Nr 6, z 6 lutego 1904

Do duchów wskrzeszonych

"W państwie pruskim nie ma Polaków, są tylko Prusacy mówiący po polsku."

"Jedyną drogą do przyszłości dla poddanych pruskich mówiących po polsku jest jak najprędsze i zupełne zgermanizowanie się."

"Niech poddani pruscy, mówiący po polsku, zniemczą się całkowicie, wtedy rząd ich równouprawni z innymi obywatelami kraju."

"Nie odstąpimy nigdy, nie damy sobie wydrzeć i nie pozwolimy na wyodrębnienie narodowe dzielnic z dawna germańskich, później należących do byłej Rzeczypospolitej Polskiej, a ostatecznie odzyskanych naszą krwią i podniesionych naszą kulturą."

,,W ziemie Poznańskiego, Prus Wschodnich i Śląska musi głęboko zapuścić korzenie las niemiecki, bo to jest gleba przez Opatrzność dla niego wybrana."

"Naszym prawem jest rozkazywać, a ich obowiązkiem słuchać."

Zmartwychwstańcie, duchy czterech Potockich, biskupów Krasińskiego i Rybińskiego, wszystkich wreszcie "patriotów" z końca XVIII wieku, i słuchajcie! Tak mówią ci, których przodkowie zaledwie przed trzystu kilkudziesięciu laty otrzymali wspaniałomyślną łaską królów polskich prawo niepodległego istnienia! Tak mówią ci, których przodkowie przed stu kilkunastu laty zapewniali nas o swojej serdecznej przyjaźni. I wy wierzyliście tym zapewnieniom, ogłosiliście je nawet za dogmat "patriotyzmu". Pamiętacie wszakże (w roku 1788), król pruski nazwał się w swej nocie "najdawniejszym sprzymierzeńcem Rzeczypospolitej", na co Suchodolski zawołał w sejmie: "Nota pruska to wolność!" Wszakże ten rozkochany w Polakach monarcha chciał z nimi zawrzeć "wieczyste przymierze" i przysiągł, że chce dla nich spełniać tylko "dobre usługi". Z najświętszą zgrozą oburzał się na pogłoskę przypisującą mu wrogie zamiary i zaręczał, że "byłby pierwszy do oparcia się nowemu podziałowi Polski. Spodziewam się - pisał - że to oświadczenie, uspokajające umysły, zbije odgłos, który krzywdzi mój osobisty charakter i sprzeciwia się moim zasadom i uczuciom ku narodowi polskiemu!" 5 Ach, jak wy upajaliście się tymi słowami! Z takim zachwytem powtarzaliście ustęp z listu Fryderyka Wilhelma do Lucchesiniego: "Więcej ja zrobię, niż Polacy mają prawo ode mnie wymagać, możesz więc usunąć ich obawy." Przecież to o biskupie Rybińskim mówi Kitowicz: "Jeżeli kto się poważył powiedzieć przy nim, że alians z królem pruskim nie jest potrzebny, a tym bardziej że jest niepożyteczny, zaraz się rozżarzał żarliwością, jak gdyby mu kto ognia za nadry nasypał." Wreszcie Stanisław August, który najdłużej opierał się ściślejszemu związkowi z "pośrednikiem narodów", przyznał ostatecznie: "Jeżeli pójdziemy z królem pruskim grzecznie, z kawalerską, że tak powiem, poufałością, to króla tego zdewinkuje i sprawi, że on sam potępi i odrzuci radę tych, którzy zastarzałą, a już dziś zhańbioną [!] polityką za jedyny grunt własnych awantażów zakładają szkodę sąsiada." Czy to wszystko przypominacie sobie, duchy członków stronnictwa "patriotycznego"? Przypominacie sobie, jak Fryderyk Wilhelm i jego posłowie przekonywali was w długich rozmowach i pismach, że możecie bez obawy i skrupułu oddać Prusom Gdańsk i Toruń, że to ustępstwo będzie raczej formalne niż istotne, że ono Polsce przyniesie olbrzymie korzyści, a sąsiadowi - tylko wygodę, niezmiernie kosztowną? Jakże niewiele brakło, ażebyście mu byli ofiarowali ten podarek! Z jakąż wzgardą odpieraliście podejrzenia tych, którzy w was budzili niewiarę do umizgów Mefistofelesa pruskiego! To nic nie znaczy, dowodziliście, że on w najważniejszych sprawach ogranicza się tylko na "zobowiązaniach słownych", trzeba postępować z nim "grzecznie", a ten "kawaler" nie zawiedzie. Prawda, nie wiedzieliście, że sidłający was Lucchesini po zawarciu traktatu pisał do swego pana: "Teraz, kiedy już mam w ręku tych ludzi i kiedy przyszłość Polski jedynie od naszych kombinacyj zawisła, kraj ten posłużyć może WKMości za teatr wojny i zasłonę od wschodu dla Śląska albo też będzie w rękach WKMości przedmiotem targu przy układach pokojowych. Cała sztuka z naszej strony jest w tym, aby ci ludzie niczego się nie domyślali i aby nie mogli przewidzieć, do jakich ustępstw będą zmuszeni w chwili, gdy WKMość za swe usługi zażądasz od nich wdzięczności." Prawda, że "domyślność" i "przewidywanie", czyli zdolność polityczna była najsłabszym nerwem naszej działalności jako mężów stanu. Ale ostrzegawcze znaki wydobywały się na wierzch.. Ten sam Lucchesini rzekł do Stanisława Augusta w przystępie szczerości: "Przyznam, że my, Prusacy, krzywdzimy was, ale jeśli Polska z nami aliansu nie zrobi, to my jeszcze bardziej was. krzywdzić będziemy, a do kogóż będzie miała rekurs sama jedna, bez żadnego sprzymierzeńca?" Król przecie tego wyznania nie zataił. Zresztą sam wódz "patriotów", Ignacy Potocki, poznawszy propozycje traktatu, zawołał: "Za wodę rzeczną chce on wina Bordeaux, a Bóg wie, ile zażąda, gdy nam poda Madery!" Mimo tych przeczuć, spostrzeżeń, zastanawiających objawów, całą gromadą połykaliście zdradziecką wędkę z przynętą czułych słów i krzyczeliście w uniesieniu: tak nam lekko stąpać pod przyjacielską opieką króla pruskiego! Zobaczcie w teraźniejszości, czym się stała ta opieka i przyjaźń. Poznajcież katechizm polityki pruskiej względem Polaków, którego każde przykazanie kończy się groźbą zagłady; przeczytajcie mowy parlamentarne i artykuły dziennikarskie krzyżackich Katonów, których każdy wywód kończy się wnioskiem: "praeterea censeo Poloniom delendam esse"; posłuchajcie najbrutalniejszych obelg, jakimi oni bez powodu i miary raczą swych niewolników za waszego czasu tytułowanych braćmi. Dowiedzcie się, że lud polski na Śląsku w ustach fabrykantów niemieckich nazywa się "polską świnią lub polskim bydłem", a jego język jest według nich "podłą gwarą". Nieszczęsne mary, czy wy pojmujecie okropność waszej omyłki? Czy miałybyście odwagę żyć teraz śród jej następstw?

