O stanie żołnierskim

Wojsko polskie za Augusta III było bardzo szczupłe; komput jego, przez konstytucją sejmową za Augusta II determinowany- 12 tysięcy koronnego, 6 tysięcy litewskiego. Suma wszystkiego wojska 18 tysięcy na papierze, ale nie na placu. Choć się co rok wszystkie chorągwie likwidowały w Radomiu i wszystkie regimentu, potrafiono jednak w to, że się tam wszystkie głowy odrachowały co do jednej, chociaż w każdej chorągwi i w każdym regimencie po połowie ich brakowało. Gatunki żołnierstwa były następujące:

1-mo autorament polski, a w nim chorągwie: husarskie, pancerne i lekkie albo przedniej straży; w litewskim wojsku petyhorskie chorągwie to samo znaczyły, eo w koronnym pancerne. Nazywał się ten gatunek wojska dlatego autoramentem polskim, iż zażywał stroju polskiego i siądzeniów na konie polskich, to jest kulbak, które nie były jednoformne, ale podług gustu każdego jeźdźca rozmaite: łęk, terlica, jarczak i turecka kulbaka, co wszystko podpadało pod imię powszechne "kulbaki". Łęk był o dwu kulach równych, z przodu i z tylu w góro podniesionych, między które kule siadał jeździec na poduszkę skórzaną, sierścią bydlęcą wypchaną, rzemieniem pod brzuch konia przechodzącym przywiązaną. Terlica była o jednej kuli, z przodu w górę wydanej, i o ławce okrągłej, z tylu na ćwierć łokcia szerokiej, z poduszką w środku takąż jak i łęk. Jarczak była terlica albo lęk gładki, skórą obklejony, bez poduszki, na którym jarczaku chłopcy, ciurowie i towarzystwo rękodajni do twardego siedzenia na koniu bywali przyuczani; turecka kulbaka była podobna do terlicy z tą tylko różnicą, iż przednia kula była wyższa i ostrzejsza, a zadnia lawa szersza; miasto zaś poduszki cały wierszch kulbaki miękko wnusiem końskim wysłany i suknem powleczony; i takiego najwięcej siądzenia husarze do potrzeby zażywali. Możno i stąd ciągnąc derywacją autoramentu polskiego, iż to był rodzaj milicji polskiej najdawniejszv krajowy, starszyznę wszystkę pod nazwiskami polskimi mający. A tymi byli: hetmani, rejmentarze, pułkownicy, rotmistrzowie, porucznikowie, chorążowie, namiestnicy i całemu wojsku służący oboźniowie, pisarze polni, sędziowie wojskowi i buńczuczni hetmańscy.

hetman samowładnie rządził całym wojskiem: wielki koronny - koronnym; wielki litewski-litewskim; polni hetmani nie mieli żadnej władzy, tylko wtenczas, kiedy hetman wielki umarł, a król zaraz po jego, śmierci buławy wielkiej nikomu nie oddal. W czasie także wojny dzielili się dawnych lat władzą i pracą wojskową; lecz ciągły pokój pod panowaniem Augusta III widzieć nam tego podziału władzy hetmańskiej i operacji wojennej nic pozwolił; w calem także trakcie panowania wspomnionego króla raz tylko jeden buława wielka koronna wakowała po Józefie Potockim, którą otrzymał Jan Klemens Branicki, hetman polny koronny; i dwa razy litewska: po Hieronimie Wiśniowieckim, którą wziął Michał książę Radziwiłł, hetman polny litewski, a po Radziwille Massalski.

Rejmentarzów w Koronie było czterech: jeden partii ukraińskiej, drugi partii sendomirskiej, trzeci partii małopolskiej, czwarty partii wielkopolskiej. Tych kreował podług upodobania swego hetman wielki koronny, bardziej dla pompy jak potrzeby; bo prawdę rzekłszy, wszyscy nie mieli nic do czynienia w małym wojsku i głębokim pokoju. W litewskim wojsku nie było rejmentarzów, bo nie było co dzielić; z sześciu tysięcy wojska być należącego, ledwo się znajdowało w istocie dwa lub trzy tysiące, a przeto nad tak małą kwotą sam hetman niewiele użył pracy i ledwo ta garsztka wystarczała na asystencje hetmanom i trybunałom. Rejmentarze byli to namiestnicy hetmańscy, pomagający mu dźwigać ciężaru pracy, jakoby nieznośnej na jednę głowę rządu wojskowego; gdy w samej rzeczy nie mieli więcej do czynienia, jak odbierać raporta od chorągwi i regimentów sobie powierzonych i te przesyłać hetmanowi, a czasem też wydawać ordynanse na asystencją jakiemu wjazdowi lub pogrzebowi.

