LIST DO ALEKSANDRA H.

(Pisany na łódce Nilowéj)

 

Rozdzielił nas gościniec płynnego szafiru,

Ty w Tebach, ja dopiero wypływam z Kairu.

Spodziewałem się niegdyś, że miło nam będzie

Złączyć na Nilu skrzydła okrętów łabędzie.

Razem odwiedzać mumiów balsamiczne składy,

Razem oczy w nilowe rzucać wodospady,

I razem, jako dawniéj, kończyć spór zacięty

O cień Chrystusa, z drzewa przez Woltera zdjęty.

Dziś próżno cię wyglądam i próżno mię czekasz;

Wiatrem, który mnie niesie za tobą, uciekasz;

A twój brak tak mi serce w podróży oziębia,

Żem przedsięwziął do ciebie pisać przez gołębia.

Nad leniwą więc myślą używając musu,

Już zapisałem listem listek papyrusu.

Kupcząca ludzkim ciałem łódź płynąca z Nubii

Dostarczyła posłańca, co błękitem lubi

Nosić listy wracając pod rodzinne palmy;

Tak więc piszmy do siebie; przeczytawszy spalmy. -

 

A naprzód pytam ciebie, gdzie mułowy wrątek

Wezbranych fal na Nilu ma bieg i początek?

Bo gdym o tym rozmawiał z nadnilowym żeńcem,

Rzekł mi: "Nimfa, lotusów ustrojona wieńcem,

Siedząc smutna pod skałą czarnych Etyjopów,

Ostróżnie sączy dzbanem ojca naszych snopów;

Lecz kiedy się zapatrzy twarzą na kochanka,

Wtenczas z przechylonego Nil wybiega dzbanka,

Aż się na polach naszych strumieniem roztoczy". -

Powiedz mi, czy widziałeś tę nimfę na oczy?

Czy taka, jak wiezione z Ąbissy na przedaż?

Czy nie zostaniesz przy niéj? czy serca jéj nie dasz?

Lękam się, że ta nimfa, do zniknienia skora,

Z bliska widziana, w błotne zmieni się jeziora,

Z których każde w dolinie, bez kwiatów i drzewa,

Przez rok cały deszczami tropików nabrzmiewa,

Aż zwiększone ulewą i skalnymi ścieki,

Rzuci wszystko Nilowi gardłem białéj rzeki.

 

Wreszcie wszystko to twoje positive rozwiąże.

Ja wiem tylko, że dla mnie Nil dotąd rzek książę;

Piękny, kiedy błękitem żeni się z palmami,

Co stoją wiatrem lekko wahane nad wsiami;

Piękny, gdy pokazuje płaskie pustyń lądy,

Gdzie o słońca zachodzie przechodzą wielbłądy,

Mrówki pustyni: piękny dla oka poety,

Gdy stojące nad sobą białe minarety

Podwójne i w błękitach pokaże odwrótne;

Gdy ma senne bociany, jak za Polską smutne;

A jeszcze bardziéj oczy i duszę zachwyca,

Gdy w nim za-palmowego widzę wschód księżyca.

Piękność Nilu dla ciebie małą jest zaletą,

Którego Nilem wiodą Strabo i Manetho.

Epok nie mierzysz dniami ni wypadków calem:

Era Franków, gdy jeszcze cesarz był kapralem,

Małą dla ciebie, który dziś patrzysz z wysoka,

Daléj niż ludzie krótszéj pamięci i oka.

Ja także będę z tobą jak w rozmowie szczery;

Należę do liczących czas na krótsze ery.

Ja chcę prędkich rozkwitnień owoców i zgonów?

Gniewa mię nieruchomość długa faraonów;

Wolę dzisiéjsze czasy burzliwsze, choć dla nas

Król jest każdy jak dziwnie rosnący ananas:

Zerwiesz koronę, owoc odkąsisz - o wiośnie

Z korony odkąszonéj nowy król odrośnie.

 

Dla mnie rzecz mało ważna i z niczym ta sama,

Że Manes był zjedzony przez hipopotama;

Chciałbym tylko dziś widzieć królobójcze źwierze.

