojców naszych a także wiele przydomków, które stały się ich nazwiskami np.: Kruki, Gacki, Kurozwęki, Sikory, Ślepowrony, Wojny, Zatory, Kossaki, Konopki i t. d. Do tej grupy nazw należą przeważnie wsie Kurpiów mazowieckich i wiele wiosek cząstkowej szlachty na Mazowszu i Podlasiu. W nazwach wiosek tej szlachty pozostał widoczny ślad jej rozdrabniania się w dawnych wiekach. Nazwy te są zazwyczaj podwójne: jedna główna, ogólna, macierzysta, jest pierwotną i służy dziś pewnej grupie a niekiedy i kilkunastu wioskom. Jest ona bowiem nazwą całej rodziny, na której przez rozradzanie się i podział powstała większa liczba wiosek z oddzielnemi nazwami. Tak np. gdy ród, noszący nazwisko Sikora, odziedziczył kilkadziesiąt włók ziemi w okolicy Tykocina, przestrzeń ta została nazwaną Sikory. Gdy zaś posiadacz jej Mikołaj Sikora na początku XV wieku podzielił dziedzictwo swoje między 6-ciu synów, którzy mieli imiona: Paweł, Bartłomiej, Tomasz, Piotr, Wojciech i Jan, a każdy założył oddzielną osadę, w której rozradzało się jego potomstwo, już więc pod koniec XV w. widzimy 6 oddzielnych wiosek, mających obok jednej wspólnej wszystkim macierzystej nazwy Sikory, drugą nazwę poszczególną, a mianowicie: Sikory-Pawłowięta, Sikory-Bartkowięta, S.-Tomkowięta, S. Piotrowięta, S.-Wojtkowięta i S.-Janowięta. Nazwiska szlacheckie z końcówką przymiotnikową tworzyły się potem tylko od nazw głównych. Np. Sikorowie od Sikor zostali Sikorskimi, Baczowie od Baczów Baczewskimi, Kossakowie od Kossaków Kossakowskimi, Roszkowie od Roszków Roszkowskimi. Niektórzy jednak, jak Tyszkowie, Wojnowie, Konopkowie, Ładowie, zatrzymali dotąd swoje starożytne nazwiska w pierwotnej formie: Tyszka, Wojno, Konopka, Łada. Do piątej i ostatniej grupy nazw wiosek zaliczyć trzeba wszystkie, pochodzące od położenia topograficznego, od rzek, gór, lasów, drzew, błot, pól, kamieni, rodzaju ziemi, wreszcie wyników pracy ludzkiej. Mamy więc rozmaite: skały, góry, górki, podgórza, zagórza, chełmy (Wizna, pochodzi od wyżyny, na której leży to miasteczko). Mamy międzyrzec, porzecze, dwurzecze, brody. Mamy brzeziny, lipniki, brześć (las brzostowy), świdniki (las świdwowy). Mamy grądy (miejsca suche wśród błot), piaski, glinniki, suchodoły, kujawy, żuławy, pasieki, osieki, rudy, poręby, gródki, mogiły i t. d. Pierwotne gospodarstwo ogniowe, polegające na wypalaniu coraz nowego kawałka lasu celem pozyskania na czas jakiś nowiny pod pług, przypominają nazwy: żary, żarki, pogorzałki, przegorzały, pogorzel, praga, łomy (Łomża). Od nazwy drzewa dębu powstało 50 różnych form nazw miejscowych np.: Dąb, Dąbek, Dęby, Dąbie i t. d. Od wyrazu bór utworzyło się przeszło 30 odmian nazw. Od olchy, lipy, sosny, brzozy, gruszy, jabłoni i brzostu, po kilka i kilkanaście. Wielu nazwom dało początek błoto i kał (czyli miejsce błotniste, kałuża). Kał, kałuża jest źródłosłowem starożytnej nazwy Kalisza, o którym wspomina już w drugim wieku po Chrystusie uczony geograf i astronom Ptolomeusz, wymieniając miasto Kalichia, jako stolicę plemienia Ligeów, leżącą na drodze od Karpat do Baltyku, i naznaczając mu prawie ten sam stopień geograficzny, pod którym leży dzisiejszy Kalisz. W codziennej praktyce mówienia, przez ciąg wieków, wiele nazw uległo skróceniom i przemianom, zwłaszcza