AMA

 

Moja tygrysica biękitnooka,

na hebanowym łożu wyciągnięta,

jedwab kaszrnirski otula ją - śni.

Szemrzą strumyki wśród araukaryj. -

Kazałem do marmurowej sali

wpuścić lwa olbrzymiego z gór Atlasu.

Wsunął się niemy - z piorunami w ślepiach.

Obszedł mnie w krąg, nie racząc spozierać.

Zwarłem drzwi na łańcuch

i z miradoru patrzę

wśród purpurowo-złoto-biękitnych arabesek.

Ama ocknęła się -

moręgowatym ogonem wyrażając radość -

leniwo - niby odaliska - szła ku lwu pustyni.

Lecz on drapieżną opętany chucią

runął, jak z góry oberwana skała.

Zwarli się -

i czworgiem łap wyskoczył w powietrze -

- czarna jaskinia mignęła pod brzuchem.

Ama łyskawicą wysunęła się - kłąb

sinych wężów niosąc w paszczy - wnętrzności lwa.

Z pustą ziejącą otchłanią zataczał się

i z wolna obchodził lew jamę krwi konając.

Jak na wieczornych przechadzkach nad morzem,

łasiła się do mej ręki Ama - od lwa nie tknięta -

tylko bardziej leniwa pokłada się u mych nóg -

i nie mogła wstać.

Cierpiąc patrzała na mnie tajemniczym blaskiem,

a w oczach jej morze gasło i ciemniało.


SPIS WIERSZY