Jakub A. Malik

Gdyby miał milion…
Kilka uwag o finansach młodopolskiego artysty

W 28. numerze krakowskiego “Życia” z 1898 roku redakcja zapowiedziała cykl felietonów pod obiecującym, wspólnym tytułem Gdyby miał milion. Pierwsze artykuły miały wedle redaktorów przedstawić:

“[…] sylwetki tych, którzy umieją «puszczać» pieniądze […]”1.

Cykl został jednak cyklem niedoszłym, gdyż w trzech kolejnych numerach pisma (od 28. do 30.) zamieszczono jedynie długi felieton Adolfa Nowaczyńskiego, pseudonimującego się jako Adolf Przyjaciel.

Pieniądze. Odwieczny problem cyganerii, problem życia bez pieniędzy, nieustannego zabiegania o pożyczkę, zaliczkę, zapomogę, dar. Bodajże to Pablo Picasso powiedział, że cyganeria stała się niemożliwa wtedy, gdy podrożało jedzenie. Paradoksalnie istnienie nieposiadającej bohemy uzależnione zostało od posiadania. Znaczna część wspomnień młodopolskich, a już w szczególności korespondencja (ze wskazaniem na Stanisława Przybyszewskiego), zapełniona jest problemami finansowymi. Choć przecież bohemę cechowała wysoka niefrasobliwość w stosunku do kwestii materialnych i programowa bądź akcydentalna nędza2.

Cyganeria krakowska – to ona będzie przedmiotem naszego bilansu – miała szczęście wieść życie niezbyt kosztowne. Nie tylko ze względu na niewielką zasobność portfeli jej uczestników, ale i z tego też względu, że stosunek cen do zarobków kształtował się z dzisiejszego punktu widzenia korzystnie. Już u schyłku monarchii austro-węgierskiej Galicja nadal była krajem tanim, na co wskazuje choćby Ilustrowany przewodnik po Galicji Mieczysława Orłowicza. I tak pokój w Hotelu Saskim kosztował 3 korony, podobnie w Hotelu Pollera i Grand Hotelu – Orłowicz pisze jednak, że w Galicji:

“Hotele są przeważnie droższe niż w krajach Zachodniej Europy”3.

Zwiedzanie Wawelu to wydatek 1 korony; zwiedzanie grobów zasłużonych na Skałce – 30 halerzy; bilet I klasy tramwaju elektrycznego – 16 halerzy. Znaczek na list zwykły w obrębie Austro-Węgier do 20 gram kosztował 10 halerzy, pocztówka zaś 5 halerzy. To są naprawdę ceny umiarkowane, jeżeli przyjmiemy przelicznik: 1 dolar USA = 4 korony 86 halerzy4. Może zatem Kornel Makuszyński w latach trzydziestych wspominać z nostalgią tę mityczną już wtedy krainę życia taniego, łatwego, beztroskiego i w sumie szczęśliwego, pisząc o malarzu w okresie międzywojennym, który:

“[…] w gorszym jest dzisiaj położeniu niż był przed ćwierćwiekiem, kiedy peleryna była ubraniem i namiotem, i materacem, i poduszką, strzyżenie włosów niepotrzebnym było wydatkiem, elegancja stroju była marnym przesądem, całe buty prowokacją, a o mieszkanie było łatwo”5.

Nowaczyński pisząc gorzką satyrę o utracjuszu Sariuszu Grzanowskim, który ulega podszeptom swego kuzyna i trwoni ciężko zarobiony milion, daje nam pewne wyobrażenie o swojej świadomości ekonomicznej na wskroś przecież cyganeryjnego artysty młodopolskiego. Opowiadanie to, włączone później pod tytułem Szambelan Sar do tomu Małpie zwierciadło – powstało tuż przed okresem burzy Przybyszewskiego w Krakowie. Wydawać się jednak może, że jest to sprzeciw Nowaczyńskiego przeciw temu, co stanowiło o istocie cyganerii – niefrasobliwości w sprawach finansowych6. Ten mocno niedoceniony tekst Nowaczyńskiego, opowiadający o roztrwonieniu dużej sumy pieniędzy (bo jeżeli było to milion koron austriackich, to znaczy że suma była równa 205 761 ówczesnych dolarów), jest ważnym przyczynkiem do opowieści o wydawaniu pieniędzy przez cyganerię, ale (co chyba ciekawsze) do ewentualnych rozważań na temat sytuacji materialnej samego Nowaczyńskiego.

