Nr 35, z 30  sierpnia 1884

Pożądany zwrot. - Towarzystwa jako podstawa rozwoju społecznego. - Towarzystwo Ogrodnicze. - Chłopski sad i wiśnie przydrożne. - My i Czesi. - Stowarzyszenie Subiektów Handlowych. - Nowa ustawa. - Potrzeba unii. - Przepowiednia walki. - Szczęśliwy pan i wieniec z plonów. - Dostojni i opowiadanie wariata. - Doroczny lament. - Chorobliwa filantropia. - Dwie oszczędności.

Straże ochotnicze, Towarzystwo Wioślarskie, Towarzystwo dla Popierania Przemysłu i Handlu, Towarzystwo Ogrodnicze, Stowarzyszenie Subiektów Handlowych są to bardzo ważne zdobycze naszego życia społecznego lat ostatnich, znamionujące pewien pomyślny jego zwrot, który jest właściwą, a przez nas ciągle wskazywaną drogą. Ze kilkuset ludzi zbuduje sobie przystań nad Wisłą i nakupi rozmaitych łodzi lub że subiekci handlowi zwiążą się razem, to wszystko jeszcze świata, a nawet nas, nie zbawia. Ale niezmiernie ważnym jest ów ruch, ów popęd do kojarzenia żywiołów rozstrzelonych. Trzeba się przyjrzeć ustrojowi społeczeństw zagranicznych, ażeby pojąć, jaką dobroczynną i odżywczą siłę posiadają w nich wszelkiego rodzaju stowarzyszenia. Nasze "programy" kulały zawsze jednym błędem: budowały od góry. Podstawa - zrąb, mówiono, mniejsza o nie, ułożą się z przyjaznych wiatrów, z ciepłych mgieł, z brzasków porannych lub zorzy wieczornej, główna rzecz - kopuła. Ach, ile ta kopuła kosztowała nas krwi, łez, cierpień i zawodów! Nieubłagana konieczność strącała ich z wszelkich rusztowań, wskazując na pracę od dołu. Pomału przekonywamy się, że wzgarda dla ludu, a cześć dla "wybrańców i naturalnych przedstawicieli narodu", że lekceważenie drobnych spraw ekonomicznych i upajanie się mrzonkami, że ciągłe odbieganie myślą od ziemi ku niebu, chociaż natchnęło wielu poetów, nie ratuje ogółu. Trzeba murować podwaliny, układać cegłę po cegle, poprzestawać na przedsięwzięciach skromnych, ale licznych, których suma dopiero daje szerokie oparcie. To lub owo towarzystwo, nie mające bezpośrednich zetknięć z polityką, nie stawiające przed swym sądem ks. Bis-marcka i wielu innych mężów stanu, gra rolę skromną, szerokiego wpływu nie wywiera, ale w pewnym obrębie budzi życie, a łącznie z innymi wprowadza do organizmu społecznego odradzające się pierwiastki.

W ostatnich dniach zatwierdzone zostały ustawy dwu Towarzystw: Ogrodniczego i Subiektów Handlowych. Pierwsze ma na celu podniesienie w kraju uprawy roślin, szerzenie odnośnych wiadomości i zamiłowania do ogrodów. Jeżeli którykolwiek brat nasz spod Wawelu zapytał przypadkiem swego gościa z Pragi, co tam ludzie zrobili w tym kierunku, niezawodnie zatkał sobie w końcu uszy, ażeby nie słyszeć wstydliwego dla nas opowiadania. Co tam stało się źródłem bogactwa krajowego, to u nas jest obrazem nędzy. Ilustracje rysują skrupulatnie wszystkie kościółki; chciałbym, ażeby czasem odrysowały ogród chłopski lub aleję wiejską, wiśniami wysadzoną. Ciekawe to niezmiernie widoki, które dla wiedzy potomnych zaginąć nie powinny. Ciemny chłop sadzi sobie koło domu, co dostanie lub ukradnie: lichą śliwkę, jarzębinę, akację, gruszkę lub... żywopłot. Zdaje się, że najbardziej idzie mu o to, ażeby miał na czym zakładać drążone w okrąglakach dziuple dla wróbli, które wiosną nieopierzone wybiera. Ze tam bydło wychodząc i wracając osmyknie kolejno gałęzie z liści, to go żalem nie przejmuje. Jeżeli na drzewie przed drapieżnością jego dzieci, pastuchów i parobków pozostanie do jesieni jakiś owoc, to go za nicowaną czapkę lub kilka łokci perkalu kupi Żyd z sąsiedniego miasteczka. A te nieszczęsne wiśnie przydrożne! Odrapane, zniszczone składają skargę żałosną każdemu przechodniowi, który na nie się nie targa. Chłop wiozący zboże lub drzewo nie poprzestaje na oberwaniu jagód, lecz łamie całe gałęzie, które oskubawszy rzuca na drodze. Nikt tego rabunku nie powstrzymuje, nikt go nie karze. Dzięki niedbalstwu i wandalizmowi kraj nasz wygląda goły i obszarpany w swych naturalnych ozdobach, a mogąc mieć własne piękne owoce, przepłaca zagraniczne. Zarówno tedy potrzeby materialne, jak i względy estetyczne wymagają u nas zajęcia się ogrodnictwem, a najskuteczniejszą pomoc dać mu może - towarzystwo.

