II. O TRÓJCY W CZASIE I PRZESTRZENI

 

Z całego powyższego ciągu myśli wypada, że czy w świecie natury, czy w świecie ludzkości, czy w światach żywota wiecznego, wszystko jest i być tylko może duchem - ale rozmaicie stopniowanym i różnie przedstawiającym się według miary wyrobu własnego, czyli stosunku zachodzącego między trzema onymi kierunkami, które istotę jego troistą, a jedną, zawsze i wszędzie objawiają.

W onych światach wszystkich rozwijają się następne kształty tychże samych, jednych, żywych, nieśmiertelnych duchów - w naturze uśpione, jakby dzieci w powiciu, występują tylko pod bytu postacią, do myśli o sobie, czyli osobistości, jeszcze nie doszłe.

W człowieczeństwie zaś duch każdego człowieka rozdarty walczy w sobie samym domową wojną. Już myśl obudzona, już wie o bycie, już wie o sobie, ale byt nie zgadza się z nią, nie przypada do niej. Rozstrój między nimi - stąd niedoskonałe, wpół obumarłe, pasujące się w tym rozpadnieniu życie. - Brak całości, mimo przytomność pierwiastków, z których ona powstawa. Brak potęg osobistości, choć osobistość już nabyta. Dopiero w żywocie wiecznym następuje pojednanie i całość duchowa nastaje w pełni. Osobistość do najwyższego znaczenia dochodzi, wewnątrz już nie pasując się z sobą, występuje z olbrzymią mocą za siebie i tworzy na zewnątrz, tworząc zaś tak, wznosi się sama cochwilnie wyżej, czyli żyje prawdziwie. Prawdziwe albowiem życie jest ciągłym postępem w nieskończoność - mierne tylko dotychczasowe nasze przypuszcza cofania się i upadki, i zawody, i nawroty, i próby, i pokuty - piekielne zaś stanowiłby bezprzestanny upadek, nieskończone w zad odstępowanie. Ależ złe możeż być nieskończonym, kiedy w nim zarodu i warunku nieskończoności, tj. twórczej siły, nie masz? - Kto by w tym kierunku odwrotnym od Boga doszedł aż do śmierci wiecznej, aż do nicestwa, najostateczniejszej granicy nietwórczości, złego, cofania się i piekła, mógłżeby on, który z Boga wynikł, mieć wieczną śmierć oną wieczną? - Nie - musiałby przebudzić się znów i znów zacząć zawód wiekuisty. W tym nawet sroższa kara niż w nicestwie zupełnym.

Celem więc ostatecznym dziejów naszych planetarnych, ostatecznym dla nas jako w kształt człowieczy ubranych, jest dostanie się do stanowiska, od którego rozpocznie się żywot wieczny. Do niego zaś doprowadzić nas tylko zdołają postępowo uzupełnione i wyczerpnięte naszym trudem wszystkie stanowiska pośrednie, zmierzające do dopięcia celu, ludzkości jako ludzkości. Tym zaś celem Królestwo Boże powszechne i już na ziemi święte, bo nie samowolą i swywolą, ale wolą ludzką, do woli Bożej przypadłą, ożywione - czyli nastrój Chrystusowy, w czyn i rzeczywistość przeszły, nie już tylko pojedynczych dusz się tyczący, ale całego człowieczeństwa, wszystkich praw jego, ustaw i urządzeń, a tym samym przemieniający ziemię w jedną, wielką, żywą świątynię Ducha Świętego!

Czymże więc ludzkość? - Oto wspólną pracą wszystkich ludzkich pojedynczych duchów, ciągnącą się przez wieki planetarnej historii, by wzajemnym wyrobem samych siebie dostąpić mogli szczebla onego w czasie, z którego wzlecą w swój żywot wieczny. Chcąc czy nie chcąc, wiedząc o tym czy nie wiedząc, zawszeż wspólnie pracują i wypracowują się, bo muszą wspólnie - a muszą, bo są duchami. Duchów zaś prawem wiecznym jest prawo miłości, zależące na udzielaniu się nieustannym, wzajemnym. W krzywym zaś pojęciu, czyli raczej niepojęciu rzeczy, na sfałszowanych torach historii ukazuje się nieprzerwanie konieczna wspólność, ale nędz i klęsk - miasto czynów miłościwych. Ludy i wieki nawzajem sobie przekazują jad nienawiści - późniejsze zdarzenia wywierają pomstę za przeszłe. Za ojców odbywają się sądy wiekowe nad synami - wybuchają długo tajone wulkany, których pierwszego zarzewia ledwo dopatrzyć się można, bo stulecia nad nim się zwarstwiły. Krew jednych spada na drugich i nieubłaganie o krew drugą woła, póki jej nie dostanie. Złe, nie mogąc się oderwać od wiekuistego prawa duchów, uwspólnia się, rozsiewa, rozpływa się po świecie z pokolenia na pokolenie, z epoki w epokę - i tym samym wykazuje, że z duchów wyszło i śród duchów krąży, bo warunku istoty ich i istoty miłości dopełnia. Chrystus objawił ludziom ono wieczne prawo wszelakiego ducha - On wypowiedział przed nimi, że wspólność ich powinna być stowarzyszeniem nie złego, lecz dobra, że wzajemnie nie nienawidzić się, ale miłować powinni, że wszechświat jest wspólnią odwiecznej miłości i że jedynie wzajemnym kochania działaniem dostaną się do królestwa zapowiedzianego na ziemi, a stamtąd do żywota w niebiesiech, kędy już śmierci nie masz. On założył Kościół powszechny, Kościół żywych i umarłych, który właśnie obrazem jest ludzkości pojednanej w prawie Bożym, nastrojonej i ożywionej tchem Bożym, przez pierś ludzką przejętym. - Kościół to proroctwo uwidomione - to posąg granitowy przyszłości, już stojący na falach płynącego czasu.

Jeśli więc ludzkość wspólną pracą duchów pojedynczych, dążących do żywota wiecznego - muszą też być pośrednie okręgi, w których odbywa się wspólna praca duchów pojedynczych, wyrabiających samą ludzkość w najwyższym jej znaczeniu, tj. Królestwo Boże na ziemi - bo bez osiągania tego stanowiska niepodobna przejść do następnego, wyższego, tj. do żywota wiecznego. - Gdzież więc te okręgi pomniejsze, gdzie te szkoły duchów, wyrabiające w sobie rozmaite władze, idee, kierunki, zmysły, że tak powiem, ludzkości, z których nastroju i zgody powstać ma żywy i doskonały organizm, który Królestwem Bożym i panowaniem Ducha Świętego na planecie tym zowiemy? - Jako ludzkość zmierza ku żywotowi wiecznemu, tak narody zmierzają ku ludzkości - naród każden jest wspólną pracą wybranych na ten koniec duchów, odwiecznie z Bożej łaski z sobą połączonych, na wyrobienie jednej z idei, jednego z organów ludzkości. Lecz prócz Bożej łaski jest w narodzie każdym, tak jak w pojedynczym człowieku, wolna wola - z tych dwóch pierwiastków wciąż się składa duch zbiorowy narodu, nimi rośnie, żyje - przez zgodę ich silnieje i dopełnia powołania swego - przez rozbrat ich nie dorasta, słabnie, nie dochodzi do całej mocy przeznaczonej sobie osobistości i stawa się innych narodów pochłoniętą cząstką - ależ wtedy nie mógł nawet zwać się narodem, nie zasłużył na to miano, tak jak liść nie był kwiatem jeszcze ani kwiat też nie był owocem. Taki lud był tylko do narodu rosnącą możnością. Narodem albowiem ten tylko zbiór duchów żywych, stowarzyszonych nazywamy, który już pojął w sobie cel, do którego dąży, tj. ludzkość w najwyższym jej znaczeniu, i czynami historycznymi jej się poświęcał, czyli tak działał, by jej zjawienie się i pełń przyspieszyć. Jak dziecka nie nazwiem mężczyzną, tak i hordy, plemienia, monarchii jakiej wschodniej lub miasta republikanckiego starożytnego nie nazwiem narodem. Domagały się one narodowości, ale jej nie dostąpiły. Znikły jak za wcześnie umierające dzieci, a z ich zwłok dalsze usypały się pokłady, na których zjawić się miały przyszłe narodowości świata.