W historii literatury przyjął się powszechnie sąd o ubóstwie artysty, o nędzy cyganerii, o niskim poziomie życia młodopolskich artystów. To wszystko prawda, ale nie do końca. O pieniądzach w życiu artysty napisano niewiele. Roman Zimand był jednym z badaczy, który podniósł tę kwestię. W swoich Uwagach do przyszłej biografii Stanisława Brzozowskiego, które nam tu przyjdzie jeszcze często przywoływać, pisze, że:

“[…] wzór […] ubogiego artysty zrobił wielką karierę w czasach romantyzmu. […] Postać przymierającego głodem, zapoznanego, ale wolnego poety czy malarza była figurą ideową, należała do mitologii. […] Trzeba więc odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dysponując realnymi wzorami zarówno nędzy, jak i sukcesu artysty, mitologia romantyczna wybrała pierwszy”7.

Nie ulega dyskusji to, że artyści zazwyczaj żyli marnie. Pytanie jednak, które należy sobie postawić, brzmi: dlaczego wzorem polskiej mitologii artystycznej stał się Stanisław Przybyszewski, a nie Henryk Sienkiewicz? Dlaczego Młoda Polska dziedzicząc ideały romantyczne odziedziczyła także ten mit? Dlaczego w skład modelowej biografii artysty modernistycznego wszedł biografem dotyczący niepowodzeń finansowych? Trudno na to odpowiedzieć bez znajomości realiów, w jakich poruszali się twórcy tamtego okresu, a nawet ich poznanie niekoniecznie musi prowadzić do jednoznacznej, definitywnej i kategorycznej odpowiedzi. Zimand stwierdził, że kwestia dochodów i wydatków to dziedziny poznania dotyczące indywidualnej biografii poszczególnego twórcy, życia literackiego epoki i czegoś, co nazywał “nowoczesną mitologią”8. Dochodzi także do wniosku, że:

“[…] nasza wiedza o finansowo-obyczajowej stronie życia literackiego Młodej Polski jest równa zeru”9.

Przypatrzmy się zatem prawdziwemu życiu cyganerii, choć nasze ustalenia nie będą rewelacją, bowiem dzięki obyczajowej plotce, a także potwierdzonym informacjom wiemy, na co modernistyczny artysta wydawał pieniądze: na “kobiety, wino i śpiew”. Ale nieco inaczej rzecz wygląda, jeżeli zestawić to z realiami społeczno-ekonomicznymi Galicji czasów Młodej Polski. Jak zatem wyglądało “winien” i “ma” modernisty, dekadenta, cygana miłującego absynt? Co zrobiłby poeta, prozaik, malarz, muzyk lub rzeźbiarz “gdyby miał milion”?

Zacznijmy od dochodów. Te bywały przede wszystkim nieregularne10. Rzadko który z twórców otrzymywał regularną pensję, a jeżeli już tak było, to na ogół wypływała ona z innych źródeł niż zarobkowanie piórem (stałą pensję jako literat otrzymywał Brzozowski od Połonieckiego, a Leśmian od Mortkowicza). Sposoby nieregularnych dochodów to: zarobić piórem (bądź w inny sposób), odziedziczyć lub dostać od kogoś, pożyczyć, wyłudzić (albo raczej wymóc na kimś jakąś kwotę), wziąć zaliczkę akonto przyszłych prac oraz ewentualnie wygrać. Tych sześć sposobów nie wyczerpuje naturalnie pomysłowości poszukujących pieniędzy. Już sama tylko biografia Przybyszewskiego dostarczyć może więcej przykładów, przywołujemy jednak tylko te, gdyż wydają się one pewnymi uogólnieniami sposobów zdobywania pieniędzy i one występują najczęściej we wspomnieniach i korespondencji modernistów. Przybliżmy zatem te metody, posługując się materiałem z kilku tomów wspomnień.

