KSIĘGA CZWARTA [3]

Tak na to odpowiedział pan Wapowski: Gdyż wszytki ine naznaczone rzeczy Dworzaninowi przystoją, chociaż by też był i starym, zaprawdę nie zda mi sie, aby miłość, którą drudzy ludzie błogosławieństwem zową, odejmować mu sie miała.

Powiedział pan Bojanowski: I owszem, kiedy mu sie odejmie miłość, tedy jednym stopniem stanie sie doskonalszym, i będzie żył szczęśliwie, nie mając na sie cnych frasunków, trosk, tęsknic, boleści i inych niewczasów, krórych w miłości pełno.

Panie Bojanowski - powiedział tu pan Kryski - niewiem, jeśli w. m. pomnisz, co dziś czwarty dzień w swej grze pan Wapowski powiedział, jako znał te ludzie, którzy frasunek, zamowę, wojnę s panną za rzecz osobną a barzo miłą miewali; a przeto jeśliby nasz Dworzanin, chocia i leciwy, zawiódł sie w takową miłość, która ma w sobie słodkość, bez żadnej gorzkości, pewnie nie uczuł by tam ani frasunku, ani troski, ani boleści żadnej, i będąc on (jako sie to już s przodku położyło) mądrym, nie piął by sie do tych rzeczy, które samym młodym ludziom należą; ale zaszedszy w miłość, miłowałby snadź takim kształtem, z jakiego nie telko przymówki mieć by nie mógł, aleby owszem wielką chwałę odniósł, i poszczęścienie, co sie młodemu człowiekowi rzadko, abo nigdy nie tren. A tak i pana by przed sie nie omieszkał, ani zapomniał nauczać, i pacholęcego by pośmiechu uszedł.

W tym powiedział pan Lubelski: Radem temu, panie Kryski, iż w. m. i wczora i onegda mało sie nie spracował mową, bo teraz bespieczniej to w. m. roskażę, abyś tej szczęśliwej miłości nauczył Dworzanina, abowiem tak to potrzebna a pożyteczna rzecz jemu będzie, jeśli która z onych s przodku wyczczonych. A tak już racz tę w. m. wziąć pracą na się.

Odpowiedział pan Kryski: To iżem ja powiedział, że starzy miłować mogą, s powieści mi pana Wapowskiego urosło, który tę tak szczęśliwą, a bez wszelakiego frasunku miłość w swej grze wspomniał, a przeto restropniej on niż ja mówić może.

Rzekł ktemu pan Wapowski :

Powiedziałem ja, iżem znał te ludzi, którzy gorzkość w miłości umieli więc sobie osłodzić, alem nie powiedział, iżem tego nauczyć kogo mógł; i owszem ową grą, którąm był wywarł, szukałem tego, abych sie był od którego z w. m. czego w tej mierze nauczył. A tak, ponieważ J. M. pan Lubelski w. m. o tym mówić roskazał, niewiem, jako to w. m. dobrze czynisz, że sie s tego zdzierasz, a J. M. roskazania nie pełnisz.

Rzekł pan Lubelski: Wierę, panie Kryski, niewiem, nie będzieszli w. m. pirwszy, na którym ja władzą swą ugruntować będę musiał. Odpowiedział pan Kryski: Mali to kto tak wykładać, jakobych ja roskazania w. m. posłuszen być nie miał, tedy ani tego, ani żadnej inej rzeczy zbraniać sie będę.

Ale mając ja to wywieść, iż starzy nietelko bez żadnej przygany, ale też i szczęśliwiej niż młodzi miłować mogą, trzeba abych sie troszkę z rzeczą rozwiódł, iżbym objaśnił to słowo miłość, co zacz jest a w czym zależy to błogosławieństwo, które ci, co miłują, mieć mogą, i proszę, abyście mie w. m. s pilnością słuchać raczyli, bo to mam pokazać wolą, iż, co tu w. m. jest i starych i młodych, każdemu miłować przystoi.

Naprzód tedy macie to w. m. wiedzieć, iż miłość nic inego nie jest, jedno pożądanie piękności; a piękność nietelko ta jest, która w rzeczach kształtownie urodzonych abo złożonych, albo uczynionych ma swe siedlisko, ale i dusza nasza cnotami ozdobiona jest dziwnie piękna; i zgodne głosy abo dźwięki swą cudność osobną mają, tak iż trojaka piękność jest na świecie, a wszytka z dobroci boskiej płynie, jedna rzeczy widomych, którą oczyma uznawamy, a dwie niewidomych, s których jednej uszyma, a drugiej myślą dochodzimy. Gdyż tedy jedno tym trojem, myślą, widzeniem, a słuchem użyć cudności możem, a miłość jest pożądanie piękności, toć bez pochyby miłość na myśli, na słuchu, a na widzeniu zawdy przestawa, a inych smysłów wszytkich do użycia cudności nie potrzebuje.

