AKT 2

 

(Plac w Brynicy. Na lewo starodawna drewniana bożnica o zamierzchłej architekturze. Przed bożnicą, nieco z boku wzgórek ze starym nagrobkiem: „Tu spoczywają nieskalani oblubieńcy, co oddali żywot za Świętość Imienia[1]. Roku 5408[2].Niechaj dusze ich wiecznego dostąpią żywota”. Za bożniczką uliczka, kilka małych domków, zlewających się z dekoracyą. Na prawo wielkie drewniane domostwo Sendera z gankiem. Za domem szeroka brama od podwórza, uliczka, kilka kramików, które zlewają się również z dekoracyą. Za kramami karczma, wielki ogród dworski i pałac dziedzica. Szeroka droga wiedzie w dół ku rzece. Na przeciwległym wysokim brzegu - cmentarz z nagrobkami. Na lewo mostek przez rzekę, młyn, bliżej łaźnia, przytulisko, na wzgórzu gęsty las. Brama podwórza Sendera szeroko otwarta. Na podwórzu długie stoły sięgające aż na plac. Przy zastawionych stołach jedzą łapczywie ubodzy, kaleki i stare kobiety z dziatwą. Posługacze i kuchty wychodzą z izby, niosąc wielkie półmiski potraw i kosze chleba, które podają do stołu. Przed kramikami i domkami siedzą niewiasty robiąc pończochy, nie spuszczają oczy z domostwa Sendera. Obywatele i młodzieńcy wychodzą z bożnicy, niosąc talis i tefilin i wchodzą do domków o kramów; inni przystają w grupkach. Z domostwa Sendera słychać muzykę, odgłos tańców i bezładną rozmowę. Wieczór. Na środku ulicy przed bożnicą, w atłasowej jupicy, założywszy ręce za sznur opasujący biodra, stoi Przybysz[3] w podeszłym wieku. Obok niego 2 batlon).

PRZYBYSZ (ogląda bożnicę)

Godną macie bożnicę...okazałą, światłość Boża na niej spoczywa. Pewnikiem z dawnych pochodzi czasów.

2 BATLON

Z dawnych, zamierzchłych wieków. Starcy powiadają, że ich dziadowie nie pamiętali, kiedy ją budowano.

PRZYBYSZ (zoczył nagrobek)

A to co jest? (podchodzi i czyta) „Tu spoczywają nieskalani oblubieńcy, co oddali żywot za Świętość Imienia, Roku 5408” Chosen z kałą zabici za Świętość Imienia?

2 BATLON

Gdy ciemięzca Chameluk[4], oby zczezła pamięć jego, napadł z kozakami miasto i wyrżnął połowę Żydów, zabił także chosena i kałę[5] w chwili, gdy wiedziono ich pod baldachim[6] ślubny. Pochowano ich tedy oboje w jednym kurhanie, tu, gdzie utracili życie. Od tego czasu zaś grób ten zowią „świętą mogiłą”. (cicho, jakby zwierzając tajemnicę) I zawsze, gdy rabbi udziela ślubu, dochodzą go westchnienia z mogiłki... U nas zaś od dawien dawna panuje zwyczaj, gdy młodzi wychodzą z pod baldachimu, tańczy się wokół mogiłki, aby uradować pogrzebionych oblubieńców.

PRZYBYSZ

Piękny zwyczaj! (Z podwórza Senderowego wychodzi Meir)

MEIR (zbliża się do nich, z zapałem)

Ale to ucztę narządzono dla ubogich! Jak długo mnie nogi niosą, takiej uczty nie widziałem!

PRZYBYSZ

Nie dziw, toć Sender jedynaczkę wydaje...

MEIR (z przejęciem)

Każdy dostaje kawał ryby, potem pieczyste, a na koniec jeszcze słodziutką marchewkę. A przed ucztą dzielono wódkę i pierniki! Przecie to mnogie tysiące kosztowało!

2 BATLON

Sender wie co czyni. Nic to, jeśli dostatnio nie uraczysz proszonego gościa. Tyle jeno, że się napuszy! Ale jeśli skrzywdzisz ubogich - wielkie to niebezpieczeństwo... Przecież nigdy wiedzieć nie można, kogo kryje łachman żebraka, może to nędzarz, a może nawet kto inszy, jeden z owych utajonych trzydziestu sześciu[7]...

MEIR

Dlaczego nie prorok Eliasz? Wszakże on zawżdy ukazuje się pod postacią nędzarza.