odkąd przestano pojmować pierwotne znaczenie wyrazu. Tak: Żarnowice przeszły na Żarnowiec, Gawarce na Gawarzec, Wojcice na Wojcin i t. d. Niekrytyczność sądu, nieznajomość dawnych stosunków, brak pojęcia o słowotwórczości językowej, spowodowały, że w nowszych czasach zaczęto wyprowadzać początek nazw z ich dźwięków i podobieństwa do innych wyrazów. Np. Cieszyn wywodzono od uciechy, Iłżę od jej łzy. Wojnicz od wojny, Bydgoszcz od obicia gości, Częstochowa od częstego chowania, a nawet w szkołach naliczano w XIX wieku, że Sandomierz tak nazwany z powodu, że w jego okolicy San domierza czyli wpada do Wisły. Wszystkie podobne wywody są wprost nielogiczne. Najbogatszym zbiorem starych nazw polskich jest, obok dyplomatarjuszów, Liber beneficiorum Długosza z XV wieku. O znaczeniu zaś nazw pierwszy, lubo pobieżnie, pisał uczony prawoznawca Zygmunt Helcel, a po nim Tadeusz Wojciechowski na źródłach podobnych osnuł cenne dzieło swoje „Chrobacja”. Dokumentów z wieku XII, XIII i XIV mamy już tak dużo, że prawie wszystkie nazwy wiosek dzisiejszych odszukać w nich można. Natomiast dokumentów z wieku XI jest tak mało, bądź z powodu, że niewiele ich pisano, bądź że dla braku murowanych budynków w ówczesnej Polsce wyginęły w pożarach, iż możemy tutaj nazwy prawie wszystkie z nich przytoczyć:
WIEK XI.
Boguszyno, Bogdanowo, Bystrzyca, Czarnotuł, Czerwińsk, m. Dobrzyń, Domanowo, m. Głogów, Gołębino, Grzebsko, Grudziądz, m. Gdańsk (r. 1000), Chwalęcino, Chrzanów, Kamień, Kosowo, m. Kraków, Łysiec, Lubieszewo. Pod r. 1065 wspomniana jest nazwa Mazowsza (Mazoviam), Maków, Międzyrzecze (Mezerici dicitur, r. 1015), Nasidlsk, Nasilsko, Olsze, Osielsk, Padniewo, Płońsk, m. Płock, m. Poznań, (zamek) Przypust, m. Rozprza, Rypin, Sławienin, Śleź (mons – góra), Sokołowo, Seprch (Sierpc?), m. Słupsko, Syrock, Szczeglino, Wizna, Włodzisław (Vladislav), m. Wojbor (dziś Wolborz), Wyszogród, Wieczanowo, Żabno, Zakroczym, Zębocin.
Neapolitańskie sumy. Królowa Bona, obsypana darami męża swego Zygmunta I, uposażona bogato w swojem wdowieństwie, niemniej przy pomocy przebiegłego umysłu, zgromadziła potężne skarby w pieniądzach, klejnotach i drogich sprzętach. Skarby te, wbrew woli narodu i syna swego Zygmunta Augusta, wywiozła z Polski do Włoch r. 1556 i następnie ogromną sumę pieniężną pożyczyła królowi hiszpańskiemu Filipowi II. Gdy w r. 1559 umarła, skarby owe, szacowane na pół miliona dukatów, powinny były prawem prostego spadku powrócić do Polski na rzecz Zygmunta Augusta i córek Bony. Daremnie jednak król ten wysyłał posłów do Włoch i Hiszpanii, upominając się o swoją własność. Daremnie i następcy jego starali się o to samo. Część tylko małą otrzymał Zygmunt August w talarach neapolitańskich i, kazawszy wytłoczyć na nich herb koronny, żeby im nadać kurs przymusowy, użył na zapłatę wojska. Sumy neapolitańskie nie powróciły już nigdy do kraju. Została tylko o nich głośna tradycja w narodzie. O sumach neapolitańskich pisał obszernie Juljan Bartoszewicz w Gazecie Warszawskiej z r. 1848, a później oddzielną książkę wydał w tej ciekawej sprawie Klemens Kantecki. Powstało też przysłowie polskie o dwuch Babach, które Polskę okradły: Jedną była rzeczka Baba, co zatopiła kopalnie srebra pod Olkuszem, a drugą królowa Bona.
