PIEŚŃ PIERWSZA

 

Co istotną jest cechą dobrego poety,

Jakim mu trzeba torem bieżyć do swej mety,

Czego szukać, a czego chronić się należy -

To ja zamyślam śpiewać dla światła młodzieży,

Guście, sędzio dzieł ludzkich, darze niebios drogi,

Bez którego w ozdoby sam dowcip ubogi!

Ty kieruj piórem moim, ty bądź mi chętliwym,

Żebym wdzięk z sztuką słodkim połączył ogniwem.

A wy, zacne dowcipy, któreście szczęśliwie

Z chwałą swą pracowały na nauki niwie,

Których naród w chwalebne wieńce uczcił skronie,

Jeźli za wami krokiem zbyt odważnym gonię

I waszymi kwiatami dzieło moje zdobię -

Przyjmijcie to wyznanie za hołd winny sobie.

Próżno ten rymotwórca na parnaskie góry

Chce się lekkomyślnymi śmiało puścić pióry,

Któremu Niebo darów potrzebnych nie dało

Ani się mu łaskawą twarzą nie rozśmiało.

Kto ma dowcip ścieśniony i genijusz suchy,

Tego Pegaz poziomy, temu Febus głuchy.

Więc ty, co niebeśpiecznym ogniem zapalony

W śliskie się rymotwórców zapuszczasz przegony,

Nie chciej próżno nad wierszów składaniem pracować

I nie sądź, że masz dowcip, gdy masz chęć rymować.

Lecz by zwodne pochopy cię nie omyliły,

Mierz się długo z twą głową i próbuj twej siły.

Płodna zawsze natura w wyborne dowcipy,

Różne między nie dzieli dary Aganipy.

Ten słodkim rymem ognie miłosne opiewa,

Ten ostrym epigramem wskróś serca przeszywa,

Ów śmiałym piórem głosi bohatyrskie dzieje,

Ów wdzięcznym tonem nuci lasy, łąki, knieje,

Ów piękne przypowieści i bajeczki prawi,

Ów trwoży lud na scenie, ów wesoło bawi.

Ale częstokroć dowcip, co sobie pochlebia,

Nie znając swej wartości, zamiaru uchybia;

Porwie się na rzecz wielką rymy zbyt śmiałemi,

A co miał górno latać, czołga się po ziemi.

Jaką rzecz przedsiębierzesz, trefną czy wysoką,

Zawsze na rymowanie chciej baczne dać oko,

By naturalne było, bez żadnej przysady.

Gdzie rym dużo kosztuje, nie będzie bez wady.

Komu trudno przychodzi w rym związać dwa słowa,

Tego - jeźli ma dowcip - wolna wzywa mowa;

Wiersz go nie chce, bo musu żadnego nie lubi.

Lecz i ten niech się z próżnej łatwości nie chlubi,

Który jakobądźkolwiek rad końca dosięga,

A zawsze kontent z siebie, gdy dwa słowa sprzęga.

Płaskość wielką jest wadą rymów pospolitych;

Jak myśli, tak też trzeba i słów rozmaitych [1].

W czym całą trudność częste ułatwi pisanie,

Byleś tylko w początkach uwagę miał na nie.

Rym największa dzisiejszych wierszów jest ozdoba.

Nie wiem, czy się wiersz komu bez rymów podoba [2];

Pełen satyrycznego Opaliński ducha

Choć rozum kontentuje, nie głaszcze nam ucha,

Że wierszem bezrymowym swe myśli wykłada.

Dźwięk miarowy dwóch rymów słodko w uszy wpada.

A zatem na ich piękność uważaj najściślej;

Lecz nie myśl kręć do rymu, ale rym do myśli.

Rzecz zawsze jest najpierwsza, na niej cała sztuka.

A kto rzeczy pilnuje, ten rymów nie szuka.

Wielu idąc za zwodnym blaskiem farb pozornych,

Nie tak z myśli prawdziwych, jak raczej wytwornych,

Szukają swej zalety lub szumnymi słowy

Chcą zastąpić ubóstwo skąpej w myśli głowy.

