Nr 15, z 12 kwietnia 1884

Koszary na miejscu Parnasu i Akademii. - Co widać i co słychać. - Niezdrowy czas. - Praca ducha i praca dynamitu. - Zniesienie jednego przykazania. - Temat dla obecnej humorystyki. - Europa nago. - "Nowoje Wremia" jako pedagog wieku. - Patrzący na gwiazdy. - Bankructwa. - Gnicie kapitalizmu. - Środki przeciw odklejaniu marek i oszustwu z biletami. - Zasady etyki jako dar noworoczny. - Książka dla dzieci. - Wara! - Różne gusty.

Gdzie Parnas, gdzie Akademia lub Stoa lub ogród Epikura? Widać natomiast koszary i uwijających się koło nich spiskowców z paczkami dynamitu. Dziś w Europie słychać tylko rytm musztrujących się wojsk, komendę reakcji, dzikie groźby głodnych, szepty sprzysiężonych i huk min. Żaden śpiew poety nie czaruje ludzkości, żaden głos mędrca nie rozpala na jej drodze świateł nowych. Żyjemy w epoce, w której uczucia spokojne nikną, rozum ślepnie, tylko zęby zgrzytają. Wychodzą nowe książki, ukazują się nowe dzieła sztuki, ale nie mają one już siły do wstrząśnienia światem lub on zdolności do drgnięcia przed nimi. Wszystkich owładnęła obojętność na pracę ducha, który w pijaństwie i szałach rodzi dzieci wątłe, skrofuliczne i ułomne. Okropny, niezdrowy czas! Piersi oddychają zemstą, głowa mroczy się gniewem, serce uderza namiętnościami. Na stu ludzi rozsądnych nie wypada jeden, który by badał trzeźwo i sądził sprawiedliwie. Narody i żywioły społeczne już nie bratają się, nawet nie kłócą, ale warczą przeciw sobie, wyją, gryzą się jak rozjuszone zwierzęta. Ponad Europą ciągle przelatują jakieś złowrogie race lub na jej sklepieniu odbijają się łuny pożarów. Przyłóż ucho do ziemi - usłyszysz jęk, wściekłe i rozpaczliwe krzyki. Tak niedawno, bo lat temu kilka, brzmiała wrzawa rozpraw nad twierdzeniami Comte'a, Darwina, Haeckla, Taine'a, zajmowano się wykopaliskami Schliemanna lub odkryciami Pasteura; dziś, z każdym dniem bardziej, bezrobocia, zmowy robotników, płace fabryczne, a nade wszystko dynamit karmi uwagę ogółu. Pomału, jak na wojnie, tracą moc prawa moralne, a wszystkie czyny równają się z sobą w wartości. Wysadzenie w powietrze pociągu kolei z kilkoma setkami niewinnych ludzi uważanym jest za czyn bohaterski. W Wiedniu anarchiczni socjaliści mordują nie tylko policjantów, którzy ich ścigali, ale wekslarzów i szewców, którzy mieli pieniądze. Zabijać - zabijać - i zabijać. Piąte przykazanie dekalogu zniesione. Wkrótce już rysownicy nie będą w pismach humorystycznych przedstawiali chłopczyków palących papierosy, ale nabijających rewolwery. Bo nawet najspokojniejsi i najbojaźliwsi marzą o tępieniu ludzi. Ci pragnęliby zniszczyć kilka milionów pewnej klasy społecznej, tamci - kilka milionów pewnego narodu. Co najmniej - kilka milionów! Już i dzieci bawiąc się ustawiają sobie z krzeseł maszyny mające od razu zabijać całe korpusy wojska. Czyż tak źle z sobą rozmaitym stanom i narodom? Czy wzajemna ich nienawiść natężyła się tak strasznie, że tylko w walce na śmierć znajduje dla siebie nasycenie? Zapewne, ale chociażby nawet przed naszymi oczyma spełniała się nieubłagana konieczność, jest ona straszną. Straszną dla współczesnych jest owa pora, w której głowa Minerwy zamienia się na wężowy łeb Meduzy, w której milkną szlachetniejsze uczucia i głębsze myśli, a tylko na ołtarzu boga zemsty odbywają się nieprzerwane całopalenia. Wnuki lub prawnuki obecnych pokoleń może skorzystają z tych zgrzytań, skoków do gardła, uderzeń, wybuchów i morderstw, ale my skazani jesteśmy na oglądanie natury człowieka ze strony najbrzydszej. Europa obnaża się, pokazuje swój bezwstyd, swoje trądy i rany.

A cóż my robimy, my, w swoim małym gniazdku na wielkim drzewie świata cywilizowanego? My tulimy głowy przed jastrzębiami, wsłuchujemy się w odgłosy walki, a także - czytamy "Nowoje Wremia" i... bankrutujemy. Szanowna gazeta czuje nie pohamowaną chęć rozdzierania śledzi, kurcząt, owiec – całych narodów. Staje przed nami, ogląda ze wszystkich stron, rewiduje, mruczy, grozi, wreszcie krzyczy: Wy, wy... patrzycie na gwiazdy! My milczymy, ona unosząc się, wrzeszczy: Na gwiazdy? Patrol! Czcigodne, zacne "Nowoje Wremia"! Czyż ci zabrakło śledzi, kurcząt, owiec? Kant przy wykładach darł tylko pióra, ale prawda, on inaczej pojmował ,,rozum praktyczny". Bądź co bądź, pamiętaj, że gdy kiedyś - jak mówi Borne - zostaniesz zardzewiałą tarczą i wołać będziesz do słońca: daj mi blasku! Ono ci odpowie: wprzód oczyść się!