Mało dbam, że ze Wschodu przybyli pasterze

I laski zamieniwszy na berła lub dzidy,

Kładli na piasku kamień pierwszéj piramidy.

Że z Egiptu wygnani przez rodzime syny

Założyli w Judei straszne Filistyny;

I tam mniéj twardą sztuką stawiali budowy,

Kiedy je hardy Samson mógł rzucać na głowy.

Jednak widzę wypadek jeden... okiem wieszcza:

Mojżesz królowi wolę Jehowy obwieszcza!

Pomiędzy rzędem Sfinksów czoło wzniósł ogniste,

Król go słucha... nad królem słońce idzie mgliste,

Obłąkane w szarańczy zwichrzonéj motylu.

Tam daléj Nil - lecz zobacz, co niesie! - krew w Nilu!

Przy tronie faraona, z pokręconym słupem,

Stoją królewskie syny... jeden pada trupem.

Krzyczą matki, pobladły starych ludzi twarze -

Takich obrazów stary już świat nie pokaże.

 

Wielkie czasy, gdy w królów zaniesione lochy,

Z królewskich ciał nie mogły uczynić się prochy.

I stała się na ziemi Bogów różnodzielność!

I stała się na ziemi trupów nieśmiertelność.

I pod ręką ważących głazy robotników

Zaczynała się wieczność światowa pomników.

Na ziemi trup odbywał sądzenie Erebu,

Można było królowi zaprzeczyć pogrzebu:

A że znalazł się człowiek tak wielkiéj odwagi,

Świadczą w łonach piramid próżne sarkofagi.

Ten wniosek, może wniosków uczonych niebliski,

Rzuciłem w porfirowe umarłych kołyski,

Gdy wejściem pod sklepienia piramidy dumny

Przy świeczniku Araba zaglądałem w trumny.

A ty może zaprzeczysz, zdań uczonych różność

Rzucając w gadającą piramidy próżność;

I wielkie echa, ludzi nie mogąc przekonać,

Będą w łonie grobowym budzić się i konać.

 

Wyznam ci, że mi widać głębiéj i wyraźniéj

Gmachy, stawiane myślą w krajach wyobraźni;

Jakże się piękną zdaje przy dumań pochodni

Makbet, ta granitowa piramida zbrodni!

Ludziom na nią wchodzącym bledną z trwogi twarze.

Płaczesz nad piramidą nieszczęścia w Learze.

Z niczego, a zazdrością już szatana bliski

Otello, jak bodzące niebo obeliski.

Jeśli gmachy piramid miały otwór ciemny,

Skąd gwiazdy niebios człowiek wyśledzał tajemny,

W Szekspira gmachach równie zostawiona droga

Patrzącemu się oku na błękit i Boga.

 

Jako skarby zaklęte, strzeżone przez gryfy,

Stoją dotąd nie znane światu hieroglify.

Trup od wieków uśpiony, gdy zeń wieko spada,

Zdaje się, że w balsamach śpi i przez sen gada,

Lecz nie możesz zrozumieć! Z długimi przestanki

Idąc, prawie połowę drogi uszli Franki.

Już wiadomo, że w tamtą stronę czytać znaki,

W którą lwy ryte patrzą, w którą lecą ptaki.

Sto razy napisane Psametyk i Psychon

Wyświeciły dziwaczny wieków akrostychon,

Od zwyczajnego pisma narodów odrodek,

Zlany z liter, wyrazom trzymających przodek.

Lecz taki sposób pisma miał sobie zaletą,

Że pisarz mógł się zrobić w literach poetą.

Tak w imieniu wyrytym nad marmuru brusem:

L rycerskie lwem było - dziewicze lotusem.

