9. PODRÓŻ

 

Miał rozum, w domu siedząc kto się śmiał z podróży,

Jeśli więc ten mu zaszczyt sprawiedliwie służy,

Jak zwać tych, co się raz wraz ustawicznie włóczą?

Oto - ale zaczekam, aczej się oduczą.

Jeszczeć można wybaczyć, gdy ostatnia nędza

Z domów, jeśli je mają, ubogie wypędza.

Ale kiedy bogaty puszcza się w podróże,

Ja o jego rozumie, iżby miał, nie wróżę.

Zdrowie, życie nieść na szwank po przykrej przeprawie.

Głód znosie, snu nie użyć, spoczywać na ławie,

Albo się dusić w dymie lub marznąć na dworze,

Słuchać świerki, wrzask dziecek, w spróchniałej komorze

Robactwu się opędzać - może kto zaprzeczy,

Iż gdzie indziej nie jest tak - i tam nic do rzeczy,

Albo żeby treść myśli objawić wytwornie,

Jeśli u nas niedobrze, indziej niewybornie.

Droga zawdy jest drogą pomimo wygody,

Rzadka obejść się cale, znaleźć się bez szkody,

A choćby innej w ciągłych podróżach nie było,

Gdy się czas marnie strawił, wiele się straciło.

Przepłynąwszy przez morza i zwiedziwszy ziemie,

Dajmy to, iż kto poznał wszystkie ludzkie plemię.

Cóż poznał? - To, co w domu miał na pogotowiu.

Może jazdą, pływaniem mógł usłużyć zdrowiu,

Bo lekarze tak mówią; ale syty z wzorku,

Zapytajmy pielgrzyma, co mówi o worku.

Pewnie mu nie usłużył - a źle, gdy nie służy.

To nic jeszcze; gdy mówiem ściśle o podróży,

Że się zlepszenia zdrowia w niej znajdzie przyczyna,

Większa, ważniejsza jeszcze i pilniejsza wszczyna,

Trzeba jechać koniecznie. - Gdzie? - Jechać do wody.

Służyła ona przedtem tylko dla ochłody,

Teraz większa usługa. - Jaka? - Żyć nie można,

Jeśli pilność o zdrowie czuła a ostrożna

Nie zapędzi tam, gdzie jest salitra i siarka.

- A nam co po salitrze? - Jeśli onej miarka

I z częściami hałunu, a najbardziej z rana

Dobrze trafiona - zdrowie! Lecz ze źródła brana,

Gdzie ją chwytać należy, żeby moc nie zgasła.

Jeżeli więc na takie ozdrowienia hasła

Nie wzbudzi się chęć jechać, pożegnaj się z życiem -

Jużci, ale i z workiem. Za takim użyciem

Droższe, widzę, niż przedtem było, teraz zdrowie.

Żyli dłużej niźli my nasi pradziadowie:

Za krzepkość, z ojców wziętą, nie płacąc nikomu,

Od zdrowych wzięte zdrowie zachowali w domu.

Cnotliwej roztropności urządzeni miarką,

Nie znali się z hałunem, salitrą i siarką.

Czerstwa starość poważne ich zmarszczki wdzięczyła,

Było zdrowie, bo święta wstrzemięźliwość była.

Lepsza ona od siarki i skuteczniej zdrowi,

Niż co kryślą lekarze i starsi, i nowi,

Którym (bo mają rozum), frymarczącym bolem,

Wody siarką przyprawne stały się Paktolem.

Pitagoras i Tales, i Platon, i inni,

Za których wielkim zdaniem poszli ludzie gminni,

Niżeli swej nauki cuda rozpostarli,

W kraju się właściwego cieśni nie zawarli,

Lecz chcąc ludzi oświecić w błędach, w których trwali,

Do innych się, najdalszych, w pielgrzymstwo udali.

Tam czerpając u źródła, w wiadomość bogaci,

Z niezmiernym nauk trzosem wrócili do braci.

Pitagoras powiedział, nie trzeba jeść bobu.

A niekontent z greckiego rządzenia sposobu,

Nową rzeczpospolitą mądry Plato sklecił

I tak dowodnie onej użytek zalecił,

Iż się dotąd na jawie jeszcze nie skleciła.

Woda, według Talesa, wszystko sporządziła.

Wzmogli się niewiadomi wynalazki tymi,

A szczęśliwi zostali jeszcze szczęśliwszymi.

Nie mogę ja tak wielkiej oprzeć się powadze,

Jednak się zbyt daleko zapędzać nie radzę.

Ostatnia to po rozum za granicę jeździć;

Jeśli on się pod własnym dachem, nie chciał gnieździć,

Darmo go indziej szukać. Mimo górne wzory,

Wzory sławne Talesa albo Pitagory,

Wzory zbyt uwielbione przez swoje wzniesienia,

Trzymajmy się po prostu skutków doświadczenia.

Dobry rozum, ale źle rozumem przesadzać;

Czuje to świat, ja światu nie będę doradzać,

Ale gdybym był takim, iżbym mógł dać radę,

Rzekłbym: świecie, miej baczność na każdą przysadę!

Nie wierz łbom zagorzałym, które robią księgi,

Ani książek działaczom; ich umysł nietęgi

Zabawnie bałamucąc nabawił cię nędzą.

Nieszczęśliwe się chwile w światłym wieku pędzą,

I pisarz, i czytelnik za naukę płacą.

Dobrze im tak - a kiedy zwodziciele tracą,

Rozsądny, co się ustrzegł takiego pogromu,

Niech się strzeże podejścia i zasklepi w domu.

Ale w nim raz w raz siedzieć rzecz jest niepodobna.

Choćby rzecz najwdzięczniejsza, ciągła a osobna,

Sprawi sytość, a tej jest skutkiem unudzenie.

Zarzut nowy - więc innych okolic zwiedzenie

A z nim odmiana rzeczy, lekarstwem nudności.

Nie nudzi się, kto kontent, lecz tej szczęśliwości

Rozum tylko i cnota są sprawicielami;

Z tymi, choćby wśród stepów, nie będziemy sami.

Cóż dopiero, gdy dzieci i podściwa żona,

I uprzejmość sąsiedzka, prawa, doświadczona,

Słodycz losu poddanych, któryśmy sprawili,

I myśl lat przeszłych, cośmy podściwie przebyli:

Piękne to towarzystwo i nigdy nie znudzi,

Swoich znając po co nam nowych szukać ludzi?

Miłe to przeświadczenie do tego nas wiedzie,

Iż dobrze w domu siedzieć. - Kto nie chce, niech jedzie!

 


SATYRY. LISTY