Narodowość wysokim już jest stopniem towarzystwa duchów, zdobytym wielą trudami i czasu długiego ciągiem. Żywe to już obcowanie ich między sobą, a do takiej siły nierozerwalnej, wnętrznej doszłe, że śmierć polityczna nie zdoła go nawet zniszczyć. Narodowość na planecie jest tym dla ducha zbiorowego, czym dla pojedynczego nieśmiertelność w nieskończoności wszechświata: niepodobieństwem śmierci mimo pozór śmierci. Mówim: na planecie, na niwach historii rodu ludzkiego, bo w istocie narodowość trwa tylko aż do dni ostatnich planety - gdyż jest tylko nutą potrzebną do złożenia akordu harmonijnego ludzkości i jako ludzkość cała tylko przy sposobieniem duchów pojedynczych do żywota wiecznego. Ale na planecie duchy pojedyncze winny poświęcać i ciało, i duszę, tj. wszelki znikomy kształt swój, duchowi zbiorowemu na to, by on rósł według Bożych przeznaczeń. Za ojczyznę, za narodowość - za ludzkość winny męczeństwo znosić i rade gardło dawać, o ich rozwój i postęp Chrystusowy nieustannie się starając - Chrystusowości albowiem ducha zbiorowego nie otrzyma się inaczej, jak przez Chrystusowość duchów pojedynczych i nawzajem najwyższego pojedynczych uświęcenia nie otrzyma się inaczej, jak przez organiczne zlanie się zbiorowych z prawem Chrystusa. Czyn ogólny, społeczny, Chrystusowy musi się wykonać i dopełnić w narodach, a przez narody w ludzkości. Zatem duchy pojedyncze, poświęcając się dla zbiorowego na ziemi, właśnie tego dopełniają, co ma ich wyrobić na dojrzałych żywotowi wiecznemu. Oddawszy ciało i duszę dla narodu, dla ludzkości, tym samym ją odzyskują, bo naród się podwyższa i dzień Królestwa Bożego się przybliża, za czym i rozwiązanie historii rodu ludzkiego - a to rozwiązanie zależy na przeanieleniu pojedynczych tychże samych duchów, doszłych ciągiem wiekowego wyrabiania się do pełni Chrystusowej.

Naród więc każden jest całością duchową, zbiorowo żyjącą, która dąży do zlania się w jeden nastrój z innymi podobnymi, wcale swoich odrębnych przymiotów nie tracąc, owszem, przynosząc je w uzupełnieniu i najprzedziwniejszym rozkwicie do owego nastroju na to, by istnieć mógł Kościół ludzki powszechny, jeden, a z rozmaitych członków olbrzymio złożony i duchem Bożym przenikły na ziemi. - Stąd wynika świętość i nietykalność narodowości. Jest ona wysokim już bardzo szczeblem wykształtu społecznego duchów - takim, który, skoro raz osiągnięty, już zatraconym być nie może - a zależy na dziejowej, znakomitej przeszłości, pełnej walk, prób, ofiar - po wtóre na poznaniu siebie samej wewnętrznym, tj. na poczuciu się do idei, którą ma przeprowadzić przez świat i urzeczywistnić w stosunku do ludzkości. Pierwsze, tj. przeszłości dzieje, w których szczególnie łaska Boża pod postacią instynktu i natchnienia narodowego, jeszcze nie rozwinionego, działała, z kolebki mitycznej i ciemnej wyprowadzając go na pole słoneczne histońi i tam tysiącom zapasów go poddając, stanowi byt narodu, jakoby ciało już sobie ulepione przez wieki śród mnóstwa chorób, trudów, przypadków i zadanych ran, które sprowadzić zgonu nie potrafiły.

Drugie, ów rozbłysk, po wiekach wyrabiania się zstępujący weń, objawiający mu tajemnicę własnego bytu, tj. pod jakim wiecznym prawem on przez Boga pomyślan i jakim powołaniem w stosunku do całego człowieczeństwa naznaczon, stanowi myśl narodu - jakoby duszę jego wiedzącą siebie, uznającą cel, ku któremu byt swój nakręcić musi.

Między tymi oboma pierwiastkami, tą duszą i tym ciałem narodu, może nastąpić długa walka, zanim one przypadną do siebie i jednomyślnie w jedną wolę zrosną i jeden, ten sam czyn wywiodą z swej jedności. Tu właśnie nastaje pole społecznych zaburzeń, rewolucji, odmian w pojęciach prawnych, w pojęciach religijnych, w pojęciach o własności. Dopiero pojednanie harmonijne tych dwóch kierunków nada twórczą osobistość narodowi, uczyni go żywym członkiem ludzkości, środkiem do ustalenia na planecie Królestwa Bożego. Dopiero na onym trzecim stanowisku duch narodu nieśmiertelny na ziemi zaświeca w pełni, podbiwszy sobie własne ciało i duszę, czyli zlawszy je w miłość jedną i jedno życie. To stanowi przyszłość dzisiejszą narodów, a tym samym i historii świata!

Jak wszelka pewna całość w świecie stworzonym, tak i historia rodu ludzkiego z trzech składać się musi okresów, z których pierwszy odpowiada bytowi, drugi myśli i walce jej z bytem, trzeci walki tej przejednaniu i zrośnięciu strun walczących w jednego ducha. Dopiero po takim trójcy rozkładzie w czasie i przestrzeni nastąpi jej nastrój w człowieczeństwie jako w człowieczeństwie i wyczerpnie się historia zbiorowego ducha ludzkiego.

Świat starożytny, którego początek w podaniach o raju, dalszy ciąg w monarchiach despotycznych Wschodu, kwiat najpiękniejszy w greckim umnictwie, a owoc najdojrzalszy w Rzymie, był okresem bytu w historii, był rozwojem ciała, dążącego do myśli i duszy swej, która do niego w pełni dopiero zstąpiła przez Chrystusowe objawienie. W tym pierwszym okresie nie ma wyobrażenia o ludzkości, a tym samym nie ma narodów; są zewnętrzne tylko kształty, pozbawione wewnętrznej duszy, pasujące się z sobą bez wiedzy o tym, co wyrażać mają, bez pojęcia celu, do którego dążyć powinny, a zatem jakoby ślepych namiętności i przeczuć błędnych tylko nieustanna bójka. Państwa, jakie bądź one, czy monarchiczne, czy republikanckie, zawsze absolutnymi się objawiają, bo siebie same za cel ostateczny siebie samych mają i dlatego każą sobie poświęcać wszystkie inne zewnątrz istniejące ludy i wewnątrz siebie istniejących własnych obywateli. Jeszcze wyobrażenie o godności i nieśmiertelności pojedynczego ducha każdego z jednej strony ani też z drugiej o powadze i świętości człowieczeństwa całego nie zabłysło. Nigdzie myśli o poświęceniu siebie samego dla celów ogólnych świata ani też tej drugiej, że nikogo do poświęcenia się zmuszać zewnętrznie się nie godzi, ale że się każden wewnętrznie winien na to godzić, by się sam poświęcić dla innych. Wolności więc żadnej, tylko ciągłe jarzmo, ucisk bez przerwy - wszędzie chuć zwierzęca, wszystko chwytająca dla siebie i pochłaniająca. Stąd wszyscy cudzoziemcy za barbarzyńców, czyli nieprzyjaciół uważani, a los wojny zamienia ich w zwierzęta, w niewolniki. Oni sami, skoro traf w ręce zwycięzcy ich oddał, uznają się przez ten zewnętrzny przypadek za spadłych z godności człowieka - nie czują jeszcze jaźni swej ludzkiej, wiecznej, nieobalalnej, niezatracalnej - kształt tylko zewnętrzny, rodzimy, ojczysty noszą na sobie, a skoro ten tknięty i nadwerężony, nie wiedzą, na czym się oprzeć. Oderwani od kątka rodzinnego, od ojczyzny i pokolenia swego, bydlętami się stają. Zatem o człowieku w tym okresie stanowi nie to, czym się sam czuje i myśli, ale to, czym wygląda w stosunku do innych współobywateli tam, gdzie ma bogów własnych, swojskich, domowych. Skoro ten stosunek zewnętrzny przerwan, wszystek człowiek sam znika. Nikt ni Boga jednego, ni ludzkości jednej ani też narodowości rozmaitych, a jednak z ludzkością w harmonią miłości połączonych, nie zna. Zamęt uderzających brył o siebie, brył martwych, nie prawami życia, ale tylko mechaniki rządzonych. Wciąż więc kruszą się i rozsypują te wszystkie zwierzchnie kształty jedne po drugich. Hordy, ludy, plemiona stojące pod pręgierzami, na których napisano: „państwo", to wschodzą, to upadają - nic trwałego, nic w kształtach swych rozmaitego, a w pojęciu swym jednego, nie występuje - podbój jedynym środkiem skupienia. Zlepki społeczne podbojem rosną i podbiciu ulegając, bez śladu znikają. Jeden tylko lud żydowski do upadłego broni narodowości swej, ale też wierzy w jednego Boga i wciąż prorocy mu o przyszłej, jednej ludzkości śpiewają - w nim przez wieki przeczucie Chrystusa się wypracowywa - on jakoby obrazem przyszłych narodowości, rzuconym w świat!