 

Piękna dziś, gdy się skreśli na łonie błękitu,

Mumia myśli, z jednego wydęta granitu,

Strażniczka nie myślących grobowców od wieka,

Która na dawnych panów zbudzenie się czeka

Z dawnymi wspomnieniami! Kiedy patrzę na nią,

Chciałbym z tobą wiekową nurkować otchłanią;

Być tam, gdzie podpalmową zrobiła się chatką

Sais, będąca niegdyś Ateńczyków matką;

Pojąć, jak ci wychodnie, nazwawszy się Grecy,

Od mglistych horyzontów palmowych dalecy,

Smutni, że kolumn żywych brakowało oku,

Zaczęli ją z kamienia malować w obłoku;

Porównać Luksor z domem współczesnym Ewandra,

Egipt dać Persom, Persów bić przez Aleksandra;

Widzieć wojsko w egipskim pogrzebane pyle,

Króla synem Jowisza - i prochem w mogile.

I Egipt odkruszony w Ptoloméjów dłoni,

Laur naukowy długo noszących na skroni;

Aż zanurzeni w czasu i wypadków rzekę

Oddali się z berłami w cezarów opiekę.

 

I patrz, człowiek zrodzony w Tentyrze nad Nilem,

W rzymskiéj sadzawce walczy z wrogiem krokodylem?

Płaz olbrzymi nań leci, już go chwyta w paszczę,

Ilot nań wskoczył - zabił. Koloseum klaszcze.

Na płazie pokonanym usiada gladiator:

Palmy, Nil, kolumnowy kościół boskiéj Athor,

Żonę, dzieci i chatę przypomniał glinianą;

Na płazie, pod klaszczącą z żywych ludzi ścianą,

Oczy zakrył przed ludźmi czy przed słońca blaskiem,

I pojął, że się można urągać - oklaskiem.

 

Wzięty spomiędzy ruin, prochów, pogorzelisk,

Poszedł po obcych krajach błąkać się obelisk,

Wygnaniec, już jakoby samolub z kamienia,

Żebrakowi na czoło nawet nie da cienia!

Z nikim nie gada, stoi myślą w krajach ducha,

Gdy na księżyc fontanna rzymska pod nim bucha.

 

Dziś gorsi i podobni do Mojżesza plagi

Cudzoziemcy wynoszą z grobów sarkofagi,

Anglik dumny, w sterlingi zmienione na piastry

Rzuca trupy, trumiane bierze alabastry

I w Londynie zachwyca zgraję zadziwioną,

Wstawiwszy świecznik w próżne alabastru łono.

Rzekłbyś wtenczas, że wszystkie płaskorzeźby rusza

Chrystusową nauką ożywiona dusza,

Że pełny nauk, ciemną przyszłością straszliwych,

Grobowiec oświecony stał się lampą żywych.

 

"Nie ma go tu" - powiedział anioł Magdalenie,

Zazierającéj w grobu skrwawionego cienie,

Taką odpowiedź tobie Araby wyniosą

Z pustych katakumb; nie ma ich tutaj - lecz gdzie są?

 

Zamiast balsamu tego, co trupy przechował,

Chrystus nam łona naszych dusz nabalsamował;

I duszę ludzką duszą namaściwszy własną,

Uczynił ją na wieki niezgonną i jasną.

Już na palmie egipskiéj naukę zaszczepił,

Już się był tym balsamem Egipcjanin krzepił;

Już z grobowców nauki uczyniwszy pszczelnik,

Na Tebaidzie święty zamieszkał pustelnik,

Czyniąc mogiły wiary podobne latarniom,

Gdy Omar straszny głowom, gmachom i księgarniom,

Kraj, sto razy różnymi pługami przeoran,

Pod ognisty Proroka dał bułat i koran!

 

Lecz dosyć już, bo sądzę, nowy księżyc przyjdzie

Oświecać nas w grobowców pełnéj Tebaidzie;

Tam niech inni o życia rozmawiają fraszce,

Paląc świecę w pożółkłéj pustelnika czaszce.

My, chcąc pojąć, jak niegdyś żyli ludzie sławni,

Staniemy się myślami i rozmową dawni,

Aż się tak obłąkamy w wypadkowym lesie,

Jak w palmach biały gołąb, co ten list poniesie!

 


SPIS WIERSZY