LIS I KOZIOŁ

 

Już był w ogródku, już witał się z gąską;

Kiedy skok robiąc wpadł w beczkę wkopaną,

Gdzie wodę zbierano;

Ani pomyślić o wyskoczeniu.

Chociaż wody nie było i nawet nie grząsko:

Studnia na półczwarta łokcia,

Za wysokie progi

Na lisie nogi;

Zrąb tak gładki, że nigdzie nie wścibić paznokcia.

Postaw sięż teraz w tego lisa położeniu!

Inny zwierz pewno załamałby łapy

I bił się w chrapy,

Wołając gromu, ażeby go dobił:

Nasz lis takich głupstw nie robił;

Wie, że rozpaczać jest to zło przydawać do zła.

Zawsze maca wkoło zębem,

A patrzy w górę; jakoż wkrótce ujrzał kozła,

Stojącego tuż nad zrębem

I patrzącego z ciekawością w studnię.

Lis wnet spuścił pysk na dno, udając, że pije;

Cmoka mocno, głośno chłepce

I tak sam do siebie szepce:

"Oto mi woda, takiej nie piłem, jak żyję!

Smak lodu, a czysta cudnie.

Chce ini się całemu spłukać,

Ale mi ją szkoda zbrukać,

Szkoda!

Bo co też to za woda!"

Kozioł, który tam właśnie przyszedł wody szukać:

"Ej! - krzyknął z góry - Ej, ty ryży kudła,

Wara od źródła!"

I hop w dół. Lis mu na kark, a z karku na rogi,

A z rogów na zrąb i w nogi,


SPIS WIERSZY