Neminem captivari ob. Bezpieczeństwo wolności szlacheckiej (Enc. Staropolska, t. I, str. 153).
Niedolisek – lis młody jesienny o krótkiej sierści. Tak samo i inne zwierzęta, których skóry używane były na futra, miały niekiedy nazwy analogicznie formowane. Znamy przynajmniej obok kun i soboli: niedokunki i niedosobole. W mowie myśliwych znany jest niedopies.
Niemieckie kazanie. Gdy książęta piastowscy, w celu podniesienia dochodu z miast swoich, w XIII i XIV wieku nasprowadzali do nich dużo rzemieślników niemieckich, Polak przybyły do miasta trafiał nieraz w kościele na „niemieckie kazanie”, którego nic nie rozumiał. Dało to początek do przysłowiowego porównania, gdy kto czego nie rozumie.
Nieosiadły, impossessionatus alias „odartus, hołota”. Tak prawo polskie z r. 1505 nazywa włóczęgów, nie posiadających ani roli, ani warsztatu, ani służby lub posady. W czasach mniejszego zaludnienia kraju człowiek taki bywał zwykle „hultajem” i pasożytem. Prawo z r. 1347 oddawało nieosiadłego przestępcę w ręce strony pokrzywdzonej. Prawo z r. 1505 i 1588 każe pozew na nieosiadłego kłaść w farze albo plebanii, gdzie niegdy był osiadłym, rodził się lub przemieszkuje, a to kładzenie pozwów szkodzić nie ma dziedzicowi dóbr onych. Za nieosiadłego obwinionego i aresztowanego u pana, pan uczynić zadość sprawiedliwości powinien.
Niesokor, surowy jedwab’, z którego pleciono koronki i pasy. W spisie garderoby z XVII w. znajdujemy: „Kołnierz jedwabny okrągły z niesokorowymi guzami”. Potocki Wac. pisze w Jovialilates:

Skórzanyć miał pas Chrzciciel, póki mieszkał w boru,
A ja cię opasuję pasem z niesokoru.

Niestanie. To, co w Koronie znaczyła kondemnata, na Litwie zwano, jak niegdyś w dobie piastowskiej, po polsku „wyrokiem niestannym”. Statut Litewski powiada: „Ktoby na pierwszych rokach nie stał, tedy na drugich winę niestanną zapłaci”. „Kto o rzecz krwawą pozwan nie stanie, tedy urząd ma go za niestannego na wywołanie zdać”. „Ktoby na pierwszych rokach nie stał, ma stronie zapłacić niestannego, za każde pozwy 4 kopy groszy”. Widzimy z tego, że na Litwie przechowała się nazwa pierwotna, którą znajdujemy w dokumentach polskich z lat 1252 i 1278: „nestane”, jak również w konstytucjach łęczyckich z lat 1418 i 1419.
Nietykalność. Prawo dawne polskie uznawało za miejsca nietykalne i święte: kościoły, klasztory, cmentarze, groby i kirkuty. Bolesław, książę wielkopolski, r. 1264 w przywileju, który dał Żydom, zastrzegł, że cmentarze i mogiły żydowskie gwałcący, juxta consuetudinem terrae, karany, a majątek jego ma być konfiskowanym. Książę ten zakazał nawet ciskania kamieniami na szkoły żydowskie pod karą dwuch kamieni pieprzu. Prawo chełmińskie zakazuje wykopywania trupów pod karą konfiskaty mienia, a ktoby mienia nie miał, to pod karą piętnowania i 40 plag chłosty, duchownego zaś pod karą wiecznej destytucyi, a sędziego, zaniedbującego wykonania tego prawa, pod karą infamii i konfiskatą. W r. 1616 postanowiono infamję na porywających gwałtem z klasztoru panny oddane na wychowanie, jako i na przestępujących progi klasztorne bez pozwolenia przełożonej (Vol. leg., III, f. 281). Każdy przestępca i skazany na wieżę lub gardło, jeżeli zdołał schronić się do kościoła, już pojmanym w tem miejscu świętem być nie mógł i sam był nietykalnym.
