We Lwowie, 27 VII [l 675].

Najśliczniejsza, najwdzięczniejsza i najukochańsza Marysieńku, jedyny serca mego panie!

Tak okrutnej i niepojętej tęskności, jaka jeszcze większa od urodzenia mego nie była na mnie, przyczyny inszej nie widzę nad tę, że im dłużej się wpatruję w śliczności z ni z kim osoby wszystkiej nieporównaną i we wszystkie przymioty, które P. Bóg i natura tak hojnie rozdały, że całemu światu siła ująć musiały, tym coraz gorętszą muszę pałać miłością ku jedynej mojej pannie; gdy tedy żadnej dla tej nieszczęsnej absencji nie biorę z rąk najpiękniejszej mojej panny ochłody, toć się na koniec i serce w popiół albo perzynę obrócić musi. Niemniej i to jeszcze, moja śliczna Marysieńku, przydaje strachu i utrapienia, że już trzeci dzień, jako żadnej o zdrowiu Wci mojej duszy nie mam wiadomości ani responsu na kilka listów moich.

Ja tu siedzę jako w katuszy, nie mając do przechadzki, tylko kapuściany ogród (a dni są tak wielkie, bo się rano wstaje, że się wiekom równają), gorąco zaś wielkie nie pozwala przejażdżki, chyba ku wieczorowi, i to natenczas spokojnie z myślami się bawić nie pozwolą. I to też zgryzoty nie ujmuje, kiedy coraz większa się zajmuje wojna, a czym co począć nie masz. Kto wie, co się nie tylko z tymi krajami stanie, ale i z dalszymi, za przyjściem na wiosnę cesarza tureckiego; a ja, wydawszy wszystko swoje aż do ostatniej prawie koszuli, gdzie bym to podczas zamieszania i u kogo odszukiwać miał? Owo zgoła, naraził mię P. Bóg z łaski swej na takie nieszczęście, że jedno drugiego gorsze; za co niech imię jego będzie pochwalone, bo mu to wolno, i grzechy moje daleko większej godne kary. Ale zdrowie i głowa pewnie tego dłużej nie wytrzyma.

Z komisarzami naszymi niebożętami co się przynajmniej dzieje, wiedzieć nie możemy. Znać, że tamci prawdziwiej powiadali, co się na jedno zgadzali, że są za wartą turecką, niżeli ten jeden hultaj, który wszystko dobre obiecował. Już snadź cale z nimi nic nie traktują, kiedy wtóry komisarz Alisza aga chodził z swym panem nuradyn sułtanem w Wołyń na zagony; gdzie prawie żadnej nie odnieśli korzyści, bo lud był ostrzeżony wcześnie. Turcy Zbarażu dobywają, jako to lepiej Wć moje serce z listu p. wojewody ruskiego zrozumiesz, który posyłam, i list jmp. wojewodzinie należący.

Aleć i na księcia podkanclerzego jaki mieć muszę żal, racz tylko moje serce uważyć, i dobrze, żeby to księżnie kształtnie jako namieniła Mme la Palatine de Russie. Naprzód, gdym posłał ordynans przed kilką niedziel do wojewody wileńskiego, niesłychanie ostrożnie pisany, aby albo sam poszedł z wojskiem w te kraje, albo żeby nie bronił chorągwiom, które się z swoją ofiarują ochotą (czym by się był niesłychanie uskrzynął wojewoda wileński, bo to oboje z ciężkością mu było uczynić; teraz zaś tryumfuje, że ,,bym był poszedł, gdyby mi był wcześnie dany ordynans"), ten zaś ordynans książę zatrzymał i nie posłał mu go, napisawszy mi przez jakiegoś .swego ks. regenta, którego tu dotąd nie masz, że mu się ten nie podobał ordynans. I tak tedy temu przeszkodził, żeby on nie szedł, i o samym najmniejszej dotąd nie masz wiadomości, wydawszy mnie prawie nieprzyjacielowi, jako na mięsne jatki, bez wszelkiego posiłku, A na ostatek, niechby sobie zdrów siedział w Białej albo Nieświeżu; ale napisawszy, że posłał do wojska p. podskarbiego nadwornego litewskiego na miejscu swym, dotąd ani p. podskarbiego u wojska, ani wojska na naznaczone nie widać miejsce, bo się dotąd z swych konsystencyj nie ruszyli, które mieli koło Korca, i gdzie zdarli na kilkakroć sto tysięcy. A gdyby byli na dzień naznaczony stanęli, a choć w tydzień potem, pod Brodami, toby te zagony tatarskie nie miały były tego chodzenia na Wołyń bezpieczeństwa.

Ale cóż czynić? Mnie to P. Bóg każe! Kiedym sam rządził wojskiem, to dobrze bywało, bo była egzekucja ordynansów; teraz zaś wszystko mi opak czynią. Nadto jeszcze chorągwie książęce, które to leżą dotąd na miejscu, taką mi wyrządzili rzecz: Wiesz Wć moja panno, z jakim kosztem wyprawiłem p. Ulanickiego i jaka moja była w tej dywersji nadzieja. Gdy tedy ten p. Ulanicki przechodził z swymi ludźmi przez Korzec, gdzie stały chorągwie pp. Sapiehów, wstąpił do tego miasta najlepszy rotmistrz tego pułku, niejaki Tokarzewski (któremum ja dał chorągiew po nieboszczyku Piwie, dla samego junactwa) z towarzystwem swoim, bo tam ma swój dworek. Tamże go naszły tamte chorągwie; zabili czterech co najlepszego towarzystwa, drugich wszystkich posiekli i samego rotmistrza, i dwór jeszcze jego ze wszystkim mu spalili. A lubo słyszeli, że nieprzyjaciel, pominąwszy w Brodach księcia p. wojewodę bełskiego, impunement po Wołyniu grasuje, nic to ich nie poruszyło z miejsca, lubo ich trzy moje doszły uniwersały. Czym tedy ci lepsi od Pacowskich, niech mię kto nauczy! -

 


LISTY DO KRÓLOWEJ MARYSIEŃKI