Lecz, iż człowiek dalej pospolicie zachodzi, a cudności człowieczej, która w położeniu kształtownie członków zależy, nie jedno oczyma, ale i inemi smysły używać pożąda; nie miłość tego przyczyną jest, ale ona chciwość napełnienia żądzy cielesnych, czym ze źwirzęty na poły ludzie mają, która chciwość bywa czasem tak można, iż człowieczy rozum wyszpoci. Otóż kto sie takowej chciwości poda, a piękność, promień dobroci Bożej, pokalać umyśli, mając za to, iż kiedy roskosze wszemi smysły używie, aby to było najświętsze błogosławieństwo a uspokojenie umysłu, gdy już ktemu przydzie, że napełni takowy człowiek swe żądze, wszytko inaczej, niż mnimał, najdzie; bo nietelko nie uczuje onej zupełnej uciechy, jakiej sie nadziewał, ale przydzie o jedno s tych dwa rzeczy, iż abo mu omierznie ono, co sprośnie miłował, albo w tejże chciwości zostanie, w której i pirwej, a to, co uczuł trochę roskoszy, równie to taka roskosz będzie, jako kiedy sie więc owo śni choremu, a on wielkim kubkiem pije, a ocknąwszy się, tedy także pragnie, jako i pirwej. Takowa tedy miłość jest najniefortunniejsza, bo ten każdy, który w niej jest, abo nie dojdzie tego, czego pożądał, abo jeśli dojdzie, tedy wszytko złe s tym mu przydzie, a dokona onej nędze nabyciem drugiej nędze, jeszcze więtszej niż pirwsza była. Abowiem od początku aż do końca w takowej miłości nic sie inego nie najduje, jedno boleść, męka, trapienie, ciężkość serdeczna, tak, iż nikt bledszy, nikt mizerniejszy, nikt smętniejszy, nikt częściej nie wzdycha, nikt mniej nie mówi, nikt więcej nie płacze, jako ten, kto tak miłuje. A tego wszytkiego złego smysły nasze przyczyną są, które w młodych leciech wielką a gwałtowną moc mają, abowiem ona bujność, która sie z młodej a gorącej krwie rodzi, tyle daje smysłom siły, ile jej rozumowi odejmuje. A za tym łatwiuchno dusza nasza da sie chciwościam uwieść. Bo iż ona w ciele, jako w ciemnicy siedząc, jest prawym więźniem, a czuje być tę swoje powinność, aby ciało sprawowała i rządziła, niemogąc w ten czas przeględać rzeczy, ani sama s siebie poznać prawdy, musi wszytkiego z rąk od smysłów patrząc, a tak im wierzy, przychylną jest, i za nimi, gdzie raczą, idzie, zwłaszcza, kiedy mają tyle władzej i dużości, iż one niebogę ledwe nie jako nieprzyjaciela zhołdują. A iż sami ci panowie smysłowie są fałszywi, one też fałszem a błędy napełnią. I stąd to bywa, iż młodzi ludzie niemal zawdy tej miłości grubej patrzą, która wszy tka jest przeciwna rozumowi i stają sie tacy niegodnemi, aby tego błogosławieństwa, które miłość swym poddanym rozdawa, dostąpić mieli; ani w tamtej swojej sprośnej miłości iną roskosz czują, chyba tę, którą ine nieme źwirzęta, a przykrościam zasię przeciwko tej roskoszy, miary niemasz, tak barzo wybijają s kloby. Gdyż tedy to tak jest, co mnimam, iż każdy z w. m. na oko widzi, obaczcież w. m. jeśli sie wszytko to inaczej nie najduje w tych ludziech, którzy doźrzałe lata mają. Abowiem ci, gdy krew już chłodnąć a bujność przyrodzona ustawać poczyna, iż dusza nie tak jest obciążona cielesną niewolą, jeśli sie rozmiłują piękności i ku niej samej chęć tę swą, którą rozum rządzi, przyłożą, tedy sie iście w tym nie zawiodą, aby doskonale w używaniu piękności być niemieli, a używając jej wszytko dobre im zawdy rość musi, bo cudność jest rzecz dobra, i za tym też to idzie, iż prawdziwa miłość cudności jest wieldze dobra i święta, a ustawicznie wywodzi chwalebne skutki s tych ludzi, którzy rospustę smysłów munsztukiem rozumu hamują, gdzie to daleko łatwej staremu, niż młodemu uczynić przydzie. Jedno ja tu starego rozumiem nie tego, który już sobą nie włada, a w którym tak barzo i krew oziębła i wnetrzne sklepy osłabiały, iż dusza rospostrzyć swej władzej już nie może, ale takiego, u którego rozum przyszedł ku swej zupełnej sile a żywości, bo na ten czas już sam siebie człowiek pozna i obaczy że w sobie człowieczych własnych przypadków ma niewiele, źwirzęcych przymiotów więcej, a iskierkę jakąś maluczką niebieskiej natury, za którym poznaniem siebie najdzie tak, iż w jego mocy to jest, albo naśladując smysłów zostać źwirzęciem, albo naśladując rozusu zostać aniołem, bliskim uznawcą boskiej piękności. Jeszcze też tego dołożę, iż choć miłość ta gruba w każdym lecie człowiekowi jest szkodliwa, a wszakoż młodym ludziom jeszcze sie wdy niejako zydzie, bo jeśli im przynosi szkody, niebespieczeństwa, niewczasy, frasunki, kłopoty, boleści, nędze, tedy przedsię ten tego zysk jest, iż miłując oni, a chcąc pozyskać łaskę białychgłów swych, czynią rzeczy pochwały godne, które prawda, iż sie nie ku dobremu końcu ściągają, ale wdy same w sobie są dobre. I tak z wiela gorzkiego odnoszą troszkę słodkości; a potym za mnóstwem przeciwnych rzeczy, które na tako wte ludzi przychodzą, na ostatek uznawają więc obłędliwość swoje i poniechywają wszytkiego.

A tak, jako każdy ten młody człowiek, który chciwości swe ma na wodzy, a miłuje rozumnie, u mnie jest mało nie aniołem, tak zasię mam za wymówionego tego, który da sie zwyciężyć tej źwirzęcej miłości, ku której s krewkości człowieczeństwa tak barzo jest skłonny, by jedno w niej będąc pokazał sie być nie ledakim, to jest i obyczajmi i dworstwem i wszelaką godnością. A gdy do lat przydzie, iż to wszytko mimo sie puści, a wstępując wyższej, zostawi gorące żądze smysłów za sobą, jako najniższy stopień u tego schodu, którym dojść jeden może prawdziwej miłości. Ale jeśliżby do lat przyszedszy chował jeszcze on ogień w oziębłym sercu, a chciał rozum swój, który w ten czas jest zupełnej siły, poddać pod moc zemdlonym smysłom, tam już inakszej rady niemasz, jedno takiego wyrzucić s pośrodka ludzi, a dać mu mieszkanie miedzy bydlęty.

