PRZEDMOWA

 

Literatura pielgrzymia Polski rozwija się w Legionach. Trzeba nam przenieść się myślą bardzo daleko, z Włoch przelecieć na ostatni kraniec północy, w Syberii szukać drugiej zakrajowej literatury polskiej, którą nazwiemy zsyłkową.

Liczba Polaków zsyłanych to jest wywożonych w głąb Rosji i na Syberię pomnażała się co dzień. Pisma ich, a nade wszystko uczucia którymi tchnęli , rozkrzewiły się pomału w kraju. Można nawet powiedzieć, ze literatura zsyłkowa szła w kierunku prostym myśli narodowej. Znakomici mężowie wieku przeszłego, Załuski, Rzewuski, w Kałudze pisali swoje dzieła; biskup Sołtyk z wygnania przywiózł swoje odezwy. W tej to literaturze zsyłkowej znajduje się także źródło głębokiego smutku, który później obleka całą literaturę polską. Syberia pochłaniała wszystkich patriotów opornych rządowi rosyjskiemu, wszystkich podejrzanych o zamiary poruszenia kraju, albo o chęć połączenia się z bracią za granicą. Pierwszy raz wtedy usłyszano w Polsce nazwisko Syberii i odtąd ten wyraz Sybir, stał się powszednim, jako ciągle przytomna Polakom groźba. Każdy z nich odważając się na jaki zamiar niebezpieczny, musi pomyśleć o Sybirze.

Syberia, tak oddalona i zupełnie obca, wchodzi dopiero w dziedzinę poezji polskiej, zastępuje w niej Tartar starożytnych, albo owe piekło wieków średnich, które Dante tak dobrze opisał. W każdej książce tegoczesnej literatury polskiej, znajduje się wzmianka o Syberii; są wyborne opisy męczarni Polaków; mamy nawet jedno dzieło Słowackiego, którego cały przedmiot rozwija się w Syberii: trzeba więc powiedzieć nieco o tym kraju.

Wedle wiadomości podawanych przez jeografów i geologów, kraj ten rozległy między górami Ałtajskimi, Uralskimi i morzem Białym, zawiera 500,000 mil kwadratowych. Prócz różnych podziałów zmieniających się często, dzieli się na dwa obwody wojenne: Tobolski i Ochocki, każdy z osobna większy od całej Francji. Pierwsza z tych części zdobyta została przez bandę kozacka za czasów Iwana; druga odkryło i opanowało dwudziestu kilku kozaków przypadkiem zabłąkanych na półwysep Kamczatki. Założyli oni tam stanowisko wojskowe, dali o tym raport rządowi i odtąd Kamczatka weszła w liczbę posiadłości rosyjskich.

Mieszkańcy tych krajów należą do plemienia uralskiego, a znani są pod nazwiskiem Jakutów i Ostjaków. Zostają oni do dziś dnia niepodlegli, o czym prawie nikt nie wie. Rosja przywłaszczyła sobie ziemie, ale ludność zachowała swoje obyczaje i swobody dzikie. Kilkadziesiąt tysięcy Europejczyków osiadło na wielkich drogach dla pilnowania stanowisk wojennych i niektórych portów, a krajowcy tak mało dbają o to, że pułki rosyjskie przechodzą przez ich stepy, jak ryby, że czasem okręt liniowy po wierzchu morza z szumem przepłynie. Czuchczy , prawdziwi beduini tych pustyń lodowatych, wymieniają u Rosjan na wódkę i tytoń swoje produkty, które urzędnicy rosyjscy będący zarazem kupcami, przyjmują niby jako daninę. Wszystkie ludy tameczne wiedzą to jednak, że jest car, jakiś tajemniczy i straszny władca północy. Gubernatorowie i tłumacze mówiąc z naczelnikami hordo swoim carze, pokazują im herb Rosji, orła dartego, a ci są przekonani, że to portret cara, że ów car jakiś dziwotwór, istotnie ma dwie głowy, skrzydła, szpony, i trzyma świat w swym ręku. Ponieważ zaś radzi być w pokoju ze wszystkimi bożyszczami, przynoszą i temu bóstwu mały podatek.