Niewód. W polskiem tłómaczeniu Krescenscjusza z XVI w. czytamy: „Na morzu albo na wielkiem jeziorze łowią ryby niewodem albo knieją”. Czacki powiada, że w dawnym języku Pomorzan i Wielkopolan niewód zwał się „nywoch” (niwoch). W starożytnych jednakże dokumentach z lat 1251 i 1261 znajdujemy wyraźnie Nevod. Kluk pisze, iż niewód, sieć wielka, na stawach, jeziorach i rzekach zażywana, robi się z mocnych konopi; ma 2 skrzydła i matnię, a niewód ptaszy jest podobny do rybnego, matnię tylko ma dłuższą. U Wac. Potockiego w Jovialitates znajdujemy:

Wszystko wielkie za wielkim iść powinno rodem,
Na przykopę z Wierciochem, na Wisłę z niewodem.

Niziołek lub łokietek ob. Karzeł (t. III, str. 21).
Niż. Tak nazywali Polacy podole każdej rzeki, czyli stronę, w której miała swoje ujście. Od niżu dnieprowego nazywano Kozaków zaporoskich Nizakami, Niżowcami. Żmujdź leży na niżu Niemna i stąd wzięła litewską swoją nazwę, bo żemas znaczy po litewsku: nizki. Stryjkowski w XVI w. pisze o niżu Dźwiny: „Między Dryssą a Dzisną, na niż do Rygi płynąc”.
Norbertanie i Norbertanki. Norbertanie, tak nazywani u nas od imienia założyciela, św. Norberta, gdzieindziej od pierwszego i naczelnego klasztoru swego (Premontré), po łacinie Praemonstranenses, założeni na zachodzie Europy w roku 1121, mieli już w 5 lat później założony dla siebie przez Piotra Dunina najpierwszy klasztor w Polsce we wsi zwanej niegdyś Kościół, dziś Kościelna Wieś pod Kaliszem. Prawdopodobnie były tam obok norbertanów i norbertanki, ale gdy poczęto usuwać zakonnice z opactw męskich, Dunin założył dla norbertanek klasztor z probostwem w Strzelnie, w djecezyi kujawskiej, gdzie bywało po 50 zakonnic, pochodzących z najpierwszych domów kujawskich i wogóle wielkopolskich. Trzeci klasztor norbertański, także żeński, założony został r. 1148 we wsi Zwierzyniec, będącej przedmieściem Krakowa. Czwarty w końcu XII w. w Witowie, w dekanacie piotrkowskim. Piąty, zwany opactwem św. Wincentego – pod Wrocławiem. Szósty w Żukowie na Pomorzu o półtrzeciej mili od Gdańska. Siódmy we wsi Dłubni w Krakowskiem, później nazwanej Imbramowicami. Ósmy istniał przed r. 1241 w Krzyżanowicach nad Nidą. Dziewiąty w Nowym Sączu. Dziesiąty (żeński) już za czasów Zygmunta III w Łęczycy. Jedenasty, także żeński, r. 1636 w Krakowie i dwunasty (żeński) w Bolesławcu nad Prosną.
Norder. Sukno grube, tęgie, nabite. Wspomina je Instruktarz celny litewski z XVII w., zowiąc norderskiem albo norskiem.
Nosek, dawna gra dziecinna w karty. Ile kto miał więcej zabitych, tyle razy przegrywającego uderzał kartą po nosie, albo, stasowawszy karty, zgadywać mu kazał, do której chce być bitym; wtenczas za pojedyńczą raz, za króla 2 razy, za asa 3 razy odbierał po nosie.
