STUDNIA

 

W rozzłocone, słoneczne, omdlałe południe,

Gdy pracownicy pola w dom śpieszą, a błonie

Opustoszeją z ludzi, ponad starą studnię

Trwożna dziewczyna idzie patrzeć w ciemne tonie.

 

Pochyla się nad głębią i cichymi słowy

Szepce w mrok, a jej piersią wstrząsa lęk niezmierny.

A szept leci wzdłuż ściany omszałej, pionowej

I z lekkim pluskiem na dno upada cysterny.

 

W dole, w głębokiej wodzie wstają blade cienie,

Spojrzą w górę i szeptem dziewczynie odwtórzą,

Patrzą w jej twarz miłośnie i na jej skinienie

W czarne zwierciadło śpiącej wody się zanurzą.

 

Dziewczyna spuszcza z wolna w ciemną studnię wiadro -

I czeka... A po chwili nurki jakiś złoty

Skarb niosą, jakieś cudne kwiaty, których nadrą

Na dnie w porostach wodnych, i dziwne klejnoty.

 

W wiadro je kładą, znaki dają potajemnie

I dziewczyna wyciąga wiadrem cud po cudzie...

Nagle nurki się kryją w wód drzemiących ciemnie...

Dziewczyna pierzcha w dali... Nadchodzą już ludzie...

 

Wypoczęli i biegną spragnieni nad studnię,

Lecz nie szepcą w nią z lękiem, brzmi tylko śmiech młody...

Nie zjawi się cień nurka. Na dnie mrok, bezludnie...

Ciągną wiadro... lecz nie ma w nim już nic prócz wody.



POWRÓT