Tekst satyry Nowaczyńskiego staje się tutaj katalizatorem do pewnych uogólnień. Postać kuzyna, specyficznie skonstruowany portret pasożyta-utracjusza, wydaje się uosobieniem najgorszych cech zarobkowania młodopolan. Pisał Nowaczyński:

“Kuzynek ten przypadkiem spotkawszy w hotelu pierwszego dnia pana Sariusza w mieście, otoczył go prawdziwie macierzyńską opieką, stał się niezbędnym reżyserem w inscenizacji miliona, stanowiąc ten pożądany łącznik między skromnym właścicielem ziemskim […] Sariuszem Stanisławem Grzanowskim a potężną kulturą zachodu. Przygnieciony milionem p. Sariusz patrzył w kuzynka jak w Pitię: a Pitia siedząc na trójnogu Bakkarat – Barrison – Bookmacher, wróżyła […]”11.

Pieniądze można było zarobić. Do tej pory nie wiemy, jakie tak rzeczywiście były zarobki modernistycznych pisarzy. Cytowany tekst dotyczący biografii Brzozowskiego, oparty na sporządzonej przez niego notatce Stan finansów, dowodzi, że w 1908 roku Brzozowski rocznie zarobił około 6 000 koron austriackich. Nowaczyński jest mniej skłonny do zwierzeń na temat swoich dochodów, nie odnajdujemy na ten temat prawie żadnych notatek w obfitej młodopolskiej korespondencji autora Wielkiego Fryderyka, pisał jednakże do Adama Grzymały-Siedleckiego:

“Nie 120 zł, ale ledwie 100 biorę za ten tom [Małpie zwierciadło – przyp. J.A.M.], teraz żałuję, ale Feldman jakiś przyjaciel stary Połonieck[iego], a on mi kazał tylko 25 koron za arkusz”12

oraz:

“Połoniecki wydaje wspaniale […]. Płaci słabo, ale ja winien, bom za arkusz 25 koron zadyktował. Będzie do 120 blanów nie więcej”13.

Jeżeli idzie o dużą książkę, jaką jest Małpie zwierciadło, to Nowaczyński faktycznie nie dostał wiele. Sporo jednak zarabiał jako publicysta. Dla przykładu roczna płaca stróża nocnego w 1905 roku w Krakowie wynosiła 408 koron, woźnego – 960 koron, prezydenta miasta 18 000 koron14. Nowaczyńskiemu powodzić się zatem musiało źle. Ale z drugiej strony jako student (na własnym utrzymaniu) mógł mieszkać w Hotelu pod Różą. Jaka jest zatem prawda o cyganerii? Z jednej strony artyści koczujący na poddaszu pałacu Spiskiego, o czym pisze Grzymała15, z drugiej Adam Łada-Cybulski, który:

“Do Krakowa przybył ze starym służącym, który był jego opiekunem i kucharzem. Adam zajmował dwa pokoje w jednopiętrowym domu naprzeciw teatru i studiował literaturę i historię sztuki”16.

Innym sposobem było odziedziczenie znacznej fortuny lub nabycie praw do posagu żony. Tak wzbogaconym pisarzem był Józef Weyssenhoff. I tu powstaje pytanie, czy to nie jego osobę w jakiejś części miał na myśli Nowaczyński pisząc Gdyby miał milion. Przypomnijmy sobie, że Sariusz Grzanowski wracając do swego rodzinnego majątku, zaczyna od jego przebudowy. A co czyni Weyssenhoff po odziedziczeniu Samoklęsk, majątku w powiecie lubartowskim? Ano od przebudowy właśnie:

“Gospodarzyć zaczyna od tego, co mu najmilsze: od wyrzucania pieniędzy na zbytki. Przede wszystkim – wspomina Adam Grzymała-Siedlecki – przebudowa dworu. […] Na przebudowę poszedł las…”17.

