MEDUZA

 

Z grot czarnych, które rzeźbi sen i obłąkanie,

z podziemi, gdzie wśród ognia żyje płaz -

potok łez moich w zamęcie i pianie

zapada w głuche bezdźwięczne otchłanie,

gdzie Bóg się wyparł nas.

 

Zębate wieże i skaliste grody,

księżyce krwawe, zatopione w mgle -

miraże świateł, lodowe ogrody

i widm okropnych wyjące narody,

co szarpią mnie.

 

Ty żyjesz w raju, ja mrę na Golgocie -

na kresach duszy, gdzie Magog i Gog -

grudę Twej ziemi rozbijam w tęsknocie,

by Twoich świątyń iskrzyły się krocie -

i pełznę w mrok.

 

Ja matka bogów - niosę Ciebie w łonie -

choć nad mą głową syczy wężów gniew

i patrzę w zimne ołowiane tonie,

serce mgłą krwawą jeszcze Ci wyzionie

łabędzi śpiew.

 

Bo Cię tak wielbię, żeś mnie bardzo zmęczył,

i smagał grzechem i pędził mnie wzwyż -

a nad przepaścią Anioł się roztęczył -

i gwiazd obłędem serce me uwieńczył -

i wzniósł na krzyż.

 

Własne królestwa rozwaliłam w gruzy,

by cię nie straszyć bezmiarem mych mąk -

ale się spojrzeć strzeż w lico Meduzy,

gdzie z obłąkanych oczu płyną czarne śluzy

na gwoździe rąk.

 

W zimnym Tartarze - ja posąg antyczny,

z torsem bez kolan i oczyma z dziur -

uśmiech na twarzy mojej sardoniczny,

a w piersiach źródło miłości mistycznej,

jak tęcza z chmur.


SPIS WIERSZY