Gazety rosyjskie donoszą o zatwierdzeniu drugiego związku, Stowarzyszenia Subiektów Handlowych. Jak wiadomo, istnieje w Warszawie instytucja tej nazwy "wyznania mojżeszowego". Trzeba przyznać zasługę kilku jej zarządom, że długo starały się o zniesienie tego ostrokołu i o możność otwarcia korporacji dla wszystkich współtowarzyszów zawodu, bez zastrzeżeń religijnych. Równolegle z tymi daremnymi pokuszeniami subiekci chrześcijanie, skrzywdzeni w swych prawach, a rozdrażnieni ich monopolem, czynili zabiegi o drugie stowarzyszenie i rozwiesiwszy chorągiew Nowego Zakonu, polemizowali w dziennikach ze Starym. Była to walka dość zabawna, bo jedni otwierali ramiona, które im prawo zamykało, a drudzy nie chcieli się w objęcia rzucić i zgrzytali zębami. Podając wiadomość, dzienniki nie oznaczają ściślej, jaka ustawa zyskała zatwierdzenie: czy chrześcijańska, czy izraelska, usuwająca znamię religijne. Bądź co bądź w każdym wypadku Stowarzyszenie Subiektów Handlowych Wyznania Mojżeszowego zakończy pewnie swój, zresztą poczciwy, żywot. Bo jeżeli przeprowadziło własny projekt, straci wyłączność, jeżeli zaś zdobyli pozwolenie ich chrześcijańscy koledzy (prawdopodobnie bez żadnych ograniczeń), powinno się rozwiązać i do nich przystąpić. Sprawa ta powoła do egzaminu uczucia obywatelskie naszej młodzieży handlowej. Przewidujemy antysemityzm i antychrześcijanizm - rozpalone do białości. Która strona będzie umiała wznieść się ponad ślepe instynkty, ta moralnie zwycięży. Naturalnie życzę obu uniknięcia gorszących waśni. Są ludzie, których całą racją bytu jest podpalanie namiętności; są redaktorzy, głupi jak kamienie, wygrzewający swoje ambicje przy tym ogniu; tacy postarają się o czerwone płachty dla podrażnienia byków toczących wściekłe zapasy na uciechę tłumu. Ale mam nadzieję, że rozwaga uchroni większość od wyzwań toreadorów i nie wystąpi do widowiska. Jeżeli asymilacja dwu żywiołów jest życzeniem szczerym, nie pustym frazesem, któremu czyny przeczą, unia subiektów handlowych powinna się odbyć bez obustronnego oporu i nie pomnażać juden- lub christen-hecy. Zobaczymy, a przede wszystkim czekajmy dokładniejszej, urzędowej wiadomości o zatwierdzonej ustawie.

Jestem najmocniej przekonany, że przeciwko tej unii zaprotestowałby uroczyście ów szlachetny pan, któremu - jak donosi "Kurier" - chłopi wyprawili za granicę w dębowej skrzyni wieniec ze zboża i jarzyn. Zacny to obywatel: siedzi sobie gdzieś w rozkosznym miejscu, dochody z dóbr przez szerko otwarte ręce w cudze kieszenie przepuszcza, konkurencją zbożową Ameryki wcale się nie kłopocze, "Figaro" i "Niwę" czytuje, "warcholstwo" pism demokratycznych potępia i... "reprezentuje naród". Biedę majątku łata rządca i pachciarz, pijawka, bez której jednak porządny szlachcic od wschodu do zachodu słońca wytrzymać nie może. Lud zboże zżął - posłannictwo swoje spełnił, a jeśli służebności załatwione, między chatą a dworem panuje patriarchalna zgoda. Ten wdzięczny i przywiązany lud uwił swemu "panu" wieniec z plonów i posłał za granicę. Głupi? Nie - złośliwy. Ani przypuszczałem, że chłop nasz tak dowcipnie szydzić umie. Musiał on mieć jakiegoś pokątnego doradcę, który mu tę jadowitą myśl podsunął. A że ona jest jadowitą, dowodem gorzki uśmiech "Kuriera", któremu cały ten prezent wielce się nie podobał.

Nazwiska szczęśliwego pana nie podano, ale mieści się ono zapewne między tymi, które prasa codzienna starannie spisuje wymieniając dostojeństwa rozmaitych "wód". "Bawi tu - czytamy zwykle - hrabia P., księżna W., a wkrótce ma przyjechać prałat C." Wszystko to jest zestawione razem z Virchowem, W. Hugo lub Jokaiem. Wobec tego bałwochwalstwa, bijącego służalczym czołem przed lada arystokratycznym manekinem, nasuwa mi się nieraz zagadka: co by zrobił redaktor takiego pisma, gdyby go jaki hrabia żyjący z długów poklepał po ramieniu lub hrabina wspierana przez Towarzystwo Dobroczynności obdarzyła różą? Chybaby miejsce zaszczytnego dotknięcia kazał utrwalić sobie galwanicznie. Pewien wariat opowiadał mi, że raz spotkał w lesie duszę.