Gdy tu troszkę pan Kryski przestał, jakoby chcąc sobie odpocząć, rzekł pan Lupa: Dziwnąś to w. m., panie Kryski, miłość wynalazł, o jakiej niewiem, by tu kto, jako żyw, słychał. Ja jeden me rozumiem, co to jest oczyma, uszyma, myślą miłować, i widzi mi się, iż na takowym używaniu cudności pan Kostka nie przestanie, bo to coś barzo na sen poszło; a coś też w. m. o piękności powiedział, jakoby miała być promieniem dobroci bożej, a ktemu zawdy dobra, ja tego nie baczę, i owszem przeciwko temu powiedzieć to mogę, żem wiele pięknych białychgłów barzo złych, hardych i gniewliwych widział, a boję sie, że ku takowej złości abo pysze, żadna ich ina rzecz nie wiedzie, jedno cudność.

Powiedział na to pan Lubelski: I wam, panie Lupa, i mnie im dalej, tym sie hardsze białegłowy będą zdały, zwłaszcza, jeśli w tych leciech człowiek od nich czego nieprzystojnego zachce. Ale niechaj w. m. pan Kryski nauczy, a ja sie też będę przysłuchywał, jako my potahli piękności białychgłów pożądać, czego po nich chcieć i na czym przestawać mamy, iżby nam z niczym harde być niemogły.

Odpowiedział pan Lupa: W. m. sie tego racz nauczyć, mnie tego nie potrzeba, bo i w młodszych leciech mych nigdym nie był na te miłostki wabny.

Zatym rzekł pan Dersniak: Nie z drogi podobno, miłościwy panie, pan Lupa mówi, iż piękność nie jest zawdy dobra, bo częstokroć cudności białychgłów bywały przyczyną wiele na ziemi złego ; od Trojej począwszy, co było na świecie walk, mordów i okrucieństwa, niemal zawdy, s przyczyn białychgłów cudnych rosły, abo z ich zapamiętania wstydu, jako to u pięknych jest pospolita. I widamy więc owo ludzie niecnotliwe, urodą, kształtem, gładkością osobną, iż mnima człowiek, aby takowe złe ludzi natura naschwał dla tego przyjemne stworzyła, żeby łatwiej gładką twarzą, jako myśliwcy ponętą ptaki, zdradzać mogli.

Ku temu pan Kryski powiedział: Nie daj tego w. m. sobie nikomu powiedzieć, aby piękność niemiała być zawsze dobra.

Zatym powiedział pan Myszkowski: Gdyż pan Lupa nie chce tego wiedzieć, co wiedzieć nie wadzi, nauczże mnie, panie Kryski, tego, jako stary człowiek piękności białychgłów użyć, i jako ku tej szczęśliwej miłości, którąś nam w. m. troszkę przed tym tak barzo cukrował, przyść ma. Odpowiedział pan Kryski: Niechaj pirwej tym panom odpowiem, którzy piękność nie zawdy dobrą być powiedają, co kiedy uczynię tedy i do rzeczy w. m. przydę, a zatym począł tak:

Nie życzyłbym tego żadnemu z w. miłości, aby który o ślepotę tak, jako on poeta Stesichorus przyść miał; abowiem zwykł Bóg wszytki te tą winą karać, którzy przeciwko piękności, przeciwko rzeczy świętej mówić, a one ganić śmieją. A tak macie to w. m. wiedzieć, iż z Boga piękność sie rodzi, a jest nie oddzielona od dobroci, jako gorącość od ognia. Cudność tedy zwierzchnia prawdziwy znak jest a piątno wnętrznej dobroci, jako piękny kwiat na drzewie znakiem jest dobrego owocu; a my przez to, co widzimy, dochodzimy tego, czego widzieć nie możemy, to jest umysłu przez ciało; stądże to jest, iż owi phisiognomowie s twarzy a s położenia członków nietelko obyczaje, ale i myśli czasem człowiecze wiedzą. I myśliwiec poźrzawszy na psa, na ptaka, już hnet wie, co w nim wre, jeśli rączy, jeśli łuczny, jeśli łowny, abo gniewliwy, bo duch każdego źwirzęcia na ciele na swym wyraża, jako najbarziej może, siebie. Patrzmy na lwa, na konia, na orła, jako w oczu jednego znać gniew, w drugiego oczu bystrość, w trzeciego nadętość jakąś. Pódźmyż zaś do owce, do gołębia, tam szczyrą a prostą widzimy niewinność, a w liszce, w wilku złość pokryta, i tak niemal we wszytkich źwirzętach, co żadne, to i złe, a co piękne, to i dobre. A mógłby to tak powiedzieć, iż piękność jest twarz przyjemna, luba, wesoła, a która pragnie przystojności, a skaradość zasię twarz ponura, przykra, smętna, mierzona, a która chciwa jest na nieprzystojeństwo.