Pozorne to są skarby. Miej zawsze na pieczy,

Byś dał równy blask z myśli, jak z słów twojej rzeczy.

Insi mają za hańbę tak myślić jak drudzy

I nie chcąc być rozumu, są przymusu słudzy.

Zatem trzymać się trzeba zdrowego rozsądku,

By wątek był postawy wart, postawa wątku.

Wiele jest dróg do błędu, lecz jedna prowadzi

Do prawdziwych piękności. Tą rozum iść radzi.

Natura jest jedynym ozdób wizerunkiem,

Byleś je brał rozumnie, nie ślepym trafunkiem.

W niej się zielenią lasy, w niej się łąki śmieją,

Grzmią pioruny, wrą morza, dmą wiatry, dżdże leją;

Pasą się kotne trzody, młode kózki skaczą;

Zamki zwalone, w gruzach wielkości swej płaczą.

Wichry walą odwieczne dęby wraz z mdłym chrostem:

Co wspaniale wprzód stało, to leży pomostem.

Ryczy w odległych puszczach głodem zdjęte zwierzę,

Rybak chytre zastawia w jeziorach więcierze.

Tysiąc złotych gwiazd zdobi niebieskie sklepienie,

W cichej nocy okropne panuje milczenie.

Wtem jutrzenka uprzedza bystrolotne gońce

I prowadzi za sobą dawcę światła - słońce.

Ptaki, które siedziały cicho pod noc ciemną,

Żądany dzień witają, pieśń nucąc przyjemną.

Idą w pole rolnicy, ciągną w jarzmo woły;

Ci orzą, tamci zwożą snopy do stodoły.

Wszystko może w naturze do robót twych służyć,

Byleś tylko miał dowcip i umiał jej użyć [3].

Zmyślenie jest żywiołem i duszą poety,

Gdy wytkniętej rozumem nie przechodzi mety.

Czyż mogą w lasach morskie przebywać delfiny?

Czyż mogą pływać dziki wśrzód morskiej głębiny?

Czyżby pięknie tej obraz wyglądał osoby,

Gdybyś zewsząd niesforne brał do niej ozdoby

I z różnych części sklecił całość nieforemną?

Przez różność farb dobranych zrobisz rzecz przyjemną,

Ale niechaj ją zawsze zdrowy rozum tworzy.

Ten, który mi rycerza żwawego umorzy,

A potem, zapomniawszy, że wziął raz śmiertelny,

Stawia go na plac, w rękę kładzie oręż dzielny -

Znajdzie-li u mnie wiarę? Poeci! Malarze!

Umiejcie żywość myśli w pewnej trzymać miarze.

Jeżeli podobności do prawdy nie macie,

Jeźli co się podoba na widok stawiacie

I łudząc się zwodnymi piękności pozory

Dzikie płochym kreślicie pędzlem dziwotwory -

Tę korzyść otrzymacie, ten pożytek w zysku,

Że będziecie w powszechnym ludu pośmiewisku.

Wybrać więc rzecz stosownie jest pierwszym przymiotem,

A utrzymać ją - drugim. Co po blasku złotym,

Po sztuce purpurowej, która pięknie świeci,

Jeźli ją brzydka łata i podły sztych szpeci?

Same nawet okrasy, jeżeli nie zdobią,

Jeźli nie są potrzebne, gorsze dzieło zrobią.

Rozum niech będzie mistrzem, a nie widzimisię.

I cóż w obrazie twoim po pięknym cyprysie,

Gdy w morzu tonącego malujesz rozbita?

Każda rzecz z siebie samej niech będzie obfita,

Obce krasy ją szpecą. A jeżeli sucha,

W twardy kamień czułego wlać nie można ducha.

I kto się na wyborze dzieła swego myli,

Źle zaczął, próżno dobrze wykonać się sili.

A jako okazałe i wyniosłe mury

Nie uczynią budowy pięknej, gdy struktury

Nie znać w niej ni biegłego architekta ręki,

Tak i dzieło ma tylko rozsypane wdzięki,

Błyszczące nie na miejscu, świecące bez ładu,

Jeżeli potrzebnego nie masz w nim układu.