PRZYBYSZ

Nie tylko z ubogimi ostrożnie sobie poczynać należy. O żadnym człowieku wiedzieć nie można, kim jest, kim był w poprzedniem wcieleniu i gwoli czego na ten świat przyszedł. (Z uliczki na lewo wychodzi Meszulach z worem na plecach)

MEIR (zoczywszy Meszulacha podchodzi doń)

Szalom-alejchem[8] Znowuście do nas przybyli?

MESZULACH

Znów mnie do was posłano.

MEIR

Przychodzicie w dobrą porę, akurat na bogate weselisko.

MESZULACH

O weselu tem mówi cała okolica.

MEIR

A możeście gdzie po drodze spotkali ojców z panem młodym? Jakoś ich nie widać!

MESZULACH

Chosen jeszcze zarychło przybędzie. (Zbliża się do bożnicy. Przybysz, 2 batlon i Meir wychodzą na podwórze. Za stołami ukazuje się Leah w stroju ślubnym i po kolei obraca się tańcząc z każdą z ubogich staruszek. Te, które już tańczyły, wychodzą na plac i przystają w grupkach)

KOBIETA Z DZIECIĄTKIEM (ucieszona)

Z oblubienicą tańczyłam.

CHROMA

I ja także. Wpół ją objęłam, hi, hi!

GARBUS

Czemu narzeczona tańczy jeno z kobietami? I jabym ją chciał objąć i obrócić się w kółko he, he!

KILKU UBOGICH

He, he, he! (Na ganek wychodzą z izby Frade, Gitla i Basia)

FRADE (niespokojna)

Biedaż mi! Leinka jeszcze wciąż tańczy z ubogimi. Główka ją rozboli. Przyprowadźcież ją dzieweczki. (Siada na stołku. Gitla i Basia zbliżają się do Lei

GITLA

Dość już tańczyłaś Leinko. Pójdź!

BASIA

Główka cię rozboli. (Wespół z Gitlą biorą ją za ręce i chcą wyprowadzić)

UBOGIE NIEWIASTY (otoczyły Leę, z błagalnym, płaczliwym wrzaskiem)

Ze mną jeszcze nie tańczyła! Czy ja gorsza od tamtej? - Już calutką godzinę czekam! Puście mnie. Po Elce ja mam z nią tańczyć. - Z kulawą Jochną więcej jak dziesięć razy się obróciła, ze mną zaś ani razu! W niczem mi się nie wiedzie!

MEIR (wychodzi z podwórza i staje na stołku; na głos, śpiewnie jak marszelik[9])

Sam możny Sender oto prosi was:

U drzwi domostwa stańcie wszyscy wraz,

Dzisiaj, gdy w próg ten wejdzie młody zięć,

Każdemu groszy chce wydzielić pięć!

UBODZY (biegną skwapliwie na podwórzec, popychając się i tłocząc wśród wrzasków)

Pięć groszy!! Pięć groszy!! (Plac się opróżnia. Pozostały tylko Leah, Gitla, Basia i niewidoma staruszka)

NIEWIDOMA STARUSZKA (chwyta Leę)

Nie potrza mi jałmużny, tylko tańczyć chcę z tobą. Chocia jeden raz dokoła. Och, ostatni raz tańczyłam za młodu, czterdzieści lat temu, o jak ja wówczas tańczyłam! (Leah obejmuje staruszkę i obraca się z nią w kółko. Stara nie puszcza jej Jeszcze! Jeszcze! (Stara łapiąc dech, histerycznie) Jeszcze! Jeszcze!... (Gitla przemocą wyprowadza staruszkę na podwórze, poczem wraca i razem z Basią wiedzie Leę na ganek. Leah siada na stołku. Posługacze i kuchty zabierają stoły, zamykają wrota)

FRADE

Bladaś jak chusta Leinko, zmęczyłaś się?

LEAH (z zamkniętemi oczyma i głową odrzuconą w tył, mówi jak we śnie)

Otoczyły mnie, obejmowały, cisnęły się do mnie, dotykały zimnymi, kościstymi palcami... W oczach mi ciemniało, serce słabło... A potem uniósł mnie ktoś w powietrze, daleko, daleko...

BASIA (przestraszona)

Leinko! Zobacz, pogniotły ci, poplamiły sukienkę! Co teraz uczynisz?!

LEAH

Gdy narzeczoną zostawi się przed ślubem samą, przychodzą duchy i unoszą ją...