Owa kto sie temu chce przypatrzyć, tedy tak najdzie, iż cokolwiek jest dobrego a użytecznego, to każda rzecz ta ma i piękność w sobie. A to nad świat ten, tę tak wielką machinę, którą Pan Bóg ku pożytku a zachowaniu w dobrej mierze wszytkich rzeczy stworzył, i możeż być co cudniejszego? Niebo okrągłe, ozdobione tak wielem jasnych pochodni, w pośrodku ziemia, żywioły ogarniona i niczym nie podparta stoi, słońce, które obchodząc ten krąg wszytko oświeca, zimie do najniższego na niebie znaku schodzi, a zaś znienagła odchodzi, a przychodzi lecie ku najwyższemu znakowi.

Nuż miesiąc ten bierze od słońca światłość podług tego, jako blisko od niego, abo daleko chodzi, i drugie pięć gwiazd, s których każda inaczej a inaczej postępując tenże bieg w krąg nieba odprawuje, to te wszytki rzeczy, jako s swej zamierzonej miary nigdy nie wychodzą (bo gdzieby sie co namniej odmieniło, nietelko by dobre nasze zginęło, ale świat bez pochyby upaść by musiał), tak też zasię mają taką piękność w sobie i ozdobę, iż rozum człowieczy nic piękniejszego wymyślić sobie nie może.

Podźmyż do wyobrażenia naszego, bo człowiek może być nazwań małym światem; cokolwiek ma w sobie, wszytko w nim jest mądrze uczyniono, a pewnie nie przygodnie tak sam stanął, abowiem najmniejszy członek jego, najcieńsza żyłka, najliższa kosteczka jest mu potrzebna. A ten kształt wszytek człowieczy przedsię jest barzo piękny, i niewiem jeśli pożytek więtszy, czyli ozdoba ciału jest ze wszytkich tych członków, których używamy, toż sie też i o inych źwirzętach powiedzieć może. Owo pierze u ptaków, liście i roszczki na drzewie, co natura dała obojgu temu ku potrzebie i zachowaniu swojej istności, a wdy i to ma wielką cudność w sobie. Ale nie patrzmy na przyrodzenie, patrzmy na to, co człowiek rozumem a ręką urobi. W okręcie, a co jest potrzebniejszego, jako maszty, jako żagle, jako powrozy, co to trzymają? a wdy te rzeczy mają tyle ozdoby w sobie, iż kto na to patrzy, mnima, aby tak wiele dla pożytku, jako dla napasienia oczu to było uczyniono. Filary kształtowne trzymają na sobie w kościelech wysokie sklepy, i nie mniejsza s tego jest oczom uciecha, niż pożytek kościołowi. Kiedy naprzód ludzie budować poczęli, wywiedli na domiech wysokie dachy, nie dla tego, aby sie dom zdał ozdobniejszy, ale iżby łatwiej deszczowa woda ściekać mogła, a dach sie nie kaził, a wszakoż ku temu pożytkowi wnet i ozdoba przystąpiła, tak, iż owe dachy, co je włoskiemi zową, a nie są, i stoją by kominy, abo studnie nie pokryte, nigdy tej piękności, tego kształtu, ani pożytku niemają, bo ogniowi czym inym, a nie tym oszpaceniem zabieżeć by sie mogło. A tak piękność wszędzie tam ma miejsce, gdzie ma być co dobrego, i dla tego odtąd więc zawdy chwalić poczynamy, mówiąc: piękny dzień, piękne niebo, piękna ziemia, piękna rzeka, piękny kraj, piękny las, piękna łąka, piękny sad, piękne drzewo, piękne miasto, piękny kościół, piękny dom, piękny poczet, piękne wojsko i dalej. Owa sie każda rzecz pięknością zdobi, i jest, jakom pirwej powiedział, nie oddzielona od dobroci, zwłaszcza w człowieczym ciele. Bo takowej cudności ina przyczyna nie jest jedno piękność duszna, a taż jest istotną dobrocią. Bo dusza mając cząstkę jedne prawdziwej cudności, to jest tej, która od Boga płynie, roświeca i czyni każdą rzecz piękną, której sie jedno dotknie, zwłaszcza, jeśli ciało to, w którym mieszka, nie jest s tak grubej a podłej materyej, iżby dusza na nim wyrazić swego wzoru niemogła. Przeto cudność jest znak zwycięstwa dusznego, jako owa chorągiew, co ją wytkną z wieże po wzięciu miasta, bo przez takową cudność, jako przez chorągiew, już dusza daje znać, iż opanowała ciało, a swoją światłością jasne uczyniła cielesne ciemności. Niechajże tego żaden nie mówi, aby piękność białegłowy harde czynić miała; ani też tego białymgłowam pięknym przy czy taj my, co walk, co mordów na świecie było, bo tym nie one krzywy, ale przeklęte żądze mężczyznskie. I toć sie podobno trefić może, iż piękna wystąpi s kresu, lecz do takowej rospusty pewnie jej piękność nie powiedzie, i owszem snadź odwodzić ją, a ku cnocie, ku przystojeństwu przywodzić będzie, a to za tą spółką a towarzystwem, które ma piękność z dobrocią. Ale wiecie w. m. co niewstydliwe czyni białegłowy? naprzód złe wychowanie, potym ustawiczna prośba mężczyznska, więc zdrada, nuż dary, ubóstwo, nadzieja, na ostatek bojaźń i tysiąc inych rzeczy, które podczas i jedne święcicę ze stateczności zwiodą.

Takoweż też abo tym podobne przyczyny mogą być, kiedy sie owo piękny a niecnotliwy mężczyzna trefi.

Tu pan Wapowski rzekł: Jeśli to prawda, co wczora, pan Bojarnowski powiedział, tedy bezwątpienia cudne białegłowy powścięgliwsze są niż żadne.

A com ja powiedział ? - rzekł pan Bojanowski.