Ten, który ma porządek w przyzwoitym względzie,

Wie, co na którym miejscu stosowniejszym będzie,

Wie, jaka farba dobra, wie, gdzie jej przystoi,

On się w robocie swojej usterku nie boi.

Nie braknie mu wymowy, na krasie nie schodzi.

On wie, co dzieło zdobi, on wie, co mu szkodzi,

Co w początku, co w śrzodku, co położyć potem.

A tak niechybnym snując myśli kołowrotem,

Idzie do celu swego i gładko, i snadnie,

Nie wzbije się zbyt górno, zbyt nisko nie padnie;

Zawsze dzieła osnowę mając przed oczyma,

Przyzwoitego toku swej rzeczy się trzyma.

Pisarz, co mu rzecz jego głowę zbyt zawróci,

Póki jej nie wyczerpa, póty nie porzuci.

Maluje pałac - chce go zewsząd wydać oku;

Obchodzi go i z przodu, i z tyłu, i z boku.

Idą na plac zrobione pięknym kształtem blanki,

Idą bindy i rzeźby, i okna, i ganki.

Cóż, gdy zacznie prowadzić od schodu do schodu,

Dziesięć kart czytam, niźli zajdę do ogrodu.

Nuż tam dopiero liczyć ozdobne kwatery,

Nuż drzewa, nuż dziczyzny, nuż pyszne szpalery,

A dalej i owoce, i zioła, i kwiaty.

Piękny widok, lecz nudny, że nadto bogaty.

Chroń się takich pisarzów próżnej obfitości,

Nie chciej w dziele wyliczać suchych szczególności.

Wszystko bowiem, co nadto, nie wypada smacznie,

A umysł je odrzuca, gdy go sycić zacznie.

Kto nie zna przystojnego ścieśnienia się sztuki,

Ten nie ma o pisaniu najpierwszej nauki.

Częstokroć wstręt od złego na gorsze wprowadzi

I co miało być lepszym, to jeszcze zawadzi.

Słaby wiersz chcąc poprawić, zrobisz nieforemny,

Chroniąc się rozwlekłości, natomiasteś ciemny.

Ów, nie chcąc się zbyt stroić, nadto się obnaży,

Ów, żeby się nie czołgał, nadto górno waży.

Jeżeli chcesz otrzymać powszechności względy,

Staraj się, byś nie gadał jednym tonem wszędy,

Ale piękną różnością kraś twoję osnowę.

Jeźli zawsze jednaką zachowujesz mowę,

Choć będzie najwspanialsza i w wybornym rymie,

Z początku słuchać będę, na koniec zadrzemię.

Mało ten pisarz znaczy przed światem uczonym,

Który jednakim tylko umie śpiewać tonem.

Szczęśliwy ten, co w wierszach rozmaitym tokiem

Raz będzie delikatnym, drugi raz wysokim!

Słodycz łączy z powagą, żart z ostrzem, gdzie trzeba.

Taki pisarz kochany być musi od Nieba,

Chwałę w wieki mieć będzie, czas onę poświęci,

Potomność go uwielbi w kościele pamięci;

Na jego dziełach nigdy Groell kosztu nie straci,

Tysiąc mu czytelników chętnie je zapłaci.

Cóżkolwiek piszesz, chroń się pisać stylem podłym:

Wszystkich stylów piękności szlachetność jest źrzodlem.

I ów tok skromny, którym Tyrsys wielbi Nice,

Nie z kałuży wytryska, lecz z czystej krynice.

Chroń się brać za szlachetność nadętych wyrazów,

Słów dziko powiązanych, olbrzymskich obrazów.

Pospolicie się chudość myśli w nich ukrywa,

I gdzie same brzmią słowa, tam na rzeczy zbywa.

Szlachetność z delikatnym rozsądkiem iść rada,

Uważa, co i komu do twarzy przypada.