Świat starożytny cały był zmysłowością zewnętrzną tylko, bez wewnętrznej podstawy i bez pojęcia celu, do którego wszelki duch zbiorowy iść powinien. Ślepy traf alboli też nieubłagana konieczność go porwała i najwyżej bestwiła się nad nim. Stąd wszystkie prawa jego srogie, nie wyrażające stosunku żadnego między duszami, jedynie tylko stosunek mogący zajść między ciałami, chodzącymi wprawdzie po ziemi, ale pozbawionymi serca i uczuć ludzkich - a prócz prawnego pojęcia, żadnego innego na dopełnienie i złagodzenie tej wyłączności. Stąd też i zguba tego okresu pierwszego historii przez rozpustę cielesną pojedynczych i przez tę społeczną rozpustę państwa zwaną niewolnictwem. Rzym oparłby się był napadowi barbarzyńców, gdyby nie odwieczne niewolnictwo, które wielką część jego ludności albo przerobiło na słabych i nieodważnych cieleśnie, albo też na dusznie już do ziemi i porządku społecznego nie przywiązanych i szukających pociechy w innym świecie - idealnym - roztwartym przez chrześcijaństwo. Hordy barbarzyńców nieliczne były ni też wszystkie razem nie rzuciły się jak potop na rzymskie ogromne obszary. Dwie rzeczy w historii bardzo podobne do siebie: rozsypanie się Rzymu i rozbiór Polski. Ani pierwszego, ani drugiej wszyscy ziomkowie nie bronili; Rzymu tylko legiony, Polski szlachta tylko.

Na ruinach tych czterech tysięcy lat zmysłowości został się nam kwiat nie zwiędły, piękność, wprawdzie formy tylko, ale w tym wyłącznie zewnętrznym kierunku pełna i uwieczniona. Jednak i tu godzi się uważać, że sztuka grecka, która owo uczucie piękności urzeczywiściła i przepotomniła, właśnie zakwitła przez popęd ludu greckiego do wyjścia z okręgów bytu i przejścia do okręgów myśli - na niwach umysłowych starożytności myśl grecka stanowi zasługę ludzką, a żydowskie natchnienie łaskę Boga. Zasługa też owa ludzka odnalazła się cała w następnym objawieniu, w chrześcijaństwie. Piękność zatem sztuki greckiej nie wyłącznie tylko ze zmysłów wynikała, choć im hołdowała przeważnie - w istocie byt w niej przemaga. Ciała bogów urodziwsze niż ich oblicza - na ich twarzach znać spokój raczej zwierzęcia niż ducha, bo żadnym ruchem wewnętrznym nie władnący; czoła ich niskie, zrzenic pozbawieni, co z samej istoty rzeźbiarstwa wypadło, oczy marmurowe bez iskry żywota. Kształt tylko od stóp do głów anielski, ale na licach obojętność, brak osobistości, płci nawet rozeznać nie można; sen duszy nie rozbudzonej znamionującym je piętnem.

Wszystkie mitologiczne wiary ubóstwiały naturę, przejęte wrażeniem życia rozlanego po niej, krążącego jak krew po żyłach organizmu wszechświata. Jedni Hebreje o Bogu za światem mówili - ale twierdząc, że za wiatem i nad światem jest, odrywali go zupełnie od natury - wpadali na stanowisko przeciwne stanowisku pogan. Ci ostatnie tylko skutki widome życia Bożego spostrzegali i te skutki rozmaite, wieloliczne, nadając każdemu postać całką i odrębną, ubóstwiali. Tamci, nie zważając na te pulsacje niejako najoddaleńsze od serca Bożego w świecie, tylko pierwszą, oderwaną ich przyczynę za Boga czcili. U jednych każden objaw życia Bożego z osobna wzięty stawał się bóstwem sam. U drugich oderwany od świata byt jaikiś wieczny, wszechmocny, wszechgroźny, bez związku z stworzeniem, stanowił przedziwność Bożej istoty. Dwie to były wyłączności i sprzeczności. Tam rozmaitość bez kojarzącej ją jedni - tu jednia bez ożywiającej ją rozmaitości; przez Żydów jednak utrzymało się wyobrażenie o Duchu Bożym osobistym, jednym, a tę osobistość połączyć ze światem i świat z nią wiązać prawem miłości i życia przyszedł Chrystus.

Wszechmyśl objawiając, tym samym Syn Boży nadał duszę ludziom. Jego przepis jest prawem idealnym, według którego wszystko winno się rządzić, prawem udzielania się i poświęcenia, którego ostateczny wynik dla duchów pojedynczych to żywot wieczny. Rozwojem zaś historycznym tego prawa na ziemi jest postęp duchów zbiorowych, czyli społeczeństw ludzkich.

Świat starożytny tu się kończy. Myśli świat rodzi się nad światem dotychczasowym bytu, ale nim oba się rozpoznają, wysprzeczają, przewalczą, a potem pojednają i spłyną razem w świat jeden ducha, ileż to wieków ujść musi, ileż przemian, klęsk, burz się zdarzyć, ile krwi upłynąć z ciał, ile rozpaczy z dusz? - Oczewista, iż naprzód myśl owa, jako oderwana, wyrobi sobie swój okrąg czysto oderwany, stojący naprzeciw światu zmysłów - aż świat ten zmysłów przestarzały upadnie i zaginie – po tym zwycięstwie oczewista, że myśl ogłosi się panią ponad wszelkim bytem, ponad wszelką świeckością, że w swym oderwaniu pojmie siebie królową wszelkiego kształtu społecznego na ziemi. Nastanie rozdział i odgraniczenie obu światów współcześnie istniejących, a jeden z nich wiecznie głosić będzie zwierzchnictwo swoje nad drugim. Zjawią się cesarz i papież, Kościół i świeckich państw dzielnice - duchowni i laicy. Będzie chciała myśl oddzielona od ciała wszelkim ciałem pomiatać i nim jak niewolnikiem rządzić. Wyniknie stąd, jak z wszelkiej niewoli, jak z wszelkiego ucisku, bunt ciała, bunt państw, bunt świeckich - zdarzy się reforma religijna, później reformy polityczne, rewolucje, prosto z niej płynące. Te znów w pierwszej chwili zapału i zwycięstwa zechcą ową myśl oderwaną zaprzeczyć, precz z świata wyrzucić, zatracić wszelki kościół idealny i religijne uczucie, aż znów po wielu pasowaniach się zacznie się przypominać ludziom, że na to, by dojść do zbawienia, trzeba pojąć w zupełności Chrystusowe słowo, trzeba przez narody i ludzkość Chrystusową iść do żywota wiecznego, a narody i ludzkość, w ten sposób urzeczywistnione, niczym inszym, jedno ureligijnieniem wszelkiej świecczyzny i zeświatowieniem czynnym wszelkiej religijności - niczym innym, jedno zlaniem najnieoderwańszym wszechmyśli Bożej, objawionej przepisem Zbawiciela, z bytem rzeczywistym ludzkich społeczeństw.

Okres poczynający się historycznie od Chrystusa, a trwający dotąd, jest w dziejach tego planety właśnie przejściem od epoki bytu martwego do epoki żywego Ducha na ziemi - od państwa despotycznego, wschodniego, głuchego, ślepego, niemego, do Królestwa Bożego, w którym ma zakwitnąć pełnia harmonijnego życia ludzkości - od religii mitologicznych i żydowskiej do pocieszenia rodu człowieczego przez Ducha, którego zesłanie przyobiecał Chrystus - i będąc przejściem, ten okres nosi wszystkie jego znamiona, wszystkie cechy rozdwoju, rozdarcia, walki między bytem a myślą, ciałem a duszą świata.

Kościół i państwo, w starożytności zupełnie jedne, a jednością nierozwikłaną i martwą, tu się rozstąpiły, rozszczepiły, od jedności odbiegły, jako sprzeczne stanęły naprzeciwko siebie. Każde z nich z osobna występuje i kształci się - raz Kościół jarzmiony przez państwo - następnie państwo pod uciskiem Kościoła - i znów Kościół poniżon przez państwo. Wszędzie i ciągle te dwa okręgi, czy jawnie, czy skrycie, wojują z sobą. W samym Kościele także ciągłe kształtowanie się, a zatem i walka jedności z mnogością, prawowiary z schizmą i kacerstwami; i nie tylko ta - żywioły organiczne uspołecznienia, demokratyczny kształt, arystokratyczny, władza monarchiczna, niższe duchowieństwo, biskupy, papież, sobory w niezgodzie, w przemianach i historycznym pasowaniu się. Na drugiej stronie, w państwie, zupełnie to samo i jeszcze rozdarcie - świat ciała przejmuje od świata myśli wszystkie jego ruchy, rewolucje, postępy, tylko że nie rozprawami, ale potokami krwi rozlanej je sprowadza i oblewa - nie przypada doń, nie schodzi się z nim, ale, stojąc na uboczu, naśladuje go, tym samym mimo niezgodę powierzchowną wykazując wewnętrznie ukrytą konieczność, która go wiedzie do utworzenia z nim kiedyś jednej i tej samej żywej całości. - Wszystkie kształty rządowe w świeckich społecznościach za kształtami Kościoła się wyrabiają - przez długie wieki Kościół wyprzedza ciągle państwo. Feodalność świecka nastaje po okresie, w którym biskupy rządzili przewładnie, prawie się do Rzymu wcale nie odnosząc, przed reformą Hildebranda. Pomysł monarchii absolutnej przychodzi do głowy królom we trzy wieki dopiero po reformie Hildebranda, który absolutyzm i nieomylność papieską założył i urządził. Wreszcie po Lutra rewolucji zaczynają się nowożytne nasze rewolucje, naprzód angielska, później francuska. Kościół, ta świątynia myśli unosząca się nad światem, w oderwaniu swym od świata własnym rządząca się nastrojem, a pomimo to z konieczności rzeczy tak ściśle, nieodzownie, cochwilnie związana z ziemią i w istocie dążąca do zupełnego wcielenia się w nią od początku samego swojej istności, losami swymi przygotowywa i niejako objawia później nastąpić mające losy i przeroby państw świeckich. Rozstrój jego od trzech wieków wieszczym jest znakiem rozstroju zbliżającego się i do państw, ale dla obu będzie zmartwychwstanie w skojarzeniu się wzajemnym i powszechnej jedności.