Nosowe samogłoski należą do wybitnej charakterystyki języka polskiego, wyróżniając go od innych żyjących słowiańskich, te ostatnie bowiem (oprócz nielicznych śladów w mowie Słowian macedońskich) brzmienia nosowe zastąpiły innemi. Obecnie w języku polskim literackim istnieją wyrażane pismem 2 brzmienia nosowe: ą i ę, chociaż w wymawianiu zwłaszcza wyrazów obcych słychać nadto samogłoski a, i, u z odcieniem nosowym, np. melancholja, kwadrans, oranżerja, Anglja, inkaust, inżynier, punkt, a także w nazwach miejsc i ludzi, przechowanych z dawnych czasów, jak: Sandomierz, Sambor, Kandrzyn, Bodzantyn, Prandocin, Dambrowski, Strzampowicz, Zambrzycki i t. p. W dawnej zaś polszczyźnie i w gwarach ludowych bardzo często występują a, u nosowe, np. w dokumentach średniowiecznych: Sandziwoy, Wangrinowo, Glamboka, Dambrowa, Lancicia, Sandislaus, Pankoslaus, Sandko, Langonicze (Łęgonice), Kanthi (Kęty), Wanchoz (Wąchock), Sandomiria, Podlanze, (Podłęże) i t. p.; w gwarach: bandzie, dambrowa, kandy, gamba, piankny, wanczos, łunka, majuntek, wyglundać, wuntek, Prundnik i t. p. Prócz tego w gwarach polskich słyszą się: e, i, y nosowe, np. béndzie, gołémbie, piéńść (pięść), zaklénty, flinta, tynf i t. p. W niektórych gwarach brzmienie nosowe zanika zupełnie, co też dostrzegać się daje i w wymawianiu powszechnem na końcu wyrazów, np. będe, pójde itp. W średniowiecznych rękopismach polskich samogłoski nosowe wyrażano oddzielnymi znakami albo dodawaniem n, m po a, o, e, znaki bowiem dziś używane weszły w użycie dopiero w XV wieku. Miłując język rodzinny, mamy obowiązek pielęgnować brzmienia nosowe, jako piękną i charakterystyczną cechę jego starożytności słowiańskiej, której w ciągu wieków pozbyły się już wszystkie ludy nam pobratymcze.
Notarjusze publiczni, apostolscy i cesarscy. W wiekach średnich, gdy fałszowaniem dokumentów zajmowali się często ludzie świeccy, posiadający sztukę pisania, co w krajach młodszej cywilizacyi była rzadkością, papieże i cesarze niemieccy wydawali osobom duchownym doświadczonym w uczciwości, biegłości pisma i prawa rodzaj upoważnień na notarjuszów publicznych papieskich lub cesarskich, co dawało im powagę w innych krajach, jak dziś np. doktorat medycyny z uczonego uniwersytetu. Znajdujące się w zbiorze Theinera (Vett. Monum. Polon., t. I, f. 92) pismo papieża Marcina IV z d. 15 lutego 1284 r., upoważniające arcybiskupa gnieźnieńskiego do mianowania dwuch notarjuszów publicznych, gdy sam arcybiskup o przywilej ów prosił i to jeszcze nim objął rządy archidjecezyi, gdyż zwany jest tylko elektem, słusznie za pierwszy przykład takich nominacyi w Polsce uważać należy. Odtąd notarjuszów podobnej kreacyi spotykamy aż do wieku XVI. A jak się tytułowali, mamy tego przykład w akcie z r. 1339 przez Kazimierza Wiel. i Krzyżaków zawartym, przy którym dwuch notarjuszów było obecnych, a z tych jeden, niewątpliwie ze strony Kazimierza postawiony i Polak, podpisał się: „Ego Albertus Cristini clericus Cracoviensis diocesis, publicus apostolica et imperiali auctoritate notarius”. Jan Ostroróg w sławnym swym Pamiętniku (§ 5) ośmielał króla Kazimierza Jagiellończyka, aby nie cierpiał w państwie notarjuszów, obcą mianowanych powagą, lecz sam ich stanowił. Jakoż udoskonalająca się organizacja sądownictwa krajowego, pomnożenie urzędów ziemskich