Raz odważnie ku niebu wymierzy lot chyży,

Drugi raz śrzodkiem bieży, na koniec się zniży.

Ona sama smakowne porywa rozumy;

Nadętość ślepe tylko może uwieść tłumy,

Które nie znając, na czym prawdziwe są wdzięki,

Chwalą obraz, że wielki, choć niezgrabnej ręki.

Myśl jest matką wielkości, a wyraz jak kreda,

Który jej dopomoże, ale sam jej nie da.

Trzeba znać dobrze wszystkie przyrodzenia skarby,

Różne rodzaje różnej potrzebują farby.

Ten, co bierze bez braku, nic dobrze nie zrobi;

To w jednym miejscu szkodzi, co w innym ozdobi.

Kto przystojnego toku rzeczy dać nie umie,

Kto wszystko w błędnym kładzie za jedno rozumie

I jednakim wyraża tonem w prostym rymie -

Możeż zyskać szlachetne rymotwórcy imię?

Każdy rodzaj pisania ma szlachetność swoję,

Inszą, gdy lasy śpiewa, a inszą, gdy boje.

Niechajże nigdy podłość pism twoich nie szpeci.

Można pisać szlachetnie i dla samych dzieci.

Ten, co czerpa z prawdziwej wodę Hiopokreny,

Co wyrównał Ezopom, przewyższył Fonteny,

Wszystkie wdzięki dowcipu w dziełach swoich mieści,

Szlachetnie bajki prawi, przystojnie się pieści [4].

Na tym więc rymotwórskiej cała treść roboty:

Być wysokim bez pychy, miłym bez prostoty.

Staraj się, żeby każdy mógł cię czytać smacznie,

Chciej się nad spadkiem wierszów zastanawiać bacznie;

Niech, ile można, koniec wiersza sens przerywa,

A najlepiej, kiedy się wśrzód wiersza spoczywa.

Niech z wiersza na wiersz skoki ustawne nie trudzą,

Niech jednotonem wiersze parzyste nie nudzą.

Niechaj się coraz innym kształtem myśl obraca,

Niech kolejno przedłuża okresy i skraca,

Niechaj głoska przy głosce przyjemnie odbija,

Niechaj wyraz dobrany wyrazowi sprzyja.

Niech się głos jednobrzmiący po sobie nie schodzi,

Bo to najwięcej dobrej harmonii szkodzi -

Ta względem miłej mowy wszystkich zgodna rada [5].

Jest dźwięk pewny, co słodko w uszy nasze wpada;

Jest dźwięk, co nieforemnym wyrazów złączeniem

Chrapliwie nas uderza, przykrym głuszy brzmieniem.

Choć wiersz pełny, nic nie wart, kiedy ucho razi;

On i myśl twą zepsuje, i całą rzecz skazi.

Umiej malować rzeczy strasznie i przyjemnie,

Wesoło i okropnie, bo inaczej we mnie

Czucia sprawić nie możesz. O, jak ten szczęśliwy.

Co raz umie być miły, drugi raz straszliwy!

Jemu sama rzecz wszędzie zdolnych farb dostarczy.

Rażą błyski, latają ćmy, powietrze warczy,

Niebo się okropnymi zasępia całuny,

Lecą jak grad z spiżowych paszcz zgubne pioruny,

Śmierć blada się uwija, a Bellona wściekła

Tysiące nędznych ofiar posyła do piekła.

Inna rzecz, gdy opiewasz miłej wiosny wczasy

I pola chleborodne, i zielone lasy,

I niewinne igraszki, i słodkie uśmiechy,

I poczciwych skotarzów kradzione uciechy,

I złote w pierwszych wiekach ojców naszych życie.

Użyj na to farb różnych, ale przyzwoicie.

Kto ma zdolność przy pracy, wszystko mu się uda.

Zdolność z pracą nie dzieła, lecz robi z dzieł cuda.

Długo nasze Muz wdzięku nie słyszały przodki.

Szablą robić umiały, nie pisać rym słodki;

Zatkana dla nas była kastalska krynica.

Pierwszy płód wierszów polskich jest Boga Rodzica [6].