Józef Weyssenhoff ożenił się z najbardziej posażną wówczas panną Aleksandrą Blochówną, córką potentata finansowego, teoretyka ekonomii, inwestora (dziś powiedzielibyśmy: strategicznego) linii kolejowej Dęblin-Dąbrowa. Grzymała twierdzi, że krzywdzącą dla Weyssenhoffa jest opinia, jakoby ożenił się dla posagu. Z drugiej jednak strony mówi się o autorze Sobola i panny jako zdeklasowanym ziemianinie. Może nie do tego stopnia, jak Sariusz Grzanowski, ale inne rysy są ze wszech miar portretem pisarza.

Świętym słowem cyganerii (a potwierdzają to Boy-Żeleński, Wysocki, Grzymała–Siedlecki i Przybyszewski) była “pożyczka”. Pożyczali wszyscy od wszystkich, bo zawsze zdarzało się komuś mieć pieniądze. Zaciągano także kredyty w banku, co wspomina Kornel Makuszyński:

“[…] w one czasy literatura żyła w pięćdziesięciu procentach – z bankowego kredytu! Weksle literackie […] były – nie można powiedzieć – poszukiwane, ale bardzo szanowane w bankach, szczególnie lwowskich”18.

Pożyczka była przecież okazją do zapoznania się w Berlinie Alfreda Wysockiego ze Stanisławem Przybyszewskim. Było to wedle słów Wysockiego tak:

“Niedaleko drzwi siedział jakiś blondyn ze zlepionymi potem włosami, które spadały mu na czoło, i drzemał. […] Wyjąłem «Nową Reformę» z kieszeni i zacząłem czytać… Po chwili ów blondyn zbudził się, spojrzał na mnie i podszedł, mówiąc cichym, zachrypłym głosem: «Rodaku! Cóż za szczęśliwy los sprowadził ciebie tutaj. Musisz mi pomóc. Miano mi tu przynieść pieniądze, czekałem całą noc, wypiło się i zjadło to i owo, a teraz nie chcą mnie stąd wypuścić, bo nie mogę zapłacić rachunku. Pożycz mi, rodaku, dziesięć marek! W południe ci oddam. Jestem Przybyszewski»”19.

Notabene Przybyszewski był mistrzem w pożyczaniu pieniędzy. Mistrzem był także w ich wyłudzaniu. W stwarzaniu przeświadczenia, że jemu się te pieniądze po prostu należą, choćby tylko z tej racji, że jest artystą. Zimand pisze o jednej z postaw młodopolskiego twórcy,

“[…] która wyrażała się w przekonaniu, że obowiązkiem ludzi zamożnych jest łożenie na twórców kultury”20.

Były mniej brutalne sposoby wyciągnięcia gotówki od kogoś zamożnego. Próbę zdobycia finansów na podróż do Włoch od tajemniczego ordynata, prawdopodobnie hrabiego Władysława Zamoyskiego, podjęli także Adolf Nowaczyński wspólnie z Adamem Grzymałą-Siedleckim. Ale tutaj odbywało się całe polowanie z nagonką, obmyślana była cała strategia, dopracowana taktyka poszczególnych posunięć. Świadectwo tego odnajdujemy w liście Nowaczyńskiego do Grzymały:

“Pchnięcie do Włoch, o którym sobie myślałem przedwczoraj, wczoraj i dziś rano, nim list Twój przyszedł, jest możliwe. Zawisłe w znacznej mierze od Ciebie, Twej energii, zdrowia, ofiary z czasu, fatygi. Moja idea jest: mój list z prośbą do Ordynata o 500 rb, poprzedzony rodzajem memoriału, świadectwa moralnego, dokumentu publicznego, świadczącego, że mam takich a takich rozmiarów talent, że takie a takie wróżę na przyszłość nadzieje, ale że jestem tak a tak zaawansowany w chorobie suchot, na które wedle orzeczenia lekarzy (osobny dokument: Pareński) konieczno-niezbędną jest jazda do Włoch. […] Pod dokumentem następują podpisy, których zebranie Twoje plecy. Moja wkładka w interes nasz jest moja choroba i moja znajomość z Ordynatem, studium olbrzymie o Maeterlincku dla Bibliot[eki] Warszaws[kiej] i mój list. Twoja: doprowadzenie do skutku dokumentu i w dobrym razie (Weyssenhof[f]) jazda i opieka nie uciążliwa, ale zawsze przykra. […] Więc, Kochany mój, też pomyśl, rozważ, popisz, a może i mnie zdołasz od szpon niebytu wyrwać i sam w rozkoszny sposób zmienisz klimat. Oczywista wszystko zawisłe od tyc[h] jasnych, słowiańskich monet”21.

Można było także wziąć zaliczkę. Wydaje się, że znaczna część operacji finansowych Młodej Polski odbywała się dzięki zaliczkom. Listy i wspomnienia pełne są wzmianek na temat zaliczek akonto przyszłych dzieł. Od zaliczki przecież zaczyna się kariera dramaturgiczna poety lirycznego w stylu tetmajerowskim – Włodzimierza Perzyńskiego. Słynne 400 guldenów22, które dostał od Pawlikowskiego na poczet komedii Lekkomyślna siostra, stało się jedną z najsłynniejszych zaliczek w naszej historii literatury. Wspomina ten fakt Kornel Makuszyński23. Alfred Wysocki stwierdza wprost:

“[…] Adaś Siedlecki […] pytał o listonosza, który od czasu do czasu przynosił prenumeratę miesięczną za «Życie», wynoszącą, o ile pamiętam, dwie korony! Wpisywaliśmy je więc do księgi przychodów i brali od razu «zaliczkę»24.

Skuteczne sposoby wydawania tak zdobytej gotówki to przede wszystkim wydanie szybkie, natychmiastowe, bezmyślne i fantazyjne. Znowu według uproszczonej typologii możemy stwierdzić, że pieniądze można było: rozrzucić lub roztrwonić, przepić, zainwestować i stracić, pożyczyć komuś na tzw. wieczne nieoddanie, przegrać w karty, wydać na inne życiowe uciechy, np. na podróże. Nie uwzględniam w tej typologii, podobnie jak i w typologii zarobkowania, sposobów, które nie współgrają z gestami artysty-cygana. Te, jako nie mieszczące się w obyczajowości cyganeryjnej, w pewnym paradygmacie bohemy, w konstrukcji biograficznej jej uczestników, nie mogą być omawiane á propos młodopolskiej legendy pieniędzy. Nie mówię więc tu o ratowaniu zdrowia, wydatkach na edukację czy najzwyczajniejsze cele życiowe (żywność, odzież, higiena etc.).

Z cyganerią kojarzy się nam nierozerwalnie alkohol, który w powszechnym mniemaniu był jednym z najpoważniejszych czynników obciążających budżet artysty. Wszystko zależy od przyjętych norm i ilości wypijanych trunków. Pieniądze można było przepić, ale czy do końca? Nie wskazują na to ceny. Słynna we wspomnieniach jest wiśniówka po trzy centy. W 1905 roku litr wódki kosztował 1,42 korony25, zatem pijało się tanio. Potwierdzają to wspomnienia Mariana Trzebińskiego, w których czytamy:

“Kieliszek wódki wypity na stojąco kosztował 4 centy […]. W szynkach wódkę sprzedawano na «blachy» i kosztowało to jeszcze taniej. Za guldena można się było już porządnie upić”26.