FRADE (przerażona)

Leinko! Co mówisz! Djabłów nie wolno wspominać. One kryją się po wszystkich kątach, we wszystkich szparkach i szczelinach. Wszystko widzą, wszystko słyszą, a czekają jeno, by ktoś wyrzekł ich plugawe imię. Wtedy nagle rzucają się na człowieka. Tfu! tfu! tfu!

LEAH (roztwiera oczy)

One nie są niedobre...

FRADE

Zbyt ufać im też nie wolno. Bo wnet swawolić gotowe...

LEAH (stanowczo)

Nianiu! To nie złe duchy nas otaczają, ale dusze ludzi, którzy przed czasem pomarli. To one widzą i słyszą wszyściuteńko, co czynimy lub mówimy...

FRADE

Bóg z tobą córeczko! Co pleciesz? Jakie dusze? Świetlane, czyste dusze ulatują do nieba i spoczywają w jasnym ogrojcu...

LEAH

O nie babuniu, one są pośród nas! (innym tonem) Nianiu! Człowiek rodzi się przecież na wielkie, długie życie. A jeśli umrze przed czasem, gdzie podziewają się nieprzeżyte dni jego życia? Jego radości i cierpienia? Jego myśli, których przemyśleć nie zdążył, jego czyny, których dokonać nie mógł? Gdzie podziewają się dzieci jego, których już wydać na świat nie zdołał? Gdzie podziewa się to wszystko? (zamyślona) Żył młodzieniec o wzniosłej duszy i głębokiej myśli. Długi żywot ścielił się przed nim... I nagle, w jednej chwili pękło pasmo jego życia. I przyszli obcy ludzie i pogrzebali go w obcej ziemi. (rozpaczliwie) Gdzież podziała się reszta jego życia? Słowa, które zamarły mu na wargach, modlitwy których nie dokończył?... Nianiu, jeśli świeca gaśnie, znów ją zapalą i dalej płonie do końca. Jakżeby mogła zgasnąć na wieki niewypalona świeca życia?

FRADE (potrząsa głową)

Nie wolno dziecinko myśleć o takich rzeczach! Najwyższy wie co czyni. A my ciemni nic nie wiemy. (Meszulach podchodzi niepostrzeżenie i przystaje za niemi)

LEAH (nie słuchając jej, z mocą)

Nie babuniu, życie ludzkie nie przepada. Jeśli ktoś umiera przed czasem, dusza jego wraca na świat, by dokończyć niespełnionych czynów, przeżyć resztę dni, niezaznane radości i cierpienia. (Pauza) Nianiu! Powiadacie, że o północy zmarli do bożnic modlić się przychodzą. Oni przychodzą dokończyć modlitw, których odmówić już nie zdołali. (Pauza) Matula moja pomarła młodo i nie przeżyła już tego, co jej przeznaczonem było. Pójdę więc dzisiaj na cmentarz prosić ją, by razem z ojcem powiodła mnie do ślubu. Ona przyjdzie, a potem zemną tańczyć będzie... I tak się dzieje z duszami, które przed czasem zeszły ze świata; między nami, lecz my ich nie widzimy, nie czujemy... (cicho) Nianiu, gdyby tak chcieć z całej siły, możnaby je zobaczyć, usłyszeć ich głos i zrozumieć co myślą... Ja wiem... (Pauza, pokazuje na mogiłkę) Ot tę świętą mogiłkę pamiętam od dziecka i znam oblubieńców w niej pochowanych. Już nieraz widziałam ich we śnie i na jawie i tak mi są blizcy, tak blizcy. (Zamyślona) Młodzi i piękni szli do ślubu, czekało ich długie, radosne życie. Aż tu nagle wpadli źli ludzie i oblubieńcy legli od siekiery. Pochowano ich pospołu w jednym kurhanie, aby na wieki zostali nierozłączeni. I podczas każdego wesela, gdy tańczy się wokół mogiły, wstają i radują się... (Wstaje i zbliża się do mogiłki. Frade, Gitla i Basia idą za nią. Rozpościera dłonie) O święci chosenie i kało! Proszę was, opuśćcie mogiłę, przyjdźcie na moje wesele i stańcie obok mnie pod baldachimem! (słychać skoczny marsz weselny. Leah krzyknęła przestraszona i zachwiała się)

GITLA (podtrzymuje ją)

Czegoś się tak przeraziła? To pewno narzeczony przybył i przy wjeździe do miasteczka muzyką go witają...