Tę śpiewali ojcowie, gdy szli na potyczki;

Tej podobnych krakowskie dość mieszczą kantyczki.

Nie znał przyzwoitego porządku wiersz stary;

Były składy bez liczby, bez rymów, bez miary.

Tak opiewając, że się Chrystus w podłym mieście

Narodził, zakończyli, że przyszedł w ubóstwie.

Późniejsi, zarażeni wieków swoich winą,

Samą tylko szczególnie pisali łaciną.

Długo mowa ojczysta w małej była cenie

Jako do pism niezdolna. Szczęśliwe natchnienie

Oświeciło nas z czasem. W tym genijusz dzielny,

Jan Kochanowski, w rytmach swoich nieśmiertelny,

Całemu narodowi powieki otworzył,

Wydoskonalił rytmy, chociaż je sam stworzył.

On na słowiańskiej lutni nawiązawszy strony,

Wydał dokładnie greckie i łacińskie tony,

Zabrzmiał w arfy Dawida niezrównane głosy,

Muzom sarmackim strojne pozaplatał kosy.

Bracia, dwa godni bracia, pięknym tłumaczeniem,

Wiekiem później Kochowski słodkim lutni pieniem,

Twardowski żwawym tonem, Chrościński obfitym,

Bardziński, Otwinowski rytmem wyśmienitym

Słowiacząc dawnych, pięknej szukający chwały,

I tłumacz Argenidy, Potocki wspaniały,

Bystrymi kroki biegli śladem tego męża.

Wielu się doń przybliża, żaden nie zwycięża.

W sykulskiej Muzy wdzięki Szymonowicz płodny,

Zimorowicz, siół ruskich po nim skotarz godny,

I Gawiński w pastusze wdzięcznie dmiąc multanki

Chwalebny spór z dawnymi wiedli o sielanki.

Z czasem styl się nam popsuł. Muzy ochrzypialy,

Huczne tylko, lecz przykre dźwięki wydawały

I ten pisał najlepiej, ten najwięcej umiał,

Kto mało siebie, jego zaś nikt nie rozumiał.

Ale dzisiaj, pod mądrym berłem STANISŁAWA,

Znowu pierwsza Muz polskich powróciła sława.

Ocknęły się dowcipy, przez nagród ponęty

Wspaniałym biegną krokiem do mety wytkniętej.

Już Kochanowski, co sam siedział na Parnasie,

Dwóch ma obok przy sobie, więcej spodziewa się [7].

Lecz co grozi upadkiem - to pewnie, niestety:

Nadto się zagęściły dziś w kraju poety.

Niejedno narzekanie i z wyższych ust słyszę,

Że zdolny i niezdolny bez braku wiersz pisze.

Nie wszystko to jest wierszem, co się nim nazywa,

Są tam rymy, są słowa, lecz na duchu zbywa.

Wezmą one nagrodę z czasem godną siebie:

Dobre dzieła zostaną, złe ciemność zagrzebie.

Tok w piśmie rymotwórca ma właściwy sobie.

U niego "kutym rydlem Kloto nie wyskrobie" [8]

Łask świadczonych pamięci; kiedy mówca skromniej

Tłumacząc się, wyraża: że ich "nie zapomni".

Inak mówca, poeta inak słowa wiąże.

Tak nowy za dni naszych rymotwórców książę

Brzydką zazdrość maluje: "Zazdrość, jędza blada,

Co światłości nie lubiąc w czarnych lochach siada,

Nigdy prosto nie patrzy, zyzem tylko strzyże,

Żółcią pluje i splutą żółć za pokarm liże...

Ten to srogi dziworód, łez ludzkich niesyty,

Patrząc na twe zasługi, sławę i kredyty,

Ryknął, ruszywszy zęby w paszczy ostrym zgrzytem:

Będzieszże pierwszym zawsze górował zaszczytem?...

Długoś nader szczęśliwy; inaczej być musi!

To mówiąc, jad piekielny z wnętrzności wykrztusi".