Oczywiście, jeżeli ktoś pijał tak, jak czynił to Stanisław Przybyszewski, to żaden budżet tego nie wytrzyma. To był jeden z powodów tego, że Dagny musiała przesypiać głód w nie opalonym mieszkaniu. Wysocki wspomina, że tak działo się w Berlinie, a kiedy pieniądze już się znajdowały, nie odkładano ich na gorsze czasy, na jutro, ale Przybyszewscy udawali się do winiarni, gdzie cała kwota była wydawana27. Przybyszewski był pozbawiony bowiem cnoty oszczędności i zapobiegliwości, charakterystycznej dla obyczajowości mieszczańskiej, odrzucanej przezeń w całości.

To tylko krok od rozrzutności, od wydawania pieniędzy na zbytki, od roztrwonienia każdej gotówki. To także cecha charakterystyczna “polskiego wzorca archicygana”. Wysocki notuje:

“Obrażał się [Przybyszewski – przyp. J.A.M.], gdy kto chciał płacić za siebie. Wtykał marki pikolom i kelnerom i cieszył się, że mu się wszyscy nisko kłaniali”28.

Nie inaczej stało się z kwotą wyłudzoną od Gabryelskiego, roztrwonioną na szampana w kilku krakowskich knajpach. Wspomina o tym Boy:

“Kazał dać ze dwadzieścia flaszek szampana, zapłacił z góry, […] kazał wszystkie otworzyć, zerkając na bladego ze złości Gabryelskiego […]. Zaledwie kompania umoczyła usta w szampanie, Przybysz dał znak do «zmiany lokalu», zostawiając pełnie flaszki”29.

I tak da capo al fine. Podobnie zachowywał się także Włodzimierz Perzyński w Egipcie, gromadząc przed kawiarnią kilka orkiestr i każąc każdej grać co innego30. Można też było wydać gotówkę na tzw. zbytki, jak słynna dzięki Wysockiemu jedwabna bielizna Przybyszewskiego.

Można było zainwestować i stracić. Wystarczyło zainwestować pieniądze w nierentowne i nie mające większych szans na sukces komercyjny pismo literackie. Tak było np. z krakowskim “Życiem”. Stracili na nim wszyscy ci, którzy wnieśli doń jakiś wkład finansowy. Stracił Ludwik Szczepański, stracił chyba najwięcej Ignacy Sewer Maciejowski. Ale tu nasuwa się myśl o tym, że życie młodopolskiego literata nie zawsze było nędzne, skoro stać go było na powołanie do życia pisma z własnego kapitału. Pisał umęczony “Życiem” Sewer do profesorowej Elizy Pareńskiej:

“[…] nareszcie odstąpiłem go [“Życie” – przyp. JAM.] Przybyszewskiemu, bo to jego rzecz, straciwszy na nim 700 złr. […]”31.

Można było przegrać w karty, co stało się przyczyną upadku lokalu Turlińskiego. Ale przecież najsłynniejszą i legendarną przegraną była przegrana Józefa Weyssenhoffa w Petersburskim Yacht Klubie, gdzie przegrał do stryjecznego brata cara rodowy majątek Samoklęski32. Niczego szczególnego natomiast nie wiemy o nadzwyczajnych wydatkach na kobiety33. Wydaje się, że żaden z artystów nie ogłosił stanu upadłości z powodu kobiet. Jasne, bywały one często obciążeniem dla skromnych budżetów, ale nigdy nie wspomina się (nawet o tzw. “kobietach lekkich obyczajów”) jako o przyczynach klęsk finansowych. Cóż, w polskiej cyganerii nie ma egerii, kobiet fatalnych, demonów. Jedna Dagny Przybyszewska starczy za całą skłonność do płci przeciwnej i miłości fatalnej a występnej.

