Z obozu, 14 VI [1670].

Jedyna duszy i serca pociecho!

Czwarty list od Wci serca mego odebrałem spod Warszawy, gdzie jakoś Wć gościła i długo bawiła, nic mi nie oznajmujesz. Myśmy tu stanęli, już czwarty dzień. Zastaliśmy paskwile porozrzucane, besztwiące przeciwko starszyznie i pułkownikom wojska; ale się temu zabieży, że ich więcej tu w obozie nie będzie. - Jmp. wojewoda ruski jest tu w obozie, który kłania Wci sercu memu, jako i inni. List od samej jejmości posyłam.

Doszedł mię też list od M. marquis de Bethune z Wiednia, który-m otworzył, spodziewając się nowin; ale nie masz nic, tylko o domowych sprawach. Dałby to był P. Bóg, kiedy by tu byli z nami dwie lecie pomieszkali; i Wć moje serce nie tęskniłabyś tak była. -

To tedy wyraziwszy, co jest w sercu, moja śliczna Marysieńku, proszę nisko, abyś wzajemnie korespondować chciała, tymże afektem płacąc wiernemu i nigdy niezmiennemu Celadonowi. Zdrowie Wci serca mego bardzo mię turbuje i tej krwi bez doktora puszczać nie życzyłbym; ale się to już stać miało. Fan-fanowi nieborakowi wszyscy kłaniają, a ja go z duszy obłapiam i całuję. Niech mu P. Bóg da zdrowie, jeśli to będzie z chwałą jego świętą. Lubo nie mam czasu, alebym jeszcze więcej pisał; ale cóż w tym za gust, kiedy się o to obawiać przychodzi, aby kto inszy naszych nie czytał listów. Na co jeśliby się kto odważył, nie miałbym go za poczciwego i cnotliwego z matki, i gorszego niż Żyda. Całuję zatem śliczną busieńkę Wci serca mego. -

 


LISTY DO KRÓLOWEJ MARYSIEŃKI