śnej polanie,TOPIELEC
W zwiewnych nurtach kostrzewy, na le
Gdzie si
ę las upodobnia łące niespodzianie,Le
żą zwłoki wędrowca, zbędne sobie zwłoki.Przew
ędrował świat cały z obłoków w obłoki,A
ż nagle w niecierpliwej zapragnął żałobieZwiedzi
ć duchem na przełaj zieleń samą w sobie.Wówczas demon zieleni wszechle
śnym powiewemOgarn
ął go, gdy w drodze przystanął pod drzewem,I wabi
ł nieustannych rozkwitów pośpiechem,I n
ęcił ust zdyszanych tajemnym bezśmiechem,I czarowa
ł zniszczotą wonnych niedowcieleń,I kusi
ł coraz głębiej - w tę zieleń, w tę zieleń!A on bieg
ł wybrzeżami coraz innych światów,Odcz
łowieczając duszę i oddech wśród kwiatów,A
ż zabrnął w takich jagód rozdzwonione dzbany.W tak
ą zamrocz paproci, w takich cisz kurhany,W taki bez
świat zarośli, w taki bez brzask głuchy,W takich szumów ostatnie k
ędyś zawieruchy,Że leży oto martwy w stu wiosen bezdeni,
Cienisty, jak bór w borze - topielec zieleni.