BASIA (wzruszona)

Pobiegnę i ukradkiem go obejrzę.

GITLA

I ja też. Później przyjdziemy ci powiedzieć, jak wygląda. Chcesz?

LEAH (potrząsa głową)

Nie...

BASIA

Ot, wstydzi się. Nie wstydź się głuptasku, nikomu nie powiemy. (Wychodzą szybko. Leah i Frade zwracają się ku gankowi)

FRADE

Oblubienica zawżdy prosi druchny, by ukradkiem obejrzały chosena, jak wygląda, czy jasny czy śniady.

MESZULACH (podchodzi bliżej)

Kało!

LEAH (zadrżała, odwraca się)

Czego chcecie? (Spogląda nań ze skupieniem)

MESZULACH

Dusze umarłych wracają na świat, wżdy nie jako duchy bez ciała. Dusza niejedna siłę wcieleń przejść musi, aż osiągnie oczyszczenie. (Leah przysłuchuje się z wzrastającą uwagą) Grzeszne dusze wcielone zostają w zwierzęta, ptactwo, ryby, a nawet zioła; same jednak oczyścić się nie mogą, czekają przeto aż człowiek prawy i świątobliwy wyzwoli je i podniesie z upadku. Inne zasię dusze wstępują w ciało nowonarodzone i osiągają oczyszczenie same, mocą własnych czynów.

LEAH (drżąca)

Mówcie! Mówcie dalej!

MESZULACH

A dusze wyklęte i błędne, które odpocznienia naleźć nie mogą, wstępują w obce żywiące ciało jako „dybuk” i tako osiągają oczyszczenie... (znika. Leah zdjęta grozą, jakby przykuta do miejsca, z izby wychodzi Sender)

SENDER

Czegoż tu siedzisz córeczko?

FRADE

Weseliła się, z ubogimi tańczyła a teraz odpoczywa.

SENDER

O! weselić się z ubogimi - to wielka zasługa wobec nieba! (Spogląda ku niebu) Już późno. Ojcowie z chosenem już przybyli. Czyście gotowe?

FRADE

Toć jeszcze musi pójść na groby.

SENDER

Idź córuchno, idź na mogiłę matki. (Wzdycha) Płacz i proś matulę na wesele. Powiedz jej, że chcę z nią razem poprowadzić do ślubu naszą jedynaczkę... Powiedz jej, że wszystko spełniłem o co prosiła mnie przed śmiercią i całe moje życie jeno tobie poświęciłem, wychowałem cię na prawą i czystą dziewicę. A teraz oddaję cię młodzieńcowi, uczonemu, bogobojnemu i z zacnej familii... (ociera łzy i ze spuszczoną głową kieruje kroki ku izbie. Pauza)

LEAH

Nianiu, czy wolno mi na cmentarzu prócz matuli także innych prosić na moje wesele?

FRADE

Jeno najbliższych krewnych. Zaprosisz dziadka reb Efroima, ciotkę Mirele...

LEAH

Jabym tak bardzo chciała poprosić jednego... Nie krewny.

FRADE

Nie godzi się dziecinko, inni zmarli gniewać się i skrzywdzić cię gotowi ...

LEAH

To nie obcy... On taki blizki

FRADE (cicho, przestraszona)

O... córeczko, ja się boję!... Powiadają że brzydką śmiercią pomarł... (Leah cicho płacze) No, nie płacz, nie płacz już, poproś go, biorę ten grzech na siebie... (przypomina sobie)... Ale nie wiem przecież, w którem miejscu pochowany a pytać nie godzi się.

LEAH

Ja wiem gdzie.

FRADE (zdziwiona)

Skąd wiesz?

LEAH

Widziałam we śnie mogiłę. (Zamyka oczy, w zamyśleniu) Jego też. Opowiadał mi, co się z nim dzieje... i prosił, bym na wesele go wezwała. (Wbiegają Gitla i Basia) GITLA, BASIA (razem, radośnie wzruszone)

Widziałyśmy go! Widziałyśmy go!

LEAH (wstrząśnięta)

Kogo?

GITLA

Chosena! Śniady! Śniady!

BASIA

Nie, jasny! Jasny!

GITLA

Chodź, jeszcze raz popatrzymy! (Wychodzą szybko)

LEAH (wstaje)

Nianiu! Chodźmy na cmentarz.

