Nr 13 z 28  marca 1896

Wiosna i jej zwiastuny. - Co jest w niej najbrzydsze. - Modne damy i zmarnowana przez nie praca mężczyzn. - Rewolucja przeciw kobietom. - Zawzięte spory z niewątpliwym wynikiem. - Oświetlenie i tramwaje elektryczne, i orkiestra warszawska. - Upodobania naszego kapitału i nasze zdolności organizacyjne.

Skończyliśmy wspaniały poemat pt. Natura i znowu zaczynamy czytać pierwszy jego rozdział "Wiosna". My nie mamy jeszcze prawa nazwać przyrody swoją księgą mądrości, bo jej dotychczas całkowicie nie rozumiemy, możemy tylko ją nazwać poematem, bo dopiero się nią zachwycamy. Jak wszystkie wielkie dzieła, i to nigdy nie powszednieje, i nie nudzi, chociaż ciągle do niego wracamy. Człowiek, który by wyznał, że już mu obrzydły jaskry i kaczeńce, bzy i fiołki, śpiewy słowika i skrowronka, majowe deszcze, bladozielone liście, woń świeżo zoranej ziemi, zasługuje na to jedynie, ażeby go żywcem wrzucić do kompostu. Takiemu zgniłkowi nie dałbym noża i zapałki w obawie, ażeby kogoś nie zarżnął lub nie podpalił, nie powierzyłbym mu pod opiekę ślepego psa, ażeby go nie zagłodził, nie uczyniłbym go stróżem, służącym, posłańcem, nie zaufałbym mu nawet po najuroczystszej przysiędze, że nie połknie korka lub gąbki. Anegdota opowiada, że pewien Żyd nie chciał jechać z chłopem, zauważywszy, że ten nie zdjął przed krzyżem czapki. Ja bym nie przejechał przez las z furmanem, który rzekłby usłyszawszy słowika:

- To się drze, psiakość.

Ktoś mi zaręczał, że złodzieje nie lubią wiosny i lata z powodu krótkich nocy. Nie mogłem sprawdzić tego faktu, przypuszczam natomiast, że żaden z nich nie zgodziłby się na wieczną noc zimową, chociażby w niej mógł kraść do syta. I wynaturzenie się człowieka ma swoje granice, poza którymi chyba leży zupełna obojętność na wdzięki przyrody. Jeżeli zaś są ludzie, którzy tak daleko zaszli, trzeba ich wrzucić do kompostu, ale trzeba ich zarazem uznać za bardzo nieszczęśliwych.

Mamy tedy wiosnę, którą już nawet reporterowie uroczyście stwierdzili zobaczywszy w oknach sklepów spożywczych sałatę. Wprawdzie mówią oni sobie w duchu, że jest to wiosna podła, marna, niewarta pamięci, bo nie dała im ani jednego wylewu i spuściła na rzekach lody ostrożnie jak Żyd niezaasekurowane tratwy, ale ostatecznie trudno jej nie uznać, skoro termometr pokazuje kilkanaście stopni ciepła, magistrat brukuje ulice, panie spacerują pod parasolkami, a rzadkiewki pojawiają się w najskromniejszych restauracjach. Dla rzetelnego warszawiaka i jego mistrza, ogłaszającego w "Kurierach" pory roku, są to dowody nieodparte.

Wiosna ma tylko jeden szczegół brzydki - modną kobietę. Oko cierpi zarówno zranione kolcem, jak dotknięte szpetnym widokiem. Często powtarzany w sądach estetycznych frazes, że twory rzeźby greckiej są dla nas, którzy przewyższyliśmy starożytnych pod każdym względem, wzorami "niedoścignionymi", byłby grubą niedorzecznością, gdyby nie nasze nadobne, urocze i eleganckie "damy". Żaden Fidiasz, żaden Michał Anioł nie zdołałby wydobyć piękności z tych istot, których nie mógłby ani rozebrać, gdyż powstrzymane w rozwoju ciała są niekształtne, ani ubrać, bo są w swych strojach poczwarne. Co największy geniusz pocznie wobec tych skurczonych stóp, zeschłych łydek, przewężonych gorsetami u dołu, a zapadniętych u góry torsów, lub wobec tych cudacznych kapeluszów, przybranych wiązką ptaków, tych ogromnych worków na rękach, tych spódnic lejkowatych, tych bawolich grzywek i żydowskich pejsów? Apollo nie wyzyskałby takiego modelu dla sztuki. Ile razy tedy słońce roześmieje się wiosną i tchnie ciepłymi powiewami, oczekując zmartwychwstania uroków przyrody, jednocześnie uczuwamy dreszcz na myśl o tym, co też jeszcze obrzydliwszego wynajdzie moda dla kobiet i czym one pastwić się będą nad naszymi oczami. Bo jak się ubiorą w każdym nowym "sezonie", to może być wątpliwym, ale że ubiorą się szkaradnie, to nie ulega wątpliwości. Dlatego stanowią zawsze plamę na wspaniałym płaszczu wiosny.

