Nr 25, z 12 czerwca 1926

Rokosz i jego bohater

Kalejdoskopowy szereg nieoczekiwanych i niezrozumiałych zdarzeń jest najjaskrawszym dowodem, do jakiego stopnia nasze życie polityczno-społeczne jest nieuporządkowane, jak dalece ono się splata z niespodzianek i jak łatwo śmiała jednostka może je potargać. Już chyba nie dziwimy się, że zagranica nam nie ufa, bo nie wie, co u nas jutro się stanie, skoro my sami nie wiemy. To, na co patrzyliśmy w ostatnich tygodniach, sprawia wrażenie jakiejś dziwnej kombinacji nie powiązanych ze sobą przypadków, jakichś dziwacznych sylogizmów, w których wnioski przeczą przesłankom, jakiegoś łańcucha przyczyn bez skutków i skutków bez przyczyn, jakiegoś alfabetu ze zmienioną koleją liter, czegoś, co się w żadnym zdrowym rozsądku nie zmieści. Gdy p. Piłsudski wszedł z wojskiem do stolicy, stoczył z jej garnizonem zaciekłą bitwę, w której zabitych i rannych zginęło około półtora tysiąca żołnierzy, rozpędził rząd, usunął prezydenta Rzeczypospolitej,7 uwięził dowódców wojskowych, którzy mu się oparli, przeprowadził zmianę ministrów i urzędników na wysokich stanowiskach, to jego dawni towarzysze partyjni przypuszczali, że on rozpali rewolucję socjalną. Nic podobnego. Oświadczył wyraźnie, że wcale nie myśli zmieniać obecnego ustroju państwa, tylko chce dokonać w nim dezynfekcji moralnej. Zdawało się, że objąwszy z tym godłem i rozszerzywszy do najszerszych granic dyktatury najwyższą władzę, dokona tego "oczyszczenia". Znowu nic podobnego. Wybrany głosami nie tylko przyjaciół, ale częściowo i przeciwników, prezydentem Rzeczypospolitej, zrzekł się tej godności. Więc po co to wszystko się stało, po co wylało się tyle bratniej krwi i wywołało się tyle zamętu? Po co ten tak wielki rozmach dużym mieczem, że za słaby dla niego rycerz zamiast ciąć, przewrócił się?

Na te pytania daje nam zupełnie jasną odpowiedź natura umysłu p. Piłsudskiego. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że jest to charakter czysty, opryskany jedynie krwią jako bojowiec socjalistyczny, a obecnie rokoszanin, że idzie prostą i krzywą drogą do szlachetnych celów, że dobrze i źle czyni z dobrą wolą i szczerą wiarą, że jest materialnie bezinteresowny, ofiarny i w czynie dzielny. Ale ma on dwie wady, które mu nie pozwalają ani spożytkować swojej wielkiej siły, ani oddać ojczyźnie tych usług, do jakich jest rzeczywiście zdolny: szczupły krąg wiedzy politycznej i chorobliwą zarozumiałość. Pierwsza uwydatnia się w niemocy twórczej, druga w samochwalstwie posuwającym się aż do śmieszności. Trudno byłoby znaleźć drugi przykład pomyślnego składu warunków, jak ten, w którym p. Piłsudski zajął stanowisko naczelnika państwa. Miał w swym rozporządzeniu ubóstwiającą go armię, ufność prawie całego narodu, zewsząd otaczał go szacunek, uwielbienie i zachwyt, mógł zostać dyktatorem, nieledwie monarchą, mógł według swej woli zorganizować państwo, a jakże skorzystał z tych nadzwyczajnych uprawnień, wszechwładzy, popularności i sławy? "Postawił na baczność" swego oficera o małej inteligencji, a wielkim posłuszeństwie i kazał mu tworzyć rząd, który popełnił rzeczywiście wszystko, na co tylko rozmachana bezmyślność partyjna zdobyć się umie. P[an] Piłsudski mógł powołać najlepszy sejm ustawodawczy, jaki ze społeczeństwa polskiego da się wydobyć - nie zrobił tego. Mógł oddziałać na pierwsze uchwały prawodawcze w kierunku wskazanym przez interes narodu - nie zrobił tego. W ogóle nie zrobił nic, co było potrzebne dla wzniesienia budowy państwa, tylko składał i rozkładał łamigłówkę gabinetów ministerialnych. Zachował się zaś tak nie dlatego, żeby nie miał chęci i energii, ale dlatego że nie jest umysłem twórczym, że nie posiada ani wiedzy, ani zdolności politycznej. Posiada tylko pragnienie dokonywania czynów nadzwyczajnych, żądzę nieograniczonej władzy, wielką odwagę i nałogi konspiratorskie, których nigdy się nie pozbędzie, bo one zbyt głęboko wkorzeniły się w jego naturę, nie ma żadnego planu działania, jest ciągle improwizatorem, spiskowcem, w ogóle - jak sam się nazwał - "wściekłym ryzykantem". Opanowany chorobliwą manią wielkości, przypominającej chyba tylko mniemanie Nerona, który uważał się za największego artystę, rozjątrzony nieproporcjonalnością swych małych czynów politycznych do wielkiej ambicji, nie dostrzega w sobie wad i słabością lecz spycha swoje niepowodzenia na współpracowników i cały naród. Wciąż "zmaga się" z Polską, widzi w niej gromadę tchórzów dygocących od "żółtego strachu" przed nieprzyjacielem, od którego on ją tylko uwolnił, szajki złodziejów, rabusiów i wszelkiego rodzaju nikczemników, którzy udaremnili jego zamiary. Gdyby to mówił ograniczony w swych prawach aż do zupełnego bezwładu były prezydent Wojciechowski", rozumielibyśmy, ale gdy to mówi jawny i tajemny dyktator, rządzący nawet wtedy, kiedy nie rządzi, który w swojej naturze ma pragnienie, a w oddanym mu wojsku siłę samowładztwa, to jest to tylko z pajęczej przędzy tkana sofistyka. Nie glina była winna, że z niej ulepiona została potworna figura, ale ręce, które nie umiały nadać jej pięknego kształtu. P[an] Piłsudski może ma słuszność, że państwo polskie stało się łupem "szujów", że kanalia gospodarowała w nim bezkarnie, że nasze ciała prawodawcze chorowały na gangrenę moralną, ale kto otworzył szeroko drzwi do Sejmu i Senatu ciemnocie i podłości, a kto je zamknął rozumowi i uczciwości? Ci właśnie, którzy "męża opatrznościowego" najwyżej podrzucają w górę. Jeżeli w państwie polskim utworzyło się bagno, to ono co najmniej zajmuje tyle przestrzeni po lewej, co po prawej stronie. Dlaczego więc żaby i gady w błocie lewicy skrzeczeniem i sykiem chóralnym sławią p. Piłsudskiego jako tego, który ma wyszlamować owo bagno, zwłaszcza gdy dawniej grabieżą, a dziś kłamstwem i oszczerstwem znacznie je rozszerzają ze swojej strony? P[an] Piłsudski mógłby mieć osobiście pewne prawo do cen-zorstwa moralnego, ale jego rzesza nie ma żadnego. Jeżeli on jest słońcem, to krążące około niego ciałka są w znacznej mierze ciemnymi gwiazdami. Jeżeli zaś chce gardzić, to niech przede wszystkim wyleje potok słów obelżywych z bliższej odległości, zwłaszcza że chce się unosić nad partiami. Ale on, opętany obłędem swej wielkości, jak wszyscy dotknięci tą manią, potrzebuje właśnie jednostek kornych, uległych, niewolniczych, a takimi są zwykle charaktery słabe lub zepsute. Obok siebie on mocnych i niepodległych nie postawi, bo one krępowałyby jego samowolę.