Pułkownicy chorągwiów husarskich i pancernych w Koronie, a petyhorskich w Litwie byli tylko tytularni, gdy aktualnych być nie mogło, kiedy i pułków takich nie było; ponieważ każda chorągiew osobną miała konsystencją jedna od drugiej czasem o sto mil odległą, repartycją płacy osobną, którą każda chorągiew wybierała z podatku pogłównego i hibernowego w województwie i powiecie sobie naznaczonym, ani w służbie lub jakiej powinności żołnierskiej jedna z drugą nie miała żadnej komunikacji. W jednych tylko regestrach popisowych i w drugich kalendarzykach politycznych wojsko polskie pułkami układano, na przykład pułk Króla JMci, Królewica JMci, pułk hetmana wielkiego, pułk hetmana polnego. W pierwszej chorągwi każdego pułku porucznik tytułował się pułkownikiem, zdobiąc się niejako rangą swego rotmistrza, którym w takiej chorągwi był król, syn królewski albo hetman; i takowy tytuł dawano mu wszędzie, tak w regestrach wojskowych, jako też w ordynansach. W drugich chorągwiach porucznikom tytuł pułkownika w urzędowych pismach nie był dawany. Lecz jako honory są rzeczą miłą, tak nie gniewali się porucznicy drugich znaków, gdy im dawano tytuły pułkowników w potocznych pismach, listach i konwersacjach. A tak pożyczając jedni od drugich tytułów, wszyscy porucznikowie znaków husarskich i pancernych zwani bywali pułkownikami. Rotmistrze znaków pancernych, petyhorskich i husarskich byli sami wielcy panowie, książęta, senatorowie i ministrowie, sam król i hetmani; a to też osobliwsza, że w tym wojsku polskim i stan duchowny miał swoje umieszczenie; książę prymas był rotmistrzem jednej chorągwi usarskiej, książę biskup krakowski drugiej, a w litewskim kompucie biskup wileński trzeciej. Należały te poważne znaki do rozdawniczej łaski królewskiej, która była w niepoślednim szacunku; dosługowano się jej rozmaitymi dworowi aplikacjami tudzież zabiegami i instancjami.

Jeden pan mógł mieć dwa znaki, czyli chorągwie: jednę husarską, drugą pancerną; owszem mógł mieć i trzy: dwie w Koronie, a trzecią w Litwie - i nawzajem. Nawet mógł być w jednej chorągwi pancernej koronnej rotmistrzem, w drugiej husarskiej koronnej porucznikiem, w trzeciej petyhorskiej litewskiej rotmistrzem i na ostatku być generałem-szefem którego regimentu. Tak sobie Czytelnik niechaj wyobraża wojsko polskie jak duchowną hierarchią, w której jedna osoba może służeć kilku kościołom w rozmaitych stopniach, na przykład w jednym kościele jest biskupem, w drugim kanonikiem, w trzecim prebendarzem, w czwartym plebanem; tak też i oficjerowie wojska polskiego, z tą tylko różnicą, iż duchowni takowi wieloracy w jednej osobie, wyjąwszy kanonie, muszą na innych miejscach swoich trzymać zastępców, jako to na prebendach i plebaniach, którzy by ich powinności odbywali. Wojskowi zaś tej potrzeby nigdy nie mieli, gdy całe wojsko, w głębokim uśpione pokoju, niewielu potrzebowało rządców. Rotmistrz nie miał więcej do czynienia, jak tylko imieniem i godnością swoją zaszczycać i chrzcić chorągiew; porucznik i chorąży, którzy byli kreaturą rotmistrza, przydawali jej nieco lustru, kiedy sami byli skądinąd dystyngwowanymi ludźmi. Na przykład pod znakiem królewskim albo hetmańskim, albo jakiego pana wojewody, kiedy pan kasztelan, podkomorzy lub sędzia ziemski porucznikował lub nosił chorągiew, to więcej znaczyło, jak kiedy tylko jaśnie wielmożny pan N. N., co się też bardzo rzadko zdarzało prostemu szlachcicowi, gdyż do tych rangów ubiegali się mocno najpierwsi w kraju obywatele i urzędnicy. Rotmistrz nigdy nie należał do żadnej służby wojskowej i podobno, choćby był chciał, nie byłby przypuszczony, o czym nie umiem Czytelnika mego uwiadomić, gdyż się ta pretensja za życia mego nigdy nie zdarzyła.