FRADE (smętnie)

Pójdź córeczko, och, och, och! (Leah ubiera czarny szal i wychodzi z Fradą uliczką na prawo. Przez chwilę scena pusta. Za sceną zagrała muzyka. Z uliczki na lewo wchodzą: Nachman, reb Mendel i Menasze, wystraszony, szczupły chłopczyna, z wielkiemi zdziwionemi oczyma; za nimi ojcowie i krewniacy przybrani od święta. Naprzeciw nim wychodzi Sender)

SENDER (podaje rękę Nachmanowi)

Szalom alejchem. Baruch haba! (Całują się. Sender wita i całuje Menaszego, poczem wita pozostałych) Jaką drogę mieliście?

NACHMAN

Ciężką, bardzo ciężką. Zmyliliśmy drogę i sporo czasu błądziliśmy w polu. Później ugrzązł nam wóz w bagnie i ledwośmy się wydostali. Owo wpadło mi na myśl, że to sprawka niedobrych duchów... Ale, dziękować Panu Bogu przyjechaliśmy jeszcze w porę.

SENDER

Jesteście pewnikiem zdrożeni, chcecie odpocząć.

NACHMAN

Nie czas na odpoczynek. Mnogo jeszcze spraw omówić wypada, posag, podarki, koszt wesela...

SENDER

Zgoda! (Obejmuje go wpół i przechadzają się po placu cicho rozmawiając)

REB MENDEL (do Menaszego)

Pamiętaj, przy stole masz siedzieć cicho i z miejsca się nie ruszać: oczy zaś skromny młodzian w dół ma spuszczone... A zaraz po wieczerzy, skoro tylko marszelik zawoła: „Chosen ma głos”, staniesz na stołku i zaczniesz mówić głośno i wyraźnie, śpiewnie zaciągając. Im głośniej będziesz krzyczał, tem lepiej. A nie wstydź się! Słyszysz?

MENASZE (mechanicznie)

Słyszę... (cicho) Rebe, ja się lękam...

REB MENDEL (przerażony)

Czego się boisz? A może przemowy nie pamiętasz?...

MENASZE

Pamiętam...

REB MENDEL

A więc czego się strachasz?

MENASZE (z bolem)

Nie wiem... Skoro tylko wyjechaliśmy z domu, trwoga mnie opadła; obce mi były sioła i miasta, przez które wiodła droga, jeszcze nigdy nie widziałem tylu obcych ludzi... Dreszcz mnie przejmuje, gdy oni patrzą na mnie... Boję się ich oczu... (zadrżał) Rebe! nic mnie tak nie przeraża, jak spojrzenie obcych oczu!

REB MENDEL

Odczynię ci urok...

MENASZE

Rebe! chciałbym zostać sam, ukryć się gdzie w kącie, a tu otaczają mnie ze wszystkich stron obcy ludzie. Musze z nimi mówić, odpowiadać... Jak gdyby mnie na szubienicę prowadzono! (z mistycznym lękiem) Rebe! A największy jeszcze zdejmuje mnie lęk przed nią... przed dziewicą!...

REB MENDEL

Zbierz siły! Przezwycięż trwogę, bo jeszcze broń Boże zapomnisz przemowę... Chodź, powtórzysz ją sobie w gospodzie (idą)

MENASZE

(ujrzał przed sobą świętą mogiłkę, zadrżał i chwycił reb Mendla za rękę) Rebe! A to co? Grób pośrodku ulicy!! (przystanęli i czytają szeptem nagrobek, poczem spuściwszy głowy wychodzą uliczką na lewo. Sender, Nachman i krewniacy wchodzą do domostwa. Z podwórza Senderowego wychodzą kolejno ubodzy, niosąc torby na plecach i kosztury w rękach. Milczący i posępni mijają plac i znikają w uliczce na lewo. Niektórzy przystają na chwilę)

WYSOKA, BLADA KOBIETA

Ot i po uczcie, jakby nigdy nic...

CHROMA STARUSZKA

Znaczyło się, że dadzą po talerzu rosołu, a tymczasem co?

GARBATA

Małe kromki chały[10]...

UBOGI NA KULACH

Taki bogacz! Niech go choroba ściśnie! Nie stać go na całą bułkę?

WYSOKA, BLADA KOBIETA

Mógł dać po kawalątku kury. Niechta, dla gości narządzono dość kur, gąsek i karmych jędorów...