Ludność europejska zamieszkała przy drogach i portach, składa się cała z kryminalistów rosyjskich, z więźniów politycznych i jeńców wojennych rozmaitych narodów, Szwedów, Prusaków Francuzów, których rząd nie chciał wymienić a nawet choćby chciał, trudno byłoby wyszukać na tej przestrzeni niezmiernej; ale połowę prawie ludności cudzoziemskiej stanowią sami Polacy. Wedle rachunku robionego przez niektórych z rejestrów urzędowych, od początku wojen za Katarzyny i Stanisława Augusta, wywieziono na Sybir przeszło sto tysięcy szlachty polskiej. Szlachta szczególniej dotknięta jest ta plagą. Z wysłanych rzadko kto powraca nazad, i tak upowszechniło się przekonanie o niepodobieństwie powrotu, ze skazani żegnając krewnych i przyjaciół, zwykle mówią: "bogdajbyśmy się nigdy nie zobaczyli". Ponieważ bowiem nie masz nadziei spotkać się gdzie indziej jak chyba w Syberii, pozostaje tylko życzyć rozstania się do śmierci.

Jeden z wojennych jeńców polskich, jenerał Kopeć, który odbył tę podróż z powrotem, i długo mieszkał w Kamczatce na ostatnim krańcu północno-wschodnim stałego lądu, zostawił ciekawe opisanie swoich przygód i widzianych okolic.

Generał Kopeć nie był człowiekiem uczonym. W szesnastym roku życia zaciągnął się do kawalerii narodowej jako prosty żołnierz, i służąc lat dwadzieścia przez wszystkie stopnie wyszedł na brygadiera. Był jeszcze majorem kiedy część wojsk polskich razem z oderwanym krajem zabrana przez Rosję, musiała przyjąć znaki carowej Katarzyny, co jak urzędowo mówiono, znaczyło wrócić do wierności poddanych. Podczas powstania Kościuszki, druga brygada litewska, w której Kopeć służył, stała na Ukrainie. Komenda brygady często była przy nim gdyż starszy komendant obowiązku swego nie pilnował. Mając tedy zaufanie towarzyszy broni, na pierwszą wieść o poruszeniach narodowych za kordonem, jako dobry patriota, pospieszył gdzie go ojczyzna wzywała, ruszył z pod Kijowa i sto mil przedzierając się krajem przez wojsko moskiewskie osadzonym, połączył się na koniec z naczelnikiem narodowego powstania. W bitwie Maciejowickiej cztery razy ranny i wzięty do niewoli, zaprowadzony naprzód do Kijowa z innymi jeńcami, odłączony potem od nich i sądzony jako buntownik który złamał przysięgę, wysłany został do niższej Kamczatki.

Jenerał Kopeć winien był swoje uwolnienie szczęśliwemu przypadkowi. Zdarzyło mu się w Ochocku jeszcze spotkać uczynnego kupca, który mu przyrzekł przewieść listy do przyjaciół. Kopeć miał głębokie uczucie natury. Po prosty uważa i opisuje wspaniałe widowiska przyrodzenia północy.

Postrzegano już podobieństwo między Kopciem a Silvio Pellico; góruje także w nim wiara religijna i rezygnacja, ale z ta różnicą, że nie traci on przez to własnodzielności; poddaje się dopuszczeniu, nie zrzekając się ani usiłowań, ani nadziei. Widać w nim wszakże nowy charakter Polaka skruszonego nieszczęściem. Niemcewicz w swoich pamiętnikach zachowuje ciągle nienawiść i gniew dawnych Polaków, należy jeszcze do pokolenia starego; Kopeć przeciwnie, uważa się za dotkniętego przez Opatrzność, pisze iż co dzień rano modlił się do Boga o swoje uwolnienie i nie przestawał spodziewać się lepszej przyszłości jeżeli nie dla siebie to przynajmniej dla ojczyzny: ta wytrwałość pokorna i ufna jest już charakterem nowej literatury polskiej, z niej wynika siła ożywiająca nowych poetów narodowych.