Wydawano na podróże. Perzyński, gdy odniósł jakiś sukces materialny, zaczął podróżować34. Tak rzecz się ma z wieloma twórcami Młodej Polski. Można było także – o dziwo – łożyć na dobroczynność. Święty Brat Albert Chmielowski miał w cyganach pewnych wspomożycieli swojej akcji ratowania ubogich. Wspomina ten dziwny fakt wspomagania biedaczyny z Krakowa przez nędzarzy często nie mniejszych niż podopieczni Brata Alberta:

“A z Krakowa wspomnienie: na wózeczku przez oślinę ciągnionym w chmarze «łazików i pauprów» i postój na Szewskiej przed kawiarnią Schmidta i każdy bohemien sypał do worka po dwie bułki, rogalik, ciastka z kremem”35.

I to jest straszny paradoks tego serdecznego, niczym nie pohamowanego wydawania z trudem zarobionych pieniędzy.

Reasumując. Nie wiadomo tedy właściwie, jak było naprawdę z nędzą cyganerii. Czy jest ona tylko mitogenicznym biografemem, czy realnym stanem egzystencji. Prawda zapewne leży pośrodku, gdyż inne były warunki życia. Dochody pisarzy nie były małe, a życie było tanie. Odpowiedzią na pytanie o stosunek artysty młodopolskiego do kwestii finansowych zda się być konstatacja Romana Zimanda piszącego:

“[…] źródłem trudności materialnych Przybyszewskiego i Balzaka nie było niskie «ma», lecz bardzo wysokie «winien»”36.

Cała tajemnica tkwi właśnie w owym braku instynktu samozachowawczego, w braku idei stabilitas, co per saldo dawało mizerię materialną i nieustannie rosnące zadłużenie. Ale nie wiemy, co zrobiłby młodopolski artysta, gdyby miał milion… Jeżeli przypatrzeć się bilansowi dochodów i wydatków poszczególnych pisarzy, to prawda sformułowana przez Zimanda wydaje się nam najwszechstronniejszym uogólnieniem. Uogólnieniem prób, jak pieniądze szczęścia nie dają…

Przypisy

1 “Życie” 1898, nr 28, s. 358.

2 T. Weiss zauważył: “Nędza stawała się […] świadomym wyborem, wynikającym z niechęci do filisterskiego trybu regularnego zarobkowania”. T. Weiss, Cyganeria Młodej Polski, Kraków 1970, s. 137.

3 M. Orłowicz, Ilustrowany przewodnik po Galicji, Bukowinie, Spiżu, Orawie i Śląsku Cieszyńskim, Lwów 1914, s. 47, reprint Krosno 1998.

4 Przelicznik ten przytaczam za: M. Czuma, L. Mazan, Austriackie gadanie czyli encyklopedia galicyjska, Kraków 1998, s. 67.

5 K. Makuszyński, Historia się powtarza [w:] Kartki z kalendarza, wyd. II, Kraków–Wrocław 1985, s. 250.

6 T. Weiss, op. cit., s. 139, zauważył, że: “Pieniądze wydaje się w tym środowisku tak samo niefrasobliwie, jak przyjmuje się ich codzienny brak”.

7 R. Zimand, Uwagi do przyszłej biografii Stanisława Brzozowskiego [w:] Wokół myśli Stanisława Brzozowskiego, pod red. A. Walickiego, R. Zimanda, Kraków 1974, s. 390.

8 Ibidem, s. 392.

9 Ibidem, s. 395.

10 R. Zimand, op. cit., s. 395, pisał o dochodach Brzozowskiego: “[…] istotną dla budżetu pisarza cechą wszystkich dochodów jest ich nieuchronna nieregularność”.

11 A. Przyjaciel [A. Nowaczyński], Gdyby miał milion. (Profile), “Życie” 1898, nr 28, s. 358.

12 A. Nowaczyński, list do A. Grzymały-Siedleckiego z 7 III 1902, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Bydgoszczy, rkps sygn. 997/II.