Odpowiedział pan Wapowski: Jeśli dobrze pomnię, powiedziałeś w. m., iż te białegłowy, które bywają proszone, nigdy na prośbę nie czynią, a te, których nikt nie prosi, same zasię proszą. Otóż, iż piękne białegłowy zawdy na sie pokusy mają, a żadnych nikt ni ocz nie prosi, zawdy tedy piękne odmawiać zwykły, i za tym to idzie, iż muszą te być cnotliwsze, niż żadne, których, kiedy nikt nie prosi, same aby nie prosiły, strzymać sie nie mogą.

Rośmiał sie temu pan Kryski i rzekł: Na to niemasz odpowiedzi; a zatym tego dołożył: Bywa też i to częstokroć, iż jako ine smysły nasze, tak i wzrok sie obłądza a myli, mnimając, aby to było cudne, co cudne nie jest, bo iż druga białagłowa będzie miała niespokojne oko, obyczaje pieszczone, a twarz, w której, jako w źwierciedle widzieć będzie pustotę, wiele takich ludzi najdzie, którzy upodobawszy ono sobie, i rozumiejąc s takich postępków, iżby niemiało być próżne ich staranie, nazową to wnet pięknością, ano będzie przezwstyd jakiś obarwiony, nigdy niegodny tego świętego przezwiska piękności.

Gdy to pan Kryski wymówił, zamilkł, a wszytcy hnet jęli go nagrzewać, aby dalej o tej miłości rzecz prowadził, i o tym, jako prawdziwie kto ma użyć piękności.

Owa nakoniec pan Kryski powiedział: Mnie sie zda, iżem dosyć jaśnie pokazał, że starzy z więtszą pociechą niż młodzi miłować mogą, a to było moje przedsięwzięcie, a przeto nie zda mi się, abym miał głębiej w to wkraczać.

Na to rzekł pan Myszkowski: Lepiejeś to w. m. pokazał, jako wiele złego młodzi ludzie w miłości cirpią, niż to, jako wiele dobrego s niej starzy mieć mogą, boś ich w. m. jeszcze nie nauczył, co za drogi trzymać sie w tej swej miłości mają, jednoś w. m. to powiedział, aby sie rozumem sprawowali, gdzie drudzy ludzie mają to sobie za rzecz niepodobna, aby w miłości miał miesce rozum.

Pan Kryski przedsię szukał tej drogi, jakoby mógł być już prażen tej pracy, a dalej nie mówić, aż j. m. pan Lubelski kazał, a wszytcy mi jęli prosić, toż dopiero znowu począł w te słowa:

Nader by był nieszczęśliwy rodzaj ludzki, kiedyby dusza nasza, która sie miłości prędziuchno chyci, niemiała sie czym inym ucieszyć, jedno tym, czym sie cieszą nieme źwirzęta; ale ona ma coś ślachetniejszego, a zwłasniego swego, ku czemu ciągnąć to swe zapalenie może. Przeto gdyż sie już tak w. miłościam upodobało, niechcę sie zbraniać o tak zacnej rzeczy mówić, a iż sie czuję być niegodnym, abych o świętych tajemnicach miłości rosprawiał, proszę onej samej, żeby i umysł i serce i język mój tak sprawowała, jakobym ja pokazać mógł temu osobnemu Dworzaninowi iną miłość, niż tę, w której sie chasa kocha, bo go tamta więtszym niż jest uczynić, i ku poznaniu onej niewymownej niebieskiej piękności przywieść może.

Ku temu tedy idąc, tak powiedam, iż ponieważ przyrodzenie człowiecze w młodych leciech smysłom tak barzo hołduje, pozwolić sie to Dworzaninowi może, aby póki młod, miłował tak, jako drudzy, ale do lat przyszedszy, jeśli mu sie kiedy miłość w serce wkradnie, w ten czas już musi być dobrze ostrożniejszym, aby sam siebie oszukać niemógł, kładąc sobie powróz na szyję, a chytając sie za te rzeczy, które rzkomo smakują, ano są żółcią zaprawione, bo ktokolwiek z ludzi na to więc patrzy, młodego człowieka rychlej pożałuje, niż pogani, ale starego rychlej każdy pogani, niż pożałuje. A przeto, kiedy sie temu potahłemu Dworzaninowi na piękna a wdzięczną twarz weźrzeć przytrefi, ktemu, iż przy takowej twarzy będą uczciwe obyczaje, ślacheckie postępki i jakieś podobieństwo jednego ku drugiemu przyrodzenia, co on, jako w miłości biegły, będzie mógł łatwie poznać, hnet skoro to obaczy, iż oczy jego chytają sie za one piękność twarzy, a nie mogąc samej twarzy, iż contrafet jej do serca niosą, a dusza imie sie onemu obrazowi z lubością przypatrować, i pocznie czuć n siebie nowego gościa, któremu dziwnie będąc rada, wszytka sie wzruszy i zagrzeje; więc gdy wzrok chciwym a ustawicznym strzelaniem na upodobane ciało, co dalej, to więcej drew na ogień kłaść pocznie; tam on zaraz s przodku o prędkie lekarstwo musi sie s pilnością starać, a obudzić w sobie rozum, i tym umocnić a ugruntować serce; a zasię tak wszytki drogi smysłom zamknąć i chciwościam, aby ani gwałtem, ani przez zdradę wniść do serca mogły. Więc jeśli sie płomień udusi, tedy i niebespieczeństwo zginie. Lecz jeśli płomień nie zgaśnie, i owszem sie zarzyć imie, w ten czas Dworzanin ma to umyślić i ostatecznie wziąć przed się, aby w lewo nie zachodził, a sprośnej miłości nie naśladował, ale iżby sie prawej drogi, która do nieba wiedzie, trzymał, i tą aby szedł, rozum swój wziąwszy za wodza. Naprzód tedy niechaj w to weźrzy, iż to ciało, w którym piękność widzi, nie jest przyczyną ani początkiem onej cudności, i owszem piękność (biorąc ją same), iż nie ma ciała, a jest (jakom to pirwej powiedział) promieniem od Boga, wiele tym traci, kiedy sie złączy s tą rzeczą, której skażenie panuje, jako jest ciało nasze; abowiem piękność tym więcej ma w sobie doskonałości, im sie mniej z widomemi rzeczami wiąże; a kiedy nie ma z niczym spółki, jedno sama jest w swej istności, to dopiero jest prawie doskonałości zupełnej. A tak jako niemoże nikt słuchać nosem, ani woniać uchem, tak też niemoże żaden użyć cudności, ani uczynić dosyć chęci tej, którą piękność w umyśle człowieczym ożywia, dotknieniem, ale telko temi smysły, które do uznania piękności należą, a myślą, która na piękność duszną patrzy. Przydzie tedy odłączyć piękność od wszelakiej sprosności ślepego smysłu, a użyć onej oczyma, uszyma i myślą, oczyma na udatny wzrost, na kształtowne członki, na piękną a miłą twarz, na luby śmiech, a uczciwe obyczaje patrząc; uszyma wdzięcznego głosu a przyjemnych słów słuchając; a myślą, uznawając ślachetność dusze onej, która, tak piękne ciało sprawuje. To tym jako najroskoszniejszym pokarmem nasyci sie dusza, przez sprawę dwu smysłów, co w sobie mało cielesności mają, a są temi sługami, którzy wszytko donoszą do rozumu; gdzie za taką pociechą pewnie już nie będzie potrzeba s chciwością wylatać a pragnąć po upodobanym ciele tego, co nie przystoi.

