2. Uwaga. Jedyny profit, wszelkie złe w skutkach grzechowych

Nota: jak "W pielgrzymstwie świat ten" etc.

 

JEZUS, MARJA! Ach zawrót głowy!

W złym dobra szukać, zamęt gotowy,

Gorycz do smaku!

 

Kto palcem sięgnął gwiazd bez zamiaru,

Kto w kwasie szukał, w żółci kanaru,

Płonne zamysły.

 

Prędzej z skał, z opok prysną kanały,

Lody krzes dadzą ogniów zapały

W egipskie nocy.

 

Dyjaną staną brzydkie poczwary,

Nim złość z dobrocią będzie do pary

Na licach serca.

 

Żądam usilnie serca pokoju,

A grzech się bierze z Bogiem do boju,

Wabiąc pioruny.

 

Ten znalazł dobroć w szkaradnym grzechu,

Kto morze zawarł w jednym orzechu,

Lub garścią objął.

 

Ach, głupstwo moje kroplą napawać

Wielkie pragnienie, a nie ustawać

W żądzach tysiącznych.

 

Tysiączne skarby lichym fenik[i]em

Ten zakupił, kto słońce z promykiem

W równi postawił.

 

W jednym morgu niewielkie granice,

Bez krwi żywej martwieją lice,

Trup żywy w oczach.

 

Cóż bez zbawienia, bez Boskiej łaski?

Miłe mnie wióry i zgniłe trzaski

W skarbie niecnoty.

 

JEZU, MARYJA! przetrzyj wzrok piaskiem

Bliskiego grobu, złość łudzi blaskiem

Próżnej ozdoby.

 

Będąc jedyną malarską kretą

Wzrok wabi błotem złota podnietą,

Ciągnie obłudą.

 

Jak obrzydłego grób tai trupa,

List węże kryje, ropę skorupa,

Tak grzech swe licho.

 

Głaszcze rozkoszą niby z profitem,

Jak już dogodzi, wraz puszcza z kwitem

Dobra wiecznego.

 

Nie widząc zdrady w lot złości chwytam,

Pastki, wądoły, gdzie są, nie pytam,

W bród idąc, tonę.

 

Widzą swą nędzę ciemni ubodzy,

Ja gorszy ślepak w życiu bez wodzy

Silno nie zważam,

 

Że wyuzdane chuci jak szkapy

Wkrótce rozniosą: piekielne rapy

Już, już otworem.

 

W ostatniej toni nurtów grzechowych

Serce w areszcie ekscesów nowych

Jęczy bez ulgi.

 

Leci kamieniem, dna nie dosięże

Dusza, z niebem się wiecznie rozprzęże

W pługu niecnoty.

 

Smutna godzina na serc zegarze,

Póki w sumnieniu grzech z życiem w parze

Ligi nie zerwie.

 

Cień złości bije na mym kompasie

Skazując: wkrótce będzie po czasie,

Świta już zachód.

 

Złość nie zna miary ani strychulca,

Chyba jak dozna fatów hamulca,

Stanie w zapędach.

 

JEZUS, MARYJA! wszak lament nowy:

Śmierć pod nosem, grób w ziemi gotowy,

Wisi motyka.

 

Czekam, nim siwa zima mnie zro[s]i,

A śmierć dość rano swe żniwa kosi:

To nie przenika!

 

Rwie się co moment życia osnowa,

Co grzech, to brama w piekło gotowa

We dnie i w nocy.

 

Raz złość cieszy, wraz trapi po chwili

Raniąc wnętrzności, jak sztylet szpili,

Śmiercią dobija.

 

JEZUS, MARYJA! kiedyż przybędzie

Rozum i cnota? złe w sercu wszędzie,

Grzech wnętrznym katem.

 

Niebo zamyka, piekło otwiera

Łotr wierutny, z cnót, z zasług odziera,

O strato wieczna.

 

Gwałtem przynagla w tym pisać kwity,

Co Boski zrządził respekt obfity

Z wieków przeciągiem.

 

Co wieków trudem w niebo zbieramy,

W jednej minucie to utracamy

Z głupiej ochoty.

 

W grzechu szperamy śmiechu, wesela:

A oto wiecznie z niebem rozdziela

Z stratą łask Boskich.

 

Salve mu dajem, a on nam vale

Hak w serce wbiwszy, od nas odstaje

Z figlów waletą.

 

O nierozumie zapamiętały!

Gorszyś, twardszyś nad sykulskie skały

Bez łez strumienia.

 

Jakże już dalej bez wstydu grzeszyć?

A z płaczem własnym figlarza śmieszyć

W zdradzie powabnej.

 

Wzdrygam się z dzikiem zasiadać wieże,

Drży skóra, widząc pale, pręgierze,

Ze wstydu, bólu.

 

Fraszką być sądzę wieczną katuszę,

Tam psotą topiąc najdroższą duszę

W śmieszki obracam.

 

Straszny mnie tygrys, lwy i lamparty.

Z niebem certować, jedyne żarty.

Piorun ni w głowie.

 

Dość śmiało lecę w czartów paszczęki,

Z grzechu w grzech skacząc nie czuję męki,

O nierozumie!

 

Lękam się stosów, huty pożarów,

Kłów wilczych, wściekłych psów lub ogarów,

Ba! żab i szczurów.

 

Brzydzę się wężem, padalców cerą,

Grzech łechce serce chociaż megierą

Nad bazyliszki.

 

Któż strachów, bólów źrzódłem i matką?

Jeśli nie wina z korzyścią rzadką

Chciwie szukana?

 

Jedne mnie miłe grzechowe lepy,

Gdzie utajone dzidy, oszczepy

Serca raniące.

 

JEZUS, MARYJA! gdzie umysł stały?

Na stoły, pale, na puginały

Grzech duszę miota!

 

Dość-że już głupstwa, dosyć ślepoty,

Dziś już na zawsze inne kłopoty

Z daru Bożego.

 

Odtąd świat psu brat, grzech kanalija!

Jedna ma miłość JEZUS, MARYJA

Stała na wieki.

 

Już vale światu, już ciału vale,

Przy jednej cnocie trwać żądam stale,

Bóg mi nadzieją.

 

Precz już swywola na łeb poleci,

Gdy lepszy promyk łask Boskich świeci

W cieniach sumnienia.

 

Widzę złe, szukam w grzechu swobody

Jak w błocie złota, w słocie pogody,

Pereł w śmiecisku.

 

Nad blask brylantów, pereł miganie

Bóg klejnot jeden za wszystko stanie:

Bóg mój i wszystko.

 

Wieczność jest kanak w niebios pierścieniu

Bóg mi koroną będzie w zbawieniu,

Dobro jedyne.

 

JEZUS, MARYJA! w Tobie nadzieja,

Że mnie uskromisz łotra, złodzieja

Twego honoru.

 

Mogąc pomścić się, długo cierpiałeś,

A ni na zgubę wieczną skazałeś:

Dajże fryszt łaski.

 

 


SPIS WIERSZY