Tu jest duch rymotwórczy. Jak chcesz obróć słowa,

Mimo tego w nich zawsze ogień się zachowa.

Trzeba się więc prawego genijuszu radzić.

Lecz o tym pamiętajmy, że kiedy się sadzić

Będziemy na poetów z musem i przysadą,

Nierozumiałość brzydką wiersza będzie wadą.

Jasność jest pierwszy przymiot. Już to źle oznacza,

Kiedy dla zrozumienia potrzeba tłumacza.

Jeźli, żebym cię dociekł, suszę myśl daremno -

Lub ja tępo pojmuję, lub ty piszesz ciemno.

Są takowe dowcipy w myślach zawikłane,

Są w obrotach przysadne, w wyrazach zatkane,

Że im trudno przychodzi, co pragną, określić.

Niechże, nim zaczną pisać, uczą się wprzód myślić.

Myśli ciemne w twej głowie -w piórze wcale zgasną.

Gdy dobrze sam obejmiesz, wyłożysz się jasno.

Wyraz idzie za myślą. Myśl dobrze, czuj żywo,

A będziesz miał w pisaniu dosadność szczęśliwą.

A nade wszystko szanuj mowę twą ojczystą.

Nie znać języka swego - hańbą oczywistą.

Co mi po tym, że wiersze swoje pięknie kształcisz,

Jeżeli łamiesz zgodę, jeźli język gwałcisz?

Ma swe pisarz wolności, lecz niech na to pomni,

Żeby ich, ile można, używał najskromniej.

Czytać dawne języki i obce rozumieć

Dobrze jest, lecz ojczysty trzeba naprzód umieć.

Chociaż myślisz wysoko, łatwym piszesz piórem,

Bez języka nie możesz być dobrym autorem.

Trafi się, że ci braknie właściwego słowa,

A żadna jeszcze wszystkich nie objęła mowa;

Masz nową myśl, chcesz nowy kształt kreślić obrazu -

Możesz stworzyć i użyć nowego wyrazu.

Lecz względem tej wolności tę zachowaj miarę:

Poty nie twórz słów nowych, póki zdatne stare.

Częstokroć na nasz język płocho narzekamy;

Jest to skarb bardzo wielki, ale go nie znamy.

Pracuj na osobności, bez zgiełku, hałasu.

Trzeba, żeby co zrobić, i miejsca, i czasu.

Niechaj cię próżnej chwały nie zwodzą pozory,

Nie szukaj z tego chluby, żeś w pisaniu skory.

Rzadki ten, co i dobrze, i prędko napisze,

Zatem, wy, co piszecie, mili towarzysze,

Nadto czasu w pisaniu łożyć nie możecie,

Jeżeli prawdziwej chwały dostąpić pragniecie.

Ten, co się wprzód przy końcu znajdzie niż w początku,

Nie tak wielki ma dowcip, jak mało rozsądku.

Wolę ja czysty strumyk, który wolnym biegiem

Płynąc, srebrnym języczkiem liże kwiat nad brzegiem,

Niż ów gwałtowny potok, w biegu rozpędzony,

A cały szpetnym brudem i błockiem zmącony.

Pośpieszaj, ale zwolna. Pisz ostrożnie rymy.

Nie leń się ich dwadzieścia razy wziąć do limy.

Nie trać serca w robocie, zniknie trudność z pracą,

A nic na opóźnieniu twe dzieła nie stracą.

Czemu dziś nie wydołasz, nazajutrz dokażesz,

Z czasem przydasz, co trzeba, a co nadto, zmażesz.

Cóż po tym, że się jaka piękność w dziele świeci,

Jeźli ją tysiąc błędów i tysiąc wad szpeci?

Niech wszystko sobie miejsce właściwe osiędzie,

Niech śrzodek z wstępem zgodny, koniec z śrzodkiem będzie.

Niechaj się do jednego wszystko ściąga celu,

Niechaj się jedna całość złoży z części wielu.

Pilnuj zawsze twej rzeczy jak oka źrzenicy.

Do jednej tylko wzdychaj aońskiej dziewicy.

