Nr 37, z 13 września 1884

Wpływ kierowania balonami na rozwój świata. - Przypuszczenie drą Ochorowicza. - Technologia kształcąca Europę. - Dowodzenie z góry za pomocą argumentów wybuchających. - Obecny kierunek prac myśli ludzkiej. - "Teraźniejszość" p. Szigarina. - Hymn miłości i melodie faraonowe. - Najrozumniejszy artykuł. - Spieczone języki. - Urągowisko komisji niemieckiej. - Rozkoszne sny. - Pisarze zbierający dane. - Westchnienie do Niemców.

Prawdopodobnie drżą, i to mocno drżą, ze wzruszenia wszyscy, którzy umieją "zastanowić się przez chwilę". Bo - jak powiada w "Kurierze Warszawskim" dr Ochorowicz donoszący o tryumfie pp. Renarda i Krebsa - "dość zastanowić się przez chwilę nad następstwami swobodnej i regularnej żeglugi powietrznej, ażeby przyznać, że ani odkrycie Ameryki [!], ani wynalazek druku [!], ani koleje i telegrafy [!] nie były zdolne sprowadzić tak głębokich zmian w stosunkach ludzkich, jak te, które pociągnie za sobą możność kierowania balonami". Jest to niemała przyjemność i zaszczyt żyć współcześnie z największym wynalazkiem, na jaki ludzkość kiedykolwiek się zdobyła. Kolumb, Gutenberg, Stephenson stoją dziś w pokorze przed pp. Krebsem i Renardem - oni królowie postępów myśli ludzkiej. Bierze mnie chęć złożyć wszystkie książki na jeden stół, podpalić je i dymem napełnić pierwszy wielki balon ze sterem. Jedna tylko myśl mąci mi radość, którą zresztą dzielę szczerze z całym światem, mianowicie chociaż wierzę, że dr Ochorowicz w następnych fejletonach dowiedzie nam, dlaczego odkrycie Ameryki i wynalazek druku są drobiazgami wobec kierowania balonami, boję się jednak, czy to twierdzenie rozmiłowanego we wszelkich sztukach technicznych autora nie jest taką samą prawdą jak zachwyty kochanków. Mówi się lub śpiewa: o, moja luba, kwiecie stworzenia, patrząc na ciebie, olśnione słońce mruży swe oko - chociaż to wszystko jest bajką. Dr Ochorowicz pisywał kiedyś wiersze, kto wie przeto, czy nie zachował skłonności do uniesień, które dla rymów są dobre, ale z logiczną prozą zgodzić się nie mogą. Daleko skromniej ocenili inni sprawozdawcy wielki fakt, zawarty w wiekopomnych słowach: "Balon wrócił do punktu wyjścia", ale wleli oni dość zapału w czytającą publiczność, która marzyłaby dotąd o "głębokich zmianach w stosunkach ludzkich", gdyby co innego nie odciągnęło jej uwagi.

Niezależnie od potrzeby ofiarowania drowi Ochorowiczowi mocno chłodzącego wachlarza przyznać muszę pomysłowi pp. Krebsa i Renarda wielki wpływ na przyszłe losy Europy, którą w obecnej dobie zaczyna kształcić i przekonywać... technologia. Podczas gdy dotąd nieraz daremnie najmędrsze książki, gazety lub mowy dowodziły ludziom, że 2 a 2 jest cztery, niedługo nad upartymi wzniesie się balon, którego sternik zawoła do nich przez tubę: jeśli nie przyznacie, że 2 a 2 jest cztery, rzucę wam na głowy pocisk wybuchający. Naturalnie po takiej groźbie zabrzmi z ziemi ku górze chóralny okrzyk: cztery! - i sprawa zostanie załatwioną. Statek posuwający się wolno, nie mogący dźwigać wielkich ciężarów, a przedstawiający najliczniejsze niebezpieczeństwa, którego jedynym przymiotem jest możność wzlatywania wysoko, nie powinien być przecież uważany za dobrodziejstwo pokoju, za postęp w środkach komunikacji. Balon wobec kolei żelaznej lub parowców wodnych będzie miał mniejszą wartość niż wóz zaprzężony w parę chłopskich szkapek, ale jako narzędzie zniszczenia może stać się strasznym, bo nie dosięgnie go ani policja, ani artyleria. Cóż tu począć, jeżeli on z wysokości kilkuset lub kilku tysięcy metrów spuści parę pudów dynamitu! Bądź co bądź w wynalazku inżynierów francuskich mamy nowy dowód, nad czym obecnie pracuje myśl ludzka - nad doskonaleniem sposobów walki. Z lądu i morza przeniosła się w powietrze i tam, w chmurach, kuje pioruny. Że ona tą drogą oddziała na stosunki świata, zaprzeczyć trudno, ale czy wywołane przez nią zmiany staną obok skutków z wynalezienia druku i odkrycia Ameryki? Ponad Europą przelatuje dziś nie gołąb z różdżką oliwną, ale sęp szukający łupu. Nienawiści klas społecznych i narodów wypowiedziały sobie tak zapamiętałą wojnę, że geniusz ludzki zamknął się głównie w laboratoriach chemicznych i warsztatach technicznych, gdzie przygotowywa dynamit, nitroglicerynę, olbrzymie armaty i balony ze sterami. U wejścia do naszego okresu winien błyszczeć napis: "Homo homini lupus est."