Porucznik i chorąży - ci już, jeżeli chcieli, mogli się interesować do swoich powinności, lecz i to rzadko się trafiało; pospolicie rząd cały chorągwi i komendę trzymał namiestnik, którym bywał jeden z towarzystwa spomiędzy starszych. Ten już zawsze przy chorągwi siedział, wszystkimi pocztowymi i całym gospodarstwem chorągwianym zawiadował. Towarzystwo tylko wtenczas podlegało subordynacji jakiejkolwiek namiestnika, kiedy chorągiew bądź cala, bądź część jej jakowa za ordynansem rejmentarskim ruszała z miejsca. Wtenczas znajdujący się przy chorągwi towarzyszowie obowiązani byli słuchać komendy namiestnika tak co do stawania w szyku, jako też co do marszu i stacji; i to było wszystko, czym mógł namiestnik komenderować; nie było albowiem więcej nigdy rezydujących przy chorągwi towarzystwa nad czterech, pięciu, a najwięcej sześciu; a i ci nieustawicznie, ale więcej po sąsiadach, obywatelach, przyjaciołach, trybunałach, komisjach lub po swoich interesach zabawni. Musztry do tego lub innych ćwiczeń żołnierskich nie znało wojsko polskie, oprócz tych dwóch tempów, w przysłowiu częstym, w używaniu rzadkim będących: "Nabij, zabij!" A jeżeli w jakiej chorągwi była musztra i egzercerunki, to nie z regulamentu wojskowego, ale z ochoty i fantazji pana porucznika, chorążego lub namiestnika, który miał gust w rzemieśle wojskowym. Do czego pierwszy dał pochop Wojciech Niemojowski, skarbnik ostrzeszowski, chorąży znaku pancernego Jego Królewskiej Mości, leżą swoją w Krzepicach mającego. Ten przyjął na swój koszt jednego unteroficjera pruskiego, który pocztowych, czyli szeregowych, w rozmaitych handgryfach i szarżerunkach wymusztrował. A za przykładem Niemojowskiego przez emulacją poszły niektóre chorągwie, ale nie wszystkie. Towarzystwo jednak do tej musztry wcale nie należeli.

Ci, którzy się zaciągali pod znak husarski lub pancerny, obowiązowali się zaraz albo służeć osobiście, albo też dać za siebie pocztowego. Każdy towarzysz zaciągał się podwójno, to jest towarzysz i pocztowy; który zaś nie miał woli traktować żołnierskiej profesji, tylko dla honoru być towarzyszem Jego Królewskiej Mości lub JOPana hetmana, lub innego jakiego pana, stawiał za siebie dwóch pocztów, na których należącą płacą odciągał namiestnik, a resztę oddawał towarzyszowi.

Towarzysz służący w osobie nie mógł się oddalać od chorągwi bez urlapu po teraźniejszemu, a po dawnemu bez permisji, której nie mógł otrzymać od kogo innego, tylko od samego hetmana; co tylko wtenczas potrzebne było, kiedy chorągiew zabierała się do jakiego marszu albo gdy z komenderowaną częścią pocztów na jaką wyprawę, na przykład lipinie jakich rabusiów, zbójców, Cyganów lub hajdamaków ukraińskich, na niego ciągnąć z regestru kolej przypadała; z takowych powinności urlap otrzymany ekskuzował go legitime; bywał też dawany z łatwością za jakąkolwiek wymyśloną przyczyną, powinność zaś jego zastępował drugi po nim lub przed nim w regestrze następujący towarzysz podług ordynansu, jak szedł za regestrem, czy z góry na dół, czy z dołu do góry. Taki zastępca brał gażą za tego, którego zastępował, do proporcji czasu wyprawy przystosowaną.

Kiedy zaś chorągiew leżała na swojej kwaterze i nie było żadnej ekspedycji, niepotrzebny był żadnemu urlap, gdyż rezydencji aktualnej przy chorągwi towarzystwa ściśle i wcale nie wyciągano, dosyć, że był na regestrze i że nie mając urlapu, musiał stanąć, kiedy potrzeba wyciągała. Namiestnik też nie gniewał się o to bynajmniej, że często sam jeden chorągwi pilnował; albowiem, zwyczajem powszechnie wniesionym, każdemu towarzyszowi, bądź w osobie, bądź w sowitym poczcie służącemu, odciągał na rok z lafy złotych osimdziesiąt, za które abcugi dawał stół towarzystwu przy chorągwi rezydującemu. Im tedy mniej było rezydentów, tym się więcej okrawało namiestnikowi. Ci, którzy dali za siebie sowity poczet, do żadnej wyprawy niebezpiecznej nie należeli, ale tylko tracili lafę dla zastępcy swego, tak jak pierwsi.

Lecz kiedy chorągiew dostała ordynansu nemine excepto asystować jakiemu pompatycznemu aktowi, wtenczas kto się chciał uwolnić od takiego mozołu, oprócz pocztów musiał przystawić na miejsce swoje innego kogo, dusznego personata, który za niego na dzielnym koniu w rynsztunku wojennym paradował, co chorągiew mile przyjmowali; mianowicie gdy aktualny towarzysz był albo nikczemnej urody, albo dziad stary, albo kulawy, albo garbaty, albo ślepy, gdyż w polskim autoramencie co do towarzystwa żadnego braku nie było; całą przystojnością i ozdobą osoby było szlachectwo. W takowej paradzie chorągiew wydawali się wspaniała i okryta, gdy za jednę osobę dwie pod nią stawało.


OPIS OBYCZAJÓW