Pośród zamętu trwającego przez te wszystkie wieki, doskonale średnimi nazwane, kształcą się niewidomie prawie przyszłe żywe organa ludzkości - narody. Nikt o nich nie mówi i nie wie - świat pełen królów, książąt, panów, wszechmocnych osobników, bohaterów rozbijających, a oni wszyscy to tylko maski, znikome maski na twarzy narodów, a że nie dość wielkie na twarze tak wielkie, z nich spadają wciąż. Starożytność była wyrobiła i puścizną po sobie zostawiła zewnętrzne kształty państw, li tylko zewnętrzne w stosunku do drugich ciał politycznych, monarchie i rzeczypospolite. Podczas średnich wieków wszędzie wewnątrz samych ciał politycznych objawia się pracowite burzenie się i wykształtywanie się stanów, rozdzielonych i rozmaicie do siebie się mających, szlachty, mieszczan, ludu. Stąd państw na zewnątrz i na wewnątrz nastrajanie się coraz porządniejsze; ale sameż państwa są tylko jakoby błądzącym kształtem, formą tylko, oderwaną od swej istoty, a zapowiadającą jej nadejście i panowanie w świecie. A tą państw istotą i rzeczywistością, dla której się wyrabiały i do której zastosować się muszą, bo inaczej ni powodu, ni celu by logicznego nie miały, to narodowości. Państwo nie może być ciałem oblekającym choćby najpotężniejszego i najgenialszego człowieka pomysł - dowód na Napoleonie i Karolu Wielkim - tym mniej ciałem rosnącym koło zdrady, kłamstwa, interesu prywatnego jakiejś rodziny pojedynczej, dynastycznej. Państwo jedynie może być nastrojem żywym i trwałym, przybranym tu przez myśl Bożą jakąś, a takowa tylko w narodowościach na jaw oczewiście występuje. W końcu dopiero trafia duch ludzki i do początku - wieczne to prawo jego - zatem i tu, jak we wszystkim, dopiero po wiekowym tworzeniu się zewnętrznych rzeczy kształtów trafia do samej że rzeczy, napotyka wewnętrzną, obowiązującą państw konieczność, bez której być państwa stałego, rozwijającego się coraz wyżej, postępowego, nie może. Przez świat starożytny i nowożytny nagromadzone czy zwierzchnie, czy wewnętrzne nastroje, ustawy, prawa, kształty pokazują się tylko cząstkami wzdychającymi do swej przyczyny i celu, bezwładnymi lub tylko chaotycznymi, niesprawiedliwymi, jak proch sypki rozlatującymi się, dopóki niepojęte w tej swej przyczynie i celu. Państwo być tylko może ciałem ducha narodowego, a że wszędzie ciało poprzedza objaw duszy i wiedzy na ziemi, więc państwa musiały istnieć przed uznaniem się i poczuciem się narodowości - państwa, ciała, szły sobie swoim tropem, narodowości, dusze błądzące, męczyły się i trapiły swoim. Ileż to walk między nimi było i bywa, i jeszcze będzie! Ale wstępujemy w wieki, w których już niepodobnym się stanie taki rozdział dusz od ciał i prawa publicznego pierwszą zasadą się stanie wszelkiej narodowości istotnej upaństwienie, a wszelkiego państwa, nie na narodowości opartego, rozsyp. Dopiero takie państwa narodowe zdołają być prawdziwie Chrystusowymi i, wiecznym powiązane pokojem, czynnie zmierzać do Królestwa Bożego.

Świat nasz dzisiejszy wynikł z trzech pierwiastków historycznych: z pokoleń słowiańskich i germańskich, nieokrzesanych, nie pojmujących się jeszcze, które na cesarstwo rzymskie się rzuciły, z gruzów po tym cesarstwie pozostałych i z myśli uwidomionej w Kościele - myślą albowiem planety jest objawienie Chrystusowe.

Przez ludy słowiańskie i germańskie dnieć zaczęła narodowość za ich pomieszaniem się z innymi, podbitymi od nich, pokoleniami: narodowość albowiem wszelka potrzebuje rozmaitych pierwiastków u początku dzieła i tak jak każde zjawisko harmonijne natury zapładza się i rodzi w pewnych ciemnościach, śród bajecznych podań, w kolebce mistycznej, za dni nie rozwidnionych a pełnych kojarzenia się odmiennych żywiołów, wśród burzy olbrzymiej.

Z świata rzymskiego została idea prawnych stosunków zewnętrznych pomiędzy ludźmi i idea ojczyzny wymagającej poświęcenia się obywateli dla świeckiego celu w tym właśnie czasie, kiedy chrześcijańska nauka wołała tylko o poświęcenie dla celu idealnego, zaświatowego.

W kościele ludzkości powszechnej wciąż objawiała się myśl o jej związku z losami przyszłymi duchów naszych pojedynczych, nieśmiertelnych, ku żywotowi wiecznemu się sposobiących.

Wszystkie te historyczne żywioły, przez ciąg wieków mieszając się z sobą, wyrabiały i wykończały, że tak powiem, ideę narodowości, w której to idei jak składowe pierwiastki chemiczne w ciele złożonym same się odnajdują. Czymże albowiem ojczyzna, jeśli nie uczuciem serdecznym, nie zmysłowością narodowości? Zdaje ci się, że kochasz ziemię lub miasto, ale ty, sam o tym nie wiedząc, kochasz cel duchów wszystkich, który się wy-pracowywa pod takim a takim prawem, w tym a tym kształcie odrębnym, na tej ziemi, w tym mieście. Inaczej byś ty tej roli i tych głazów nie mógł ukochać, a ludzkość, w jeden kościół przemieniona na ziemi, czymże, jeśli nie celem najwyższym, idealnym, przyszłym narodowości wszelkiej, jeśli nie ową świątynią, do której każda z nich swoje znosi głazy i dla której rozbija skały, oporem stojące na drodze, na to, by wszystkie u końca wieków ziemskich we wszelkiej rzeczywistości weszły i zamieszkały w niej?

Powtarzamy: duchy zbiorowe, narody i ludzkość niczym innym, jedno szkołą wychowawczą pojedynczych duchów, z której one przejść mają do żywota wiecznego. W szkole odbywa się przygotowanie do tej przyszłości i musi nauka o niej rzeczywistość jej samą wyprzedzić, musi w uspołecznieniu duchów zbiorowych zajaśnieć jakoby obraz żywota wiecznego pojedynczych. Tym tylko utworem, arcydziełem swym na ziemi, pojedyncze uzdolnią się do żywota niebieskiego, nauczą się niejako warunków jego i metody. Coś podobnego, coś przybliżonego doń stawiając na ziemi, staną się dojrzałymi do niego samego - przecież ducha przymiotem, że, stwarzając na zewnątrz siebie, tym samym stwarza się sam.