Jeszcze też tego dołożę, aby dworzanin tę białągłowę, którą sobie upodoba, miał w wielkiej czci i powadze, o dobre o jej aby sie pilniej starał, niż o swe własne, jako o tej, która już droższa u niego, niż on sam u siebie być ma; i niemniej niż piękność ciała, aby umysł jej, cnotami ozdobiony, miłował, strzegąc tego, żeby w co nieprzystojnego nie zaszła, a wiodąc one zawdy bacznym upominaniem ku skromności, ku wierności, ku wstydu a uczciwości, iżby ni o czym inym jedno o cnocie a przystojności myślić, a jaśnie i bespiecznie każdą rzecz czynić mogła. Siejąc tedy tak piękne ziarno, wznidze nadobne zboże, obyczajów i postępków upodobanego człowieka, czego dworzanin używie z wielką swą uciechą, bo wnet s tego stanie sie miłym jej sercu, i to wszytko mieć musi, co poczciwa białagłowa dać może; a już ona tak wiele tego pragnąć będzie, aby mu sie we wszytkim zachowała i była powolną, jako tego, aby ją on zawdy miłował, Jedno chcenie rzeczy poczciwych, jedno niechcenie rzeczy obrzydłych u obojga będzie; a zatym przyda ku onemu błogosławieństwa, którego wiele ludzi pragnie, a mało ich, którzyby kiedy kniemu przyszli.

Zatym pan Dersniak powiedział: Słuchając ja w. m., panie Kryski, nadziewałem się, iżeś w. m. tę swą białągłowę miał stworzyć ludzcejszą a troszkę łaskawszą Dworzaninowi, niż pan Kostka swoje uczynił, ale widzę, żeście w. m. obadwa podobni owym panom assesorom, którzy więc pod czas przeciwko swoim powinowatym skazują, aby je za sprawiedliwe a mądre ludzie mieli.

Odpowiedział pan Kryski: Iście ja tego chcę, żeby ta pani dobrze była łaskawsza Dworzaninowi nie młodemu, niż jest tam ta pana Kostczyna Dworzaninowi młodemu. I widzi mi sie, że to słusznie bo Dworzanin leciwy nie będzie pożądał, jedno rzeczy uczciwych, których jemu białagłowa pozwolić wszytkich bez naszczerbienia poczciwości swej może; ale pana Kostczyna pani nic będąc tak pewna skromności, powścięgliwości i wstydu młodego, musi mu jednych rzeczy pozwolić, a drugich nic, gdzie Dworzanin leciwy, któremu nic nigdy nie odmówią, daleko jest w tym szczęśliwszy. Jako i owo, obłapi poczciwą białągłowę ten, kto ma sam żonę, nie broni mu sie, iż wie, że takowy nic nieprzystojnego nie myśli, a temu, kto niema żony, i ręki czasem chyba na witanie nie poda, obawiając sie, aby jej to osławy u ludzi, a u tegoż samego mnimania złego nie niosło. A stąd w. m. poznać możecie, iż miłość ta, o której ja powiedam, siła ma przed tą miłością, w której żądze cielesne panują. Ale gdyżeście mie w. m. na to wyciągnęli, a począłem miłość szczęśliwą Dworzaninowi nie młodemu pokazować, chcę go wdy troszkę dalej zaprowadzić, aby na tak niebespiecznym miejscu nie stał, bo to przed sie biorę, iż dusza, w której jest wola człowiecza w ręku, barzo hołduje (jakom to i pirwej powiedział) smysłom, a chociaż rozum obiera to, co dobre, i znając, że ta piękność, którą widzi, nie s ciała wynika, hamuje więc żądze nieuczciwe; a wszakoż ustawiczne patrzanie na tę cudność częstokroć nicuje rozsądek a baczenie człowiecze, a by nic gorszego nie było, tedy to samo kiedy człowiek osobno jest od tego, kogo miłuje, wielką mu ciężkość a trapienie przynosi, jako zasię bytność niewymówioną pociechę i roskosz. Przeto, aby Dworzanin od tej napaści był co najdalej, a mógł użyć piękności bez wszelkiego serdecznego bólu, potrzeba tego, aby uważył u siebie, iż piękność a ciało są rożne rzeczy, a iż są rożne, więc tę chęć, którą będzie miał ku upodobanemu ciału, niechaj za pomocą rozumu odejmie od ciała, a przyłoży ją ku samej szczyrej piękności, formując onę w swej głowic tak bez ciała, jako z nieba od Boga pochodzi. I dopiero w takiej piękności niechaj sie kocha, tej niechaj sie jego serce rozmiłuje, i w pośrodku u siebie da jej gospodę, aby tam ustawicznie mieszkając, nietelko na wieczność, ale ani na chwilę nigdy zginąć nie mogła. A to kiedy będzie, tedy ten Dworzanin nie młody nie uczuje żadnej gorzkości, ani ciężkości serdecznej, jaką młodzi ludzie niemal zawdy czują, jako jest niewiara, gniew, podeźrzenie, bojaźń, desperacya i ine zapalczywe skutki wścieczeniu podobnej które wielekroć przywodzą ludzie ktemu, iż drugi nietelko targnie sie ręką na tę białagłowę, którą umiłował, ale i siebie sam o śmierć przyprawi.