13 A. Nowaczyński, list do A. Grzymały-Siedleckiego [b. d.], Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Bydgoszczy, rkps sygn. 518/III, t. 2, k. 19.

14 Informacja za: J. Bieniarzówna, J. Małecki, Dzieje Krakowa, t. 3, Kraków 1985, s 321.

15 Por. A. Grzymała-Siedlecki, Rozmowy z samym sobą, Kraków 1972, s. 91.

16 A. Wysocki, Sprzed pół wieku, wyd. III, Kraków 1974, s. 33.

17 A. Grzymała–Siedlecki, Nasz baron [w:] Niepospolici ludzie w dniu swoim powszednim, wyd. II, Kraków 1962, s. 105.

18 K. Makuszyński, Historia się powtarza [w:] Kartki z kalendarza, s. 252.

19 A. Wysocki, Sprzed pół wieku, wyd. III, Kraków 1974, s. 40-41.

20 R. Zimand, op. cit., s. 397.

Boy wspominając metody zarabiania Przybyszewskiego zanotował: “Jeżeli Przybyszewski nie rozwiązał problemu, jak żyć z pióra, to przede wszystkim dlatego, że nigdy go sobie naprawdę nie stawiał. Przez cały np. ów okres krakowski budżet jego oparty był na tzw. «podatku narodowym» (wyrażenie jego własne), który wszyscy bliscy chętnie składali”. T. Żeleński Boy, Poeta a pieniądz [w:] Znaszli ten kraj?… (Cyganeria krakowska) oraz inne wspomnienia o Krakowie. (Wybór), wyb. T. Weiss, Wrocław 1983, s. 203.

21 A. Nowaczyński, list do A. Grzymały-Siedleckiego [b. d.], Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Bydgoszczy, rkps sygn. 997/II.

Suma 500 rubli, o jakiej tu pisze Nowaczyński, jest sumą bardzo wysoką, gdyż jeżeli przyjmiemy ustalony przez Zimanda (op. cit., s. 393) na podstawie notowań giełdowych przelicznik korony do rubla – 100 koron = 40 rubli, otrzymamy sumę 1 250 koron. 22 400 guldenów = 800 koron (przelicznik podawany przez Orłowicza to 1 gulden = 2 korony). Jak mało dostał zatem Nowaczyński za swoją książkę!

23 Por. K. Makuszyński, Czarujący Perz [w:] Kartki z kalendarza, wyd. II, Kraków–Wrocław 1985, s. 159.

24 A. Wysocki, op. cit., s. 127.

25 Informacja za: J. Bieniarzówna, J. Małecki, Dzieje Krakowa, t. 3, Kraków 1985, s. 321.

26 M. Trzebiński, Pamiętnik malarza, Wrocław 1958, s. 39.

27 Por. A. Wysocki, op. cit., s. 112.

28 Ibidem, s. 112.

29 T. Żeleński Boy, Poeta a pieniądz [w:] Znaszli ten kraj?, s. 202-203.

30 Por. K. Makuszyński, Czarujący Perz [w:] Kartki z kalendarza, s. 160.

31 T. Żeleński Boy, “Na początku była chuć…” [w:] Znaszli ten kraj?, s. 97.

32 Por. A. Grzymala-Siedlecki, Nasz baron [w:] Niepospolici ludzie..., s. 112-113.

33 Choć wspomina o nich (nie zawsze jednak á propos wydatków artysty na kobiety) m.in. T. Żeleński Boy w eseju Narzeczeni [w:] O Krakowie, oprac. H. Markiewicz, Kraków 1968.

34 Wspomina o tym K. Makuszyński w przywoływanym już tutaj wspomnieniu Czarujący Perz.

35 A. Nowaczyński, Dni Brata Alberta [w:] tegoż, Najpiękniejszy człowiek mego pokolenia. Brat Albert, wstęp, opracowanie i komentarze J. A. Malik, Lublin 1999, s. 89.

36 R. Zimand, op. cit., s. 391.