i niezmierne upowszechnienie się znajomości łaciny w drugiej połowie XV w. wśród społeczeństwa polskiego, zwolna usunęły notarjuszów duchownych od spraw świeckich. W Prusiech i w Inflantach, gdy protestantyzm wziął górę, ustawała sama przez się powaga notarjuszów apostolskich. Batory w Inflantach pozwolił sejmom tamtejszym wybierać notarjuszów publicznych, przez co również apostolscy i cesarscy usunięci zostali. Prawo kościelne zabraniało osobom duchownym pełnić obowiązki notarjuszów w sprawach wyłącznie świeckich, co jednak w Polsce do XVII w. nie było ściśle zachowywanem i duchowni byli pisarzami przy sądach świeckich. Dopiero r. 1538 zabroniono im tego, pozwalając samym tylko starostom używać ich jako pisarzy. (Vol. leg., f. 530). Dlatego też prawa nasze cywilne nie zajmują się nimi, bo kraj miał już w XVI w. notarjuszów świeckich pod nazwą pisarzy: ziemskich, grodzkich, trybunalskich, polnych i pisarzy kancelaryi królewskiej. Jedyna o nich wzmianka w ustawie Zygmunta I z r. 1543 (Vol. leg., I, f. 580), gdzie król ten pozwala spisywać testamenty przed notarjuszami duchownymi, oddając wszakże ich zatwierdzenie sądom zarówno duchownym, jak świeckim. Nie idzie wszakże zatem, aby w kancelarjach królewskich nie mieli już od doby piastowskiej funkcjonować notarjusze powagą królewską zatwierdzeni. Do rzędu wyższych urzędników kancelaryjnych – powiada R. Maurer (Bibl. Warsz. z r. 1877) – liczą się także ukazujący się od czasu do czasu protonotarjusze, którzy są właściwymi rządcami (regentes) kancelaryi. Oni to, zdaje się, rozdzielają pracę między notarjuszów. Notarjusze piszą dokumenta, spisują jeńców po wygranej bitwie (Dług., XI, 269), spisują inwentarze zabranych zamków (Dług., XI, 272). Nim się można było dosłużyć wyższych godności w kancelaryi, trzeba było długi czas być notarjuszem; o Ciołku wiemy, że przeszło lat 20 musiał być notarjuszem, nim się dosłużył podkanclerstwa.
Nota linguae i Nota morum. W szkołach dawnych, a zwłaszcza jezuickich, gdy głównym celem wykształcenia było dobre władanie językiem łacińskim, profesor oddawał uczniowi, mówiącemu lepiej po łacinie, tabliczkę z napisem: nota linguae. Ten, usłyszawszy u którego z kolegów słowo polskie, zaraz mu ową tabliczkę oddawał a ten znowu polował na innego i t. d. Nazajutrz rano profesor pytał się: „Quis habet notam linguae?” a ten, u kogo się znalazła, dostawał kilka plag za używanie w szkole języka polskiego zamiast łacińskiego. Ten, co z tabliczką jadł obiad, kończył tylko na placentach. Druga tabliczka nota morum dotyczyła wykroczeń przeciwko obyczajności. Do przewinień tych należały: nieobcięte paznogcie, brudne ręce, pierze w czuprynie, nieczyste suknie, niezdjęcie czapki przed osobą godniejszą. Profesor oddawał tę tabliczkę uczniowi wzorowemu, który czychał na winnego, a ten znowu wyszukiwał trzeciego itd. U którego tabliczka została na noc, ten nazajutrz rano dostawał kilka plag.
Novum emergens. Grdy na jaki przypadek wcale nie było prawa, ani zastępujących prawo pisane ustalonych zwyczajów, taki przypadek, nazwany novum emergens, podlegał sejmowemu rozstrzygnięciu.
Nowinne, podarek za doniesienie dobrej nowiny. Zdarzało się też, że dworzanin lub krewny możnego pana, dzień i noc śpieszył na koniu, aby protektorowi swemu zwiastować jakąś pomyślną nowinę.