I bankrutujemy. Dlatego właśnie karnawał był tak hucznym. Kpem nazwał się ten, kto przynajmniej raz nie wyprawił balu z tańcami do białego dnia i winem do syta. Pod koniec zapust nie brakło nawet poświęceń: zaczęto urządzać ,,wieczorki wełniane". Jeżeli żony i córki tureckich świętych nie w jedwabiu składają ofiary Terpsychorze, to przecież jest w tym dużo zasługi. Wyhulawszy się w stolicy i na prowincji, gęściej niż przedtem bankrutujemy - wszyscy, już nie tylko kupcy i przemysłowcy, ale ziemianie, rzemieślnicy, arystokraci - gromadą. Przodem idą łotry i marnotrawcy, za nimi nieszczęśliwi, w końcu, pociągnięci w otchłań przez jednych i drugich, bogaci. Grunt pod nogami z wolna obłamuje się, aż wreszcie pozostaje krawędź cienka jak ostrze noża, na której jedni balansują, drudzy z niej spadają. Gdzie koniec? Albo ja wiem. Taki lub inny plaster łagodzący złego nie wyleczy. Kapitalizm gnije i gnić będzie pomimo wszelkich środków dezynfekcyjnych, bo czerpie swe soki ze złych instynktów ludzkich, będących konieczną przymieszką tego materiału, z którego natura lepi człowieka.

Są lekarze, którzy szczerze wierzą, że jeśli podręcznik medycyny dla pokonania gorączki radzi dać chininy, chinina musi ją usunąć. Rzeczywiście usuwa albo nie, chociażbyśmy zapisywali ją nie w gramach, ale w korcach. Dostrzeżono, że konduktorzy tramwajów popełniają nadużycia przy sprzedaży biletów i zalecono... lepszy dozór. O, naiwności, tak szybko znikasz, że każdy ślad twych lotnych stopek jest mi drogim! Jeśli kto mówi: najlepszym sposobem oduczenia poczthaltera, ażeby nie odklejał marek i nie niszczył listów, jest złapanie go na gorącym uczynku i wsadzenie do kozy, to natychmiast widzę odcisk owej naiwności, która nie przypuszcza, że jeszcze lepszym sposobem byłoby podwyższenie pensji winnemu. Podobnie z konduktorami. W ciepłym pokoju i z pełnym żołądkiem łatwo uczyć moralności, ale proszę po kilkanaście godzin codziennie jeździć tramwajem w zimna i upały za 30 rubli miesięcznie, których znaczną część oskubują kary! Towarzystwo tramwajowe prowadzi względem swych oficjalistów nielitościwy wyzysk, zmuszając ich po prostu do nadużyć.

- A bilet? - upomniałem się raz u konduktora.

- Na co panu? - spytał.

- Dla ścisłości.

- Ach, gdybyś pan wiedział, jakich ja doznaję ścisłości, mając nieraz kilkanaście rubli miesięcznie! Dorożkarz zrysuje wagon - płać, konia furman uderzy - płać, poduszkę ktoś rozedrze - płać, co zostanie?

Nie próbowałem odejmować, a raczej uczułem chęć odjęcia nieco z zysków Towarzystwa na korzyść jego murzynów, którzy powinni mu za składkowe pieniądze w darze noworocznym kupić... Zasady etyki Spencera.

Spółka Nakładowa ma wydać pod koniec tego roku książkę dla dzieci. Ponieważ nie posiadamy wybitnych do takiej pracy talentów, wydawcy więc zaprosili stu kilkudziesięciu znanych pisarzów polskich do złożenia ofiar dla dzieci. Powieściopisarz, poeta, uczony, chociaż temu rodzajowi literatury sił swoich nie poświęca, jednakże przy dobrej woli potrafi przemówić do młodocianych czytelników bajką, powiastką, wierszykiem lub przystępną lekcją. Będzie to zbiorek ciekawy, oryginalny i - mam nadzieję - znakomity. Obok Kraszewskiego, Jeża, Orzeszkowej, Morzkowskiej stanie Prus, Bałucki, Bliziński, starsi i młodzi, w długim szeregu ludzie talentu i zasługi, otoczeni dziećmi. Jeżeli do takich słuchaczów przemawia Tyndall, czemuż by nasi pisarze zająć ich nie zdołali? Jest to nie tylko możliwość, ale i obowiązek. Pierwsza nauka nie jest zadaniem tak małoznacznym, ażeby je powierzać partaczom, bezmyślnym bajarzom i mdłym rymopisom.

Jakkolwiek książka jeszcze nie gotowa i jakkolwiek wezmą w niej udział autorowie najpowszechniej szanowani, już jakiś konik świętej rodziny zdążył w jednym z pism kopnąć wydawców i "ostrzec" społeczeństwo. Wara od dzieci!, woła. Od czyich? Od twoich? A któż by twoje owoce, szanowny mężu, chciał daleko odrzucać od jabłoni! Niech dojrzewają i spadają, jak ich ogrodnikowi się podoba. Ale nawzajem wara od naszych! [...]

 


LIBERUM VETO