NIEWIDOMA STARUSZKA

Wszystko jedno... tak czy owak robaki zjedzą ich po śmierci. Och, och, och! (wychodzą powoli. Scena przez chwilę pusta, poczem Meszulach zwolna kroczy przez plac i wchodzi do boźnicy. Ściemnia się. Kramarze zamykają sklepiki i odchodzą. W bożnicy i w domostwie Sendera błysły światła. Na ganek wyszli Sender, Gitla i Basia i rozglądają się wokoło)

SENDER (z niepokojem)

Gdzie Leah? Gdzie stara? Dlaczego ich nie widać tak długo z cmentarza? Czy się im, broń Boże, co złego nie przytrafiło?

GITLA, BASIA

Wyjdziemy im naprzeciw. (Z uliczki na prawo wychodzą spiesznie Frade i Leah)

FRADE

Prędzej, prędzej córeczko! Aj, jak my się spóźniły!... Dlaczego-m ciebie słuchała? Żeby nas tylko, broń Boże, jakieś nieszczęście nie spotkało.

SENDER

No, już idą! Czemu tak późno wracacie? (Z izby wychodzą niewiasty)

NIEWIASTY

A teraz niech oblubienica świece[11] zapali. (Wprowadzają Leę do izby)

FRADE (szeptem do Gitli i Basi)

Zemdlała mi na cmentarzu. Ledwo ją docuciłam!... Cała się trzęsę jeszcze...

BASIA

Toć z postu[12] jej serce osłabło.

GITLA

Bardzo płakała na grobie matki?

FRADE (czyni ruch ręką)

Nie pytaj, co tam się działo! (Ustawiono obok drzwi stołek, wyprowadzono Leę i muzyka zagrała. Z uliczki na lewo wychodzą Nachman‚ Menasze, reb Mendel i krewniacy. Menasze trzyma w obu rękach chustę i zbliża się ku Lei, by jej nakryć twarz[13]. Z bożnicy wychodzi Meszulach)

LEAH (zerwała z twarzy chustę i skoczyła z miejsca. Odepchnęła Menaszego i krzyczy)

Nie tyś mój chosen!! (Wielkie zamieszanie, wszyscy otaczają Leę)

SENDER (wstrząśnięty)

Córeczko! Córeczko! Leinko! Co się dzieje z tobą?

LEAH (wyrywa się, podbiega ku mogiłce rozpostarłszy ręce)

Święci chosenie i kało, brońcie mnie, ratujcie mnie (pada, podbiegają i podnoszą ją. Rozgląda się dziko wokolo i krzyczy nie swoim, męskim głosem) A! a! Pogrzebaliście mnie! Lecz ja wróciłem do niej, do niej przeznaczonej i nigdy już jej nie opuszczę! (Nachman podchodzi do Lei. Lea krzyknęła mu w twarz) Chameluk!!

NACHMAN (drżąc)

Zmysły postradała.

MESZULACH

W kałę wstąpił dybuk. (zamieszanie)

(Zasłona).


[1]Za Świętość Imienia - śmierć męczeńska.

[2]5408 - wedle rachuby żydowskiej od stworzenia świata; chrześcijańskiej 1648.

[3]Przybysz - pewna kategorya batlonim odwiedza nieproszona wszystkie wesela. Ugaszczanie tych nędzarzy wielce charakterystyczne, stanowi wedle etyki religijnej dobry uczynek.

[4]Chameluk - Chmiel, Bohdan Chmielnicki. Rok 1648 wskazuje na ówczesne rzezie na Rusi.

[5]Kała - narzeczona, oblubienica, panna młoda.

[6]Baldachim ślubny - ślub odbywa się pod baldachimem rozpiętym na czterech drążkach.

[7]Utajonych trzydziestu sześciu - 36 sprawiedliwych, którzy jako wtajemniczeni w istotę Boga, stanowią symboliczne filary świata, bez którychby runął. Wierzenie ludowe każe szukać ich między gminem i wśród nędzarzy. 36 - święta liczba (patrz monolog Chonena w 1 akcie).

[8]Szalom-alejchem - „Pokój z wami” powitanie.

[9]Marszelik - wesołymi rymami kieruje weselem i zabawia gości.

[10]Chała - pleciona bułka wypiekana na święta i uroczystości.

[11]Świece - zapalanie świec z odpowiedniem błogosławieństwem w dnie świąteczne należy do religijnych obowiązków kobiety.

[12]Z postu - oblubienica pości przez cały dzień przed ślubem.

[13]By jej nakryć twarz - zwyczajowa część obrzędu ślubnego.

 

AKT PIERWSZY

DYBUK

AKT TRZECI