Dlaczego odmówił przyjęcia godności prezydenta i do jakiego celu dążył w swym rokoszu, wyjaśnił w liście do marszałka sejmu: l)"nie może wydobyć z siebie aktu zaufania ani do siebie w tej pracy, którą już raz czynił, ani też do tych, co go na ten urząd powołują"; 2)"nie potrafi żyć bez pracy bezpośredniej, gdy konstytucja taką właśnie pracę odsuwa od prezydenta". Innymi słowy, p. Piłsudski pragnie być nie formalnym, ale faktycznym dyktatorem, na co mu pozwala będąca w jego rozporządzeniu armia. Chce rządzić bez ograniczeń i bez odpowiedzialności. Porównano go z Mussolinim, ma on jednak z wielkim Włochem dwa punkty wspólne: śmiałość i lekceważenie parlamentu, brak mu zaś dwu przymiotów najważniejszych: wiary w naród i programu działania twórczego.

Może niektórzy czytelnicy przypominają sobie jeden z niedawnych moich felietonów, w którym wykazywałem, że obecne położenie państwa musi się zakończyć jakimś zamachem stanu. Dokonany rokosz był zjawiskiem naturalnym. Nazwano go nieprawnym i niemoralnym. Określenie to nie jest ścisłe. Dopóki p. Piłsudski ze zbuntowanym wojskiem atakował Warszawę, toczył bratobójczą walkę i rozpostarł terror, postępował nieprawnie. Ale z chwilą gdy stanął obok niego marszałek sejmu, jako najwyższy przedstawiciel narodu i członek stronnictwa, z którego wyszedł prezes obalonego rządu, nadto gdy rokoszanin wybrany został prezydentem Rzeczypospolitej przy współudziale tegoż stronnictwa, czyn p. Piłsudskiego został zupełnie uprawniony, bez względu na to, czy za nim oświadczyli się nawróceni przeciwnicy z przekonania czy ze strachu przed "batem", którym p. Piłsudski. kilkakrotnie groził w swych przemówieniach. Inną sprawą jest ocena moralna, niezależna ani od bata, ani od strachu, ani od uchwał partyjnych, ani od zdobycia Warszawy. Ale czy to dziś można odważać ludzi i ich czyny na szalach etyki, która jest najbardziej sponiewieranym trybunałem?

 


LIBERUM VETO