Na czymże więc zależy najwyższego życia pojęcie? - Oto na takim nastroju, który by, postępowo się podwyższając i rozwijając, zdołał przy ciągłym przeobrażaniu się zachować jaźń jedną i tę samą, czyli ciąg nieprzerwany świadomości o sobie. Nim pojedyncze duchy przyobleką organizm nie potrzebujący już umierać, by przeobrażać się, muszą dojść do takowego duchy zbiorowe, czyli społeczeństwa ziemskie. Lecz jakżeż społeczeństwom ziemskim dostąpić takiej nieskazitelności planetarnej inaczej, jak oparciem się na tym, co zarazem ich prawdą wnętrzną i rzeczywistością widomą - na tym, co im powodem do bytu i zarazem bytu owego celem - na tym, co iścizną ich z Bożej łaski, od której nie mają ni mieć innej mogą, i zarazem wolnej ich woli i zasług polem - słowem na narodowości? Nie sposób inaczej, według praw rozumu, pojąć ni rządu, ni ludu żadnego. Dopiero narodowość jak matka, jak ogarniająca przyczyna, wyłania i rząd, i lud z siebie. Skoro się tylko dąży do pojęcia harmonijnego, tj. rozumnego i religijnego zarazem, musi wystąpić narodowość jako warunek niezbędny wszelkiego państwa. Z nóg, rąk, głowy odciętej kilku ludziom chcieć jednego zlepić człowieka i kazać mu, by żył i chodził, byłoby równym szaleństwem temu, które zlepek z kilku posiekanych narodów zamyśla trwałym i statecznym ruchem natchnąć. Naród albowiem to zbiorowy, żywy człowiek, który się ma do ludzkości, jak każden z nas do swego narodu. Życia przedrzyźniać ni udać nie sposób tak, żeby się udanie udało! W świecie ludzkości i historii panują nie mniej wieczne prawa, jak w świecie natury. Jeżeli ten, co źle siłę pary obliczy, musi wyskoczyć w powietrze, cóż dopiero ten, który żartuje z żywymi, duchowymi siłami społeczeństwa? Podeptane, z tym sroższą oddziaływują potęgą, i im dłużej gwałcone, tym mszczą się straszliwiej. Zawarta w nich wszechprzytomność rozumu Bożego, pokrzywdzona ich krzywdą, rozprężystsza się nazad z nieskończoną mocą. W takich to razach koniec przychodzi na mocarstwa i grom uderza w całe okresy historii. Chrystus, na nowo przybity do krzyża przez ludzkie dzieje, pełne zbrodni i błędów, nagle przybiera twarz i głos starożytnego Jehowy - i biada tym, którzy wtedy konać muszą wraz z rozpadającym się światem!

Wiek nasz, dziedzic wszystkich starożytnych, średnich i nowszych czasów, jest wiekiem narodowości dochodzących do pełnej wiedzy o sobie, a tym samym zabierających się do świadomego i samodzielnego działania. Nic ich od tego nic wstrzyma, bo cokolwiek siebie pojęło, wnet przechodzi do okręgów czynu. Historia wstecz się nie cofa, nigdy wstecz - ale ma dwie drogi, którymi przeznaczeń swych dopełnia, a obór między nimi do wolnej woli ludzkiego rodu należy. Jedną wszystko nastrojnie się odbyć może, wszystko światłem, mądrością, miłością, a cierpliwie i z wolna, dojść by mogło do końca - i tę ludziom wskazał Syn Boży. Druga wiedzie przez otchłanie na przebój, klęski i zamęt za narzędzie ma - i na niej jeszcze więcej czasu stracić trzeba, bo naprzód zstępuje w dół i w ciemnice, by później dopiero, opamiętawszy się, powrócić w górę i ujrzeć, że nad głowami ludzkimi nie bez niebios jest. Lecz czy tak, czy owak, wieczne prawa Boże dopełnić się muszą!

W tej chwili więc dochodzą narody do wiedzy pełnej o sobie, do przeświadczenia o prawowitości, nietykalności i samodzielności żywota swojego. Lecz jako przed wiekami duch pojedynczy ludzki, choć od kilku tysięcy lat bytujący na ziemi, dopiero za ukazaniem się Chrystusowej postaci dowiedział się o sobie samym z losów Jej żywota, że nieśmiertelny, że Ojca ma w niebiesiech i jaką drogą wracać ku Niemu powinien - tak i teraz, by uzyskać pełnią wiedzy o sobie, duchy zbiorowe potrzebowały pierwowzoru, który by, sam będąc duchem zbiorowym, zniósł widomie, dotykalnie, rzeczywiście wszystek ciąg losów mogących dotknąć jaką bądź ziemską i narodowość i tymi dziejami swymi właśnie objawił prawdę niepodobieństwa jej zgonu. Takowa zaś prawda, pierwszy raz wstępująca w świat, oczewiście, że tylko przez śmierć i odrodzenie udowodnioną być może. Nim się zacznie żyć trwale, bez śmierci, wprzód ze śmierci zmartwychwstać trzeba, by wykazać wszystkim śmiertelnym i bratnim, że w istocie nieśmiertelnymi są. Pierwowzór takowy zatem, mający roztworzyć dzieje przyszłości, musi własnymi dziejami wszystkie chwile bytu, wszystkie konania, wszystkie śmierci i powstania z niej narodowego uwydatnić, bo dopiero z nich wszystkich razem życie najwyższe się składa i siła nieśmiertelności narodowej się wykazuje.

Konieczność takich pierwowzorów prawem wiecznym historii, bo ona jest polem wszechrzeczywistości. Nic się w niej ni wiotko, ni łatwo nie odbywa - wszystko pomału, trudno, pracowicie, a nadzwyczaj poważnie i surowo się dzieje. Żadna myśl oderwana, żaden pomysł nie usprawiedliwiony wykonaniem, żadna teoria sama przez się nie zdoła kierować losami świata. Musi wprzód wcielić się, niejako upłaskorzeźbić się w przestrzeni i czasie, musi żywym stać się przykładem, nauką serce bijące mającą, z którego nie tylko pewniki idealne, ale i krew szczera, krew czerwona; rzeczywista się leje wszystkim na udział. I przed Chrystusem pewne zasady chrześcijańskie krążyły ponad światem. Tu i owdzie myśl o miłości wszystkich błądziła - popchnęłaż świat potężnie, ruszyłażże go z posad starych, nim w Chrystusie całe uwidomiło się i na krew rozpłynęło Słowo Boże?

Przez święty trud i świętą mękę Chrystusa, przez przemienienie, zmartwychwstanie i wniebowzięcie Jego, każden duch pojedynczy ludzki podwyższył się na członka, że tak się wyrażę, niewyrzucalnego już z nastroju wszechstworzenia, bo zrazu przez śmierć przechodząc, następnie odrzucić ma ten warunek niższych stanów ducha i żyć świadomie bez końca. Otóż za dni dzisiejszych, gdy przepis Chrystusowy rozlewać się zaczyna na okręgi zbiorowe, gdy widnokrężnie domaga się ziemskiego urzeczywistnienia i przcz to samo historia wkracza na drogę mającą dowieść ją do Królestwa Bożego, musi podobnież w tym świecie ziemskim ludzkości wynaleźć się członek niewyrzucalny, niezatracalny, podstawa żywa całej przyszłej budowy. Takową narodowość tylko być może; ale nie dosyć tak myślą pomyśleć, historia musi dowieść tego czynem. Czyn to wykazujący, czyli dzieje szczególnego narodu tę prawdę odbijające, właśnie staną się pierwowzorem onym, powołanym do ustalenia na ziemi świętości narodowego żywota, a tym samym do rzucenia posad, na których oprzeć się ma przyszłość historyczna człowieczeństwa.

Gdybyśmy jedynie samą władzą pojęcia chcieli dochodzić znamion takiemu pierwowzorowi koniecznie przynależnych i kształtu najlepiej doń przypadającego, w jakiejże postaci, z jakimże licem by przed naszą wyobraźnią wystąpił? Jakiegoż by ciała, czyli bytu, takowy ideał musiał się domagać w przeszłości? Jakiejże myśli czy duszy zstępującej weń, by go rozświecić za późniejszych dni swoich? Jakiż by rodzaj zgonu odpowiadał najlepiej warunkowi zmartwychwstania, zawartemu w jego losach, i do jakiegoż ducha przyszłego koniecznością by mu zmierzać było wśród trudów i bolów teraźniejszych?

Nasamprzód, oczewista, że taki pierwowzór ziemskich narodowości da się tylko pojąć napiętnowany męczeństwem i prześladowaniem, skoro śmierć i zmartwychwstanie, a zatem i przejście od pierwszej ku drugiemu, czyli długie pasowanie się w grobie, niezbędnymi są jego objawu warunkami. Inaczej by albowiem nie był tym, czym być ma. Dowód nieśmiertelności narodowych nie wytrysnąłby z jego dziejów jak woda żywota ze skały.

Po wtóre, nie zdołałby żadnym stać się pierwowzorem, gdyby przed chwilą, w której zstępuje na łono śmierci, nie był już przeżył ciągu długiego wieków i dopełnił wielu czynów stawiających go, mimo że jeszcze w niepełnej świadomości, na czele ludów własnego plemienia, a w rzędzie najświetniejszych narodów innych plemion. Byt jego przedśmiertny powinien zatem znakomitą jaśnieć chwałą, a tej być nie może bez starożytności dla narodu, gdyż nie sposób mu zbudować świat w dniu jednym dopełnionymi czynami. Z tych czynów wyrosłe, złożone, uzupełnione ciało jego historyczne, nim zadrgnie wiedzą o sobie i przetwarzać się nią świadomie zacznie, musi bezświadomie, przyrodzonym, bezpośrednim sposobem, czyli z łaski Bożej, nosić już na sobie zarysy zapowiadające wszystek dalszy rozwój przyszłości. Ta sama jaźń, co kiedyś będzie, musi się odbijać już w tym, co było. Przemienienie ją kiedyś podwyższy, odnowi, uwielbi, ale nie zniszczy, nie strawi, nie zagubi. Jakżeżby mogła później objawić się w całej sile swej, gdyby jej wprzódy już pod pewną miarą i w mniejszej potędze nie było? Wolna wola wszelka i świadomość wszelka nie z niczego, ale owszem, z czegoś już danego, z przygotowanych zasobów, z utworzonego już organizmu się wydobywa, niejako zaszczepia się na pniu, z Bożej łaski wzrosłym, od dawna już istniejącym bez dokładnej wiedzy o sobie.

