BIAŁE RÓŻE KRWI...

 

Białe róże krwi rosną przy mej celi -

a dokoła bór w swych upiornych snach.

Kiedy zimna noc - jako czarny ptak -

na wierzchołkach gór zostrzy krwawy dziób -

dwie siostrzyczki me - ach, dwie obłąkane

z lśniącymi oczyma, jak zaklęte skarby -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

i słucham piosenek - i drżą srebrne rosy -

odmykam okno gotyckiej wieżycy.

I łkają słowiki i z szumem drżą fale -

do groty umarłych wszedł księżyc.

Węże znad jezior prężą się uśpione,

a drzewa olbrzymy pośród chmur i nieba.

Gwiazdy jak róże kwitną wśród gałązek,

taniec szkieletów -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Na katafalku z czarnych kamieni

leży blady królewicz

i litośnie patrzy na swą zabójczynię.

Ona, jak posąg, bezmowna -

w ekstazie bólu uśmiecha się

przez zasłonkę grobu.

Patrzy litośnie królewicz -

dwa jeziora oczu ścinają mu się w lód.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Dwie siostrzyczki moje palą kwiat paproci.

Ziemia rozpęka w urwisko.

Nad jeziorem śmierci

siedzi nagi człowiek i w zielonkawą patrzy toń,

jako w źrenice święte Ureusa.

A strojne karły i wesołki

tańcząc na nitkach pajęczych

zawodzą spiżowy chorał o narodzinach gwiazd.

Mój brat: przed obliczem siedmiu posągów

skrzyżowaliśmy nasze miecze i czaszę krwi

piliśmy na braterstwo.

Całą wieczność szukałem -

odnalazłem weseląc się w płaczu moim.

Zaklinam go w dawne imiona anielskie -

przypomina - budzi się, jak ze snu -

uśmiecha się, jak Jehowa, spoza mgławicy,

a strumień piany toczy się po zoranych ustach.

Prosi bym do uścisku podał dłoń -

chwycił mocno rękę moją -

zataczając się w okropnej radości,

wykręcił i z całej mocy

złamał na żelazach.

Zmiażdżoną ręką uderzył mię w twarz

i wyzwał na straszny - zagrobny bój -

w nurtach głębokiej wody.

Łzy płyną mu anielskie, rzewne

po zbrużdżonym obliczu piorunami,

jak ziemia -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Dwie siostrzyczki me rzucają do ognia

pszeniczną śnieć.

Siedzę na ganku wśród odwiecznych lip,

szafranowe krokusy pachną mi świętem Wielkiejnocy,

lilowe malwy i czarne bratki

szepcą opowiastki o tych, co minęli.

A słońce rozsypało krwawe róże

na obłokach - i gdy zagasły - stało się,

jakby ktoś ogród zamienił w żuzle i popiół.

Pies wierny skomli przez sen

u moich nóg.

Prowadzi do mnie małe dziecię

żona - za rączkę.

I cisza taka święta

wśród omglonych łąk i lasów.

Świerszcze sykają pod progami,

żaby rechocą -

jakby szklane, grające wirowały sfery.

I poszedłem, ach - na drogę pod krzyż

i nie wrócę już - nigdy nie wrócę.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

O siostrzyczki moje, podłóżcie smolny żar

i niech rozszumi

oceanowym śpiewem ognia ta puszcza.

W płonących wirach dymu

zapadną się moje czarne księstwa -

w roztopach żywicy

skamienią się moje napowietrzne jeziora -

upiorne skrzydła moje

zanurzę w prastarych wulkanach -

i tylko serce me złóżcie z modlitwą do ziemi.

Nad popiołami

zaszumią zboża -

będą ludzie pożywać - i błogosławić.

Moim Siostrom i Matce.


SPIS WIERSZY