Gdzie przyspiałe lata i takowa miłość samej cudności nigdy na ten błąd a zamieszanie głowy nie powiedzie, ani Dworzaninowi do tego przydzie, aby on przezprawie czynić mężowi, ojcu, bratu abo przyjaciołom tej, którą kiedy umiłuje, takież i one sarnę o złą sławę przyprawić miał, też i tego nie będzie potrzebował, aby mógł pohamować język, oko, żeby sie wydało, jako to więc drugiemu z wielką prac a ciężkością przychodzi, gdy miłość pokryć chce. Teskność tez owa, którą miewa człowiek z odjechania od miłej od swej, nigdy nań nie przypadnie, abowiem miłą swą, to jest piękność one w sercu jako drogi skarb zamknioną wszędzie, gdzie sie obróci, poniesie s sobą, a jeszcze ją może (ze wszytkich cudnych ciał co piękniejsze sztuki biorąc) dobrze cudniejszą w swej głowie stworzyć i uformować, niż w rzeczy będzie. Ale ten wszytek pożytek aczkolwiek jest wielki, wszakoż s tym pożytkiem, jaki teraz pokażę, nigdy nie porówna, którego będzieli chciał Dworzanin dojść, musi s tych opłotków wyniść (gdyż to jest jako przywiązanym być do jednej telko rzeczy) a od obaczania cudności w jednym ciele postąpić do obaczania cudności we wszytkich na świecie rzeczach, i stąd dopiero przyść do onej jedynej, istotnej, a najwyższej, od której wszytki piękności swą piękność biorą, a zatym już nie cudności upodobanej, ale cudności nieogarnionej, która wszytkiemu światu świeci, niechaj sie rozmiłuje, do tej wszytkę myśl i serce niechaj przyłoży, na tę same niechaj patrzy, nie oczyma cielesnemi, bo te na niebieską światłość patrzyć nie mogą, lecz oczyma dusznemi; gdzie potym dusza zapaliwszy sie miłością piękności Bożej z Anioły sie zbraci, a nietelko już smysłów odstąpi, ale i bystrość rozumu mało będzie potrzebowała, jako ta, której wszytki rzeczy skryte widome a jasne będą, co przed tym (zakażone cielesnemi ciemnościami oczy mając) pod zasłoną a jako we śnie widziała. Jeśliż tedy ta piękność, którą oczyma śmiertelnemi tu na ludziech widamy (która ani tego przyrównania doszła, jakie jest świece do słońca, ale jest prosto cień jakiś piękności) zapala serca nasze i przynosi taką uciechę, iż więc drugi nic nadto milszego nie ma, cóż tam ta niebieska, na którą patrząc Aniołowie są błogosławieni ? możeż być przyjemniejsza miłość, milszy płomień nad ten, który sie z widzenia najwyższej piękności rodzi ? Wiem pewnie, iż, jako tej piękności żaden rozum ogarnąć, żaden język wysłowić nie może, tak też ani roskoszy, którą te szczęśliwe dusze mają, co ku widzeniu onej do nieba przyszły, nikt wypowiedzieć nie umie. Abowiem ta piękność początkiem jest i studnią, s której wszytcy czerpają, a jej przedsię ani ubywa, ani przybywa, ale w swej mierze ustawicznie stojąc wszytkim na świecie pięknym rzeczam swej piękności użycza, bo przez sie piękności mieć by nie mogły, jako ta niebieska piękność przez sie sama i od siebie piękność ma nieprzyrównaną, wieczną, szczyrą, a nie odmienną. Taż to jest piękność od najwyższej dobroci nie oddzielona, która swą światłością wzywa i ciągnie ku sobie wszytki rzeczy. Ta daje Aniołom istność, ludziom rozum, źwirzętom smysły, ziołom moc, kamieniom własność. Ta wzbudza umysł nasz, a budzeniem lubość czyni, i stąd gwałtowną miłością zapala. Więc ta miłość tym wyższa i szczęśliwsza jest, niż ina, im ślachetniejsza to rzecz jest, która one w nas zaczyna. A przeto, jako ogień ten widomy odgania od złota plugawość i ono na wybór dobre czyni, tak ten ogień niewidomy a święty sprosności duszne, i to, co w nich jest śmiertelnego, wypala i gubi, a ożywia to wszytko, co byli smysłowie umorzyli i podeptali.