Dzieje więc takowego pierwowzoru w odległe, aż bajeczne czasy sięgając, snuć się będą od samego początku czynami poświęcenia, odwagi i szlachetności. W czasach, w których polityka, w niczym słowa Chrystusowego się nie pilnująca, rządzi światem, w którym chciwość i samolubstwo jedynie o działaniu mocarstw stanowią, on, choć upaństwowiony także i szeroko władny, mniej więcej ciągle nie świeckiej polityki, nie chytrości i podstępu w stosunku do obcych państw się trzyma, ale, o ile może, ewangelicznego przepisu. Z natchnienia, z natury wspaniałomyślnym i miłościwym bywa, nie napada ni grabieży postronnych, nie wynajduje szalbierskich, kłamanych praw do obcych posiadłości. Owszem, nieraz usuwa się od nadarzonych korzyści, skoro powleczone niesprawiedliwości pozorem. Wszędzie, gdzie tylko zdoła, ratuje ujarzmionych od ucisku, na zewnątrz występuje ciągle jako naród-rycerz, jako naród-obrońca najwyższych celów i zasad okresu tego, w którym żyć mu się dostało. Zatem musi bronić chrześcijańskiej wiary i ogłady od zamachu wrogów pogańskich lub też takowych, co, choć chrzest przyjęli, nie przejęli się jeszcze chrześcijańską obyczajnością.

Na wewnątrz zaś własnego państwa, w stosunku do ludów niedokształconych, własnej narodowości osiągnąć niemożnych, z których to ludów sam się kupi i tworzy, nie używa podboju ni gwałtu, ni bezprawia, jedno pociąga je wyższością uspołecznienia swojego, łagodnością praw, wolnością ustaw, słowem, mocą przykładu. Uniami, nie łupiestwem i zdobywaniem, podrasta, bo to jedyny Chrystusowy środek polityczny upaństwiania się. Lecz na to potrzeba mu koniecznie między te ludy roznosić i przelewać wyższą oświatę, ową zdobytą na wiekach przez resztę ludzkości. Sam musi naprzód się w nią przyoblec, a potem promienieć jej jasnością dokoła - stąd wypada, że się stanie jakoby przewodnikiem ciepła i światła duchowego między najwyżej stojącymi w tej epoce lub poprzedniej a niedojrzałymi, obecnie rozwijać się zaczynającymi członkami ludzkości.

By wszystkich onych warunków dopełnić, koniecznie pierś tego narodu dwa główne musi zawierać żywioły: wielką miłość religii niebieskiej i również wielką miłość do ziemskiej wolności - i to nie oddzielone i powaśnione z sobą, jak w reszcie świata, lecz owszem, połączone razem i owym połączeniem już niejako wskazujące przyszłość całą historii, zapowiadające ów okres pojednania i harmonii, którego rozpoczęcie kiedyś przeznaczeniem tego narodu, a którego piętnem zlanie się w jedno świata z Kościołem i Kościoła ze światem. Obywatele więc w takim narodzie powinni by słynąć z głębokiej bogobojności - duchowni zaś z żarliwego obywatelstwa.

Im, równie jak świeckim, wszystkie urzęda publiczne bez żadnej nieufności powierzane będą. Stanu osobnego nie utworzą - nigdy nie spasożytnią się naokół serca narodowego - owszem, zawsze przykład dawać będą przywiązania do ziemskiej ojczyzny i dla niej zaofiarują, ilekroć potrzeba, majątek i gardło. Z tej samej przyczyny naród ten powinien by należeć do onego Kościoła na ziemi, który jeden, przez powszechności domaganie się wieczne i nastrój wewnętrzny swój wszystkie kształty możne uspołecznienia zawierający, przedstawia obraz przyszłej, jednej, pojednanej ludzkości, tj. do Kościoła katolickiego. Przy tym jednak nadużycia w innych stronach ziemi na łonie rzymskiego katolicyzmu zdarzone, jak np. inkwizycja i ślepy fanatyzm wojen różnowierczych, nie znane mu będą lub jeśli kiedy wyjątkowo zmaże się nimi, to oczewista będzie wszystkim patrzącym, że odstąpił od charakteru swego i że tym odstąpieniem, tą winą gotuje sobie zgubę, ową właśnie, która go doprowadzi do śmierci, przez którą przejść musi, by zmartwychwstać.

Z wszystkich tych wymagalności, którym ten naród dziejami swymi zadośćuczynić powinien, łatwo się domyśleć treści jego usposobień i zdolności wewnętrznych. Jeśli ma być oświecicielem i wtajemniczycielem podrzędnych ludów, musi do najwyższego stopnia posiadać wykształconą i tkliwą władzę odbierania wrażeń i odebranych przerabiania i udzielania innym. Lecz wyższe wpływy tylko tak łacno doń przenikać będą, nigdy zaś niższe, barbarzyńskie, bo wtedy, zamiast podwyższania niższych, sam by się poniżył, ulegając ich działaniu. Nic zatem w jego charakterze wyłącznego nazbyt, z resztą świata chrześcijańskiego na zabój sprzecznego ni dzikiego być nie może - on żadnymi przesądy, jakby murem chińskim, się nie oddzieli od Europy - żadne wysokie i trudne góry, żadne morza go od cywilizowanej części świata odgraniczać nie powinny. Ziemia jego sama w kształtach swoich musi wyrażać na wszystkich swoich granicach nie przedział i odstrychnięcie, ale zbliżenie się i zlew. Na takiej ziemi równej zamieszkując, wspaniałością, uprzejmością, gościnnością, wyobraźnią nader żywą i obrazową, sercem szczerym, otwartym, gorącym, z resztą Europy obcować będzie. A w toku spraw ziemskich zwyczajnym wystąpić muszą i wady, tych przymiotów siostrzyce, objawi się pozorna lekkomyślność, apostolskie niedbanie o dzień jutrzejszy, brak wyrachowania wypadków, szczególnie tam, gdzie podstęp i chytrość składają rachunku część najprzedniejszą. - Nigdy ten naród w przymierzach swoich z innymi mocarstwami nie będzie się pilnował zysku bytowego, cielesnego jedynie, owszem, zawsze tylko z tymi się zwiąże, które nie najdogodniejsze jemu pod względem korzyści jego osobistej, ale z których najwyższa spływa korzyść dla ogółu świata, tj. z tymi, które stoją w danym czasie na czele ruchu ludzkości - i w miarę jak ten ruch od jednych do drugich przenosić się będzie, i on też, idąc za światłem, przymierze z nim wieczne swoje przenosić będzie do innych narodów. Odwaga jego, nie chciwa ni napastnicza, nie godząca na żadne zdobycze materialne, okazywać się musi lwią i bez żadnego namysłu, jakby natchnioną, skoro o cel jaki święty idzie. Stąd ten naród wystąpi bohaterem śród innych. Bohaterstwo cechą jego właściwą będzie zawsze i wszędzie, od najnieubłagańszych wrogów mu nawet przyznawaną. Niebezpieczeństwa nigdy nie obliczy ni się przed nim zatrzyma, ale prosto w nie się rzuci, Bogu, w którego wierzy namiętnie, poruczając wynik ostateczny sprawy - słowem, na niwach bytu przeszłego piętnem go znamionującym musi być uczucie wrzące i szlachetne, łacno obudzalne, dlatego też właśnie wyczerpujące się czasami i skore niby to do znużenia - lecz zawsze i na wieki gotowe znów zatleć i gorzeć.

Kto przeznaczeń drugim służyć i dopiero własną duszę odzyskać, gdy ją utraci dla drugich, ten dbać o siebie pilnie, porządnie, systematycznie nie może. Nie miałby potęg przeznaczenia swego - nie władałby środkami zgodnymi z celem mu postawionym - nie żyłby żywotem, tym właśnie, który przeżyć musi, by do śmierci się dostać, z której zmartwychwstanie powołaniem mu politycznym i religijnym zarazem. Wadom więc i usterkom, które zgon na byt jego, na ciało jego, na przeszłość jego spuściły, nie ma się co tak bardzo dziwić. Zrozumieć je i pojąć trzeba, a to dopiero uskutecznia myśl, czyli dusza narodu w chwili, gdy on do wiedzy o sobie i przeznaczeniu swoim dochodzi.

