ROZDZIAŁ CZWARTY

Zwyczajny to jest sposób mówienia, iż imaginacja nasza zbyt się daleko zapędza i powiększa rzecz, której się bojemy. Gdym wszedł pierwszy raz w podziemne Potoza pieczary, poznałem, iż ta powszechna maksyma może mieć swoje ekscepcje. Okropność miejsca, stan nędzny i gorszy od bydlęcego pracujących niewolników, dzika srogość doglądających - wszystkie te złączone okoliczności czynią te miejsce zbiorem tego wszystkiego, cokolwiek najnieszczęśliwszym człowieka uczynić może. Lubo przygotowany do cierpliwości, uczułem przecie powszechną w sobie rewolucją, gdy mnie w ten grób żywego wpychano.

Trzeba się było, choć poniewolnie, jąć do roboty. Czerstwy jeszcze, bo młody, zacząłem te pracowite rzemiosło. Starałem się ile możności wykonywać to wszystko, co mi rozkazowano; nie byłem, jednak tak szczęśliwym, żebym powolnością mógł zmiękczyć stalowe serce urzędnika, który nas doglądał. Głos lego przeraźliwy powtarzały echa podziemnych lochów; ten zaś głos fatalny był poprzednikiem chłosty, winnym i niewinnym zarówno udzielanej.

Gdyby ci, którym złoto zdaje się być najpotrzebniejszym do życia żywiołem, ci, którzy na to wszystkie siły wywnętrzają, żeby hak najwięcej kruszcu tego zgromadzić, gdyby ci, mówię, za każdym na upodobany ten kruszec wejźrzeniem chcieli pomyśleć, wielu łzami przy wydobyciu swoim oblany jest, uśmierzyliby chciwość swoją, oszczędziliby miliony nieszczęśliwych ludzi, którzy stają się ofiarą ich łakomstwa.

Zagrzebany w tych pieczarach, przypomniałem sobie nieraz, jak niesłusznie gniewałem się na Nipuanów, gdy nasze europejskie narody i mnie samego dzikim zwali. Nie wiedzieli ci dobrzy ludzie i połowy przyczyn, dla których ten tytuł nam się sprawiedliwie należy. Ze złoto nie przynosi szczęścia - przykład z Nipuanów; że złoto, dogadzając zbytkom małej części obywatelów, za jednego szczęśliwego dziesięciu nędznych czyni, to probuje świat

Nie mogąc się z nikim rozmówić starałem się nauczyć języka hiszpańskiego, dość łatwego tym, którzy po włosku mówią. Jakoż wkrótce tyle umiałem, ile potrzeba było da potocznego dyskursu.

Między wielu, którzy odwiedzali pieczary nasze, postrzegłem raz sędziwego Amerykanina. Ten, jakem się potem dowiedział, niedaleko Potozu mając swoją własną osadę i handlem się bawiąc ,odwiedzał niekiedy pracujących niewolników, cieszył łagodnymi słowy, słabych opatrywał w ich nieuchronnych potrzebach, od wszystkich przeto miany był za powszechnego ojca. Sami nawet dozorcy szanowali go.

Przechodząc raz około mnie ów Amerykanin, a widząc nad zamiar znędznionego, dał mi kilka sztuk tamtejszej drobnej monety. Przyjąłem z wdzięcznością, a zdziwiony takowym procederem dzikiego człowieka (był bowiem z liczby narodów Hiszpanom nie podległych), starałem się poznać go lepiej i gdy drugi raz przyszedł i mnie jałmużną opatrzył, rzekłem:

- Skąd pochodzi twoje nade mną miłosierdzie? - Jesteś człowiek tak jako i ja - odpowiedział. Proste, ale pełne najwyborniejszej nauki stawiły go w oczach moich godnym obywatelstwa wyspy Nipu. Zabrawszy z nim przyjaźń i poufność słodziłem jego rozmową przykrość mojej niewoli; on, z swojej strony, powziąwszy ku mnie dobre serce częściej mnie nawiedzał. Nauczyłem się od niego, iż był obywatelem, narodu onego i miał osadę swoją wzgłąbsz kraju.

Gdym mu opisywał obyczaje i sposób życia Nipuanów, rzekł mi, iż ta osada wtenaczas zapewne musiała być uczyniona, kiedy Hiszpani Amerykę posiedli.

- Zapewne - rzekł dalej- któren z naszych nieszczęśliwych kacyków uciekając z własnego kraju puścił się na morze i tę wyspę zaludnił. Co mi albowiem o Nipuanach powiedasz, zgadza się zupęłnie z charakterem i sposobem myślenia dawnych naszych ojcóww. Cokolwiek bądź, czyli oni od Amerykanów, czyli od was pochodzą, zatrzymują, jak widzę, charakter nasz właściwy i są wiernym wyobrażenieni tego, co tu się działo przed przyjściem Hiszpanów.

W historiach waszych napisano jest, iż zastaliście w tutejszej ziemi ludzi dzikich, srogich, zapalczywych, zdradnych zabójców; podobno autor z siebie lub sobie podobnych brał model takowej definicji. Nie mogąc pojąć skutków waszej industrii, z początku mieliśmy was za bogów albo przynajmniej ze stworzenia doskonalszego od nas rodzaju. Żeśmy za dyszeniem ogromnego łoskotu waszej strzelby domów odstąpili i w lasy uciekli, z tej przyczyny nie mieli racji Europejczycy mianować trwożnymi tych, którzy rozumieli, iż piorunami na nich rzucacie.

Charakter nasz skłonny jest do dobroci, ale podległy gwałtownym wzruszeniom; stąd poszło, jak zwyczajnie u zbytecznie dobrych, iż gdyście nas wprawili w rozpacz, byliście niekiedy świadkami zbytecznej zemsty i okrucieństwa. Ale i w tym punkcie kto by nas chciał usprawiedliwić, niech się w naszym stanie postawi, a uzna, że nie dość się jeszcze mścili ci, których najniegodziwszymi podstępy łudzono, zdzierano ze wszystkiego, męczono bez względu na fundamencie nie inszego zapewne prawa, tylko zdrady, przemocy i łakomstwa.


POPRZEDNI SPIS TREŚCI NASTĘPNY