Nowy Rok. Królowie polscy na Nowy Rok dawali wszystkim dworzanom swoim nieraz cenne podarki, gdy ci winszowali im „nowego lata”. Herburt, za Zygmunta Augusta, tak pisze o Nowym Roku: „Biegają dziatki po nowem lecie, i przyjaciele dają sobie nowe lato, a zwłaszcza panowie sługom, bogaci ubogim, winszując sobie na nowy rok wszego dobra”. Starzy Polacy na Nowy Rok witali go słowami: „Bóg cię stykaj”, co znaczyło polecenie opiece Bożej. Kapłan w kościele po kazaniu winszował parafjanom i kolatorowi Nowego Roku, a po nabożeństwie przyjmował sam powinszowania na plebanii. Wiedziano wogóle komu czego życzyć, więc umysł i grzeczność, cześć lub wdzięczność, serce i afekt sąsiedzki, siliły się na dowcip. Dzieci i żaczkowie szkolni prawili rodzicom i nauczycielom powinszowania prozą lub rymem, po polsku lub po łacinie. Gdy dawniej szkoły mieściły się przy klasztorach, bywało wiele ubogich dzieci, które uczono tam bezpłatnie i dawano im mieszkanie, a poczciwi ludzie żywili. Wyrobił się więc zwyczaj, że ci uczniowie przychodzili codziennie z własnymi garnuszkami po obiad lub wieczerzę, a na Nowy Rok, zebrawszy się w gromadki, obchodzili wszystkie domy, winszowali „Nowego lata” i starali się zaśpiewać coś takiego, coby domowników rozśmieszyło i zabawiło. Oto początek żartobliwej ich kolędy:

Mości gospodarzu, domowy szafarzu,
Nie bądź tak ospały, każ nam dać gorzały
Dobrej z alembika, i do niej piernika.
Hej kolęda, kolęda!
...............................................
Mościa gospodyni, domowa mistrzyni,
Okaż swoją laskę, każ dać masła faskę,
Jeżeliś nie sknera, daj i kopę sera.
Hej kolęda, kolęda!

Gdy zaczęto przy kościołach wiejskich uczyć dzieci kmiece czytania, zaczęła też naśladować uczniów miejskich dziatwa wioskowa, chodząc po chatach i do dworu „za nowem latkiem”, winszując i zbierając w podarkach smaczne kąski na biesiadę wieczorną. Powinszowania dzieciaków zastosowały się do rolników, więc słyszymy:
Żeby wam się rodziło:

żytko – jak korytko,
pszenica – jak rękawica,
bób – jak żłób,
owies – jak skopiec,
len – jak pień.

Nietylko dziatwa drobna chodzi po wsiach winszować Nowego Roku, ale i dorośli. W niektórych okolicach chodzą „draby” po „nowem lecie”, poprzebierani cudacznie za cyganki. Dawniej, gdy była w Polsce obfitość dzikich zwierząt, kolędnicy noworoczni, dla dodania wesołości i pobudzenia szczodroty po domach, oprowadzali młodego wilka, niedźwiadka lub tura. W braku żywych tych zwierząt przebierano się w ich skóry, a stąd powstało stare przysłowie: „biega, by z wilczą skórą po kolędzie”. W braku skór przebierają się w kożuch, odwrócony włosem do góry, lub w worek z naśladowaną z drzewa głową kozią. Najwięcej atoli różnych zwyczajów i wesołości łączy się w Polsce z obchodem wilii Nowego Roku, w ostatni wieczór roku starego. Nikt nie spędza tej chwili samotnie. Zbierają się na ten wieczór rodziny, bliżej sąsiadujące na wsi, kółka przyjaciół w miastach, gromadzi się młodzież wiejska u ludu, aby wesoło i przy jasnem ognisku, wśród zabaw rozmaitych zakończyć rok stary. Dziewczęta czynią wróżby zamóżpójścia, jak w wigilię św. Andrzeja. Jest bowiem między dniami tymi ten związek, że św. Andrzej zakończa rok kościelny. Było mniemanie, że dziewica, która w wigilję Nowego Roku doczeka północy, i wpatrując się przy świetle dwuch świec jarzących w zwierciadło, ani razu nie obejrzy się za siebie, ujrzy w zwierciedle poza sobą postać przyszłego małżonka. Dziewczęta płatają figle chłopcom i nawzajem. Więc wciągają brony na kominy domów, drzwi podpierają klocem drzewa. Przebierają się za cyganki i cyganów, oprowadzających