I w taką to porę znany publicysta rosyjski, M. Szigarin, zaczął wydawać w Warszawie po polsku miesięcznik pt. "Teraźniejszość", w którym powiada, że normą stosunków międzynarodowych winno być: "Kochaj bliźniego jak siebie samego." We wstępie, rozwijającym to przykazanie, autor upuszcza sobie dosyć krwi ewangelicznej - daremnie. Bo l) dla przekonania głównie Rosjan pisze po polsku, 2) wierzy, że poprzecinane struny można sklejać słodkawą gumą rzewnych frazesów. Maluczko, a przekona się, że jego pieśń miłości nie znajdzie słuchaczów, a wtedy urwie ją i zawiesi swoją lirę na kołku, na którym ją już tyle razy zawiedziony wieszał. Ale nie zatykajmy mu ust i bodaj dla ciekawości czytelnika powtórzmy jakiś ustęp z jego hymnu: "Z obu stron postępujemy wciąż niezgodnie z prawdami ewangelicznymi, gdyż głównym motorem wszystkiego i ogólną myślą kierującą bynajmniej nie jest dążność do pełnego miłości wyszukiwania punktów wzajemnej styczności, do starania się usunąć napotykanych na tej drodze przeszkód, przeciwnie - my, widząc i stawiając na pierwszym planie tylko ujemne i ciemne strony sprawy, podżegamy siebie i innych przeciw nam i z całą samowiedzą czyniąc krzywdy wzajemne, tworzymy piekło na ziemi. A jednak - że w widokach ogólnego szczęścia myśmy powinni przecie zrozumieć rzecz tak jasną i oczywistą, że podobny sposób postępowania jest okrutny, nieuczciwy, a nawet bezmyślny. Zapatrując się na rzecz trzeźwo, ze stanowiska codziennego, musimy przyznać, że sam obowiązek gościnności zmusza do tego, aby przyzwoity gospodarz traktował grzecznie i przyzwoicie tych, którzy znaleźli się pod jego dachem i moralną protekcją, z drugiej zaś strony nie wypada też, korzystając z gościnności pewnych praw, ganić u gospodarstwa wszystko, otwarcie kłócić się z nimi lub - co jeszcze gorzej i nieuczciwie j - w tych wypadkach, gdy spór miejsca mieć nie może, czynić wszelką szkodę i złe po kryjomu."

Jeżeli kościół p. Szigarina znajdzie po jednym wyznawcy z obu stron, to ja będę trzecim. Tymczasem wątpię o skuteczności wypowiedzianego kazania i przynajmniej w połowie nie przestanę wątpić dopóty, dopóki prasa "gospodarzów" będzie wygrywała melodie faraonowe. Czy p. Szigarin czytał świeżo ogłoszone rozporządzenie gubernatora niżni-nowgorodzkiego? Osnowa następująca: "W jednej z restauracyj jarmarcznych dwie niezadowolone z moich rozkazów osoby ganiły mnie głośno. Urzędnik policyjny, będący świadkiem tego wypadku, zaaresztował obu panów i spisał odpowiedni protokół. Poleciwszy uwolnić ich i zniszczyć protokół, proszę jednocześnie panów urzędników policyjnych, ażeby na przyszłość, jeżeli czyjaś nagana dla mojej osoby i działalności nie będzie połączona z zakłóceniem spokoju publicznego i łamaniem wydanych przeze mnie postanowień, nie zwracali żadnej uwagi na niezadowolonych i nie spisywali żadnych protokołów, które ich tylko odrywają od licznych i bezpośrednich obowiązków służby." Jest to najznakomitszy artykuł, jaki od miesiąca czytałem w pismach rosyjskich, i więcej zawiera rozumu niż wszystkie razem wzięte korespondencje p. Strannika. Takich artykułów różnej treści więcej, a "teraźniejszość" wyglądałaby według życzeń Szigarina, bez pomocy przykazań. [...]

 


LIBERUM VETO