Powiedzieliśmy wyżej, że takowa chwila zwykle przynosi rozdarcie i w kształcie burzy się zjawia. W pierwowzorze, którego kształtów dochodzimy, ona musi przypadać właśnie, kiedy i śmierć polityczna, czyli odpaństwienie narodu, utrata cielesności bytowej; bo jeśli ta śmierć, to odpaństwienie, to rozwiązanie cielesne koniecznym, pytam się, kiedyż by ono przypadło? Gdyby przed zjawieniem się duszy, a toż by była śmierć wieczna, i ciało, które by duszy nie miało, ginąc, zginęłoby zupełnie, świadomości o sobie nie przeciągając poza grób swój. Również śmierć przypaść nie może, kiedy po walce duszy z ciałem zlew już ich nastąpił, rozdarcie ukojonym zostało i duch się wykształcił, bo to początek dni nieśmiertelności. Zatem jeśli śmierć w losach tego narodu koniecznością, spadnie ona na niego historycznie właśnie wtedy, kiedy myśl jego się rozbudza, kiedy zaczyna z świadomością sądzić o sobie i rozumieć przeznaczenie swe - i dlatego też właśnie śmierć owa będzie tylko śmiercią znikomą, śmiercią, która sama śmiertelna, a nie zagubą na zawsze - nowy wylew żywota, choć pod innym kształtem zdarzeń w tej chwili, bo pod idealnym, a nie bytowym już, uratuje konającego od przepadnienia. Dusza, rodząca się, gdy ciało umiera, zastąpi je i dzieje jej odtąd będą dziejami narodu.

Musi on zatem zejść z widowni politycznej, nie wyczerpnąwszy wcale wewnętrznych sił swoich ni też nawet nie potraciwszy wszystkich zewnętrznych, bytowych, bo duszy oderwanej czysto od wszelkiego bytu, od wszelkiej podstawy cielesnej, nie ma ni być nie może - nie będzie więc ten naród ani do szczętu wyrżniętym, ani nawet podbitym długimi wojny, wysysającymi zeń zniszczeniem i pożogami samą rdzeń jego mocy. Ciało jego widome stanie się ofiarą potęg chytrych, cieleśnie odeń w tej chwili silniejszych, w konspiracją szatańsko przebiegłą przeciw niemu związanych, czyhających na każdą słabość jego, powoli i wężowo wkradających się w jego serce, zwodzących go co chwila, wewnętrzną niezgodą go rozrywających, krzywoprzysięgających mu i obiecujących pomoc, a przynoszących zdradę, szczególnie przez zasiewanie zarodów waśni domowej w jego wnętrza, przez obalanie wszystkich jego usiłowań organizacyjnych i korzystanie z jego nawyknienia do wielkiej wolności, zatem i do szczerości, otwartości, niestrzeżenia się i wielomówstwa. W chwili właśnie, gdy dusza mu się rodzi i zaraz głęboko przemyśliwać zaczyna nad naprawą ciała schorzałego, ono ciało ulegnie rozbiorowi i zewnętrzny wszystek widomy jego organizm zniszczeje pod ręką nieprzyjaciół - ale za to ręce owe sąsiednie, nieprzyjacielskie, duszy dopiero co zjawionej uchwytać nie zdołają - nastąpi stan śmierci ducha tego zbiorowego, podobny ze wszystkim do stanu śmierci, któremu podlega wszelki duch szczególny. Dusza oddzielona od ciała, z przewagą idealności swej, z niedomiarą bytu, wspominać zacznie przeszłość i rozmyślać nad przyszłością, przeszłe winy rozpoznawając, wytykać sobie błędnie drogę powrotu do życia, a to przy ciągłym cierpieniu, przy niesłychanych wysileniach, podjętych dla otrząśnięcia się z niebytu, a które długo, długo bez wiadomego skutku pozostać muszą. Będzie to niejako stanem czyśćcowym dla duszy wielkiego narodu. Ciśniona zewsząd okrutnym jarzmem, zraniona codzienną niesprawiedliwością, cierpiąca, błądząca, gotuje sobie nieopisanym żalem i równie nieskończoną siłą idealną wiary i nadziei przyszłe, nowe ciało na dzień zmartwychwstania.

Co do przeszłości, rozważając byt swój przemieniony, pozna na historii swej jakoby palec Boży położon, uzna, że pomimo grzechy i błędy najbielszą ma kartę w dziejach europejskich, najmniej skalaną zbrodniami, najściślej Chrystusową, a to szczególnie dlatego, że najmniej myślała o sobie, że ciągle pomoc i ratunek niosła drugim i dla nich się poświęcała. Uznawszy to, poczuje się do niechybnego posłannictwa na przyszłość i zrozumie, że rozwijać tylko takowe może, wciąż poświęcając się i łącząc nadal sprawę własnego zmartwychwstania z sprawą wszelkiego dobra i piękna w ludzkości; w jedno więc zleje myśl własnej niepodległości z myślą o niepodległości innych ludów i wolności świata. Ile razy zdarzy się sposobność, ona odpowie na to hasło. Jęcząc śród Europy i zrywając się z grobu, to weń na pozór zapadając głębiej, nie opuści żadnej pory walczenia z niesprawiedliwością sobie wyrządzoną, a tym samym i całemu człowieczeństwu - nie będzie pola bitwy jednego, na którym losy świata się rozstrzygnąć mogą, bez jej przytomności. Stawać na nich będzie ostatkami rozproszonymi ciała swego jak mara tęskna, chcąca, a nie mogąca, lecz chcąca wiecznie i wierząca bez miary.

Któż się nie dorozumie, że z takowego stanu próby i cierpienia wynikną nieraz myśli i dążności przesadne, zbytnią wyłącznością napiętnowane, podobne do onych marzeń, których po śmierci każda dusza osobnicza doznaje, gdy jasno wprawdzie wie, że ją drugi żywot czeka, ale nie może działalnie od razu wystąpić z potęgą czynu przez odpadek ciała jej odjętą. To właśnie pasowanie się jak gdyby w próżni, ta właśnie niemoc mimo żądzę trwającą, to, a nie co innego, śmierci jest trudem – męką – ofiarą - jest onym przejściem utrapionym i smętnym z jednego życia ku drugiemu - jest dopełnieniem onego warunku rozdarcia, niższym duchom położonego na to, by się na wyższe przeobrazili.

