Nad rzeką nazwaną Ipol, pode wsią Szage, 5 XI [1683].

Dnia onegdajszego, pożegnawszy się z księciem lotaryńskim, rozeszły się wojska, podzieliwszy się kwaterami nie bez wielkiej pracy i kłopotu. Onym się dostał ten kraj, począwszy od Austrii, Śląska i Morawy aż po Koszyce, nam zaś od Koszyc aż po siedmiogrodzką ziemię, ale w ten nasz udział bierzemy i Tekolego, który o to bardzo prosił. A traktat z nim dotąd jeszcze nie skończony, ponieważ twardo bardzo teraz i hardo stawa Austria; czemu wszystkiemu winna zwłoka i dlatego sam na się Tekoli narzekać musi. Jakożkolwiek jednak, lubo cale do siebie obie stronie serca nie mają, starać się o to będziemy, aby ich tak akomodować, jakoby się to wszystko na pożytek całego mogło obrócić chrześcijaństwa.

Myśmy się rozeszli z sobą z wojskami Cesarza JMci prędzej, niżeliśmy sobie obiecywali, a to z tej przyczyny, że deszcze srogie nagłe, potem śniegi i mrozy przeszkodziły nam cale już wszystkie operacje wojenne. Oni w tym szczęśliwsi, że pojutrze już, wyszedłszy z granic tureckich, mogą na swych stawać konsystencjach (osobliwie książę sam lotaryński, którego kwatery widzieć nam stąd, które będzie miał w miastach bańskich, tj. gdzie kruszce biorą, jako to: Szemnic, Kremnic, Aitsol, Nejsol), nam zaś trzeba jeszcze iść mil siedm granicą turecką, gdzie na drodze będziemy jeszcze mieli jedną turecką fortecę, nazwaną Szecin. Nim tedy z tureckich wynidziemy granic, musimy kilka dni gdzie wypocząć koniom, które wielce znużone, począwszy ode mnie samego; a jeszcze mamy częste rzeki na drodze, na których i konie, i ludzie, osobliwie niebożęta piechoty, brnąc, ledwo nie spływają, gdyż nigdzie nie znajdujemy mostów. Od tego Szecina pójdziemy mimo Filek (którego dobrze świadom jmć ks. kamieniecki), stamtąd mimo Koszyce do Epe-ries, gdzie się wojsku konsystencje rozdawać będą i gdzie i sobie, i koniom jaki tydzień odpocząć będzie potrzeba. Stamtąd do Polski, jeśli śniegi, które coraz w górach większe spadać będą, pozwolą, są dwie drogi: jedna na Lubowlę, a druga na Bardiów i Makowice; którego Bardiowa księżna jejmość dobrze wiadoma, bo tam niemały czas podczas wojny szwedzkiej mieszkała. Ale że stąd tu do Eperies jest jeszcze wielkich kilkadziesiąt mil węgierskich, za czym nie wiedząc, jakie się tam zastaną drogi, trudno też jeszcze decydować, która będzie sposobniejsza i która się obierze, i dokąd się nią w Polskę wyjedzie. A że już poczty cale od Wiednia ustały, osobliwie za rozjazdem się z księciem lotaryńskim, jużeśmy i my cale byli zdesperowali, nie mając do wczorajszego dnia nie tylko responsu na listy par Kaszewski, ale i najmniejszej z Polski od niedziel już prawie trzech litery, lubo poczty co dzień z Wiednia, Lincu, Pragi przechodziły i przychodziły.