Tenżeć to jest on stos drew, na którym Herkules, jako poetowie piszą, na górze Oeta zgorzał, a przez takie zgorzenie policzon jest miedzy nieśmiertelnymi.

Tenże też to jest kierz on ognisty Mojżeszow, one rozdzielne języki jakoby ogień, i wóz pałający Eliaszow, który łaski i błogosławieństwa przysparza duszam tych ludzi, którzy są tego godni, aby gi widzieli na ten czas, kiedy ziemskie ciemności na zad zostawując do nieba leci.

Obróćmyż tedy myśli wszytki i siły duszne nasze ku tej najświętszej światłości, która nam drogę do nieba pokazuje, a za tą (zwlekszy s siebie żądze i chciwości cielesne, w któreśmy sie tu na ziemi oblekli) po tej drabinie, która na spodnim szczeblu ma cień jakiś piękności, idźmy aż do onego najwyższego gmachu, gdzie niebieska, pożądana a istotna piękność mieszka, która w tajemnym zamknieniu u Boga najwyższego jest dla tego, iżby telko święte oczy patrzać na nie mogły. A tu dopiero ostatni i błogosławiony kres i koniec najdziem naszym żądościam. Tu odpoczynie każdy s prac ziemskich. Tu wytchnie z nędz, w których opływa człowieczy żywot. Tu sie uleczą cielesne choroby. Tu będzie najpewniejszy port nam wszytkim, którzy na świecie, jako na rozgniewanym a niebespiecznym morzu mieszkamy. Ale któż może miłość niebieską tę, która s piękności, z dobroci, z mądrości boskiej sie wznieca, doskonale chwalić? Ona wszytki części świata spaja; ona przyczyną jest, iż niebieska zwierzchność ziemską sprawuje; ona odwraca umysły ludzkie od bezeceństwa, a przywraca je Bogu, jako tej studni, s której wyszły; ona żywioły jednoczy, naturę spasabia k temu, iż wypuszcza wszytko s siebie, i zachowuje każdy rodzaj w istności swojej; ona rzeczy rosproszone zgromadza; niedoskonałym doskonałość, ziemi owoc, morzu uspokojenie, niebu światłość ożywiającą daje; z niesprzyjaźliwych sobie rzeczy sprzyjaźliwe, a z niepodobnych do siebie podobne czyni. Ona jest matką roskoszy, pokoju, cichości, dobrotliwości, a wielkim nieprzyjacielem nieludzkości i obrzydłej gnuśności. Owa jest i początkiem i końcem wszytkiego dobrego.

Skoro tego pan Kryski domówił, powiedział pan Lubelski:

Zaprawdę, jeśli Dworzanin niemłody będzie mógł iść tą drogą, którąś mu w. m., panie Kryski, pokazał, dobrze celuje Dworzanina młodego.

Ku temu rzekł pan Bojanowski: Wątpię ja, aby kto nalazł sie taki.

Dołożył pan Dersniak: Mężczyzna trudno, a białagłowa żadną miarą sie nie najdzie.

Na to pan Myszkowski powiedział: Wdy w. m., panie Dersniaku, pana Bojanowskiego wydać niechcesz, abyś niemiał białymgłowam podnoskow dawać, a one wszelakim sposobem krzywdzić.

Odpowiedział pan Dersniak: Niemasz tu krzywdy żadnej, iż powiedam, że białegłowy nie są tak wolne od cielesnych pokus, ani sie w contemplatiej tak obierają (czego do niebieskiej miłości potrzeba) jako mężczyźni; a tego tak dowodzę, iż w piśmie nigdzie niemasz zmienki o takowej ich miłości, a o mężczyznskiej takiej miłości czytamy, bo Plato, Socrates, Plotinus i inych wiele tak miłowali. I to rzecz pewna, iż żadna ina rzecz świętego Pawła do trzeciego nieba nie wtargnęła, jedno takoważ miłość.

Ozwał sie pan Kostka hnet temi słowy: I białegłowy nic w tym nie będą mężczyzn podlejsze, bo i Socrates sam wyznawa, iż wszytki tajemnice, które wiedział około tej niebieskiej miłości, białagłowa ma je, na imię Diotima, objawiła, a onego nie pomnisz W. M., panie Dersniaku, iż świętej Maryej Magdalenie dla tego wiele grzechów odpuszczono, iż wieldze miłowała.

A co takich było Maryj, które (jakom wczora o tym szyrzej mówił) dla Pana Krystusa okrutnych mąk, srogiej a straszliwej śmierci nic sie nie bały; a jeszcze ktemu nie były stare, ale młodziuczkie, w jakich leciech pan Kryski Dworzaninowi sprosta miłować dozwala.

Na to pan Dersniak chciał odpowiedzieć, ale J. M. pan Lubelski uprzedził mówiąc: Niechaj tego pan Kryski sędzią będzie, jeśli białegłowy tak, jako mężczyźni anielską miłością miłować mogą. Jedno że już dziś niemasz s to czasu, bo ksiądz Biskup do wieczerzaj gotować kazał, przeto do jutra tą władzą, którą ja mam, sąd ten odkładam. Co gdy sie wszytkim podobało, zaraz powstawszy, jedni do Jego Miłości księdza Biskupa, drudzy do ogroda na przechadzkę poszli.

KONIEC DWORZANINA.

 

W KRAKOWIE DRUKOWAŁ MACIEJ WIRZBIĘTA
KRÓLA JEGO MIŁOŚCI TYPOGRAPH
ROKU OD WCIELENIA SYNA BOŻEGO
1566.

 


 CZWARTA KSIĘGA [2]

DWORZANIN POLSKI