Mężczyźni zrobili już wiele buntów i stoczyli wiele walk, ale dotychczas nie podjęli rewolucji bardzo potrzebnej - przeciwko kobietom. Już jeżeli one koniecznie chcą być nieukształcone, bezczynne, próżne, zamiłowane w ozdobach zewnętrznych, niechże sobie będą. Czemu wszakże te stare dzieci mają oszpecać się za pieniądze mężczyzn, którzy przecież za tę ofiarę mogą wymagać od nich gustu! Usuwam z tego pytania ludzi płci żeńskiej, myślących, pracujących, przyjmujących udział w trudach i postępach świata, będących jakąś cyfrą w jego poważnych rachunkach, pytam tylko te ogoniaste, bufiaste, ufryzowane i wymalowane bawidła: jeżeli one nie umieją nawet ładnie ubrać się, to czy warte są istnienia na ziemi? Mężczyźnie, bogatemu i rozrzutnemu panu, podobało się znaczną część owoców swej pracy poświęcać żywej lali - taka jego fantazja, ale niechże przynajmniej ta lala da zadowolenie jego oczom, niech swą modę powierzy jakimś mistrzom dobrego smaku - malarzom, estetykom - ale nie zwyczajnym krawcom i fabrykantom, którzy jej narzucają swoje pomysły niedołężne lub wariackie. Niegdyś mówiono, że najpiękniejszym tworem natury jest kobieta, dziś powiedzieć trzeba, że najbrzydszym tworem natury jest kobieta modna. Tylko mężczyzna może i powinien przywrócić jej straconą urodę, ale tego nie zrobi, bo ona po części już i jemu smak popsuła. Gdyby on był dawnym Grekiem, mającym wrażliwe i mocne poczucie piękna, rzekłby do niej:

- Dosyć tego, mój elegancki koczkodanie! Ja nie będę pracował w biurze, kantorze, fabryce po dziesięć godzin dziennie, nie będę wyczerpywał swoich sił, rujnował zdrowia, ażebyś ty mogła robić z siebie czupiradło. Jeżeli pragniesz mieć parę wron lub wieżę z wstążek na głowie, zamiatać kurz z ulic dwoma łokciami tkaniny jedwabnej lub wełnianej, udawać tiurniurą Hotentotki z naroślami tylnymi, to na tę przyjemność zarób sobie sama.

Och, jakże prędko moda nauczyłaby się artyzmu! Niestety, on jej tego nie powie, gdyż albo pod jej wpływem przytępił w sobie zmysł piękna, albo, znużony daremną walką, tak zobojętniał na wybryki "baby", że nie zaprotestowałby, gdyby ona w swych uszach zamiast kolczyków zawiesiła ogonkami dwie myszy, a na głowę wsadziła konewkę.

Zaiste, rzecz dziwna! Zdawałoby się, że kobieta, która tak długo nie uczestniczyła w rozwoju cywilizacji i stanowiła w niej pierwiastek bierny, powinna piastować ideał piękna, że skazana na to, aby się ubierać, stworzy wysoki artyzm stroju. Tymczasem - nie. Po dwudziestu kilku wiekach rozmyślań i starań w tym kierunku, o ile nie korzysta z męskich wzorów rzeźby i malarstwa, robi z siebie straszydło. Unika cudactw tylko zwyczajna chłopka i robotnica lub kobieta ukształcona do miary pełnego człowieka. Dwa te krańce przedstawiają też największą wartość społeczną.

Nie każdemu zapewne wiadomo, że modne panie są zapamiętałymi przeciwniczkami światła elektrycznego, które podobno jest im "nie do twarzy". Jakkolwiek płeć brzydka liczy się wielce s tym wymaganiem pięknej i dobrze wychowany mężczyzna powinien zgodzić się na to, że dwa razy dwa jest dwa tysiące, leżeli to przypada do twarzy eleganckiej damie, jednakże na tym punkcie będziemy musieli być niegrzeczni. Obecnie toczy się spór o to, czy oświetlenie i tramwaje elektryczne mają być połączone w jednej stacji i w jednym przedsiębiorstwie, czy też w dwu. Moim zdaniem, jest to dysputa scholastyczna, czyli mielenie słów na plewy: bo tak czy owak, w każdym razie oba te interesy dostaną się w ręce kapitalistów zagranicznych, a czy na nich zarabiać będzie tylko towarzystwo belgijskie, czy też belgijskie i holenderskie lub niemieckie, to dla nas jest obojętnym. Nieobojętnymi są jedynie dochody kasy miejskiej i wydatki spożywców - ogółu. Jeżeli Menelik abisyński da magistratowi korzystne warunki, a publiczności tanie światło i tanią jazdę tramwajową, głosuję za Menelikiem, który nawet byłby dla mnie sympatyczniejszym niż jezuici belgijscy, obdzierający nas za pomocą kolei konnej. A może ktoś przypuszcza, że zawsze mądre poniewczasie kapitały krajowe chwycą się elektryczności? Przy każdym nowym przedsięwzięciu ekonomiczno-finansowym rodzi się u nas z popiołów ta sama legenda, która widuje gruszki na wierzbie, a która zapewnia, że nasi milionerzy "tym razem" nie pozwolą sobie wydrzeć dobrego kęsa. Wkrótce jednakże okazuje się, że pozwolą, gdyż l) ród starych Steinkellerów, Leopoldów Kronenbergów itp., ludzi śmiałych, pomysłowych, energicznych, wygasł bezpotomnie i 2) nasz kapitał ciągle jeszcze marzy o procentach lichwiarskich. Dla niego otrzymywać 5 lub 7 procent z interesu, to "faules Geschäft"; dopiero od 10 zaczyna się "odrzucanie przyzwoite". Ponieważ zaś oświetlenie i tramwaje elektryczne to nie szynk lub lombard prywatny, którego wysokie zyski są pewne, więc nasz kapitał "potrzebuje się namyśleć", tj. "potrzebuje się schować". [...]

 


LIBERUM VETO