- A ty, mała, co tu robisz? - zapytał ją.

- Cicho, mój drogi - odrzekła - cicho, ażeby w niebie nie usłyszano.

- Dlaczego?

- Widzisz, mój poczciwy, wszystkie dusze po wyjściu z ciał zostają na drugim świecie zamknięte w obszernym budynku, skąd codziennie bywają przewożone w pakach do olbrzymiej fabryki, wyrabiającej nowych ludzi. Ponieważ każdy gatunek wymaga innego materiału, więc stwarzani są partiami: dziś chłopi, jutro szlachta, pojutrze arystokraci, potem artyści, uczeni, rzemieślnicy itd., a przy tym osobno każda narodowość. Podczas wcielenia poprzedniego przekonałem się, że w Polsce licha warte życie wszystkich rodzajów ludzkich, z wyjątkiem jednego.

- Jakiego?

- JW.

- Co?

- JW. Nie rozumiesz? Otóż dziś stwarzają malarzów, rzeźbiarzów i poetów, jutro uczonych, a dopiero pojutrze JW. Na ten dzień wrócę do nieba i dostanę się w ciało znakomite, o którym "Kurier" natychmiast doniesie: hrabina lub księżna X. powiła ubiegłej nocy dziecię budzące niewątpliwą nadzieję pięknej przyszłości.

- A w kimże byłaś ostatnim razem?

- W Moniuszce.

Jest to opowiadanie wariackie, ale sądzę, że czytelnik bez trudu odnajdzie w nim ziarnko rzetelnej prawdy.

W tej chwili inne duszyczki płaczą skarżąc się, że je osadzono w ciałach kandydatów do szkół, w których "nie ma miejsc wolnych". Jest to nasz coroczny i tylko u nas zrozumiały dramat. Masa dzieci przybywa do gimnazjów, w których widzi początek swej przyszłości i których drzwi znajduje zamknięte. Niepodobna o tym myśleć bez głębokiego wzruszenia, bez... Bądźmy... umiarkowani. Wiele głów wysila się nad wynalezieniem ratunku - daremnie. "Dniewnik Warszawskij" radzi po swojemu, ażeby zakazano przyjmować do szkół Królestwa chłopców z Zachodniego Kraju, ale "Gazeta Warszawska" dowodzi mu, że stamtąd przybywa ich bardzo niewielu. Ostatecznie poza wszelkim zakazowym i niezakazowym dowcipem pozostaje fakt, że liczba gimnazjów nie wystarcza potrzebom kraju, że trzeba je znacznie pomnożyć. Obiegająca między innymi prasę naszą teoria, która chce zwrócić młodzież do zawodów praktycznych i powstrzymać tej napływ do naukowych, traci tu pozory swej słuszności, gdyż. chociażby nawet w interesie społeczeństwa leżało ograniczenie wykształcenia wyższego, nie może nigdy być korzystnym ograniczenie średniego. Mniej adwokatów - przypuśćmy, ale nigdy mniej ludzi posiadających ogólne wiadomości z historii, geografii lub nauk przyrodniczych. Jesteśmy za ciemni na to, ażeby w sferze umysłowej zaprowadzać oszczędności.

Dzieci nasze nie mają się gdzie uczyć, ale za to filantropia dba o... prostytutki. Komitet policyjno-lekarski donosi w swym sprawozdaniu za rok 1882 o "kapitale kobiet publicznych, wynoszącym obecnie 16 601 rubli 10 kopiejek, złożonym w kasie magistratu. Kapitał ten pozostanie w depozycie dotąd, póki nie zbierze się potrzebna suma, wystarczająca na wybudowanie przytułku dla byłych prostytutek, które z powodu starości, kalectwa lub chorobliwego stanu nie mogą już zapracować na swoje utrzymanie." Nie przeczę, że i śród tych nieszczęśliwych znajdują się jednostki godne litości, ażeby wszakże te, "które już nie mogą zapracować na swoje utrzymanie", zasługiwały bardziej na litość niż noworodki rzucane po ulicach i morzone głodem w szpitalu lub dzieci nie dopuszczone do przepełnionych szkół - to już chyba tylko chorobliwa dobroczynność wytłumaczyć zdoła.

Urzędnicy Rosjanie przechodzący na posady do Królestwa otrzymali znaczne ulgi w emeryturze. Obecnie dla zyskania tycn przywilejów będą musieli służyć u nas najmniej lat pięć.

Najwyższy Synod zażądał l 600 tysięcy rubli na budowę nowych cerkwi w Królestwie Polskim, minister skarbu wszakże żądaniu temu odmówił.

Może na tych dwu oszczędnościach zyskają szkoły.

 


LIBERUM VETO