Jednakże my was nie oskarżamy tak dalece, jak by upoważniały skutki waszego błędu. Rzeczywiście można było i należało okazać więcej rozwagi, więcej rozumu politycznego, bo przecie już wtedy były wydane pisma Fryderyka II, a w nich jego szczere wyznania samolubstwa, które miały dostarczyć reguł praktycznych jego następcy; już za waszego życia środki i cele polityki pruskiej były dosyć odsłonięte, a liczne jej matactwa uwidoczniły się w losach waszego narodu. Tak jest, ale znowu na waszą obronę przyznać trzeba, że najdalej sięgające i najpodejrzliwsze jasnowidztwo nie mogło przewidzieć, że stanie się to, co się stało i dziś staje. Niemcy były bądź co bądź szczepem oświeconym i szły ku przyszłości szybkim krokiem rozwoju kulturalnego. Nikt więc nie mógł przypuszczać w końcu XVIII wieku, że one za lat sto cofną się. Właściwie nawet nie jest to cofnięcie się, lecz zboczenie na taką drogę, na której żaden naród cywilizowany nigdy nie był. Bo na całym globie ziemskim, oprócz Prus, nie ma dziś państwa, w którym by rząd surowo karał innoplemiennych swych urzędników za używanie języka ojczystego w stosunkach prywatnych i rodzinnych. Na całym globie ziemskim, oprócz Prus, nie ma państwa, w którym by rząd nie pozwalał swym innoplemiennym urzędnikom składać oszczędności w bankach i kasach, założonych przez ich rodaków. Na całym globie ziemskim, oprócz Prus, nie ma państwa, w którym by rząd zakazywał doręczania listów adresowanych w języku swych innoplemiennych poddanych. Na całym globie ziemskim, oprócz Prus, nie ma państwa, w którym by najwyższy sąd skazywał na grzywny ojców innoplemiennych, posyłających swe dzieci do wyższych zakładów naukowych za granicę. Na całym globie ziemskim, oprócz Prus, nie ma państwa, w którym by redaktorzy innoplemienni za wykroczenie prasowe zakuwani byli od razu w kajdany przed wyrokiem. A takich odrębności można by wyliczyć jeszcze więcej. Ze one kiedyś przygniotą i rozmiażdżą "przytulonych do łona" pruskiego Polaków, o tym nie śnili nawet przeciwnicy uwiedzionych przez kusicieli Fryderyka Wilhelma w Polsce. Są to nieprawdopodobieństwa leżące poza obrębem najpomysłowszej w potwornościach wyobraźni.

Chociaż więc ofiarom polityki pruskiej w dzielnicach dawnej Rzeczypospolitej Polskiej muszą ciągle stawać przed oczami duchy grzesznych fatalną naiwnością "patriotów" złowionych w sidła Hertzbergów, Lucchesinich i Goltzów, jednakże nawet w największym rozżaleniu i bólu nie skazalibyśmy ich na powtórne życie w obecnych warunkach, do których wytworzenia nieopatrznie przyczynili się. Taka nauka byłaby dla ich winy zbyt bolesną. Ale przerwać na chwilę spokój ich snu wiecznego i ukazać im widok udręczenia ich potomków - to godziłoby się, ażeby wróciwszy do ziemi, wypowiedzieli jej swe żale, od których by ona zatrzęsła się.

 


LIBERUM VETO