Nikt albowiem bez namysłu i rozmysłu, bez tysiącznych wahań się, dociekań, śledzeń, bolesnych zawodów, opadnień sił myśli i przemiennych dźwigań się jej, nie dojdzie do przepojenia się Chrystusowością swą własną, obudzoną w nim przez objawienie Syna Bożego, a zatem nie dostąpi wyższej rzeczywistości okręgów. Duch zbiorowy narodu zupełnie taką samą kolej przebyć musi jak osobniczy, jeśli zmartwychwstać ma i na powrót stanąć w kole żywych, upaństwionych, w czyny polityczne twórczych narodów - a jeżeli do tego ma stać się dziejowym pierwowzorem ich nieśmiertelności planetarnej, musi jego dusza odpaństwiona przepoić się w śmierci istotną Chrystusowością duchów zbiorowych, której dotąd na ziemi nie było, a która zależy na wcieleniu przepisu Chrystusa we wszystkie kształty wewnątrz- i międzynarodowe na świecie. Takie zaś wcielenie i zastosowanie, będąc nowym wylewem ducha Chrystusowego z ciasnych granic, w których go dotąd świat trzymał, na wszystkie świata tego obszary, koniecznie dąży do utworzenia nastroju wznioślejszego, rozumniejszego i świętszego niż ten, który dotąd istniejąc na ziemi, kaleczył wszędzie prawo wszechmiłości, a tym samym i wszechrzeczy natury. Nie inna wnętrzna, nieznana jakaś, świeżo narodzona, przewracająca wszystkie dotychczasowe wiary i pomysły, wydobywa się siła, ale nowy do siły już objawionej, nieskończonej w sobie i coraz wyższego kształtu domagającej się, przypaść musi organizm na podobieństwo onych coraz doskonalszych machin, które w świecie natury nie odkryciem są nowej siły fizycznej, ale wynalazkiem lepiej odpowiadającym wiecznemu prawu siły już znanej i dlatego daleko wyraźniej ją objawiają, jej wywarcie się pełne a harmonijne na zewnątrz ułatwiając. Lecz jako taka machina nowe przedstawia kształty i nie doznane nigdy wprzód wpływy siły onej wywiera, bo niejako stała się dla niej ciałem o wyborniejszych zmysłach, z jej wewnętrzną prawdą zgodniejszych, takoż i podobny organizm będzie w czynie i wszelkiej rzeczywistości nie odmianą, ale przemienieniem i rozszerzeniem słowa Chrystusowego. Będzie nim, nim samym, ale z posetnioną potęgą na świat się wywierającym - nim, ale w ruch i życie wprawiającym ogromy - nim, ale już w ciele zbiorowym, które miasto dwoma, milionami ócz zapatrzone w niebo, milionami ust Boga chwali i milionami rąk planetę tego wypracowuje na ołtarz święty i niepokalany, ku ostatecznym celom swym biegnący w przestrzeniach. - Niezbędnymi więc warunkami dla duszy przystępującej do myślenia o takim organizmie duchów zbiorowych nasamprzód pojęcie Chrystusa we wszelkiej prawdzie i zrozumienie wszystkich stosunków, wiążących ludzkość całą, nie już tylko osobników, z Bogiem. W duszy zatem onego narodu, myślą i tęsknotą pracującej w grobie, musi nastąpić przede wszystkim rozświetlenie religijne - musi się ono w niej wyrobić i jako łaska zesłana jej w natchnieniu, i jako zasługa własnego jej idealnego trudu, domysłu, żądzy gorącej, smutku głębokiego - w jej wnętrzach musi się urodzić dzień obiecanej przez Chrystusa pociechy, dzień Ducha Świętego, który wytłomacza i uwielbia Chrystusa - w jej śmiertelnych ciemnościach musi dnia tego zajaśnieć widzenie - wiedza religijna na miejscu samej ślepej wiary wtedy się rozwidni, a przed wiedzą oną odtajemniczyć się muszą tajemnice dotąd nie zrozumiane lub zaprzeczone, nigdy zaś jeszcze nie odtajemniczone, bo odtajemniczenie wcale nie ujmą, ale owszem, rozwielmożnieniem się i uwielbieniem wszelkiej tajemnicy, gdyż prawda, dotąd przesłonięta, staje się za przesłon usunięciem gorejącą i widną jak słońce. Odpadają od niej tylko wyziewy, nie składające wcale jej treści ni kształtu, jedno między nią a naszymi oczyma wiszące. Słońce samo nie może nie być, one zaś, tak jak wprzódy mogły być, teraz nie być mogą. Przejąwszy się prawdą oną, która już nie tylko wiary, ale przekonania i myśli dowodzącej przedmiotem, a zatem jakoby podwojoną wiarą, dusza ta w grobowej idealnej twórczości swej przejdzie do wymiarkowywania i odkrywania środków, za pomocą których układ wszech świeckich rzeczy może do słów Zbawiciela przypaść na to, by one przestały być słowami tylko powtarzanymi, a przeszły do stanu czynów czynionych we wszystkich okręgach ludzkiej zbiorowej działalności, w politycznych, handlowych, społecznych itd., itd., i stąd rósł właśnie ten świętszy porządek, ten harmonijniejszy nastrój narodów i człowieczeństwa.

Nie inny cel, nie inne rozmyślanie, zadane z konieczności tej duszy, od ciała dawnego oderwanej, a ku nowemu się przysposabiającej w czyśćcowym swym grobie. Owóż przesada nieuniknięta, o której wspomnieliśmy wyżej, zapewne na tym zależeć będzie, iż ta dusza w chwilach wielkiej goryczy niekiedy zażąda od razu dorwać się następnego ciała i nie wymiarkuje, że nie przeszła jeszcze przez wszystkie stanowiska śmierci. Patrząc wciąż idealną myślą w cel ludzkości ostateczny, w Królestwo Boże na ziemi, którego roztwarcie jej przeznaczeniem, wstęp doń pomiesza z jego najwyższym rozkwitem, czyli dni obecne z dniami mającymi rozwiązać historią człowieczeństwa. Cel zatem w takowych chwilach pogmatwa ze środkiem, doń mającym stopniami dowieść, i zechce jednym podrzutem przeskoczyć przez wieki. Widzenie ciągłe, że tak powiem, magnetyczne, zwykłe duszom bytu pozbawionym, widzenie przyszłości w dokonaniu już, każe jej zapomnieć o wszystkich przedwstępnych kształtach i rozwojach uspołecznienia, oddzielających czas nasz od końca ziemskich czasów. Stąd wynikną wszystkie pomyłki duszy onej, która jednak za każdą odmylać się niejako musi i wzrastać w rzeczywiste prawdy pojęcie, w którym nie tylko cel ujrzan i wiedzian, lecz i środek także doskonale poznany i opanowany. W stanie śmierci największym trudem jest rzeczywistości ocenienie i powrót do niej, wszelki cel ostateczny, idealny, daleko łatwiej się pojmuje. Stan wszelkiej duszy pośmiertny z wielu pomyłek się składa i one to stanowią ból śmierci, który w końcu przebyty i przezwyciężony być musi. I dusza ona narodowa, wiecznie zapatrzona w ideę świętą – wielką - prawdziwą, wreszcie dojdzie ciągiem zawodów, cierpień i rozmysłów do możności odzyskania bytu, czyli utworzenia sobie nowego, a już nieskazitelnego ciała na ziemi.

Dopiero za tym powrotem na niwy widome a rozszerzone żywota wystali i w chwale duch narodowy, pierwowzorny dla innych, zgodny z prawdą idealną, odkrytą, zauważoną i udzieloną z łaski Bożej w grobie. Nie będzie już waśni między wiedzą a bytem, duszą a ciałem. Z nich jedna twórcza jaźń narodowa zmartwychwstała - i ten duch zbiorowy wyprowadzi ludy inne na drogę wiodącą do kościoła ludzkości. Żywot jego przeszły, męka, śmierć, oddział duszy od ciała i długie przemieszkiwanie w grobie innego nie mają znaczenia; właśnie są stanowiskami różnymi jego ducha kształcącego się w świecie duchów zbiorowych, tak jak duchy szczególne, ludzkie, się kształcą, żywot swój żyjąc rozmaitymi życiami swymi, a ku żywotowi wiecznemu się kierując. On pierwszy nieśmiertelności narodowej dowiedzie pod warunkiem Chrystusowości narodu. On pierwszy tę Chrystusowość narodową wniesie w świat, tak jak pierwszy Chrystus objawił nieśmiertelność pod warunkiem połączenia się z Słowem Bożym wszelkiego szczególnego ducha ludzkiego. Odtąd w tę prawdę wierzyć będą duchy zbiorowe, rządy, państwa, mocarstwa, ludy, i przemienić się będą musiały na Chrystusowości zbiorowe, tak jak osobnicy przemienili się na chrześcijan przed dwoma tysiącami lat - i to stanowić właśnie będzie wstęp do Królestwa Bożego na ziemi, bez którego by duchy nasze, jakeśmy wyżej powiedzieli, do żywota wiecznego wyrobić się i dojść nie mogły.

A teraz zastanówmy się! - Jestże taki pierwowzór tylko przypuszczeniem naszego rozumu, tylko przewidywaniem czegoś, bez czego historia nie zdoła się obejść, a co dopiero później śród niej się objawi i rozwinie - alboli też dokonywającą się już, wielką, pełną rzeczywistością, którą wszystkich oczy oglądały i której ran najniewiemiejsze dotknęły się ręce? Istniejeż na ziemi naród ogromnej i wspaniałej przeszłości, za dni teraźniejszych obran z widomego ciała, a duszą nie znękaną, wciąż z grobu się wydzierającą, obdarzon - naród, mimo zawody i męki nieopisane, pełen wiary i nadziei w przyszłość, pełen miłości silniejszej niż śmierć sama, bo do czynów pośmiertnych i śródśmiertnych go wiodącej tak, że owa wiara i nadzieja, i miłość wyglądają na coś nadzwyczajnego w świecie, na natchnienie z niebios płynące, na nowy, otwierający się związek religijny między człowieczą a Bożą wolą - między uciśnionym, przekonanym, że musi sprawiedliwość wiekuista zstąpić w okręgi polityczne, a tąż sprawiedliwością, w nie niezstąpioną jeszcze? Gdzież naród, który jest, a którego nie ma zarazem, który zniknął ze świata żywych, a co chwila przypomina się im, jednych zaś wtedy chwyta jakoby wesele niebieskie, a drugich złość piekielna i strach?

Na takowe zapytanie nie odpowieżże, każde dziecię europejskie, Polski imieniem? Zaprawdę, że niczyim innym!

Co by z bezpośrednią pewnością dziecku z serca i z ust wyleciało, postaramy się udowodnić dalszymi uwagi. Wszystkie cechy naszego pierwowzoru, które były niejako idealną treścią Polski, sprowadzim teraz do zmysłowych, że tak powiem, zdarzeń, z którycheśmy je wybrali. Będzie to zawrotem od ideału porodzonego przez rzeczywistość do rzeczywistości mającej tenże potwierdzić ideał.

 

O TRÓJCY W BOGU I TRÓJCY...

O STANOWISKU POLSKI...

O STANOWISKU POLSKI ŚRÓD LUDÓW...