Dziennik podróży Kopcia dostarcza nam także postrzeżeń politycznych względem rządu rosyjskiego w Syberii. Jak na przykład wytłumaczyć sobie to panowanie nad ludnością wojowniczą i nad tylu tysiącami nieszczęśliwych jeńców, utrzymywane za pomocą ledwo kilku batalionów ? Kopeć objaśnia to bardzo dobrze opowiadając jeden przykład. Wypadło mu część drogi odbywać z karawaną prowadzoną przez Jakutów, Tunguzów i Ostjaków. Przyłączył się do niej także oficer rosyjski jadący na komendanta do Ochocka: a chociaż nie miał władzy nad tą karawaną, bo to była kupiecka, zaraz ją sobie przywłaszczył. Nie chcąc cierpieć trudów tak ciężkiej podróży i jazdy wierzchem, kazał syberianom nieść siebie na ręku; w miejscach niebezpiecznych wymagał po nich poświęcenia się dla siebie, jako pan rządził tymi ludźmi nienawykłymi słuchać nikogo. W razie nieposłuszeństwa brał się do szabli i rąbał, kilku pokaleczył, na koniec rozpędził wszystkich tak że karawana opuszczona przez świtę, trzy dni musiała stać na miejscu, aż dopiero niektórzy kupcy umiejący język jakucki, powłaziwszy na drzewa poczęli zwoływać rozproszonych, zaklinać ich na ich bogów i zdołali uprosić żeby wrócili. Cóż temu człowiekowi nadawało takie uczucie mocy? Oto ufność w potęgę swego cara. Nigdy on nie zwątpił o jego władzy tutaj, i polegając na niej sam czuł się władzą. Dla czegóż żaden Polak nie odważył się tak nastawić się Jakutom jak oficer rosyjski? Dla czego tenże jenerał Kopeć, który tylekroć dał dowody tęgości i męstwa, spokojnie pozwalał jednemu oficerowi rosyjskiemu prowadzić siebie? Pochodziło to stąd, że nie czuł on nad sobą idei, któraby miała siłę taką jak ta, co się wyobraża w carze rosyjskim.

Wielka to i tajemnicza rzecz ta siła narodowa, która rozchodząc się z jakiegokolwiek punktu środkowego, ożywia każdego członka narodu, nawet mimo jego wiedzy. Tak kiedy konfederacja Barska walczyła za niepodległość, sławny Beniowski znalazł w sobie siłę powstać przeciw rządowi rosyjskiemu, opanować osadę i utrzymać się w niej przez zimę. Podczas powstania Kościuszki wszczynały się poruszenia między Polakami zesłanymi na Sybir, chociaż nie wiedzieli o niczym, co się stało w ich kraju; po upadku zaś Polski nie objawił się już żaden podobny zamiar. Jeńcy francuscy, którzy jak trzoda dawali się gnać kilku kozakom, w chwilach zwycięstw Napoleona, pod Lutzen i Bautzen, poczęli knować spiski i zamyślali wybić się spod straży. Jakże więc wytłumaczyć to wszystko?

Filozofia tegoczesna, która uważa ludzi tylko jako bryłki zgarnione w ogół i poruszane machiną rządową, nie może nam rozwiązać tej ważnej zagadki. Ale fizyka nowożytna postrzega już związek tajemny między cząstkami jednej całości organicznej, a ogółem wyobrażającym ideę tych jestestw. Wiadomo na przykład, że soki roślinne, jak wino, w burzeniu się swoim okazują zjawiska odpowiednie tym, jakie dają się widzieć w życiu roślin, z których ten sok czasem przed stu laty był wyciśnięty. Wiadomo, że krzew północny przeniesiony na południe, puszcza liście i kwitnie zawsze współcześnie z rozwijaniem się swego gatunku na ziemi ojczystej. Brzoza, to drzewo poetyczne stron naszych, posadzone w Szwajcarii lub we Włoszech, długo na wiosnę stoi nagie wśród zazieleniałych migdałów i kasztanów; zauważono nawet, że prędsze albo późniejsze ciepło pory roku nie działa na nie wedle przypadku w tych krajach, ale tak, jak zachodzi pod rodzinnym niebem. Nie można tedy byłoby uczynić stąd wniosku, że kiedy tak mało ożywione jestestwa łączy wspólność ukryta, ludzie, te stworzenia posiadające największą i najsilniejszą masę życia, są związani z sobą daleko mocniej i głębiej? Teraz dopiero dają się pojąć owe wyrazy pieśni Legionistów: "Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy". Każdy bowiem człowiek, mający w sobie iskrę narodową, gdziekolwiek się znajdzie, skoro myśli, czuje, działa, może być pewnym, że w tejże chwili miliony współrodaków jego myślą, czują i działają podobnież co on. Ta spójnia niewidoma związuje każdą narodowość. Narodowość w najwznioślejszym rozumieniu tego wyrazu, znaczy posłannictwo narodu, znaczy powołanie pewnego zbioru ludzi wezwanych od Boga do spełnienia zamierzonego dzieła, sprzężonych obowiązkiem wzajemnego zastępowania się w pracy, połączonych tym prawem współżycia, które postrzegamy w historii naturalnej jestestw różnych i w historii dziejów ludzkich.

