NA ZGON POEZJI
(ELEGIA)

 

 

Ona umarła!... są-ż smutniejsze zgony?

I jak pogrzebać tę śliczną osobę?

Umarła ona na ciężką chorobę,

Która się zowie: pieniądz i bruliony.

Pamiętasz dobrze oną straszną dobę,

Gdy przed jej łożem stałem zamyślony,

Łzę mając wielką w oku, co szukało,

Czy to, co gaśnie, jest duch albo ciało?

 

Ona zaś (mówię: Poezja), swe ramię

Blade ku oknu niosąc, znak mi dała,

Bym światło przyćmił, bo uśmiechy kłamie,

Jakby jej w oczy wiosna urągała.

Nie wiem, czy ranę dostrzegłem, czy znamię,

Pod lewej piersi cieniem, gdy zadrżała?...

O, byłem smętny, jak odtąd nie bywam,

Gdy mam już cmentarz i na nim kwiat zrywam.

 

Umarła ona (Poezja), ta wielka

Niepojednanych dwóch sfer pośrednica,

Ocean chuci i rosy kropelka,

Ta monarchini i ta wyrobnica -

Zarazem wielce wyłączna i wszelka,

Ta błyskawica i ta gołębica...

Gdy ci, co grzebać mają za rzemiosło,

Idą już piaskiem zasypywać wzniosłą!

 

Odtąd w przestronnym milczenia kościele,

Po brukowaniu się przechodząc płaskiem,

Nie jej ja depcę grób... lecz po tych dziele

Stąpam, co cmentarz wyrównali piaskiem.

Aż się zamyślą myśli niszczyciele,

I grom zawołam, by uderzał z trzaskiem,

Wiedząc, iż ogień dla bez ognia ludzi,

Choćby w krzemieniach spał, w niebie się zbudzi

 

 

Ivry, 1877

 


SPIS WIERSZY