Aliści wczora nad wszystkie spodziewanie przybyli Gulczewski, Puzyna i Umiastowski ks. biskupa kijowskiego; przydał im kilkanaście Węgrów p. Tekoli dla bezpieczniejszego przejazdu i wszelką im, gdy u niego byli, wyświadczył ludzkość. Wszystko w cale przywieźli, i wódkę, i sobole do szyi, i czepki na bonet, za co uniżenie Wci sercu memu dziękuję; ale się przyznam Wci mojej duszy, że nie taki by miał być do prędkiego mego powrotu do Polski powab. Pierwej napisałaś mi Wć, que je me ferai des affaires, na com już szeroce odpisał; teraz zaś, że tam krewni narzekają, że tu swoich potracili nie na usłudze ojczyzny, ale na jakiejś ci mojej prywacie. A cóż też już nad to może być cięższego i nieznośniejszego wyprawić kogo na wojnę, kazać mu hazardować zdrowie, życie i substancję, a potem mu kazać odpowiadać, kiedy kto umrze albo z koma spadnie, i jeszcze kłaść kalumnie na poczciwość czyją i mieszać interes, który że żaden nie jest i nie był, świat to widzi i widzieć będzie! Chyba że się to kto jeszcze urąga, widząc, com ja uczynił, a co dla mnie! Aleć ja, da P. Bóg, myślę temu wszystkiemu i sobie taki uczynić koniec i pokój, jaki jeszcze w imaginacji podobno nie był ludzkiej. Cóż czynić, kiedy przeciwko wodzie trudno pływać; ale że się szerzyć więcej nie godzi w tej materii, na tym stanąć przyjdzie.

Po p. Daleraka posłaliśmy do Nowych Zamków; którego się dziś spodziewamy i na niego się ociągamy, że się i stąd dziś nie ruszamy. Ale nas pozbawił dobrych bardzo więźniów, których się na zamian za niego posłało, lubo go w rejestrze za pocztarza tylko napisano. Zdrów dobrze i obadwa Kozacy, którzy przy nim byli. O Litwie żadnej świeżej wiadomości nie mamy: nie chce się od morawskich granic! Ten towarzysz, co go tu pp. hetmani przysłali, obiecował ich trzeciego dnia; już temu trzynaście minęło. Obawiamy się bardzo, że nie chcąc iść w granice tureckie, weszli w kwatery wojska cesarskiego, które pewnie zniosą i nas wielkiego nabawią kłopotu; sami zaś tak wojnę i kampanię odprawią, że począwszy od litewskich stanowisk przeszli Polskę i Węgry ciągnieniem na drugie stanowiska i zjeść tylko dopomogą tym, co to dobrze zasłużyli. P. Wołłowicz przecie jawił się tu wczora z chorągwią, które-gom jeszcze nie widział; ale ten osobnym od nich szedł traktem.

Przed niedziel trzema pozwoliłem p. de Villars, jako choremu, powrócić się nazad i dałem paszport, tą jednak kondycją, powtarzając to razów kilknaście, aby nikogo z wojska do swej nie przybierał kompanii. Nie słuchał, widzę, i tego i przybrał sobie wielkiego hultaja i niecnotę owego, który się bawił przy artylerii, a potem przy de Vitry, Rabota. Ten niecnota, nabrawszy pieniędzy przez lat kilka na zasługi, nigdy swego pretendu minierstwa nie chciał pokazać próby; uciekł dlatego ode mnie ze Złoczowa. We Lwowie złożył się złą ziemią; teraz zaś, zdrajca, nie wiem z kim do wojska zajechawszy, skoro tylko usłyszał o obsydii, zaraz powędrował nazad. O tym tedy hultaju napisał tu jmć ks. łucki, lubo go nigdy nie znał, że tam do Warszawy pisywał wielkie fałsze et les impertinences. Gdyby można dostać którego z tych listów, a wziąć go w areszt i skarać potem, aby się setny karał, a mieć go comme pour un deserteur de 1'armee, ponieważ odjechał sans conge.

A St. Louis dałem kompanię w regimencie moim dragońskim: jada u Fanfanika stołu z drugimi, konia sobie dobrego zdobył i pieniędzy mu się dać każe. P. krajczy koronny przyszedł dopiero z polskimi chorągwiami i z Kozakami, litewskie wojsko zostawiwszy gdzieś jeszcze daleko na zadzie. Całuję zatem wszystkie śliczności Wci serca mego jedynego, którego nie-sposobność zdrowia wielce mię poalterowała, jako i de M. le Marquis. Aleć ja rozumiem, że się to różą skończy, bo zwyczajnie o tym czasie zwykł tę miewać afekcję; któremu kłaniam nisko, jako i księżnie jejmości. Dzieci całuję i obłapiam.

 


LISTY DO KRÓLOWEJ MARYSIEŃKI