Jenerał Kopeć opowiada nam o drobnostkach życia domowego, o których nigdzie więcej wiadomości znaleźć nie można. Przypomnijmy teraz sobie pamiętniki wesołego naszego Paska: jaka to różnica w charakterze tych dwóch ludzi! Pasek, który nigdy nie płacze, któremu wśród niebezpieczeństw i przygód najcięższych, nawija się zawsze na myśl jakiś żart pocieszny, zdaje się należeć do innego narodu. Kopciowi dobyły się już łzy z piersi; więcej mu na myśl religia i moralność, więcej zajmuje się przyszłością ojczyzny, kiedy tamtego obchodziła tylko obecność. Taką to odmianę długie nieszczęścia zrobiły już w Polakach.

Kopeć za powrotem do kraju opowiadał często swoje widzenia i co w nich objawiło się jemu względem przyszłych losów Polski, ale otoczony generacją nie wierzącą, gdy całą te historię obracano w żarty, nie śmiał napisać w swym dzienniku.

Zrobiliśmy już dawniej uwagę, że Opatrzność karząc rzeczpospolitą polską za nadużycie życia politycznego, za niepomiarkowane wielomówstwo, skazała ją na długie i okropne milczenie. Tegoż samego środka użyła ona i przecie wybujałemu rozwijaniu inteligencji. Zsyłka na Sybir jest dalszym ciągiem tej metody obranej przez Opatrzność dla poprawy polskiego szczepu Słowian. Straszna, głucha Syberia jest razem krainą, gdzie się życie duchowe bardzo natęża. Wygnańcy i odcięci od społeczeństwa, skazani żyć samotnie, zgłębiać własnego ducha aż do dna, naturalnie musza ciągle zastanawiać się nad przeszłością, roztrząsać swoje sumienie. Historia jenerała Kopcia ukazuje się wkrótce powtórzona w historii Polski. Niezadługo potem zbieg okoliczności zmusił znaczna część narodu przejść kolej podobna do jego fantastycznej przygody: zbadać dzieje swojego kraju, zrobić rachunek sumienia narodowego, całe życie starodawnego ludu ujrzeć w jednym widzeniu od dzieciństwa do lat najpóźniejszych. Życie pustelnicze, życie z naturą i z sobą samym, słowem życie takie jak wygnańców na Syberii, odbija się dopiero w literaturze polskiej. Wszystkie te nieszczęścia spadłe na Polaków zdają się mieć to przeznaczenie, żeby ich oderwać od świata, zniszczyć wszystkie węzły, które dawniej przywiązywały ich do siły materialnej i intelektualnej, do wszystkiego, co stanowi potęgę ziemską, a znaglić aby weszli w siebie samych, z siebie samych wydobywali siłę.

Ten wpływ moralny daje się czuć i w życie politycznym. Można powiedzieć, że Syberia zbliżyła różne klasy narodu, poczęła ucierać przedziały stanów. Pan możny, szlachcic i włościanin, musza tam pracować zarówno, polują razem, żyją pod jednym dachem. Pycha, ten występek szlachty polskiej, to uczucie wyższości swojej nad każdego innego człowieka, odbiera szczególniej karę w wygnańcach. Szlachcic, ów podług Reja najdoskonalszy utwór na ziemi, traci tam nie tylko wszystkie swoje przywileje, ale nawet imię, staje się numerem. Jenerał Kopeć, potomek znakomitego rodu, nie mógł już czasem przypomnieć swego nazwiska.