niedźwiedzia, który zaleca się do dziewcząt. Uprzywilejowaną potrawą na ostatnią wieczerzę roku jest lemieszka z mąki pszennej, żytnej lub hreczanej. Gotują jej sporo. Młodzież przy spożywaniu uderza się nawzajem łyżkami po policzkach, a potem sąsiadom okna maże z nadwórza, a to, jak mówią, na znak, żeby w ciągu nowego roku mieli wszyscy usta i domy pełne chleba. Wieczór ten nazywa się szczodrym, a winszowanie po domach zowie się chodzeniem po szczodrakach, szczodrówkach, za „nowem latkiem.” Na Rusi szczodry wieczór nazywają także „bohaty weczer”. Młodzież kolęduje tak samo poprzebierana za cyganów, dziadów i zwierzęta, których głos naśladuje. Obszedłszy wieś całą i nazbierawszy podarków, wracają w umówione miejsce, poczem jedna z dziewcząt, obrana gospodynią, przy pomocy innych sporządza ucztę, a ochocza zabawa przeciąga się do późnej nocy. Nowy Rok powinien zastać bochen chleba na stole gospodarza, jako znak obfitości tego daru bożego, który przez rok cały nie powinien schodzić z jego stołu, ale wraz z solą, przysłonięty bielonym ręcznikiem, służyć na powitanie i posiłek dla gościa i ubogiego. Przy powitaniu w Nowy Rok obsypywano się owsem na znak pożądanej obfitości ziarna wszelkiego, a ci, co obchodzili z powinszowaniem, nosili owies w rękawicy i na każdy róg stołu sypali jego szczyptę, aby tak wszystkie rogi założone były chlebem. Jest powszechny w Polsce zwyczaj żartobliwego kradzenia sobie rzeczy w ten wieczór i wykupywania takowych nazajutrz. Za wykupne młodzież wyprawia biesiadę w dniu noworocznym. Mówią, że aby rok nowy był pomyślny, potrzeba nazdobywać cudzych rzeczy, zakończając rok stary. Zwyczaj ten, powszechny niegdyś u możnej szlachty, licznych krotochwil był powodem. Ksiądz Karol Żera, franciszkanin z Drohiczyna w XVIII w., opowiada w swojej księdze rękopiśmiennej wspomnienie pani Kryńskiej, burgrabiny drohickiej z Laszczki z początku pomienionego stulecia: „Było nas u rodziców 2 sióstr pannami. W blizkiem sąsiedztwie mieszkał kawaler, który miał konia drogiego. Raz w Nowy Rok pojechałyśmy z naszą panią matką kulikiem do niego, a chcąc zażartować przy Nowym Roku, wzięłyśmy z sobą naszego masztalerza i dały kilka złotych dla stajennego tego sąsiada, aby konia jego wydał naszemu masztalerzowi a po wyjeździe poszedł do pana swego i o psocie naszej opowiedział. Pożegnawszy się, powracamy w ukontentowaniu, że się wszystko dobrze udało. Mróz był trzaskący i od świecącego miesiąca widno jak w dzień. Wyjeżdżamy z lasu, aż tu widzimy blizko drogi gromadę wilków, którzy ustąpić się nie chcą. Masztalerz na podjezdku prowadził wierzchowca na powodzie, który że był żartki i płochliwy, więc zoczywszy wilków wyrwał się z ręki masztalerzowi. Bestje rzuciły się gromadą, napierając biedaka w cigęć leśną, gdzie udusiły go w naszych oczach. Powróciłyśmy do domu zaszlochane i jakby umarłe, nie śmiejąc ojcu powiadać co się stało. Otóż nam żarty! Przyjeżdża potem on kawaler w dni kilka, jakby nic. Rodzic nasz zaczyna go przepraszać za pustotę panieńską i krzywdę, a my, słysząc to, drżymy jak liście klonowe. Skończyło się na błogosławieństwie rodzicielskiem i weselu” Z opisu powyższego widzimy, iż w całym narodzie przechowywała się jakaś przedwiekowa tradycja słowiańska o dobrej wróżbie na rok nowy, gdy jego przedświt zastaje dom napełniony zdobyczą. Dochowany zwyczaj ludu jest tylko echem tej tradycyi.
Nożenki, nożenka, nożny, pochwa na nóż albo nożyczki. W rejestrach wyprawnych z XVII w. znajdujemy: „Parę nożyków we złoto oprawnych i nożenka do nich we złoto oprawne”.


ENCYKLOPEDIA STAROPOLSKA

ILUSTRACJE