Każda rzecz z siebie samej własnych ozdób czeka;

Nie przylgnie do niej wzięta okrasa z daleka.

Boisz-li się publicznej pism twoich obmowy?

Trzeba, byś sam dla siebie był krytyk surowy.

Pospolicie się sobie niewiadomość dziwi.

O, jak tych los pomyślny, jak ci są szczęśliwi,

Których zdrowa przyjaciół oświeca krytyka

I bez ogródki wszystko na oczy wytyka!

W tych obliczu zdejm z siebie wyniosłość pisarza.

Lecz że się często znaleźć w przyjaciołach zdarza

Podłych przyklaskiwaczów, potrzebna różnica

Między tym, co pochlebia, i tym, co oświeca.

Ten ci w oczy przychwala, za oczyma kąsa,

Ten cię w duszy szacuje, choć zewnątrz się dąsa.

Lecz ciężej zawsze pochlebstw niż krytyk przypłacisz:

W tych znajdziesz oświecenie, w tamtych je utracisz.

Pochlebca pochwałami nazbyt obsypywa;

Każdy go wyraz dziwi, każdy wiersz porywa.

Wszystko pięknie! Cudownie! Z wesołości skacze,

Drży z bojaźni, śmieje się z żartów, z smutku płacze,

Wielbi hojnie, że każde słowo wiele znaczy.

Lecz prawda się nie takim sposobem tłumaczy.

Mądry przyjaciel pilnie dopełnia urzędu

Sędziego i żadnego nie przepuszcza błędu.

Wytknie, co zaniedbane, co niskie - poprawi,

Co nie w ładzie, na swoim to miejscu postawi,

Bystrym okiem rozezna złoto od pozłoty,

Od męskich ozdób zwodne odłączy błyskoty,

Przygani wytworności wyrazów zbytecznej,

Zmaże sposób mówienia cudzy, niedorzeczny;

Obrażony języka tok uleje właśnie

I wyraz twój wyłoży, kiedy nie brzmi jaśnie.

Tak poczyna w krytyce przyjaciel prawdziwy.

Ale częstokroć autor zbytnie obraźliwy,

Niekontent z tej przysługi, do broni się bierze

I to za złość poczyta, co wytknięto szczerze.

- Cóż to mówisz, w tym wierszu ten wyraz jest podły?

Daruj mi, przyjacielu! Jakieś cię tu zwiodły

Omylne przywidzenia! - Ten wyraz niezgrabny,

Ja bym go nie chciał użyć. - I owszem, powabny.

- To niedobrze. - Lecz wszyscy wynoszą pod nieba...

- To ciemno. - Bo się dobrze zastanowić trzeba.

- To płasko wyłożone. - Przepraszam, wysoko!

- To mi się nie wydaje. - Bo krzywe masz oko! -

Tak więc, w swym rozumieniu nadto zaufany,

To bierze za ozdobę, co warto nagany.

Jednak - dasz-li mu wiarę? - jeszcze mu myśl płocha

Nie zajechała głowy, w krytyce się kocha,

Szuka światła u ludzi... Wiesz powód tej cnoty?

Oto, żeby się szczycił ze swymi roboty.

Zganisz-li, to gdzie indziej dziwicielów chwyta

I kto tylko da ucho, temu wiersze czyta.

Znajdzie ich jeszcze dosyć! Niejeden jest głupi,

Co pochwali autora, książkę jego kupi.

Nie tylko to po ziemiach, znajdziesz wśrzód Warszawy,

Co bez braku czytają książki, dla zabawy.

Niechaj się autor poci, nic nie zyska przecie,

Dobrze pisze, lecz nudzi - a ów bawnie plecie.

Najlichsze dzieło znajdzie wszędy miłośników,

Znajdzie wszędy drukarzów, znajdzie czytelników.

Rzadki, co rzeczy waży na przystojnej szali.

Głupi znajdzie głupszego, który go pochwali.

 


SZTUKA 
RYMOTWÓRCZA

PRZYPISY DO PIEŚNI PIERWSZEJ