Nieszczęścia wygnania zbliżyły także naród Polski z innymi szczepami Słowian. Nie byłoby inaczej sposobu zbliżyć Polaków do Rosjan. Naród niepodległy, wolny, dumny ze swoich swobód, cóż mógł mieć wspólnego z narodem niewolniczym, uciśnionym, nawykłym do jarzma od wieków! Jednych i drugich Opatrzność przywiodła tutaj do szukania nad panem ziemskim wyższego Pana, do spotkania się w tym samym uczuciu potrzeby pomocy Boskiej.

ADAM MICKIEWICZ.
Literatura Słowiańska.
Lekcje 6 i 10 maja 1942 r.


NB. Pierwsza edycja niniejszego dzieła wyszła w Wrocławiu 1837r., pod tytułem: Dziennik podróży Józefa Kopcia przez całą wzdłuż Azję, lądem od portu Ochocka oceanem przez wyspy Kurylskie do niższej Kamczatki, a stamtąd na powrót do tegoż portu na psach i jeleniach; i zawierała w sobie następującą przemowę wydawcy:

Autor tej podróży, Brygadier Kopeć, kreśląc w niej zdarzenia swego życia zamilczał to, co się domu jego i rodziny tyczy, i tym samym włożył niejaki na nas obowiązek zapełnienia tej, że tak powiem, szczerby w jego dziele.

Dom Kopciów, herbu Kroje, w Wielkim Księstwie Litewskim, bardzo starożytny, początek swój od Książąt Twerskich wywodzi. Dom ten przodkami się szczyci, którzy zasługami i cnotą torując sobie drogę do znaczenia, dostojne urzędy w kraju piastowali i z najpierwszymi rodzinami w związki familijne wchodzili. Wspominamy tu między innymi Wasila Kopcia, który od Stanów Litewskich odprawował w r.1563 poselstwo do Stanów Koronnych i przyczynił się do skojarzenia Unii między dwoma narodami, które odtąd wiernie zawartemu z sobą braterstwu, szczęście i klęski nieodstępnie dzieliły. Syn tego Wasila Łukasz, Kasztelan Brzesko-Litewski, pojął za żonę Katarzynę Firlejównę, Wojewodziankę Krakowską, i tym sposobem połączył się z pierwszymi rodzinami w Koronie. Brat jego Filon Kopeć miał za sobą Chreptowiczównę. Barbara Chodkiewiczówna, Kasztelanka Trocka, była za Wasilem Kopciem, Kasztelanem Nowogrodzkim. Córka tegoż Wasila Anna zaślubioną była Pawłowi Sapiesze. Wojewodzie Wileńskiemu, Hetmanowi Litewskiemu. Syn Wasila, Jan Karol Kopeć, był Wojewodą Połockim i zaślubił sobie Marię Lukrecję Księżnę de Strozzi, wdowę po Aleksandrze Radziwille, Marszałku Litewskim. Więcej jeszcze podobno szczyci się dom naszego Autora z tego, że Kopciówna była matką Księdza Wołowicza, który wyniesiony na biskupstwo Wileńskie w roku tysiąc sześćset szesnastym dał z siebie przykład wszystkich cnót, jakimi się Kapłan i obywatel zdobi.

Wspomniawszy o rodowodzie Autora naszego, powiedzieć nam jeszcze kilka słów należy o jego dziele. Opowiada on stylem dobitnym, lubo nie zawsze czystym, i towarzyszów swoich cierpienia i niedolę. Czytając podróż jego, głębokim ku Niemu uszanowaniem przejęci zostaliśmy z powodu rzadkiego umiarkowania, które się na każdej stronicy jego dzieła maluje. Kopeć nie oburza się nad złem obchodzenia się z nim; hasłem jego jest: tak Opatrzność chciała! Do jej świętej woli stosując się we wszystkim spokojnie znosi największe cierpienia.

Czytając jego podróż mimowolnie nam się na myśl nasuwa cnotliwy Silvio Pellico. To samo w dziełach obydwóch spostrzegamy umiarkowanie, to samo zdanie się na wolę Najwyższego, te same czyste i spokojne dusze.

 


DZIENNIK PODRÓŻY...

 ROZDZIAŁ I